car bialy kruk 01

Jakże trudno wiedzie się w naszym kraju burżuazyjnym „historykom”, że w swojej strategii marketingowej muszą opierać się na Czerwonym Froncie! Okazuje się, że mało kto ma ochotę wydawać krocie na niezbyt subtelny stosik kapitalistycznej propagandy, sygnowany przez samozwańczą „elitę intelektualną Polski”. Żeby nieco podbić wątłe zyski, wydawca „jednego z najbardziej opiniotwórczych” miesięczników postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i w jednym komplecie wcisnąć nam wyświechtane kłamstewka i zalegającą w magazynie książeczkę, która jest tak „kapitalna”, że wstyd nie pozwolił na umieszczenie jej tytułu w nagłówku pełnego zdziwienia artykuliku.

Na wstępie wypadałoby chyba przeprosić. Jak na tak ogromne i dumne z siebie wydawnictwo, jego istnienie było dla nas do tej pory tajemnicą. Musimy przyznać, że nie jest łatwo dostrzec na wielkim śmietniku historii pustego kartoniku po ideach, które dawno zdążyły przegnić. Teraz czas na podziękowania – nie na co dzień reakcjoniści tak otwarcie wspierają rewolucyjną młodzież i robotników, bez zniekształceń cytując nasz program! W dobrym tonie jest odwdzięczyć się pięknym za nadobne.

Czyja propaganda?

Zacznijmy od podstaw. Na świecie mamy dwie wielkie klasy – burżuazję i robotników. Ta pierwsza posiada środki produkcji i zbija kapitał, przywłaszczając sobie znaczną część siły roboczej tej drugiej. W nagrodę za tę jawną kradzież obdarza nas łaską katastrofy klimatycznej, wojny i ludobójstwa, biedy, epidemii chorób psychicznych, ciągłego kryzysu i niepewności. Kapitalizm to system, gdzie w rękach mniejszości skupiona jest nie tylko produkcja, ale też literatura, edukacja i ideologia. Klasa panująca poucza nas – ustami „elit intelektualnych” – że w ramach głodowej walki o przetrwanie wolno nam wszystko, byle nie kwestionować zastanego porządku. Wszystko, co nie jest jawną pochwałą gnijącego truchła burżuazyjnego społeczeństwa, jest dla tych dystyngowanych pań i panów propagandą.

I tak wedle „elity” nasza „narracja” służąca „wybielaniu Lenina” jest „ślepo przejęta z bolszewickiej propagandy”. Oczywiście! Niestety autor tej „druzgocącej” krytyki uznał czytelników za idiotów, którym można po prostu opowiedzieć parę ładnych słówek. Przykładów „autentycznych źródeł” i „świadków wydarzeń”, które „wielokrotnie obalały” nasz grzech pierworodny zabrakło. Pomóżmy więc naszemu rezolutnemu badaczowi w naprawieniu tego „przypadkowego” przeoczenia. W przeciwieństwie do kapitalistycznej propagandy naszym zadaniem jako komunistów jest zawsze mówić prawdę.

Naoczni świadkowie

Jak najlepsze świadectwo tego, co autor artykuliku nazywa w strachu „wydarzeniami” – a co w rzeczywistości było największą na świecie rewolucją – dał John Reed w swojej książce Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem. Na wstępie zaznaczył on swój cel:

Książka niniejsza jest odcinkiem skondensowanej historii opowiedzianej tak, jak ją widziałem. Jedynym moim zamiarem jest podanie dokładnego sprawozdania z wypadków Rewolucji Październikowej, kiedy to bolszewicy na czele robotników i żołnierzy zdobyli władzę w Rosji i oddali ją w ręce rad.

Z całego serca polecamy ten rzeczywiście rzetelny opis „wydarzeń”. Pozwolimy naszym czytelnikom wyrobić sobie zdanie na własną rękę, bez „subtelnych” podpowiedzi, na jakie zdobywa się autor artykuliku. Nie wierzcie nam – ani nikomu innemu – na słowo, czytajcie wolną od propagandy literaturę i wyciągajcie własne wnioski. Jak mówił Trocki – przede wszystkim należy umieć myśleć! Tego właśnie boi się kapitalista, i dlatego grozi nam teraz paluszkiem. Cóż – prawda nas wyzwoli!

Rewolucja Październikowa dokonała czynów, które dziś nie do pomyślenia są nawet w najbardziej „rozwiniętym” państwie kapitalistycznym. Prawdziwa demokracja robotnicza, wyzwolenie kobiet z niewoli domowej, legalna aborcja, dekryminalizacja homoseksualizmu, a przede wszystkim wejście milionów na scenę rzeczywistego życia, do grania aktywnej roli w społeczeństwie, do realizacji własnych pragnień, do prawdziwie ludzkiego istnienia. Przed tymi wszystkimi „grzechami” ostrzega nas z groźną miną przedstawiciel burżuazyjnego medium. Nam się jednak wydaje, że dla znacznej większości społeczeństwa ten pomysł nie jest wcale taki straszny.

Zanim przejdziemy dalej, pozwolimy sobie jeszcze na jeden cytat:

Dzisiaj, po całym roku rządów radzieckich, wciąż jeszcze jest przyjęte określanie powstania bolszewickiego mianem „awantura”. Rzeczywiście, była to awantura, nawet jedna z najwspanialszych awantur, w jakie wdał się kiedykolwiek rodzaj ludzki. Dzięki tej awanturze wtargnęły do historii masy pracujące, dla których prostych, a zarazem wielkich pragnień wszystko postawiono na kartę.

To w stronę tych właśnie mas pracujących, ogromnej większości społeczeństwa, tych „zwykłych ludzi”, o których autor artykuliku wspomina co najwyżej z pogardą, jest zwrócony Czerwony Front. Przyznajemy się do tego „grzechu”.

Rok 1984

Lektura tej bardzo „nowej” krytyki marksizmu przypomina uproszczoną grę w reakcyjne bingo. Nie mogło się więc obyć bez klasycznego odwołania do znanej książki brytyjskiego byłego socjalisty, George’a Orwella. Cóż, skoro pomysły świeże nie są, to metoda musi się do nich dostosować! Spójrzmy teraz, kto tu rzeczywiście „fałszuje przeszłość”, nad czym autor postanowił się „dłużej nie zatrzymywać”. Autor artykuliku kusi nas mitami, które rzeczywiście obalono po tysiąckroć. W obliczu nieobecności argumentów „przeciw”, pozwolimy sobie pokrótce przypomnieć naszą pozycję – jak na złość rzeczywiście opartą o „dokumenty Lenina”.

Dyktatura i autorytet

Pierwszą z „niewartych tłumaczenia” kwestii jest leninowska wolność dyskusji. Jak wskazywaliśmy:

Mimo kłamstw wrogich rewolucji historyków, w partii bolszewickiej istniała pełna swoboda dyskusji, na zasadach centralizmu demokratycznego. To dzięki tej metodzie w partii żywa była polityczna debata, a członkowie byli w stanie grupować się we frakcje i przedstawiać radykalnie różne platformy działania, przedstawiając otwarcie swoje pozycje bez obaw o administracyjne sztuczki czy personalne zastraszanie. Te zasady zostały zgniecione pod butem biurokratycznej reakcji pod wodzą Stalina, która nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek swobodę politycznej dyskusji, w obawie o swoją władzę.

Autor artykuliku nie zniża się do próby przywrócenia tego kłamstwa do życia. Dobrze rozumie, że byłoby to daremne przedsięwzięcie. Nie istnieje ani pół „dokumentu” czy „listu” który mógłby wskazywać na „dyktatorskie” zapędy Lenina. Jest zupełnie odwrotnie – a najbardziej jaskrawym przykładem są Tezy kwietniowe, wygłoszone na progu rewolucji, w momencie, w którym ważyło się wszystko. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że Lenin w tym właśnie momencie zastosował zasadę jak najszerszej dyskusji, przekonując swoich towarzyszy o potrzebie pójścia naprzód – potrzebie, którą nawiasem mówiąc masy już zdążyły zrozumieć na podstawie twardych wydarzeń.

Mówimy tu o nie byle kim, ale o Leninie, cieszącym się w partii ogromnym autorytetem. Nic nie stało na przeszkodzie, by po prostu nakazać Bucharinom, Stalinom i Kamieniewom, by się dostosowali do woli „dyktatora”. Po co więc Lenin zaprzątał sobie głowę jakimiś dyskusjami? Tu leży sedno sprawy – kapitalista nie potrafi zrozumieć, że świat można urządzić inaczej! W kapitalizmie króluje „niepodważalna” hierarchia, w której ogromna większość społeczeństwa posiada święte prawo do głuchego milczenia. Źli bolszewicy natomiast kierowali się zasadą jak najszerszej demokracji, zarówno w partii, jak i w ramach całego społeczeństwa. Naprawdę godne ubolewania!

Nic dziwnego, że reakcjoniści, opisując Rewolucję Październikową, mogą wyłącznie rzucać frazesami o „krwawej dyktaturze”. Podobne bzdurki nie mają pokrycia w rzeczywistości. Ale o czym innym mieliby pisać? O tym, że od rewolucji lutowej praca bolszewików polegała na cierpliwym tłumaczeniu i przekonywaniu mas?  Że Lenin i Trocki wielokrotnie i zgodnie ze swoim programem podkreślali jako możliwość i cel pokojowe przejęcie władzy przez proletariat? Te niezbite fakty niezbyt pasują do katalogu burżuazyjnej propagandy, dlatego u naszego badacza nie znalazło się dla nich miejsce.

Niepodległość i Polska Radziecka

Solą w oku naszych rezolutnych patriotów jest oczywiście niepodległość Polski. W głowie się im nie mieści, że polski robotnik, po 123 latach zaborów, mógł mieć czelność niezbyt ochoczo bić się w imię imperializmu o garść obietnic, które rzucono Piłsudskiemu. Wydawnictwu, które chełpi się pracami „najlepszych historyków” fakt oddolnej organizacji polskiego proletariatu zarówno przeciwko zaborcom, jak i kolaborujących z nimi polskim kapitalistom po prostu gdzieś się zagubił!

Spieszymy więc przypomnieć, że w Polsce powstawał zalążek władzy radzieckiej. I nawet jeżeli przyjąć za pewnik kłamstewka o „złych bolszewikach” w Rosji, to jak rozumieć sprzeciw wobec na wskroś polskim radom robotniczym? Sprawa jest prosta – dla kapitalistów „patriotyzm” oznacza miłość wyłącznie do własnej klasy panującej. W stronę większości społeczeństwa – robotników i chłopów – mogą tylko splunąć z pogardą, tak jak plują w stronę 100 tysięcy Polaków i Polek broniących zdobyczy Października przed agresją 21 armii „demokratycznej” Europy.

Walka z imperialistycznymi rozbiorami Polski jest częścią naszej tradycji, walki klasy robotniczej z kapitalistyczną grabieżą, pod szyldem rewolucyjnego marksizmu. Tradycją polskich kapitalistów jest natomiast konsekwentne poświęcanie polskiej, ukraińskiej, rosyjskiej, białoruskiej czy litewskiej krwi robotniczej dla własnych, partykularnych interesów, ściśle związanych z polityką ich imperialistycznych sojuszników.

Jak jednak mają się w tej kwestii nieobecne w artykuliku „autentyczne dokumenty”? Ludowy komisarz spraw zagranicznych RFSRR, Gieorgij Cziczerin, o Polsce mówił tak:

Polityka RFSRR w stosunku do Polski nie opiera się na chwilowych działaniach wojskowych czy dyplomatycznych, ale na zasadzie niezachwianego, nienaruszalnego prawa do samostanowienia. RFSRR uznawała i nadal bez zastrzeżeń uznaje niepodległość i suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej, uznając ją od pierwszych chwil jej istnienia za suwerenne państwo polskie.

Taka była pozycja bolszewików w sprawie wszystkich bez wyjątku części składowych Imperium Rosyjskiego, tego „więzienia narodów”, jak je określał Lenin. Nad losem tego carskiego grabieżcy jednym chórem ubolewa polska prawica. Dla nas natomiast dobrowolne zrzeszenie się szerokich mas polskiego proletariatu, na równych zasadach i zgodnie z wolą większości społeczeństwa jest bardziej wartościowe, niż wzdychanie do znienawidzonego zaborcy pod płaszczykiem cynicznej odmiany słowa „niepodległość” przez wszystkie przypadki.

Religijny postmodernizm

Jedną z wielu przysług, jaką wyświadczyli nam „elitarni” badacze „neobolszewizmu”, jest niezwykle jaskrawe wskazanie, jak reakcyjną ideologią jest postmodernizm i akademicki fetysz języka. Ramię w ramię z „nowoczesną” armią drobnomieszczan, autor artykuliku z tradycyjnym już u siebie bogobojnym przestrachem wykrzykuje, że „poprzez zmianę języka zmienia się także postrzeganie świata u jednostek”!

Niestety i tę bzdurkę jesteśmy zmuszeni odłożyć między bajki. Marksizm to materializm dialektyczny, według którego rzeczywistość istnieje obiektywnie, niezależnie od nas, a język jest jej subiektywnym odbiciem w ramach społecznej nadbudowy, powstałej w wyniku wspólnego procesu pracy. To właśnie w interesie kapitalizmu – i dlatego bogobojny autor bez wahania podaje rękę mieszczańskim akademikom – jest kierowanie uwagi młodzieży i robotników ku walce o słówka. Bolszewików i Lenina można nazywać krwawymi dyktatorami, ale niestety, fakty nadal nie chcą się dostosować do tego magicznego zaklęcia wypowiadanego przez naszych zaradnych „historyków”!

W całym tym zaplątaniu, w którym świętszy od papieża autor ląduje pod jedną pierzynką z drobnomieszczańskimi prorokami „zgniłej nowoczesności”, istnieje jednak pewna prawidłowość – jest nią wspólna pozycja filozoficzna – wysłużony idealizm. Według niego pierwotna jest idea, a nie materia, a cały świat jest jedynie snem tego czy innego absolutu. Ani to nowe, ani ciekawe! Jak widać, na podstawie błędnych założeń zbyt daleko zajechać nie można, i nasi obrońcy „rodzimej tradycji” znów lądują na śmietniku historii, zastanawiając się, czy jeżeli nazwą go pałacem, to przestanie cuchnąć.

W tym momencie autor pokusił się jednak na odkrycie przed nami rąbka tajemnicy i uraczył nas cytatem z jednej z książeczek reakcyjnego arsenału „tradycyjnego” wydawnictwa, przy okazji znów wylewając nieco ścieku na podłogę. Pozwolimy sobie pomóc w sprzątaniu tego bałaganu!

Pochwała głupoty i pogarda dla mas

W cytowanym ustępie jak na dłoni widać wszystkie grzechy główne klasy panującej w okresie gnicia systemu, który sama stworzyła. Początkowo autor książeczki, która istotnie okazuje się „cenną pomocą”, wykłada nam lekcję własnej ignorancji:

Rządzące dyktatorsko przez prawie pół wieku partie, mające komunizm na sztandarach jako swój szczytny cel, rzadko definiowały, na czym ma on polegać i jakimi metodami go osiągnąć.

Na reakcjonistów „teksty źródłowe”, na które powołuje się tu i ówdzie autor artykuliku, działają jak woda święcona na samego Lucyfera. Spieszymy panu „historykowi” z pomocą – definicję znajdzie pan w tak „nieznanej” i „rzadkiej” pracy, jak Manifest Partii Komunistycznej. Oddajmy głos autorom tego „białego kruka”:

Komuniści nie stanowią żadnej odrębnej partii w stosunku do innych partii robotniczych. Nie mają oni żadnych interesów odrębnych od interesów całego proletariatu. Nie wysuwają żadnych odrębnych zasad, w które chcieliby wtłoczyć ruch proletariacki.

Komuniści tym tylko różnią się od pozostałych partii proletariackich, że z jednej strony w walkach toczonych przez proletariuszy różnych narodów podnoszą i wysuwają na czoło wspólne, niezależne od narodowości, interesy całego proletariatu, z drugiej zaś strony – że na rozmaitych szczeblach rozwoju, przez które przechodzi walka pomiędzy proletariatem a burżuazją, reprezentują stale interesy ruchu jako całości.

W praktyce więc komuniści są najbardziej zdecydowaną, porywającą naprzód częścią partii robotniczych wszystkich krajów; w teorii wyprzedzają oni pozostałą masę proletariatu zrozumieniem warunków, przebiegu i ogólnych wyników ruchu proletariackiego.

Najbliższy cel komunistów jest ten sam, co wszystkich pozostałych partii proletariackich: ukształtowanie proletariatu w klasę, obalenie panowania burżuazji, zdobycie władzy politycznej przez proletariat.

Twierdzenia teoretyczne komunistów nie opierają się bynajmniej na ideach, na zasadach wymyślonych lub odkrytych przez tego czy owego reformatora świata. Są one jedynie ogólnym wyrazem rzeczywistych stosunków istniejącej walki klas, wyrazem odbywającego się w naszych oczach ruchu dziejowego. Zniesienie dotychczasowych stosunków własności nie jest wcale cechą specyficzną komunizmu.

Wszystkie stosunki własności podlegały bezustannej przemianie historycznej, bezustannym zmianom historycznym. Tak, na przykład, rewolucja francuska zniosła własność feudalną na rzecz własności burżuazyjnej. Tym, co wyróżnia komunizm, jest nie zniesienie własności w ogóle, lecz zniesienie własności burżuazyjnej.

Ale współczesna burżuazyjna własność prywatna jest ostatnim i najpełniejszym wyrazem takiego wytwarzania i przywłaszczania produktów, które oparte jest na przeciwieństwach klasowych i na wyzysku jednych ludzi przez drugich.

W tym sensie mogą komuniści zawrzeć swą teorię w jednym zdaniu: zniesienie własności prywatnej.

Musimy przeprosić za przydługi cytat, ale uznajemy za stosowne dogłębne wyjaśnienie kwestii, która dla naszych „historyków” pozostaje niezrozumiała. Jest ona jasna dla robotników i młodzieży, wbrew pogardliwym słowom przedstawiciela „elity intelektualnej Polski”:

Najwyraźniej zdawano sobie sprawę z tego, że byłyby to zbyt karkołomne zabiegi słowne i logiczne, zwłaszcza dla nieobytych z językiem ideologii towarzyszy, czyli innymi słowy dla mas.

Pogarda dla mas nie jest niczym nowym u takich paniczów i książąt. Nie mierzcie jednak wszystkich swoją miarą, wasze wysokości! Robotnik nie będzie miał żadnego problemu z lekturą, która dla was okazała się zbyt „niejasna”.

Przyszłość należy do nas

Pomijając pewną niezgrabność językową i raczenie nas nowomową w postaci „post-polityki” i podobnych rarytasów, autor zmierza ku niezwykle pozytywnej puencie. Oczywiście cały artykulik ma jeden cel – sprzedaż książeczki, która ma uchronić młodzież przed „utopijnymi ideami” i „polityczną propagandą”. Nasz badacz bije jednak na alarm, bowiem uznaje, że tak „zdrowa” szczepionka przeciwko „oburzającym” ideom prawdziwej demokracji, równości i dobrobytu jest „aktualna i potrzebna”. Zgadzamy się! Zadmijcie w rogi – oto nadchodzi młodzież, która nie ma najmniejszej ochoty wysłuchiwać kolejnej litanii w obronie systemu, który zabrał całemu pokoleniu wszelką nadzieję na godne życie. Duchowa strawa, którą proponujecie w zamian, powoduje jedynie ból brzucha.

Pozostaje jasno odpowiedzieć na początkowe wyniki „śledztwa” naszego skrupulatnego członka „elity”. Tak, nasza organizacja działa w całej Polsce. Jest częścią międzynarodówki walczącej o zniszczenie kapitalizmu na całym świecie. Jesteśmy organizacją komunistyczną, która z dumą stara się o lepszą przyszłość dla większości naszego społeczeństwa. Budujemy podwaliny pod partię robotniczą, partię tych ludzi, którymi pogardzają „historycy” i inni pełni pychy „badacze”.

Zachęcamy wszystkich do jak najdokładniejszej lektury dzieł Marksa, Engelsa, Lenina i Trockiego, tak, byście mogli sami wyciągnąć wnioski. Historia partii bolszewickiej i rozwój myśli marksistowskiej pozwoli wam nie tylko zrozumieć świat, ale też dowiedzieć się, jak go zmienić na lepsze. Oprócz tego gorąco zachęcamy do czytania i współtworzenie naszej gazety – Czerwonego Głosu – prawdziwego głosu rewolucyjnej młodzieży i robotników, bez burżuazyjnych kłamstewek.

Jesteś komunistą? Masz dość kapitalistycznej propagandy? Chcesz działać na rzecz sprawiedliwej przyszłości bez wyzysku, przemocy, biedy i tanich chwytów marketingowych stosowanych przez ubranych w stary ornat kapitalistów? Nie jesteś sam!