Poniższa analiza, pomimo, że została zrewidowania przez rzeczywistość, pozostaje aktualna i stanowi kontekst do obecnej wojny. Należy ją traktować jako wstęp do naszych pozycji wobec wybuchu wojny:

Ukraina: Gazociągi i groźba wojny – reżim Zełeńskiego w 2022 roku

us ukraine soldiers Image public domain

Napięcia związane z gromadzeniem sił wojskowych na granicy ukraińsko-rosyjskiej powracają z początkiem 2022 roku, choć zostały one obecnie przyćmione przez wydarzenia w Kazachstanie. Zanim Kazachstan wyparł z przekazów informacyjnych to wymachiwanie szabelką, nie było widać, by ktokolwiek naprawdę wierzył, że dojdzie do sytuacji o skali wojny. Mieszkańcy Ukrainy i Rosji zmęczyli się politycznym pokerem, w którym stawką jest ich przyszłość. Obecnie o wojnie na poważnie mówią tylko sowicie opłacani naganiacze medialni.

Wojenne okrzyki wracają!

Już od ponad miesiąca Waszyngton uparcie twierdzi, że raporty o gromadzeniu się rosyjskich wojsk na granicy z Ukrainą oznaczają, że przygotowują do inwazji. Przy okazji podano, że w odległości 200-400 km od rosyjskiej granicy rozlokowano około 100 tys. żołnierzy. Od momentu podpisania porozumienia Mińsk-2, które zakończyło najgorętszy okres wojny domowej w Donbasie, groźby ponownego wzmożenia działań pojawiają się niemal co roku.

Choć prawdą jest, że Rosja rozmieściła wojska wokół granicy z Ukrainą, istnieje wiele przyczyn, dla których pełna inwazja byłaby ze strategicznego punktu widzenia katastrofą dla Rosji. Przed aneksją Krymu Rosja posiadała już bazę wojskową na tym terenie, zamieszkałym w większości przez Rosjan. Populacja reszty Ukrainy stanowi przeszło 15-krotność populacji Krymu. O ile z wojskowego punktu widzenia Rosja dałaby radę najechać Ukrainę, o tyle znacznie trudniej byłoby ją utrzymać.

russian parade Image public domain

Dla Putina wymachiwanie szabelką na granicy jest korzystne z perspektywy zwiększania swojego poparcia w kraju, ale rzeczywista inwazja na pełną skalę mogłaby szybko wywołać odwrotny skutek. Te zabiegi stanowią raczej taktykę nacisku ze strony Rosji w negocjacjach z USA – tak jak to miało miejsce w ciągu ostatnich pięciu lat. Spośród trzech stron – Waszyngtonu, Moskwy i Kijowa – rząd w Kijowie ma najmniej do powiedzenia. Mimo że wzdłuż linii frontu w Donbasie wzmógł się ostrzał, inwazja jest w tej chwili bardzo mało prawdopodobna.

Przesyłanie gazu

Kluczowym elementem konfliktu jest przy tym kwestia tranzytu rosyjskiego gazu do Europy Zachodniej. Ukończony niedawno gazociąg Nord Stream 2 może dostarczać gaz z rosyjskiego wybrzeża Bałtyku bezpośrednio do Niemiec. Kijów utrzymuje, że jest w stanie wojny z Rosją z powodu separatyzmu w Donbasie, jednak tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę na Zachód nigdy nie został przerwany – i to nawet wtedy, gdy Ukraina za pośrednictwem unijnych pośredników zaczęła kupować ten sam rosyjski gaz (po unijnych cenach!). W ciągu ostatniej dekady Rosja starała się ominąć tak zwane ,,kraje tranzytowe”, czyli Ukrainę i Białoruś, za pomocą gazociągu Nord Stream, zaś przesył przez Ukrainę skurczył się o kolejne 25 procent w 2021 roku.

Rosyjski gaz – na bazie tego surowca zbudowana przez ZSRR ukraińska infrastruktura (głównie na potrzeby ogrzewania domów i zastosowania w przemyśle) – jest narzędziem rosyjskiego imperializmu służącym do sprawowania kontroli nad Kijowem. Rząd w Kijowie wciąż jest uzależniony od przychodów z tytułu opłat za rurociągi biegnące przez Ukrainę, które stanowią znaczną część jego dochodów (2 mld USD w 2020 roku) i których utrata jest powodem do obaw. Z uwagi na zdecydowane nastawienie ,,NATO zamiast Rosji”, władze żądają od USA i UE silniejszych sankcji wobec Rosji.

Nord Stream Image Bair175 Wikimedia Commons

Gospodarka planowa ZSRR stworzyła infrastrukturę, dzięki której zasoby z Rosji i Donbasu docierały zarówno do ukraińskiego przemysłu, jak i reszty społeczeństwa. Jednakże w dzisiejszym kapitalizmie podział świata na konkurujące ze sobą państwa narodowe oznacza, że zyski rosyjskich, ukraińskich i międzynarodowych kapitalistów są stawiane ponad potrzeby długoterminowego rozwoju gospodarczego i dobrobytu ludzi pracy. Ukraińska oligarchia jeszcze bardziej uzależniła gospodarkę ukraińską od imperialistycznych grabieżców, co doprowadziło do sytuacji, w której ludność płaci znacznie więcej za artykuły pierwszej potrzeby, jak na przykład ogrzewanie.

Od Ukrainy po Waszyngton – utrata zaufania do Zełeńskiego

Dojście do władzy Zelensky’ego oraz partii ,,Sługa ludu” było początkowo wspierane przez dniepropietrowski klan Kołomojskich, którego holdingi medialne wspierały karierę Zełeńskiego w branży rozrywkowej. W 2019 roku, gdy z notowań Zełeńskiego stało się jasne, że jest on na dobrej drodze do wyboru na prezydenta, wpływ Departamentu Stanu USA na Zełeńskiego i jego partię wzrósł. Działo się to ze szkodą dla wcześniejszego wsparcia USA dla Petra Poroszenki i jego administracji, których korupcja i słabnąca popularność uczyniły zeń gorzej rokującego kandydata do rzetelnego reprezentowania interesów amerykańskiego kapitału na Ukrainie.

Gdy wybrano Zelenskiego i partię ,,Sługa ludu”, mieli oni poparcie Waszyngtonu. Lecz interesy tego ostatniego, polegające na otwarciu rynku ukraińskiego dla amerykańskiego kapitału, stawały się sprzeczne z własnymi interesami rodu Kołomojskich, którym zależało na pilnowaniu swej części łupów. Zbliżając się do Zachodu, Zełeński zaadoptował nacjonalistyczną politykę Poroszenki, i to pomimo faktu, iż zwyciężył w wyborach, opowiadając się przeciwko niej. Kontynuowano rozmowy z nacjonalistyczną prawicą w wojsku i administracji oraz kontynuowano działania wojenne w Donbasie. Chociaż zyskał w ten sposób część zwolenników z obozu Poroszenki, to jednak głównym skutkiem tych działań było wywołanie rozczarowania pośród własnych zwolenników.

Putin Macron Merkel Zelensky Image kremlin.ru Wikimedia Commons

Widać, jak wielkim mitem okazało się przekonanie, że partia ,,Sługa Ludu” zapełni ukraiński parlament ,,outsiderami”, nieskażonymi przez stare, skorumpowane układy. W istocie, wprowadzanie nowych twarzy do tego samego systemu, który rzekomo mają zastępować, jest działaniem bezsensownym. Zachęty demokracji kapitalistycznej znaczą również, że wśród tych ,,nowych twarzy” przeważać będą pozbawieni skrupułów kombinatorzy polityczni. I właśnie to znalazło odzwierciedlenie w skandalach rozgrywających się wokół rządu Zełeńskiego, a przede wszystkim wokół samego prezydenta.

Pomimo ,,ostrzeżeń dla Rosji” ze strony administracji Bidena z roku 2021, widoczne były wyraźne sygnały, że poparcie Waszyngtonu dla rządu Zełeńskiego słabnie. Tak jak w przypadku Poroszenki, nieudolność i skandale wokół rządu oznaczają, że Waszyngton nie uważa już tego reżimu za zdolnego do obrony swoich interesów w perspektywie długoterminowej. Nieprzypadkowo korupcja ,,Sługi Ludu” stała się popularnym tematem dla rozmaitych waszyngtońskich komentatorów.

Ratunkiem dla rządu Zełeńskiego jest żądanie sankcji dotyczących rurociągu Nord Stream 2. Jest to scena, która mogłaby stanowić fragment którejś z jego dawnych filmów komediowych, Zełeński jest zdeterminowany, by oprzeć się zagrożeniu ze strony Rosji na Ukrainie, jednocześnie nalegając, aby ich gaz kontynuował przepływ przez Ukrainę. O ile USA nie są zainteresowane gazociągiem północnym, o tyle ich sojusznik, Niemcy, jak najbardziej. Gospodarka niemiecka jest uzależniona od stałych dostaw rosyjskiego gazu, i mimo sojuszu z USA, zdecydowana część niemieckiej klasy rządzącej wyraźnie nie popiera tak wrogiej linii względem Rosji. Jest wręcz przeciwnie, jest uzależniona od Rosji w kwestii gazu, a nawet osiąga znaczne zyski, odsprzedając rosyjski gaz swoim sąsiadom. Znalazło to odzwierciedlenie zarówno w stanowisku rządu Merkel, jak i największej partii w nowym rządzie – SPD. Partia ta, która zwykle ciąży ku interesom Waszyngtonu, przełamała ostatnio swój sceptycyzm wobec Nord Stream 2, mimo że projekt wciąż spotyka się ze sprzeciwem Zielonych, którzy kontrolują MSZ.

Partia ,,Sługa Ludu” i Zełeński wciąż prowadzą w sondażach przed przewidywanymi na 2024 rok wyborami. Jednak partia ta jest pogrążona w skandalach. Były numer dwa Zełeńskiego, Dmytro Razumkow, stanął na czele rozłamu kilkudziesięciu deputowanych. Dawni członkowie Partii Regionów w Bloku Opozycyjnym regularnie osiągają drugie i trzecie miejsce w sondażach. Są reprezentantami interesów oligarchii z południa kraju i Donbasu, która generalnie opowiada się za zacieśnieniem więzi gospodarczych z Rosją. Biorąc pod uwagę fakt, że ich dotychczasowym bastionem były separatystyczne regiony ( mimo, że z pewnością stracili tam na wiarygodności), stanowi to kolejną motywację dla rządu Zełeńskiego, by opowiedzieć się przeciwko jakiejkolwiek umowie o autonomii i amnestii, która przywróciłaby te regiony do Ukrainy.

 Powrót walki klasowej na Ukrainę

Okres poprzedzający lockdowny pandemiczne charakteryzował się nasileniem walki klasowej na Ukrainie, objawiającej się m.in. demonstracjami na tle płacowym i przeciwko podwyżkom rachunków za media. Mimo że pandemia COVID-19 przytłumiła tę walki, pojawiają się oznaki jej powrotu. Sytuacja życiowa ulega dalszemu pogorszeniu, a koszty podstawowych usług wciąż rosną. Mimo że rząd w Kijowie chwali bohaterstwo protestujących w Kazachstanie, te same problemy, które doprowadziły do tych wydarzeń, występują na Ukrainie. Zbiorowy ukraiński ruch sprzeciwu domagający się konkretnych żądań dotyczących lepszych warunków życia byłby ogromnym krokiem naprzód w stosunku do postulatów Euromajdanu domagających się umów o wolnym handlu z UE. Ukraińscy robotnicy muszą przedrzeć się przez mgłę nacjonalizmu i ugruntować swoją własną, niezależną pozycję klasową.

Tekst oryginalny: https://www.marxist.com/ukraine-gas-pipelines-and-war-the-zelensky-regime-in-2022.htm
Tłumaczenie: Filip Stojanowski

Czy Putin wkroczy na Ukrainę?

W ostatnich kilku miesiącach na łamach światowych mediów mówi się o nowej wojnie w Europie. Według amerykańskich służb wywiadowczych Rosja przerzuciła ponad 100 tys. żołnierzy na granicę z Ukrainą. Prowadzi też wspólne ćwiczenia wojskowe z Białorusią. Stany Zjednoczone i NATO podjęły szereg rozmów z Rosją, jednak żadne z nich nie przyniosły rozwiązania sytuacji.

Co zrobi Putin?

Pojawia się wiele spekulacji na temat tego, co zamierza zrobić Putin. Przede wszystkim musimy uprzedzić, o tym, że doniesienia o „rychłej rosyjskiej inwazji”, hucznie rozpowszechniane przez zachodnie media, należy traktować sceptycznie. Są to bowiem historyjki spreparowane przez CIA w celu manipulowania opinią publiczną. Równie mało wiarygodne są twierdzenia rządu Zelenskiego w Kijowie, mówiące m.in. o tym, że Rosjanie przygotowują operację fałszywej flagi w celu usprawiedliwienia działań wojennych. Mamy tu do czynienia z wojną propagandową i tak należy ją traktować, oczywiście dotyczy to również publicznych oświadczeń Putina i Siergieja Ławrowa, Ministra Spraw Zagranicznych Rosji.

Zachodni publicyści wskazują na długi esej napisany przez Putina w lipcu ubiegłego roku. Zawiera on opis Rosji i Ukrainy jako „jednego narodu”. Inni wskazują na komentarze Ławrowa oskarżające NATO o to, że jest „projektem mającym na celu przejęcie terytoriów osieroconych przez upadek Układu Warszawskiego i Związku Radzieckiego”. (podkreślenie moje) Wszystkie te wypowiedzi, zdaniem niektórych, stanowią rzekomy dowód na tezę, jakoby „Putin pragnął powrotu imperium”.

Armia rosyjska bez wątpienia jest o wiele silniejsza od ukraińskiej i gdyby się na to zdecydowała, mogłaby stosunkowo łatwo najechać ten kraj. Szef ukraińskiego wywiadu wojskowego powiedział, że „nie ma wystarczających zasobów wojskowych, aby odeprzeć atak na pełną skalę ze strony Rosji, jeśli rozpocznie się on w przypadku braku wsparcia ze strony sił zachodnich.” W tym samym artykule zacytowano Roba Lee, byłego żołnierza piechoty morskiej USA, który stwierdził, że rosyjskie rakiety mogą „zmieść znaczną część ukraińskiego wojska w mniej niż godzinę”.

Ukraine soldiers trench Image public domain

Niemniej jednak, jak widzieliśmy w przypadku amerykańskich inwazji na Irak i Afganistan, o ile początkowa inwazja może zostać przeprowadzona całkiem sprawnie, o tyle utrzymanie lub wchłonięcie danego kraju to zupełnie inna sprawa. W przypadku inwazji Putin musiałby wziąć pod uwagę fakt, że najprawdopodobniej musiałby zmagać się z lokalną partyzantką, mimo że inwazja okazałaby się skuteczna. Z różnych sondaży wynika, że 58% wszystkich mężczyzn lub jedna trzecia wszystkich mieszkańców byłaby skłonna walczyć zbrojnie przeciwko Rosji, gdyby doszło do inwazji. New York Times przytacza również wypowiedź jednego z ukraińskich dowódców, Oleksandra Pavlyuka, który twierdzi, że kraj „rozpocznie wojnę partyzancką”, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Oczywiste jest, że istotna część ludności Ukrainy nie zaakceptowałaby rosyjskiej inwazji, gdyby do niej doszło. Od protestów na Majdanie w 2014 roku, które zaowocowały obaleniem rządu Janukowycza, jesteśmy świadkami promowania przez to państwo reakcyjnego, antyrosyjskiego nacjonalizmu ukraińskiego oraz ideologii skrajnej prawicy. Poparcie dla NATO na Ukrainie znacząco wzrosło na przestrzeni lat po aneksji Krymu przez Rosję. Według niedawnego badania opinii publicznej prawie 60% Ukraińców zagłosowałoby za członkostwem w NATO. Kraj jest jednak podzielony wzdłuż linii geograficznych: Zachód i centrum zdecydowanie popierają członkostwo, a wschód i południe są mu zdecydowanie przeciwne (przy czym w badaniu uwzględniono tylko te części Donbasu, które znajdują się pod kontrolą Kijowa). Jest więc mało prawdopodobne, by Rosja była w stanie wchłonąć Ukrainę z bronią w ręku.

Dr Fred Kagan, były profesor historii wojskowości w Amerykańskiej Akademii Wojskowej w West Point, szacuje, że okupacja Ukrainy wymagałaby jednego żołnierza oddziałów do walki z partyzantką na każdych 20 mieszkańców. Oznaczałoby to, że do utrzymania Kijowa i głównych miast Ukrainy na południu i wschodzie potrzebne byłyby siły liczące blisko 325 000 ludzi. To raczej nie jest cena, którą Putin byłby skłonny zapłacić.

Czego chce Putin?

Rosja wysunęła żądania wobec USA i NATO, obejmujące między innymi powstrzymanie się od działań wojskowych w byłym bloku wschodnim, odstąpienie od rozmieszczania rakiet na odległość wystarczającą do uderzenia w Rosję oraz zakończenie rozszerzania NATO na wschód.

Zachodnie media przedstawiają te żądania jako całkowicie niedorzeczne, co jest czystą hipokryzją. W 1989 roku ówczesny Sekretarz Stanu USA James Baker obiecał, że „nie będzie rozszerzenia jurysdykcji NATO… choćby o cal na wschód”. Od tamtej pory NATO rozszerzyło się o 1000 km na wschód i złożyło dalszą obietnicę uczynienia pewnego dnia z Ukrainy i Gruzji swoich członków.

Jest to militarny sojusz, który Rosja postrzega jako zagrożenie. Ponadto Ukraina to jeden z największych odbiorców pomocy wojskowej z USA, od której otrzymała wsparcie na kwotę 2,5 mld dolarów od 2014 roku . Można jedynie wyobrazić sobie reakcję rządu USA, gdyby Kanada lub Meksyk przystąpiły do sojuszu wojskowego z Rosją lub Chinami. Dodatkowo po tym, jak w 1988 roku podpisały traktat INF (o nierozprzestrzenianiu rakiet pośredniego zasięgu), USA jednostronnie wycofały się z niego w 2019 roku.

Putin Macron Image kremlin ru Wikimedia Commons

Stany Zjednoczone skomlą o świętej zasadzie „niezależności państw” i „nienaruszalności granic”… jednak robią to tylko wtedy, gdy odpowiada to ich imperialistycznym dążeniom. W przeszłości Stany Zjednoczone nigdy nie wahały się przed usuwaniem rządów i najeżdżaniem krajów w celu obrony interesów własnej klasy kapitalistycznej.

Wplątały się w wojny w Iraku i Afganistanie oraz nieustannie osaczają Rosję. Otoczono ją placówkami wojskowymi NATO i zorganizowano „kolorowe rewolucje” na terenie takich krajów jak Gruzja i Ukraina, wprowadzając tam reżimy przyjazne Zachodowi. Majdan został sprowokowany przez niemiecki i amerykański imperializm. Zaburzył on równowagę pomiędzy Rosją a Zachodem na Ukrainie, poprzez groźbę odcięcia Rosji od ukraińskiej gospodarki, historycznie silnie związanej z Rosją.

Putin, broniąc interesów rosyjskiego klasy kapitalistów, z pewnością pragnie odepchnąć NATO. Przełomowym momentem w tej sprawie była wojna w Gruzji w 2008 roku. Po wielu latach upokorzeń z rąk zachodnich imperialistów Rosja powiedziała „dość”. W tej sytuacji USA niewiele mogły zrobić.

Podobnie było w 2013 roku z tzw. „czerwonymi liniami” Obamy w Syrii. W tym przypadku Zachód był w trakcie kampanii podsycania islamskiej rebelii w celu obalenia Assada, wieloletniego sojusznika Rosji. Szybko stało się jednak jasne, że Stany Zjednoczone nie są skłonne wysłać wojsk lądowych, by dokończyć dzieła. Z tego względu Rosjanie uznali, że interwencja w celu wsparcia reżimu Assada i utrzymania jedynego rosyjskiego obiektu wojskowego w basenie Morza Śródziemnego jest niezbyt ryzykowna. USA nie mogły robić nic innego, jak tylko patrzeć, gdy Rosja i Iran miażdżą ich proxy dżihadystów w Syrii.

Następnie w 2014 roku nastąpiła aneksja Krymu, który również dla rosyjskiej klasy rządzącej ma strategiczne i historyczne znaczenie. Waszyngton zaprotestował i zagroził Putinowi wyciągnięciem konsekwencji. Wprowadzono sankcje, lecz faktem jest, że po upływie ośmiu lat Krym pozostaje częścią Federacji Rosyjskiej i USA niewiele mogą z tym zrobić.

Cała ta sytuacja zwiększyła pewność siebie Putina i podsyciła jego ambicje, by przywrócić Rosji pozycję głównej potęgi regionalnej w Europie Wschodniej i Azji Środkowej. W wyniku podjętej przez niego interwencji reżimy na Białorusi i w Kazachstanie zostały wzmocnione, co jeszcze bardziej zwiększyło zależność obu krajów od Rosji.

W obliczu porażki USA w Afganistanie Putin uważa, że nadszedł czas, by na nowo zabezpieczyć interesy rosyjskiego kapitalizmu i przeciwstawić się Zachodowi. Putin, niczym gangster, ucieka się do gróźb na arenie międzynarodowej, chcąc uzyskać przewagę. Portal Politico twierdzi, że już w listopadzie oświadczył swoim dyplomatom, że pewna ilość napięć zmusi Zachód do traktowania Rosji poważnie. Przerzucenie dużej liczby wojsk na granicę ukraińską ma służyć właśnie temu celowi.

Pojawiły się już spekulacje, że cyberatak, w wyniku którego zlikwidowano 70 ukraińskich stron rządowych, odbył się na polecenie Putina. Ponadto w trakcie rozmów Rosja przeprowadzała ćwiczenia z użyciem broni ostrej i czołgów, obecnie zaś pojawiają się doniesienia o dalszych ćwiczeniach na terenie Białorusi. Putin zamierza zastraszyć Ukrainę, aby wymusić na USA i NATO podjęcie rozmów na temat wycofania NATO z Europy Wschodniej oraz realizacji porozumień mińskich (podpisane z Ukrainą porozumienie pokojowe w sprawie statusu wschodnich regionów kraju, które umocniłoby wpływy Rosji wewnątrz kraju).

Choć nie ma mowy o pełnowymiarowej okupacji, groźby Putina nie są całkowicie bez pokrycia. Rosja może rozpocząć „małą wojnę” lub uderzenie chirurgiczne na ukraińskie instalacje wojskowe. Zachodni komentatorzy twierdzą, że mogłoby to obejmować całkowitą aneksję regionu Donbasu, który obecnie jest już kontrolowany przez siły prorosyjskie; stworzenie korytarza lądowego do wcześniej zaanektowanego Krymu; lub odrodzenie tzw. projektu „Nowej Rosji”, który zakładałby próbę „odcięcia Ukrainy od Morza Czarnego”.

Kolejną z motywacji Putina jest w sposób jednoznaczny wzniecanie płomieni wielkomocarstwowego rosyjskiego nacjonalizmu w ramach próby odwrócenia uwagi społeczeństwa od wewnętrznych problemów. Przez długie lata Putinowi udawało się płynąć na fali boomu naftowego, zaś jego wskaźniki poparcia wynosiły około 70%. Popularność Putina wzrosła do około 85% dzięki jingoistycznym nastrojom po aneksji Krymu. Jednakże jego popularność ponownie zaczęła się obniżać, spadając do poziomu 50 kilku procent w 2020 roku – lub nawet niżej według niektórych sondaży.

Jest to spowodowane kilkoma czynnikami. Według oficjalnych danych pandemia koronawirusa zabiła około 320 000 Rosjan. Z powodu spadających cen ropy naftowej w następstwie kryzysu z 2008 roku, rosyjska gospodarka również znalazła się w trudnej sytuacji. Doprowadziło to do tego, że od 2013 do 2020 roku realne dochody spadły o 11%. Na dodatek inflacja wynosi obecnie ponad 8%, obniżając tym samym jeszcze bardziej poziom życia klasy robotniczej. To właśnie było prawdziwą przyczyną protestów, które wywołało aresztowanie Nawalnego w ubiegłym roku, jak również rozczarowujących wyników wyborów dla „Jednej Rosji” Putina.

Częścią tych działań jest więc prawdopodobnie próba ponownego rozpalenia reakcyjnego nacjonalistycznego ducha, w celu przełamania narastającego w rosyjskim społeczeństwie gniewu klasowego. Jednak rozbudzanie nacjonalizmu poprzez grożenie wojną to zupełnie co innego niż faktyczne zaangażowanie się w długą i kosztowną wojnę, która miałaby odwrotny skutek. Jest to jeszcze jeden powód, dla którego inwazja militarna na pełną skalę jest bardzo mało prawdopodobna, jako że nie leżałaby w interesie Putina.

Słabość USA

Odpowiedź przedstawicieli amerykańskiego imperializmu na działania Rosji nie wykracza poza słowa. Jen Psaki, sekretarz prasowy Białego Domu, odrzuciła żądania Rosji, tłumacząc, że „nie mogą one naruszyć kluczowych zasad, na których zbudowane jest bezpieczeństwo europejskie”. Antony Blinken, sekretarz stanu USA, zadeklarował, że USA są „gotowe odpowiedzieć zdecydowanie na dalszą rosyjską agresję”.

Jednak po głębszym zastanowieniu się, owa zdecydowana odpowiedź sprowadza się jedynie do „zdecydowanych działań ekonomicznych”, „dostarczenia Ukraińcom dodatkowych zasobów obronnych” i obietnicy „wzmocnienia naszych sojuszników z NATO na wschodzie”. Również sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg oświadczył, że „dysponujemy wojskiem i dysponujemy siłami”, ale nie podał żadnych szczegółów dotyczących konkretnych działań. Także Joe Biden podkreślił, że przeznaczenie sił amerykańskich do obrony Ukrainy „nie wchodzi w grę”!

nato biden Image NATO Flickr 1

Względne osłabienie imperializmu amerykańskiego, w tym przypadku widoczne poprzez niechęć do zaangażowania wojsk lądowych, kieruje go w stronę wycofywania się, co po raz kolejny potęguje jego słabość. Podczas konferencji prasowej 19 stycznia Biden ocenił, że „przypuszcza”, iż Putin „zdecyduje się wkroczyć”. Jednocześnie jednak dodał, że odpowiedź Zachodu będzie uzależniona od tego, „co zrobi [Rosja]. Jeśli będzie to niewielkie wtargnięcie, a potem my [NATO] zaczniemy się kłócić o to, co robić, a czego nie robić”.

Z punktu widzenia amerykańskiego imperializmu, różnice zdań z europejskimi sojusznikami nie powinny być wyrażane otwarcie. Jednakże, z powodu swojej słabości Stany Zjednoczone nie są w stanie wymusić na NATO jednolitej linii, za pomocą której mogłyby stawić czoła Rosji. Pokazał to również prezydent Francji Emmanuel Macron, który niedawno wezwał do prowadzenia samodzielnych rozmów z Rosją pod przewodnictwem Europy.

Stany Zjednoczone ewidentnie obawiają się ujawnienia swojej słabości przed światem, stąd też niektóre części amerykańskiej klasy rządzącej mogą skłaniać się ku bardziej stanowczemu stanowisku. Są jednak granice tego, co faktycznie mogą zrobić. Po zakończeniu dwóch wyczerpujących wojen w Iraku i Afganistanie istnieje w Stanach Zjednoczonych masowy sprzeciw wobec wojny. Wszystkie te zjawiska odzwierciedlają relatywny upadek imperializmu amerykańskiego, który nie może już pełnić roli policjanta świata w taki sam sposób, jak to miało miejsce w przeszłości. Ma on mniejszą możliwość zmuszania swoich sojuszników do takich działań, natomiast dla mniejszych graczy pojawiła się przestrzeń do manewrowania i prężenia muskułów w skali regionalnej.

Sankcje

Stanom Zjednoczonym i NATO pozostaje polegać na dalszych sankcjach. Mówiono o wykluczeniu Rosji z systemu płatności SWIFT, co uniemożliwi jej działanie na rynku światowym, o blokadzie importu towarów takich jak smartfony i części samochodowe, o anulowaniu gazociągu Nord Stream 2, transportującego rosyjski gaz bezpośrednio z Rosji do Niemiec, omijając Ukrainę.

Kłopot z takim podejściem jest następujący: gdyby Rosji naprawdę zależało na inwazji na Ukrainę, to sankcje nie wystarczyłyby do jej powstrzymania. Na początek, choć szacuje się, że sankcje zmniejszyły rosyjską gospodarkę o 2,5% do 3% na rok, to nie spełniły one swojego celu. Większość z tych sankcji została nałożona w następstwie aneksji Krymu, jednak nie przyczyniły się one w żaden sposób do zmuszenia Putina do cofnięcia aneksji.

Ponadto, jak wyjaśnia Financial Times, państwo rosyjskie poczyniło wysiłki w celu ograniczenia swojej zależności od globalnego systemu finansowego. To oznacza, że sankcje mogą uderzyć bardziej w UE niż w Rosję. UE sprowadza z Rosji ponad 40% gazu i jedną czwartą ropy dlatego zakazanie temu krajowi korzystania z systemu płatności SWIFT lub wstrzymanie budowy Nord Stream 2 – szczególnie w kontekście gwałtownie rosnących cen gazu – może okazać się nie do przyjęcia dla przywódców UE.

Jest to szczególnie odczuwalne w przypadku Niemiec, najważniejszego kraju kapitalistycznego w Europie i najbardziej uzależnionego gospodarczo od Rosji. Dlatego też niemieccy kapitaliści nie są zwolennikami sankcji, zaś Berlin zajął stanowisko wyraźnie łagodniejsze od Waszyngtonu. Szef niemieckiej marynarki wojennej został zmuszony do dymisji za to, że wyraził publicznie takie stanowisko, mówiąc, że status Krymu nie ulegnie zmianie i że to, czego Putin chciał „i na co prawdopodobnie zasłużył”, to być „traktowanym z szacunkiem”. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz powiedział w wywiadzie dla gazety Sueddeutsche Zeitung, że wszelkie sankcje nałożone na Rosję w przypadku inwazji na Ukrainę powinny być „rozważne”, gdyż „nikt nie powinien żywić złudzeń, że istnieje jakikolwiek krok, który nie niesie ze sobą konsekwencji dla nas”. Ma to miejsce w czasie, kiedy Waszyngton pragnie, by jego europejscy sojusznicy zajęli się Rosją, aby ten mógł skoncentrować się na Chinach.

Ponadto, jeśli chodzi o kwestię blokowania importu technologii do Rosji, wystarczy, że jakieś kraje będą skłonne złamać zasady takiej blokady, aby całe przedsięwzięcie okazało się całkowicie nieskuteczne. Stany Zjednoczone mogą próbować zablokować dostęp smartfonów lub czegokolwiek innego do rynku rosyjskiego, jednak łatwo można sobie wyobrazić Chiny z radością wkraczające, by wypełnić tę lukę.

Czy uda się znaleźć porozumienie?

Nasuwa się teraz pytanie: Dokąd sytuacja ta zmierza? Według doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, Jake’a Sullivana, głównym celem USA jest „powstrzymanie rosyjskiej inwazji wojskowej na dalsze terytorium Ukrainy”. Imperializm amerykański chciałby utrzymać kontrolę nad Europą Wschodnią. Chcąc jednak skupić swoją uwagę na Chinach, odwraca się od Europy i Bliskiego Wschodu. Stwarza to okazję dla Rosji do odpierania tego, co uznaje ona za groźne ze strony Zachodu.

Ameryka nie jest skłonna użyć wojsk do militarnej obrony Ukrainy, a sankcje nie wystarczą, by zmusić Putina do odwrotu, co z kolei oznacza, że zostanie ona zmuszona do kolejnych ustępstw. Pojawiają się już o tym pogłoski. Jak zaznacza The Economist, powyższy cytat z Sullivana pozostawia otwartą możliwość dopuszczenia do aneksji przez Rosję separatystycznych regionów Ukrainy. Pojawiają się też głosy, że USA rozważają redukcję sił w Europie Wschodniej. Biden zdementował tę informację, ale Antony Blinken nie był jednoznacznie przekonany, kiedy w CNN zapytano go o rozmieszczenie ciężkiego sprzętu w Polsce. Inni, jak np. były starszy dyrektor ds. Rosji w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA, sugerowali, że NATO mogłoby formalnie zobowiązać się do uniemożliwienia Ukrainie przystąpienia do NATO przez określoną liczbę lat.

Obok pałeczki w postaci sankcji, NATO było gotowe zaoferować pewne ustępstwa w zakresie „kontroli zbrojeń” i podjąć wysiłki na rzecz większej „przejrzystości działań wojskowych”. Podobnie, wysoki rangą urzędnik Białego Domu ujawnił, że USA są skłonne „rozważyć (…) wzajemne ograniczenia wielkości i zakresu ćwiczeń [wojskowych]”. Zostało to odrzucone przez Siergieja Riabkowa, negocjatora strony rosyjskiej, który stwierdził, że rozmowy znalazły się w „martwym punkcie”, bowiem ustępstwa te nie spełniają głównych postulatów Kremla. Rosjanie wyczuwają, że w grę wchodzą większe ustępstwa.

Russian forces near Ukraine Image public domain

Podczas ostatniej konferencji prasowej zorganizowanej po fiasku rozmów z Riabkowem, Biden przedstawił aktualne stanowisko w sprawie możliwych do zaoferowania ustępstw. Według prezydenta, dwoma najważniejszymi życzeniami Rosji jest to, aby Ukraina „nigdy nie była częścią NATO” i aby na Ukrainie nie stacjonowała „broń strategiczna”. W sprawie drugiego postulatu stwierdził, że „jesteśmy w stanie coś wypracować”. Na pytanie, czy Ukraina mogłaby wstąpić do NATO, podał, że „w najbliższym czasie” jest to „niezbyt prawdopodobne”, oznacza to więc, że „istnieje przestrzeń do współpracy, o ile będzie tego chciał”. Jednocześnie zaznaczył, że szczyt z Putinem jest „możliwy”.

Fakt, że Rosja nie da się wyprzeć sankcjami, zaś USA nie chcą się zobowiązać do militarnej obrony Ukrainy, stanowi już zwycięstwo Rosji i Putina. Dobitnie pokazało to spotkanie Blinkena i Ławrowa 21 stycznia. Obecnie Biden jest określany jako „w pełni gotowy” do podjęcia rozmów z Putinem. Natomiast Putin, jak się wydaje, skłonny jest pozwolić Bidenowi dusić się w niepewności, Ławrow zaś stwierdził, że przyszłe rozmowy będą zależały od „poważnych przygotowań”. Doprowadzenie do spotkania na szczycie z prezydentem USA jest dla Putina zwycięstwem samym w sobie.

Najprawdopodobniej będą więc trwały rozmowy między USA a Rosją, które w końcu zakończą się wymuszeniem na USA jakichś ustępstw. Nie można wykluczyć niewielkich wtargnięć ze strony rosyjskiej, ale inwazja na Ukrainę na pełną skalę jest bardzo mało prawdopodobna. USA będą starały się utrzymać ustępstwa za kulisami, a to, co z tego wyniknie, będą przedstawiały jako zwycięstwo. Wszystko to pokazuje jednak, że USA na pewno nie są „z powrotem w siodle”, zaś Putin, doskonale zdając sobie z tego sprawę, w pełni wykorzystuje sytuację.

Obok pałeczki w postaci sankcji, NATO było gotowe zaoferować pewne ustępstwa w zakresie „kontroli zbrojeń” i podjąć wysiłki na rzecz większej „przejrzystości działań wojskowych”. Podobnie, wysoki rangą urzędnik Białego Domu ujawnił, że USA są skłonne „rozważyć (…) wzajemne ograniczenia wielkości i zakresu ćwiczeń [wojskowych]”. Zostało to odrzucone przez Siergieja Riabkowa, negocjatora strony rosyjskiej, który stwierdził, że rozmowy znalazły się w „martwym punkcie”, bowiem ustępstwa te nie spełniają głównych postulatów Kremla. Rosjanie wyczuwają, że w grę wchodzą większe ustępstwa.

Podczas ostatniej konferencji prasowej zorganizowanej po fiasku rozmów z Riabkowem, Biden przedstawił aktualne stanowisko w sprawie możliwych do zaoferowania ustępstw. Według prezydenta, dwoma najważniejszymi życzeniami Rosji jest to, aby Ukraina „nigdy nie była częścią NATO” i aby na Ukrainie nie stacjonowała „broń strategiczna”. W sprawie drugiego postulatu stwierdził, że „jesteśmy w stanie coś wypracować”. Na pytanie, czy Ukraina mogłaby wstąpić do NATO, podał, że „w najbliższym czasie” jest to „niezbyt prawdopodobne”, oznacza to więc, że „istnieje przestrzeń do współpracy, o ile będzie tego chciał”. Jednocześnie zaznaczył, że szczyt z Putinem jest „możliwy”.

Fakt, że Rosja nie da się wyprzeć sankcjami, zaś USA nie chcą się zobowiązać do militarnej obrony Ukrainy, stanowi już zwycięstwo Rosji i Putina. Dobitnie pokazało to spotkanie Blinkena i Ławrowa 21 stycznia. Obecnie Biden jest określany jako „w pełni gotowy” do podjęcia rozmów z Putinem. Natomiast Putin, jak się wydaje, skłonny jest pozwolić Bidenowi dusić się w niepewności, Ławrow zaś stwierdził, że przyszłe rozmowy będą zależały od „poważnych przygotowań”. Doprowadzenie do spotkania na szczycie z prezydentem USA jest dla Putina zwycięstwem samym w sobie.

Najprawdopodobniej będą więc trwały rozmowy między USA a Rosją, które w końcu zakończą się wymuszeniem na USA jakichś ustępstw. Nie można wykluczyć niewielkich wtargnięć ze strony rosyjskiej, ale inwazja na Ukrainę na pełną skalę jest bardzo mało prawdopodobna. USA będą starały się utrzymać ustępstwa za kulisami, a to, co z tego wyniknie, będą przedstawiały jako zwycięstwo. Wszystko to pokazuje jednak, że USA na pewno nie są „z powrotem w siodle”, zaś Putin, doskonale zdając sobie z tego sprawę, w pełni wykorzystuje sytuację.

Rozwój wydarzeń na Ukrainie jest odzwierciedleniem sytuacji na świecie. Gdy system kapitalistyczny znajduje się w okresie ogólnego wzrostu, i gdy jest wystarczająco dużo łupów do podziału pomiędzy różne klasy kapitalistyczne, system może wydawać się stabilny. Kiedy jednak system przeżywa kryzys, poszczególne państwa narodowe starają się jeszcze mocniej bronić interesów własnej klasy rządzącej, co prowadzi do większych tarć i zaognień, takich jak to, którego jesteśmy świadkami. Na to nakłada się kryzys imperializmu amerykańskiego, który nie jest już w stanie dyktować reguł stosunków światowych tak jak kiedyś, i tym samym stabilizować sytuacji. Przeciwnie, sam staje się siłą destabilizującą. Wzrastająca niestabilność jest cechą charakterystyczną okresu, w którym przyszło nam żyć. Jest odbiciem chorego ustroju.

Tekst oryginalny: https://www.marxist.com/will-russia-invade-ukraine.htm
Tłumaczenie: Filip Stojanowski