RocznicaIWWvol3

11 listopada 1918 r. w lesie Compiègne, delegacje państw ententy i Niemiec podpisały układ rozejmowy, kończący konflikt, nazywany kiedyś Wielką Wojną, a obecnie I wojną światową.  Pozostaje on jednym z najjaskrawszych przykładów destrukcyjnego i barbarzyńskiego charakteru kapitalizmu w jego imperialistycznej fazie. Powodowane nieograniczoną chciwością swoich klas rządzących, wielkie europejskie mocarstwa postanowiły popełnić zbiorowe samobójstwo, ciągnące za sobą dziesiątki milionów ofiar zabitych i okaleczonych w walkach, zmarłych z biedy i chorób wywołanych wojną, pozbawionych domów i środków do życia. Choć od zakończenia I wojny światowej minęło ponad sto lat, charakter stojącego za nią systemu nie zmienił się wiele. Imperializm pozostaje jednym z największych przekleństw ludzkości, zbierających swoje krwawe żniwo na wszystkich kontynentach. Niewiele zmieniły się również kłamstwa, którymi imperialiści maskują rzeczywiste, klasowe interesy stojące za wywoływanymi przez nich barbarzyńskimi rzeziami. Nadal przez wszystkie przypadki odmieniają słowa „naród”, „ojczyzna”, „patriotyzm” itp. Mówią o „sprawiedliwej wojnie” i „prawie do obrony”. Czasami dorzucą też coś o „demokracji” i „wolności”, które są zagrożone, trzeba ich bronić, walczyć o nie, czy je eksportować. Wszystkie te puste hasełka i slogany służyły i służą nadal tylko i wyłącznie otumanianiu klasy robotniczej, posyłanej na śmierć w imię interesów swoich wyzyskiwaczy. Mało które wydarzenie w historii pokazuje ten fakt tak jasno, jak I WŚ. Poznanie jej historii bez wątpienia może więc pomóc w lepszym zrozumieniu współczesnego świata. Dlatego też, gorąco zachęcamy do zapoznania się z naszym tekstem, który powstał jako wstęp i zachęta do głębszego zapoznania się z marksistowską analizą Wielkiej Wojny i związanych z nią rewolucyjnych wydarzeń.             

Charakter wojny światowej

Na początku XX w. kapitalizm wyczerpał już cały swój postępowy potencjał. Sam z siebie przeobraził się we własną karykaturę i stał się jedynie kamieniem u szyi ludzkości, nieubłaganie ciągnącym ją na dno. Na płaszczyźnie ekonomicznej wyrażało się to w rosnącym stopniu akumulacji kapitału w nielicznych rękach, skutkującym powstaniem ogromnych monopoli, które czyniły kompletną fikcją „wolnorynkową” konkurencję (tak hołubioną nieustannie przez liberałów). W sferze polityki natomiast stan ten objawiał się w postaci pętającego cały świat imperializmu. Największe mocarstwa (z najwyżej rozwiniętymi gospodarczo Wielką Brytanią i Francją na czele) powodowane czystą kapitalistyczną kalkulacją (ubraną często w płaszczyk żałosnych teorii rasowych i „misji cywilizacyjnych”), bezlitośnie narzucały swoją dominację słabiej rozwiniętym częściom świata (Azji, Polinezji oraz w największym stopniu Afryce). Imperialiści znajdowali tam źródła tanich surowców, nowe rynki zbytu dla swoich towarów oraz miejsca do inwestycji kapitału. Nie trzeba chyba dodawać, że odbywało się to kosztem śmierci, cierpień i wyzysku dziesiątek, jeśli nie setek milionów mieszkańców tych regionów (by przytoczyć tylko dla przykładu belgijskie ludobójstwo w Kongu czy brytyjskie obozy koncentracyjne dla Burów, będące miejscem śmierci dziesiątek tysięcy internowanych, głównie dzieci). Ilość potencjalnych kolonii była jednak ograniczona, a przewagę w wyścigu o nie uzyskały te potęgi, które wystartowały wcześniej. Najbardziej „poszkodowane” w tym światowym podziale łupów było Cesarstwo Niemieckie, które zjednoczyło się dopiero w 1871 r. Niemieccy kapitaliści musieli więc zadowolić się jedynie okruchami z kolonialnego tortu, co oczywiście nie mogło im się podobać.

W miarę jak zamykały się kolejne kierunki imperialnej ekspansji, europejskie mocarstwa zaczynały patrzeć chciwie na siebie nawzajem. Wspomniane Niemcy chciały oczywiście kolejnych kolonii. Francja odzyskania utraconych na ich rzecz w 1871 r. Alzacji i Lotaryngii. Austro-Węgry usiłowały rozciągnąć swoją dominację na Bałkanach, przez co wchodziły w konflikt z mającą tam również swoje interesy Rosją, pragnącą rozwijać się również kosztem słabnącego Imperium Osmańskiego. Włochy miały swoje roszczenia wobec monarchii Habsburgów, jednocześnie czując się w pewnym momencie zagrożone przez Francję. Wielka Brytania ze swoją pozycją najsilniejszego wówczas, globalnego imperium pragnęła oczywiście zachowania status quo. Ta sytuacja międzynarodowa doprowadziła do wykształcenia się systemu wzajemnych powiązań i sojuszy, przeradzających się w końcu w bloki polityczne – trójporozumienie (Wielka Brytania, Francja, Rosja) i trójprzymierze (Niemcy, Austro-Węgry i Włochy). Wybuch wojny między imperialistycznymi potęgami stawał się więc nieunikniony, o czym świadczyły kolejne, wybuchające regularnie, międzynarodowe kryzysy. Biorąc więc pod uwagę charakter znajdujących się na kursie kolizyjnym państw, nikt o choćby cieniu krytycznego spojrzenia, nie mógł mieć wątpliwości, że wojna między nimi będzie niczym innym jak czysto reakcyjnym konfliktem o nowy podział łupów, wojną między właścicielami niewolników o nowych niewolników.

Międzynarodowy ruch robotniczy w przededniu wojny był pozornie potężną przeciwwagą dla dążących do rozlewu krwi klas rządzących. Odwołujące się do marksizmu partie miały masowy charakter i skupione były w ramach II Międzynarodówki, której przewodnią i najliczniejszą częścią była Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD). Jednak w ruchu zauważalne od jakiegoś czasu były już objawy zepsucia, wyrażające się w postawie oportunizmu (niewychodzenia poza ramy burżuazyjnego państwa i coraz dalszych ustępstw wobec oczekiwań klas rządzących), czego najjaskrawszym przykładem był rewizjonizm Eduarda Bernsteina, który odrzucał kompletnie rewolucyjną treść marksizmu i chciał podporządkowania dążeń ruchu robotniczego realiom kapitalizmu. Jednak do samego momentu wybuchu wojny najważniejsi przywódcy II Międzynarodówki (z Karlem Kautskym na czele) w swoich oficjalnych deklaracjach wyrażali zdecydowany sprzeciw wobec wojny i gotowość sięgnięcia po metody rewolucyjne w przypadku jej wybuchu.

Wielka Rzeź

Iskrą, która dała początek piekłu wojny światowej, był udany zamach przeprowadzony przez serbskiego nacjonalistę Gavrilo Principa na następcę habsburskiego tronu Franciszka Ferdynanda, w Sarajewie 24 lipca 1914 r. W reakcji Austro-Węgry, mające poparcie Niemiec, wysunęły daleko idące żądania wobec Serbii, której rząd wiązały z organizacją terrorystyczną stojącą za zamachem. Mimo ich niemal całkowitego przyjęcia przez Serbów monarchia Habsburgów uznała niepełną zgodę za wystarczający pretekst do wypowiedzenia wojny. W ciągu następnych miesięcy w polityce międzynarodowej zadziałał efekt domina. Kolejne państwa ogłaszały mobilizacje i wypowiadały sobie wojny. Koniec końców, przeciwko sojuszowi państw centralnych: Niemiec, Austro-Węgier, Imperium Osmańskiego i Bułgarii stanął blok ententy: Wielkiej Brytanii, Francji, Rosji oraz szeregu innych państw, m.in. Japonii (budującej swoją imperialną pozycję na Dalekim Wschodzie). Również Włochy, związane do niedawna sojuszem z Niemcami, skuszone potencjalnymi zdobyczami terytorialnymi kosztem Austro-Węgier, przystąpiły do wojny po stronie ententy w 1915 r. W trakcie wojny, do ententy dołączały również kolejne państwa, których klasy rządzące wyczuwały potencjalne korzyści z wysyłania podporządkowanych siebie „współobywateli” na rzeź. Najbardziej chyba absurdalnym był przypadek Rumunii, której światli przywódcy zdecydowali w sierpniu 1916 r. o przyłączeniu się do ententy i dokonaniu inwazji na Transylwanię (należącą do monarchii Habsburgów). Poskutkowało to ich kompletną porażką już na początku grudnia 1916 r. i okupacją kraju przez państwa centralne. Stany Zjednoczone przez pierwsze lata konfliktu zachowywały neutralność, a rządzący nimi, z prezydentem Woodrowem Wilsonem na czele, usta mieli pełne pacyfistycznych sloganów. Nie przeszkadzało to im w handlu z obiema stronami i zarabianiu na toczącej się rzezi. Eksport do państw ententy był jednak wielokrotnie bardziej zyskowny. Kiedy więc, w wyniku prowadzonej przez niemiecką marynarkę wojny podwodnej, szlaki handlowe zostały zagrożone, amerykańska klasa rządząca podjęła decyzję o podjęciu bohaterskiej wyprawy do Europy w obronie „wolności”.

Walczące ze sobą imperialistyczne mocarstwa, mobilizując społeczeństwa do wojny w imię zysków kapitalistów, posługiwały się łudząco podobną retoryką. Idący na rzeź żołnierze mamieni byli bajkami o „obronie ojczyzny”, „interesie narodowym” i „patriotyzmie”. Aparaty propagandowe gotowe były również odczłowieczać przeciwników, siać nienawiść narodowościową i podsycać najniższe, barbarzyńskie zachowania. Wysłani na front (często zatrważająco młodzi) mężczyźni z klas wyzyskiwanych, bardzo szybko i brutalnie przekonać mieli się, ile ich życia znaczą dla „narodowych przywódców” chodzących na pasku burżuazji. Skaczący sobie do gardeł imperialiści, osiągając szczyty hipokryzji, lubili także instrumentalnie posługiwać się hasłami o „wyzwoleniu narodów” (Brytyjczycy walczyli o wolność Belgii, a państwa centralne obiecywały Polakom państwowość). Wszyscy ciemiężcy małych narodów nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienili się w ich obrońców, dziwnym przypadkiem akurat tych konkretnych, które znajdowały się pod butem przeciwnika. Potęgi kolonialne dla celów swojej krwawej awantury wykorzystywały również podporządkowaną sobie ludność afrykańską czy azjatycką, której konsekwentnie odmawiały człowieczeństwa, mobilizując ją do wojska czy pracy w przemyśle zbrojeniowym.   

Postawa partii zrzeszonych w II Międzynarodówce wobec faktycznego wybuchu wojny okazała się kompletną i karygodną kompromitacją o katastrofalnych skutkach. Ich większość, na czele z niemiecką socjaldemokracją, wbrew wcześniejszym deklaracjom, zdradziła sprawę międzynarodowej klasy pracującej i przyjęła postawę socjalszowinizmu (zawieszenia walki klasowej w imię poparcia „narodowych interesów” swoich rządów, będącego faktyczną kapitulacją przed burżuazją). Socjaldemokraci, którzy zaakceptowali militaryzm i głosowali w parlamentach za kredytami wojennymi, otworzyli drogę do powszechnej imperialistycznej rzezi. Niektóre elementy ruchu próbowały lawirować, odwołując się do naiwnego pacyfizmu, niemogącego w żaden sposób zatrzymać rozkręcającego się szaleństwa. Jedynie najlepsze części robotniczego przywództwa (reprezentowane np. w Niemczech przez Różę Luksemburg, a w Rosji przez Włodzimierza Lenina) pozostały wierne prawdziwemu, rewolucyjnemu marksizmowi, wzywając do przekształcenia reakcyjnej, imperialistycznej wojny w wojnę domową, uciskanych przeciwko uciskającym. Jednak wobec niesprzyjających warunków i wszechobecnej, nacjonalistycznej histerii pozostawali oni na razie w mniejszości i bez większego wpływu na bieg wypadków.

Działania wojenne w Europie Zachodniej rozpoczęły się od niemieckiej ofensywy, w której trakcie kajzerowskie wojska, przez terytorium Belgii (której opór został szybko złamany) zaatakowały Francję i pomaszerowały na Paryż. Jednak z powodu szybkiej mobilizacji sił francuskich (wspieranych przez brytyjskie) i zagrożenia rosyjskim atakiem ze wschodu (wymuszającym przerzucenie części sił), plan niemieckich dowódców, liczących na błyskawiczne zwycięstwo na zachodzie zawiódł. Front utknął w miejscu, a Francję od kanału La Manche do Alp przecięła linia okopów. Walki miały tam z tego powodu przybrać wyjątkowo wyniszczający, pozycyjny charakter. W ciągu kolejnych lat wojny generałowie obu stron (wykazując się wyjątkową niekompetencją połączoną z kompletnym brakiem poszanowania dla życia podległych im żołnierzy), próbowali przełamać linie obrony przeciwnika lub wykrwawić go w wielkich, powtarzanych wciąż ofensywach (m.in.: Ypres, Verdun, Somma). Natarcia te niosły za sobą gigantyczne straty ludzkie (sięgające czasami setek tysięcy ofiar) i mizerne korzyści militarne (linie frontu przesuwały się co najwyżej o kilka kilometrów). W Europie Wschodniej wojna przybrała znacznie bardziej manewrowy charakter. Nie oznacza to oczywiście, że była tam w jakikolwiek sposób bardziej cywilizowana. Walczące armie państw centralnych i Rosji operowały na bardzo dużym terytorium (obejmującym głównie tereny dzisiejszych Polski, Białorusi, Ukrainy i państw bałtyckich). W wyniku ich działań (również przynoszących ogromne straty, szczególnie w armii rosyjskiej) duże połacie ziemi zostały spustoszone, a życia ich mieszkańców (często zmuszonych do masowej ucieczki) zrujnowane. Na Bałkanach Austro-Węgry przy wsparciu Bułgarii, po początkowych trudnościach podbiły do końca 1915 r. Serbię, po czym front (poza wspomnianym epizodem rumuńskim) ustabilizował się na wysokości greckich Salonik. Kampania ta również pociągnęła za sobą setki tysięcy ofiar wśród żołnierzy i cywilów. Również na froncie włoskim toczono krwawe i wyczerpujące walki w trudnych, górzystych terenach alpejskiego pogranicza włosko-austriackiego. W rejonie Kaukazu Imperium Osmańskie walczyło z Rosją, a rządzący nim tureccy nacjonaliści kozłem ofiarnym za niepowodzenia na froncie uczynili mniejszość ormiańską, a w rozkręconym przez nich ludobójstwie wg szacunków zamordowano ok. 1,5 mln osób. Ziemie tureckie były również miejscem bitwy o Gallipoli, jednej z najbardziej spektakularnych porażek państw ententy, których dowództwa wysłały dziesiątki tysięcy swoich żołnierzy na samobójczą misję opanowania cieśnin czarnomorskich. Walki toczyły się także na Bliskim Wschodzie, gdzie Brytyjczycy najechali osmańskie prowincje (wykorzystywali przy tym niepodległościowe aspiracje ludności arabskiej, o których szybko zapomnieli po zwycięstwie). Wojna dotknęła też afrykańskie kolonie europejskich mocarstw (gdzie niemieckie siły, wykorzystujące ludność tubylczą prowadziły działania partyzanckie przez cały okres konfliktu, a nawet krótko po zawieszeniu broni) oraz (choć w minimalnym stopniu) Daleki Wschód i Pacyfik, gdzie Japonia opanowała na początku konfliktu niemieckie kolonie. Globalny system kapitalizmu globalnie objawił swój barbarzyński charakter. 

Stłoczeni w okopach frontu zachodniego żołnierze egzystować musieli w uwłaczających ludzkiej godności warunkach. Sprowadzeni zostali do roli „mięsa armatniego” i setkami tysięcy ginęli w kolejnych bezsensownych ofensywach. Również na co dzień narażeni byli na utratę życia w wyniku ostrzału artyleryjskiego, ataków strzelców wyborowych czy szerzących się w okopach chorób. Podczas działań wojennych na szeroką skalę stosowano nowe rodzaje broni (m.in. karabiny maszynowe, gazy bojowe, czołgi czy miotacze ognia), które, poza tym oczywiście, że stanowiły źródło zysków dla produkujących je koncernów, to w niespotykanym wcześniej stopniu niszczyły ludzkie ciała i pozostawiały ogromne urazy psychiczne. Nawet w tych straszliwych warunkach ludzie, wbrew najmocniejszym staraniom imperialistów, nie rezygnowali ze swojego człowieczeństwa, odrzucając wpajaną im szowinistyczną propagandę. Żołnierze często wyłącznie pozorowali strzelanie, celując w powietrze, wbrew bezdusznym rozkazom pozwalali na działanie medykom przeciwników i zbieranie przez nich ciał poległych, oraz coraz częściej z każdym rokiem tej krwawej łaźni, kwestionowali rozkazy oficerów. Najpiękniejszymi przykładami tej czystej, międzyludzkiej solidarności są, stale powtarzające się na różnych frontach, przypadki bratania się w okopach, stanowczo i brutalnie zwalczane przez dowództwa wojskowe. Kłamstwa imperialistów upadały pod własnym ciężarem. Działo się tak nie tylko na froncie, ale też w społeczeństwach walczących państw. Klasa robotnicza, biorąca na siebie, spychający ją w nędzę, ciężar krwawych ekscesów klasy kapitalistycznej, zaczynała budzić się z wojennego letargu i kierować swój wzrok w stronę prawdziwych wrogów. Pierwsza jaskółka zmian, mających wstrząsnąć starym porządkiem świata, przyszła z Rosji, gdzie 8 marca (23 lutego wg kalendarza juliańskiego) 1917 r., masowe strajki i demonstracje w Piotrogrodzie, zostały wsparte przez żołnierzy i doprowadziły do obalenia caratu. Te wydarzenia, nazywane rewolucją lutową, skutkowały lawinowym powstawaniem Rad Delegatów Robotniczych i Żołnierskich (będących wyrazem samoorganizacji klasy pracującej) oraz przejęciem sterów aparatu państwa przez Rząd Tymczasowy (będący w istocie organem burżuazji, uzurpującej sobie kierowniczą rolę w rewolucji przeprowadzonej przez robotników). Był to początek okresu dwuwładzy i intensywnej walki klasowej, która niedługo doprowadzić miała do wybuchu Rewolucji Październikowej.

Wybuch społeczny w Rosji w naturalny sposób miał ogromny oddźwięk na frontach Wielkiej Wojny. Przykładem rewolucyjnych tendencji docierających szybko na zachód był bunt armii francuskiej z wiosny 1917 r. Dziesiątki tysięcy żołnierzy, przejawiając otwarcie internacjonalistyczne i socjalistyczne przekonania, odmówiło wykonywania bezsensownych rozkazów i wymusiło wstrzymanie działań ofensywnych na wiele miesięcy. Rzeźnicy w generalskich mundurach zdołali stłumić te rozruchy dopiero masowymi represjami. W tym samym czasie, w okopach frontu wschodniego regularnie dochodziło do sytuacji bratania się zrewoltowanych żołnierzy rosyjskich z niemieckimi, którzy szybko podchwytywali ich hasła. Niemieckie dowództwo wykorzystując moment rozstroju imperium Romanowów (ale również w obawie przed rozprzestrzenieniem się rewolucyjnych nastrojów w kajzerowskiej armii) kontynuowało natarcie, wdzierając się daleko w głąb niedawnego Cesarstwa Rosyjskiego. Z drugiej strony, stojący na czele Rządu Tymczasowego pseudosocjalista Aleksander Kiereński chciał zaskarbić sobie przychylność zachodnich imperialistów, kontynuując rozlew krwi żołnierzy, zmuszonych do udziału w kolejnej krwawej i nieudanej ofensywie. Prawdziwy przełom i zakończenie szaleństwa przyniosła dopiero Rewolucja Październikowa. Bolszewicki rząd na czele z Leninem, chcąc zapewnić wycieńczonemu społeczeństwu upragniony pokój, a także wobec kompletnej rozsypki carskiej armii (Armia Czerwona wówczas jeszcze nie istniała) zmuszony był do podjęcia pertraktacji pokojowych z niemieckimi imperialistami. Lew Trocki, będący delegatem bolszewików na rozmowy w Brześciu Litewskim, starał się je możliwie przeciągnąć, licząc na nadejście rewolucyjnych zrywów również w Niemczech i Austro-Węgrzech. Choć nadzieje te miały okazać się uzasadnione, trzeba było jeszcze na nie poczekać. Dlatego też, stojąc przed rozkręcającą się kontrrewolucją i wspierającymi ją interwencjami państw ententy, bolszewicy zmuszeni byli w tamtej chwili podpisać rozejm, zakładający dalekie ustępstwa terytorialne na rzecz kajzerowskich Niemiec. 

Zakończenie walk na wschodzie pozwoliło niemieckiej generalicji z Erichem Ludendorffem i Paulem von Hindenburgiem na czele, na koncentrację sił do desperackiej próby przełamania impasu na froncie zachodnim. Rozpoczęła się ona w marcu 1918 r.  Niemcom rzeczywiście udało się wówczas przełamać linie obrony przeciwników. Jednak zdemoralizowana kajzerowska armia nie zdołała zdobyć Paryża. Poniosła ogromne straty i wystawiła się na kontrofensywę armii ententy (potężnie wzmocnionej siłami amerykańskimi), która nastąpiła 8 sierpnia, wypierając nieubłaganie niemieckie wojska w stronę przedwojennych granic Rzeszy. Katastrofa była kompletna. Sojusznicy Niemiec po kolei kapitulowali. W tych okolicznościach w niemieckich portach, wśród marynarzy zaczęły rozchodzić się plotka o planach samobójczego ataku na brytyjską flotę. Dała ona początek potężnemu wybuchowi społecznemu, mającemu wstrząsnąć całym Cesarstwem Niemieckim, obalając jego dotychczasowy ustrój.

Rewolucja Niemiecka

Bunt rozpoczął się 3 listopada 1918 r. w Kilonii, a następnie ogarnął inne portowe miasta, dając początek Rewolucji Niemieckiej. Do rewolucyjnych marynarzy przyłączały się tłumy proletariuszy i proletariuszek. Brali oni władzę we własne ręce i samodzielnie organizowali się w Radach. Ciała te, podobnie jak w Rosji, organizowane były nie w ramach sztucznych podziałów geograficznych, ale w faktycznych, żywotnych punktach władzy ekonomicznej: zakładach pracy, fabrykach, biurach czy gospodarstwach. Po latach wyrzeczeń, biedy i trudów narzuconych w imię kontynuowania krwawej łaźni, niemiecka klasa pracująca wyzbyła się złudzeń wobec „spawy narodowej”, „patriotyzmu” czy „jedności ojczyzny” i tak jak ich towarzysze i towarzyszki w Rosji rok wcześniej, powstała przeciwko swoim prawdziwym wrogom. W następnych dniach rewolucyjna fala docierała do kolejnych ośrodków, gdzie wydarzenia przybierały podobny obrót. Wreszcie, 9 listopada również w stolicy Cesarstwa, Berlinie powołano Rady Robotnicze i Żołnierskie. Klasa robotnicza całych Niemiec na własne oczy przekonywała się, jak wielka moc spoczywa w jej zjednoczonych rękach. Stary porządek sypał się wśród śpiewów „Międzynarodówki”, spadały narodowe, cesarskie flagi, zastępowane czerwonymi sztandarami. 

Sytuacja ta wywołała oczywiście olbrzymie przerażenie wśród niemieckich klas rządzących i ich pachołków z SPD, przebierających się za „robotniczych przywódców” (którzy tak dobrze sprawowali się w trakcie wojny). Wiedząc, że nie zdołają siłą zmiażdżyć tak potężnego ruchu rewolucyjnego, postanowili go oszukać i powoli zdusić. Na pożarcie rzucony został cesarz Wilhelm II (ten „ojciec narodu” musiał z podkulonym ogonem uciekać z kraju). 9 listopada jeden z liderów SDP Phillip Sheideman ze stopni Reichstagu ogłosił powstanie w Niemczech „demokratycznej republiki” (niedługo potem, w kontrze do niego Karl Liebknecht wezwał do utworzenia Niemieckiej Republiki Socjalistycznej). Co zabawne drugi przywódca socjaldemokratów – Friederich Ebert (wyznaczony na premiera nowego burżuazyjnego państwa) gwałtownie skarcił Sheidemana za jego deklarację, nawet zniesienie monarchii było zbyt dalekim krokiem dla tego ograniczonego czczym legalizmem umysłu. Kontynuowanie wojny było w takich warunkach wewnętrznych oczywiście niemożliwe i państwo niemieckie musiało przystać na surowe warunki zawieszenia broni z 11 listopada. Wobec zniknięcia zewnętrznej presji niemiecka burżuazja przy pomocy swoich marionetek przystąpiła do rozprawy z rewolucją.  

Niestety, większość robotników nadal silnie identyfikowała się z SPD, co ułatwiło zadanie skorumpowanym liderom partii. Niemieccy rewolucyjni marksiści nie mieli na tyle silnej i wrośniętej w masy organizacji, jak bolszewicy w 1917 r., a konsolidować zaczęli się dopiero w trakcie rewolucji. Smutny wynik tego starcia jest nam znany. Dzięki oszukańczemu lawirowaniu między obietnicami demokratycznych i socjalnych reform z jednej a silnym poparciem kapitalistów, militarystów, obszarników i najbardziej reakcyjnych elementów społecznych z drugiej strony, burżuazyjnym klakierom z SDP udało się przejąć kontrolę nad sytuacją, przygasić rewolucyjny zapał proletariatu i przystąpić do likwidacji jego najbardziej świadomych i postępowych części.

Przywódcy niemieckiej klasy robotniczej byli bezceremonialnie zabijani na zlecenie socjaldemokratycznego rządu. Wspominani wcześniej Róża Luksemburg i Karl Liebknecht (wraz z wieloma innymi wybitnymi marksistami) zostali w końcu brutalnie zamordowani przez degeneratów z tzw. Freikorpsów (protofaszystowskich bojówek powołanych przez gabinet Eberta), po klęsce robotniczego powstania na przełomie 1918 i 1919 r. Ogień rewolucji tlił się jeszcze w wielu ogniskach (jednym z ostatnich była Bawarska Republika Rad), które były jednak sukcesywnie duszone przez kontrrewolucyjny rząd. Dojrzałym owocem zwycięstwa tych „umiarkowanych reformatorów”, „demokratów” i „wielbicieli wolności” z SDP, którzy tak dzielnie bronili Niemiec przed „bolszewicką anarchią”, miało być hitlerowskie wynaturzenie. Ostateczna klęska Rewolucji Niemieckiej, nie zmienia jednak faktu, że miała ona kluczowe znaczenie dla powstrzymania wojennego szaleństwa w 1918 r., a jej doświadczenia pozostają pouczającym przykładem dla dzisiejszej klasy pracującej. 

Rewolucyjna fala a niepodległość Polski

Wykrwawione wojną społeczeństwa przebudziły się z otumanienia nie tylko w Cesarstwie Rosyjskim i Rzeszy Niemieckiej. Rewolucyjne wrzenie ogarnęło na kilka następnych lat w zasadzie cały kontynent. Archaiczny twór, jakim było Cesarstwo Austro-Węgierskie, rozsypał się niczym domek z kart. Doniosły przykład Węgierskiej Republiki Rad (istniejącej między marcem a sierpniem 1919 r.) z Belą Kunem na czele (przy wszystkich jej niedociągnięciach i błędach) pokazuje dobitnie, jak postępowy potencjał tkwił w burzących stary porządek ruchach. We Włoszech, burżuazji udało się uratować swoją pozycję przed bojowo nastawioną klasą robotniczą wyłącznie dzięki wsparciu się na faszystach Benita Mussoliniego (masowym, reakcyjnym ruchu zubożałego drobnomieszczaństwa i lumpenproletariatu). Te rewolucyjne tendencje widoczne były również w rzekomo zwycięskich imperiach, Wielkiej Brytanii i Francji, gdzie przykładowo robotnicy portowi, w akcie internacjonalistycznej solidarności, blokowali transporty broni dla sił zwalczających Rewolucję Październikową.  

Wiatr zmian dotarł również na ziemie polskie, bardzo mocno wyniszczone przez działania wojenne. Również tutaj, wobec wycofywania się armii niemieckiej i powstania próżni władzy, proletariat zaczynał brać sprawy we własne ręce. Niestety, podobnie jak w Niemczech, najliczniejsza polska organizacja robotnicza – Polska Partia Socjalistyczna (PPS), od dawna przeżarta była nacjonalizmem i socjalszowinizmem. Liderzy PPS-u (tacy jak Ignacy Daszyński czy Jędrzej Moraczewski), którzy stanęli na czele pierwszego, ogólnopolskiego rządu (nazywającego siebie „robotniczo-włościańskim”) z jednej strony mydlili oczy klasie pracującej rewolucyjną retoryką i symboliką oraz ograniczonymi reformami, a z drugiej dążyli do porozumienia z polskimi klasami rządzącymi i utworzenia burżuazyjnej republiki, w której ucisk mas mógłby być kontynuowany pod płaszczykiem „demokratycznych swobód”. Tak właśnie kończą się mariaże farbowanych socjalistów z „patriotyzmem”. 11 listopada 1918 r., przybyły dzień wcześniej do Warszawy niedawny oficer habsburskiej armii Józef Piłsudski, otrzymał faktyczną funkcję przywódcy „narodowego” państwa polskiej burżuazji z rąk Rady Regencyjnej (marionetkowego organu powołanego przez władze okupacyjne państw centralnych, o kompetencjach i horyzontach politycznych kółka różańcowego), uradowani tym socjalszowiniści z PPS-u natychmiast pospieszyli do niego z wiernopoddańczymi hołdami. Rocznicę właśnie tego doniosłego aktu świętujemy w dzisiejszej Polsce jako odzyskanie „niepodległości”. Rząd Piłsudskiego w ciągu następnych miesięcy przystąpił do systematycznej pacyfikacji rewolucyjnych robotników i powstających z ich inicjatywy Rad Delegatów, w czym aktywnie pomagali mu zdrajcy z PPS-u. Prawdą jest, że w tamtym momencie polskie masy pracujące nie osiągnęły wystarczającego stopnia organizacji i świadomości, by przeprowadzić udaną rewolucję, choć tendencje w tym kierunku były jak najbardziej widoczne. Zostało to wykorzystane przez posługujące się nacjonalizmem klasy rządzące. Ułatwiła im to również relatywnie słaba pozycja polskich marksistowskich rewolucjonistów. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski uformowała się późno, kiedy wypadki nabrały już rozpędu i popełniała wiele błędów (lekceważąc chociażby mocno kwestię narodową), uniemożliwiających jej uzyskanie poparcia wystarczająco szerokiego, by podjąć skuteczną walkę z burżuazją i jej lokajami. Wydarzenia w ówczesnej Polsce są kolejnym przykładem, jak pod płaszczykiem „demokracji”, a nawet „socjalizmu”, słudzy kapitału są w stanie mamić masy, przecierając wyłącznie drogę burżuazyjnym nacjonalistom. Konsekwencje zawierzenia tym fałszywym liderom robotniczym mogą być dla klasy pracującej wyłącznie opłakane. Pokazuje to dalszy los II Rzeczypospolitej, która szybko pozbyła się choćby pozorów demokratyzmu i przekształciła w skorumpowaną, urzędniczo-wojskową dyktaturę, stojącą na straży kapitalistycznego wyzysku i krwawo tłumiącą wszelki opór przeciwko niemu. 

Wnioski na dziś i jutro

Konsekwencje Wielkiej Wojny wstrząsnęły potężnie podstawami kapitalizmu. System jednak przetrwał. Stało się tak w ogromnej mierze przez zdradę starych partii socjaldemokratycznych, które do reszty odcięły się od marksistowskich korzeni i stały się jeszcze jednym filarem dla dyktatury burżuazji (rolę tą pełnią zresztą do dziś). Gdy w końcu rozwiał się wojenny pył pokrywający Europę, a rewolucyjna fala zaczęła opadać, jedynie kierowana przez bolszewików klasa robotnicza Rosji trzymała w rękach faktyczną władzę. Klęska rewolucji w wysokorozwiniętych państwach (szczególnie w Niemczech) skazała młody Związek Radziecki na międzynarodową izolację. W połączeniu z zacofaniem ekonomicznym i cywilizacyjnym miało to później doprowadzić do stalinowskiej kontrrewolucji. Jednak europejskie klasy kapitalistyczne nie mogły cieszyć się pełnym sukcesem. Nie było już powrotu do stanu sprzed wojny. W Europie Wschodniej w miejsce starych monarchii zaroiło się od państw narodowych, z których niemal wszystkie szybko przekształciły się w autorytarne dyktatury. Niebotyczne koszty Wielkiej Wojny, zniwelowane dzięki zaciąganym długom, miały niedługo powrócić w postaci Wielkiego Kryzysu. Przebudzona klasa robotnicza nie zrezygnowała wcale ze słusznej walki o swoje prawa. W obliczu rewolucji społecznej burżuazja musiała w skrajnych przypadkach opierać się na ruchach faszystowskich. Klasy rządzące wolały oddać władzę polityczną Mussoliniemu, Hitlerowi czy Franco, niż stracić władzę ekonomiczną. Jak wszyscy wiemy, miało to skutkować kolejnym, jeszcze bardziej krwawym i niszczycielskim, światowym konfliktem.  

Gnijący kapitalizm już ponad sto lat temu sam wystawił sobie ponure świadectwo. Skazany przez swoje sprzeczności na kolejne kryzysy wije się wciąż w nowych spazmach, przybierających czasami skalę tak olbrzymią, jak w 1914 r. W takich momentach kłamstwa, którymi burżuazja karmi klasę robotniczą, siłą rzeczy najpierw przybierają na sile, a potem nieuchronnie sypią się, w konfrontacji z nieubłaganą, materialną rzeczywistością. Pojawia się wtedy szansa na zadanie systemowi śmiertelnego ciosu. To czy szansa ta zostanie wykorzystana, zależy w ogromnej mierze od obecności organizacji rewolucyjnej, zdolnej pokierować pięścią klasy robotniczej. Budowa takiej organizacji jest obowiązkiem wszystkich szczerych marksistów i marksistek.  

Nacjonalizm nie może być motorem żadnego prawdziwego postępu. Oczywiście należy pamiętać o rozróżnieniu na nacjonalizm narodów uciskających i uciskanych. Przykładowo, w krajach będących ofiarami kolonializmu walczące z nim, odwołujące się do nacjonalizmu ruchy przyniosły wyzwolenie narodowe i faktyczną poprawę w wielu sferach życia miejscowych społeczeństw. Na dłuższą metę jednak podporządkowanie realnych interesów klasowych abstrakcyjnym interesom narodowym jest jedynie niebezpieczną mrzonką. Tutaj również wystarczy spojrzeć na kraje postkolonialne, które z reguły poprzekształcały się w bonapartystyczne (lawirujące między interesami klasowymi) reżimy, nieuchronnie ciążące w stronę burżuazji. W obrońców „wolności narodowej” szczególnie lubią przebierać się największe, imperialistyczne mocarstwa, kiedy tylko jest to zgodne z ich interesami. Wykorzystują mniejsze państwa i narody w rozgrywkach między sobą, wykrwawiają je i czynią swoimi wasalami lub rzucają na pastwę losu. Było tak sto lat temu i jest tak dzisiaj. Posługujący się nacjonalizmem kapitaliści i imperialiści, znajdują zawsze sojuszników wśród zdrajców, uzurpujących sobie prawo do bycia reprezentantami klasy pracującej. Żadna siła polityczna (niezależnie od tego, jak bardzo rewolucyjną i marksistowską retoryką i symboliką by się nie posługiwała), która nawołuje do kolaboracji klasowej w imię „interesów narodowych”, jest niczym innym jak podporą kapitalizmu.     

Burżuazyjni hipokryci na zachodzie ogłosili dzień podpisania rozejmu w 1918 r. Dniem Weterana czy Dniem Pamięci. Do dzisiaj wylewają krokodyle łzy w przesyconych fałszem i obłudą ceremoniach dla uczczenia pamięci ludzi zmuszonych do walki i poległych w imię tego czy innego kapitału, jednocześnie nie zmieniając w żadnym calu swoich imperialistycznych praktyk. W Polsce 11 listopada obrósł niewiarygodną mitologią. Przesyceni nacjonalizmem burżuazyjni mitomani wychodzą z siebie, żeby nikt nie śmiał zwątpić w szczególną mistykę tej daty. Budują wokół niej cały propagandowy gmach, pod którym w ich dziecinnych fantazjach znikną wszystkie różnice, wygasną konflikty i wszyscy poczujemy się „rodakami”. Im większy jest ten gmach, im bardziej absurdalne formy i rozmiary przybiera, tym większą zionie pustką. Dla klasy pracującej 11 listopada to nic nie znacząca data. Kolejny zwykły dzień walki o przyszłość swoją i całej ludzkości. O świat, w którym nie będzie ucisku narodowego, ani żadnego innego. 

Żadnej wojny między narodami!

Żadnego pokoju między klasami!

Prawdziwy wróg jest we własnym kraju!


Autor:  Dawid Dubois