Nouriel Roubini jest interesującym i nieortodoksyjnym burżuazyjnym ekonomistą. Główną przyczyną jego sławy jest to, że poprawnie przewidział kryzys finansowy w 2008 roku, co nie przyniosło mu sympatii większości innych ekonomistów, którzy nie przewidzieli absolutnie nic.
[Ten artykuł został pierwotnie napisany 7 listopada].
Z czystej przekory uhonorowali go niezbyt grzecznym przydomkiem „Doctor Doom” (po polsku „Doktor Zagłady”), prawdopodobnie dlatego, że jego pesymistyczne perspektywy dla światowego kapitalizmu nie pasują do ich zwykłego chóru optymizmu i niezachwianej wiary w „gospodarkę wolnorynkową”.
Teraz napisał książkę Megathreats, w której przewiduje „długą i brzydką” recesję w USA i na świecie (Nouriel Roubini, Megathreats: The Ten Trends That Imperil Our Future, and How to Survive Them).
Bez wątpienia nie pomoże to zbytnio jego reputacji wśród kolegów ekonomistów. Ponieważ ich głównym zarzutem wobec niego jest to, że zbyt często miał rację, ich skargi nie muszą nas zbytnio niepokoić.
Krótko mówiąc, Roubini ostrzega, że cały świat zmierza w kierunku katastrofalnego kryzysu zadłużenia. Porównuje go do Argentyny, która od czasu uzyskania niepodległości w 1816 roku dziewięć razy nie spłacała swojego długu.
To w żadnym wypadku nie jest przesada. Do końca 2021 roku globalne zadłużenie, zarówno publiczne, jak i prywatne, przekroczyło 350 procent produktu krajowego brutto planety. Wniosek jest nieuchronny. Roubini stwierdza, że „Matka wszystkich kryzysów” zadłużenia będzie nieunikniona albo w tej dekadzie, albo w następnej.
Każdy możliwy środek zaradczy, aby tego uniknąć, został wypróbowany i wykazany jako wadliwy, ponieważ jedynie odsuwa w czasie „dzień nadejścia zła”, tworząc nowe i nierozwiązywalne sprzeczności.
Keynesizm jest wyczerpany
Model keynesowski, tak ukochany przez wszystkich reformistów (zarówno w odmianie prawej, jak i lewej), wyczerpał się. Fakt ten wyraża się w ogromnej górze długu, która góruje nad całą gospodarką światową. A góry prędzej czy później doświadczają lawin, które zmiatają wszystko przed sobą.
Sprzeczności ekonomiczne i społeczne piętrzą się. A Roubini zwrócił uwagę na dziesięć z nich, choć jest ich o wiele, wiele więcej.
Aby podać tylko jeden przykład: zrozumiał, że postęp technologiczny i naukowy, który w racjonalnym systemie powinien oznaczać skrócenie dnia pracy i ogólną poprawę jakości życia większości, w kapitalizmie stanowi natomiast śmiertelne zagrożenie.
Wpływ sztucznej inteligencji, robotyki i ogólnego postępu zniszczy dużą liczbę miejsc pracy i doprowadzi do masowego bezrobocia technologicznego, zagrażając nawet warstwom dawniej uprzywilejowanym, jak lekarze czy księgowi.
„Nie widzę szczęśliwej przyszłości, w której nowe miejsca pracy zastąpią miejsca pracy, które wyrywa automatyzacja. Ta rewolucja wygląda terminalnie” – pisze. A jednak tego pytania nikt nie traktuje poważnie.
Rozumie też niebezpieczeństwo związane z władzą korporacyjną , pogłębiające się nierówności społeczne i rozprzestrzeniającą się dezinformację, która podważa spójność społeczną i zagraża stabilności status quo. I wszystkie te wnioski są jak najbardziej słuszne.
Roubini wyraża również zaniepokojenie wieloma innymi sprawami, takimi jak niebezpieczeństwo napięć między USA a Chinami, które mogą doprowadzić do konfliktu zbrojnego, ogromne rozszerzenie problemu uchodźców w konsekwencji załamania gospodarczego, wojny i wojny domowe, czy wreszcie zagrożenie dla globalnego środowiska.
Tym razem jednak nie jest on osamotniony w swojej pesymistycznej ocenie perspektyw dla światowego kapitalizmu. Od wielu miesięcy strony prasy finansowej wypełnione są najczarniejszymi prognozami. Raport MFW z lipca 2022 roku ostrzegał:
Świat znajduje się w niestabilnym okresie: zmiany gospodarcze, geopolityczne i ekologiczne wpływają na globalną perspektywę.
Financial Times pisał 8 października:
Wskaźniki zaufania gwałtownie spadły i są na najniższym poziomie od czasu, gdy indeks rozpoczął się ponad dekadę temu w krajach takich jak USA, Wielka Brytania i Chiny.
W gospodarkach wschodzących, które są bardziej narażone na wzrost cen żywności i energii, zaufanie spadło jeszcze bardziej gwałtownie.
Indie to jedyna duża gospodarka na świecie określana jako «jasny punkt», z silnymi wskaźnikami wskazującymi na solidny wzrost w tym i przyszłym roku.
Pozostałe główne gospodarki świata zmagają się z narastającymi problemami gospodarczymi według zarówno twardych danych, jak i bardziej miękkich miar, takich jak wskaźniki zaufania.
Obawy strategów kapitału znalazły odzwierciedlenie w przemówieniu na Uniwersytecie Georgetown wygłoszonym przez Kristalinę Georgievę, obecnie pełniącą funkcję dyrektorki zarządzającej MFW.
Ostrzegła, że stary porządek, charakteryzujący się przestrzeganiem globalnych zasad, niskimi stopami procentowymi i niską inflacją, ustępuje miejsca takiemu, w którym „każdy kraj może zostać zrzucony z kursu łatwiej i częściej.”
I podsumowała:
Doświadczamy fundamentalnej zmiany w globalnej gospodarce, od świata względnej przewidywalności… do świata o większej kruchości – większej niepewności, większej zmienności gospodarczej, konfrontacji geopolitycznych oraz częstszych i bardziej niszczycielskich katastrof naturalnych.
The Economist porusza dokładnie ten sam problem :
Wszystko to oznacza definitywny koniec epoki gospodarczego spokoju w latach 2010.
I dodaje:
Ruiny na rynkach mają skalę niewidzianą od pokolenia. Globalna inflacja jest dwucyfrowa po raz pierwszy od prawie 40 lat. Rezerwa Federalna, która powoli reagowała, podnosi teraz stopy procentowe w najszybszym tempie od lat 80. Dolar jest najsilniejszy od dwóch dekad, co powoduje chaos poza Ameryką.
Istnieje poczucie, że porządek świata staje na głowie, gdy globalizacja zmienia się w swoje przeciwieństwo, a stara stabilność zostaje złamana przez wojnę na Ukrainie i wynikający z niej chaos na rynku energii. To uczucie pesymizmu jest stale powtarzającym się tematem.
11 października Financial Times opublikował artykuł opatrzony nagłówkiem „IMF forecasts «very painful» outlook for global economy” („Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje bardzo bolesną przyszłość dla globalnej gospodarki”). Czytamy w nim co następuje:
Ponieważ globalna gospodarka zmierza na burzliwe wody, może dojść do wybuchu zawirowań finansowych”
Pięć dni wcześniej ta sama gazeta opublikowała artykuł Larry’ego Summersa, cenionego amerykańskiego ekonomisty, który w latach 1999-2000 pełnił funkcję 71. sekretarza skarbu Stanów Zjednoczonych.
Tak opisał stan światowej gospodarki:
Mogę sobie przypomnieć poprzednie momenty o równej lub nawet większej wadze dla światowej gospodarki, ale nie mogę sobie przypomnieć momentów, w których było tak wiele odrębnych wątków i tak wiele krzyżujących się tendencji , jak teraz.
Spójrzcie na to, co dzieje się na świecie: bardzo znaczący problem z inflacją w dużej części świata, a na pewno w dużej części świata rozwiniętego; trwające znaczące zacieśnienie monetarne; ogromny szok energetyczny, zwłaszcza w gospodarce europejskiej, który jest zarówno szokiem realnym, jak i szokiem inflacyjnym; rosnące obawy dotyczące chińskiej polityki i chińskich wyników gospodarczych, a w istocie również obawy dotyczące jej intencji wobec Tajwanu; a następnie, oczywiście, trwająca wojna na Ukrainie.
Bezsilność burżuazyjnych ekonomistów
Aby zrozumieć, co się dzieje, nie ma sensu zwracać się do burżuazyjnych ekonomistów, którzy nic nie rozumieją. Nie byli w stanie niczego przewidzieć. Nie byli w stanie przewidzieć ani załamania, ani boomu.
Bezsilni w wyjaśnianiu rzeczywistych procesów gospodarczych, uciekają się do bezsensownych sformułowań, które nie wyjaśniają niczego. Wszystko ma być kwestią „zaufania” – tak jakby było to coś zupełnie odrębnego od realnej gospodarki, co może być dowolnie kształtowane przez zręcznych polityków i bankierów.
Nie chcą przyjąć do wiadomości, że kryzysy są nieuniknionym produktem systemu kapitalistycznego i dlatego przypisują je całkowicie subiektywnym zjawiskom zachodzącym w umysłach inwestorów. W rzeczywistości jednak – w jakkolwiek zniekształcony sposób – nawet kryzys giełdowy jest wyrazem obiektywnych procesów zachodzących w realnej gospodarce.
Burżuazyjni ekonomiści, którzy nigdy nie widzą dalej niż na długość swojego nosa, zdołali przekonać samych siebie, że era niskiej inflacji i niskich odsetek będzie trwała wiecznie.
Przekształcili nawet to bezpodstawne przekonanie w tzw. teorię, najnowszą z całej serii takich „teorii”, które wszystkie opierały się na najbardziej arbitralnych i głupich założeniach. I każda z nich okazała się katastrofalnie fałszywa.
Idąc za ich niemądrymi radami, rządy stały się nieodpowiedzialne, przypominając raczej lekkomyślnych hazardzistów niż odpowiedzialnych polityków. Ich mottem stało się: „Żyjmy chwilą, a przyszłość niech sama o siebie zadba”.
Tak jak narkoman coraz bardziej uzależnia się od substancji dających natychmiastowe poczucie euforii, tak rządy, firmy i rodziny finansowe uzależniły się od perspektywy niekończących się, niemal zerowych stóp procentowych. Ale końcowy rezultat był taki sam: dręczący ból, a nawet groźba upadku.
Niedaleko pod powierzchnią gromadziły się niebezpieczne sprzeczności. A tendencje inflacyjne, o których wszyscy głupio myśleli, że zniknęły, cały czas narastały.
W kapitalistycznej gospodarce rynkowej, w ostatecznej analizie, decydują siły rynkowe. Działania rządów mogą zniekształcić i opóźnić działanie sił rynkowych, ale nigdy nie można ich wyeliminować. A zakłócenia stworzone przez interwencje rządowe służą jedynie zaostrzeniu sprzeczności, które w końcu zostaną uwolnione ze zdwojoną siłą i mocą.
Właśnie tego jesteśmy obecnie świadkami. Próby rozwiązania przez rządy najpierw kryzysu z 2008 roku, potem pandemii COVID-19, a teraz kryzysu energetycznego poprzez wydawanie ogromnych ilości pieniędzy, których nie posiadały, to właśnie to, co przyczyniło się do obecnej chaotycznej sytuacji w gospodarce światowej.
Kryzys, przed którym stoją, jest zbyt głęboki, sprzeczności zbyt wielkie, by można je było rozwiązać na gruncie kapitalistycznym. Próbując rozwiązać ostatni kryzys, zużyli całą swoją amunicję. Teraz będą zmuszeni lawirować między kolejnymi kryzysami, nie mając niezbędnej broni do ich pokonania.
Powrót inflacji
Pomimo nonsensownych wyobrażeń ekonomistów, podstawowe presje inflacyjne nie zniknęły. Nagle wypłynęły na powierzchnię i wymknęły się spod kontroli, wywołując zakłócenia w łańcuchach dostaw, niszcząc plany inwestycyjne, podkopując oszczędności, załamując standardy życia i powodując ogólny chaos w gospodarce światowej.
Ta sama inflacja, którą ekonomiści uznali za przeszłość, stała się jedną z głównych cech tego kryzysu. Stanowi to istotną różnicę w stosunku do kryzysu z 2008 roku.
W tym czasie głównym problemem był dług: dług publiczny, czyli rządowy, dług gospodarstw domowych i dług przedsiębiorstw. Ale niska inflacja i niemal zerowe stopy procentowe umożliwiły zwiększenie długu publicznego w celu wstrzyknięcia do gospodarki ogromnych ilości pieniędzy. Był to w rzeczywistości fikcyjny kapitał.
Teraz, oprócz tego wszystkiego, mamy do czynienia z wysoką i rosnącą inflacją. Z opóźnieniem ekonomiści zostali zmuszeni do przyznania tego, co powinno być oczywiste dla każdego racjonalnie myślącego człowieka: że polityka drukowania pieniędzy w celu finansowania długu publicznego („Quantitative Easing”) była z natury inflacyjna.
Oznacza to upadek systemu finansowego, który przyzwyczaił się do niskich stóp inflacji i stóp procentowych. Podobnie jak narkoman , który obudził się w policyjnej celi, pozbawiony narkotyków, od których był uzależniony, tak teraz rządy są nagle zszokowane, gdy muszą stawić czoła gwałtownie rosnącym kosztom pożyczek.
Teraz burżuazja jest zmuszona do podjęcia środków odwracających wszystko, co zrobiła wcześniej. MFW i Bank Światowy żądają ostrzejszych środków walki z inflacją, nawet jeśli spowodują one recesję, ponieważ uważają, że jest to jedyny sposób na powstrzymanie inflacji, która jest teraz postrzegana jako główne zagrożenie.
Amerykańska Rezerwa Federalna, która do tej pory wykazywała luźną – a raczej należałoby powiedzieć: giętką – obojętność, nagle wpadła w panikę i przeforsowała jedną podwyżkę stóp procentowych za drugą, choć było to równoznaczne z zaciągnięciem hamulca w samochodzie.
Ale problemy są tak głęboko zakorzenione, że jakiekolwiek środki, które podejmą, nie wystarczą do rozwiązania kryzysu związanego z kosztami utrzymania. Już teraz mówi się, że te środki są niewystarczające.
Czynnik ukraiński
Ponieważ nie mają absolutnie żadnego pojęcia o prawdziwej teorii ekonomii, burżuazyjni eksperci rozpaczliwie rozgląda się za kimś, kogo mogliby obwinić za swoją trudną sytuację i znajduje odpowiedniego kozła ofiarnego we Władimirze Putinie. Ale wojna na Ukrainie nie była przyczyną inflacyjnej katastrofy. Dostarczyła jedynie iskry, która zapaliła ogromną beczkę suchego prochu, który tylko czekał, by wybuchnąć.
Jednak w dialektyce przyczyna staje się skutkiem, a skutek z kolei staje się przyczyną. Chociaż wojna nie spowodowała kryzysu, to z pewnością prawdą jest, że ogromnie zaostrzyła problem inflacji i zakłóciła światowy handel.
Clausewitz stwierdził, że wojna jest tylko kontynuacją polityki za pomocą innych środków. Ale imperializm amerykański wprowadził drobną modyfikację do tej głęboko poprawnej definicji.
Od pewnego czasu handel jest bronią, celowo karzącą każdy kraj, który nie podporządkuje się woli amerykańskiego imperium. Tak więc w nowoczesnych warunkach handel staje się jedynie kontynuacją wojny za pomocą innych środków.
Rosja, jeden z największych eksporterów paliw kopalnych, została celowo odcięta od swoich rynków na Zachodzie przez sankcje nałożone przez imperializm amerykański i zatwierdzone przez UE.
Miało to dwa niezamierzone i nieprzewidziane skutki. Natychmiast wywołało kryzys energetyczny, który spowodował gwałtowny wzrost inflacji na całym świecie, a także uderzył w Stany Zjednoczone. Ale gwałtowne podniesienie cen ropy i gazu, przyniosło ogromne korzyści tym krajom, które je produkują – zwłaszcza Rosji.
W ten sposób utracone w wyniku sankcji dochody zostały zrekompensowane przez wzrost cen ropy i gazu na rynkach światowych. Władimir Putin nadal finansuje swoje armie z dochodów, podczas gdy Zachód stoi przed perspektywą mroźnej zimy, gwałtownie rosnących rachunków za energię i rosnącego gniewu społecznego. W piłce nożnej, jeśli się nie mylę , takie zagrania znane są jako spektakularne bramki samobójcze.
Recesja nieunikniona
Banki centralne stoją przed poważnym dylematem. Znalazły się w pułapce. Podniosły stopy procentowe w celu ograniczenia popytu, a tym samym (jak mają nadzieję) zmniejszenia inflacji. To właśnie ta teoria skłoniła amerykańską Rezerwę Federalną do podniesienia stóp i zmusiła większość władz monetarnych do tego samego.
Ale takie środki sprawiają, że recesja jest nieunikniona. Jest to obecnie akceptowane przez wszystkich, z wyjątkiem najbardziej krótkowzrocznych. Jedyne pytanie brzmi: jak głęboka i jak długa? Wielka Brytania prawdopodobnie już jest w recesji, a jeśli nie, to stoi na krawędzi bardzo głębokiej przepaści.
W każdym razie recesja będzie miała głębokie skutki. Oznacza ona bankructwo przedsiębiorstw, prowokując zamykanie fabryk, utratę miejsc pracy i drastyczne obniżenie poziomu życia. To gotowy przepis na zaostrzenie walki klasowej i daleko idące konsekwencje socjopolityczne.
Zmiana świadomości
Wszystko to stanowi niepokojący obraz dla klasy rządzącej. Kapitaliści zawsze zrzucają winę za inflację na płace, podczas gdy każdy robotnik wie z własnego doświadczenia, że płace zawsze podążają za cenami.
Ale wzrost płac wraz ze wzrostem cen surowców oznacza wzrost inflacji, co z kolei rodzi nowe żądania wyższych płac.
To z kolei dolewa benzyny do ognia walki klas. Zaczął się już powszechny ferment i ogólne kwestionowanie ustalonego porządku.
Istnieje potencjał nie tylko dla aktywności mas robotniczych na całym świecie, ale także dla masowej reakcji przeciwko rynkowi, systemowi kapitalistycznemu i wszystkim ich dziełom wśród szerokich warstw społeczeństwa.
Widzimy obecnie bardzo krytyczny stosunek ludzi do wszystkich partii i instytucji politycznych. Zniknęła dawna postawa niekwestionowania statusu quo. To przygotowuje drogę do gwałtownych zmian opinii publicznej.
„Ciemne dni przed nami…”
Przyczyną tego zawirowania jest to, że kapitalizm spełnił swoją historyczną rolę w rozwoju sił wytwórczych. Ta rola jest obecnie całkowicie wyczerpana. Perspektywą w skali światowej jest bezprecedensowa walka klas.
Stratedzy kapitału ze zgrozą patrzą w przyszłość. Przez 150 lat system kapitalistyczny odgrywał stosunkowo postępową rolę w rozwoju przemysłu, rolnictwa, nauki i technologii. Teraz rozwój ten osiągnął swoje granice. Takie jest wewnętrzne wytłumaczenie tego kryzysu
Ze swojej strony Nouriel Roubini pisze jak doświadczony lekarz, który potrafi opisać objawy bardzo chorego pacjenta. O ile jednak okazuje się bardzo skuteczny w opisywaniu problemów, o tyle zupełnie nie potrafi zaproponować żadnej recepty na choroby, które tak sprawnie zdiagnozował.
Co, jeśli w ogóle, można zrobić, aby przeciwdziałać tym „megazagrożeniom”? Niewiele, konkluduje Roubini. Jedyna możliwość, jaką widzi, to innowacje technologiczne prowadzące do wzrostu wydajności gospodarczej i poprawy stanu środowiska.
Silny, sprzyjający włączeniu społecznemu, zrównoważony wzrost gospodarczy na poziomie ponad 5 proc. rocznie byłby w stanie kontrolować wiele z tych niebezpiecznych trendów i pozwolić nam na powszechny dochód podstawowy – uważa. Ale jak ten cel ma być osiągnięty?
W kapitalizmie 5-procentowy roczny wzrost jest całkowicie utopijny. Wręcz przeciwnie, wszyscy ekonomiści (nie tylko „Doktor Zagłady”) przewidują gwałtowne pogorszenie koniunktury, po którym, w najlepszym wypadku, nastąpi przedłużający się okres stagnacji gospodarczej, któremu towarzyszyć będzie wysoki poziom inflacji.
Roubini kończy odpowiednio surowym ostrzeżeniem dla burżuazji: „Spodziewajcie się wielu ciemnych dni, moi przyjaciele”.
To ostrzeżenie jest bardzo trafne. Ale ciemne dni dla burżuazji to jasne dni dla walki klasy robotniczej o zmianę społeczeństwa.
Tak dla rewolucyjnego optymizmu!
Głęboki pesymizm burżuazji musi nas napełnić optymizmem co do naszej przyszłości: przyszłości rewolucji socjalistycznej, która obali potworny system wyzysku i zwyrodnienia i wskaże drogę do nowego, jaśniejszego dnia dla ludzkości.
W harmonijnie zaplanowanej gospodarce socjalistycznej cel 5-procentowego wzrostu rocznie nie byłby celem ambitnym, lecz niezwykle skromnym. Cel dwukrotnie wyższy byłby łatwo osiągalny, umożliwiając społeczeństwu rozwiązanie wielu istniejących problemów opisanych przez Roubiniego.
Piszę ostatnie wersy tego artykułu w rocznicę rewolucji październikowej – najważniejszego dnia w historii ludzkości. Z perspektywy czasu można spojrzeć na ten dramatyczny przewrót jako na coś nieuniknionego; coś, co się udało, ponieważ było skazane na powodzenie
Ale taki pogląd jest zarówno błędny, jak i głęboko niehistoryczny. Z pewnością nie wydawało się to mężczyznom i kobietom, którzy przeprowadzili rewolucję. Dla większości nawet najbardziej przenikliwych obserwatorów, wręcz przeciwnie, perspektywa zwycięskiej rewolucji socjalistycznej w zacofanej, reakcyjnej Rosji carskiej wydawała się fantastycznym marzeniem, w które mogli uwierzyć tylko najbardziej urojeni utopiści.
A jednak tak się stało.
Mimo wszystkich trudności rewolucja zatriumfowała. Jej sukces zapewniła odwaga, dalekowzroczność i wytrwałość partii bolszewickiej pod przywództwem Lenina i Trockiego. Czynnik subiektywny był absolutnie decydujący.
Jednak czynnik ten miał bardzo skromne początki. Zaledwie dwie dekady przed Październikiem marksiści byli liczeni w małych garstkach, głównie studentów, którym udało się w końcu pozyskać warstwę najbardziej zaawansowanych robotników.
Widzieli, jak Partia rosła, wraz z rewolucją 1905 roku, ale doświadczyli też goryczy porażki, gdy po raz kolejny została zdziesiątkowana przez aresztowania, egzekucje, uwięzienie i wygnanie.
Lata pierwszej wojny światowej były chyba najcięższe. Lenin przebywał na wygnaniu w Szwajcarii, gdzie w styczniu wygłosił wykład dla szwajcarskich młodych socjalistów, w którym powiedział: „Jestem starym człowiekiem i prawdopodobnie nie dożyję rewolucji socjalistycznej”.
A jednak dziewięć miesięcy później bolszewicy byli u władzy. To zdumiewające osiągnięcie pokazuje istotne znaczenie czynnika subiektywnego – rewolucyjnego przywództwa.
Koło historii obracało się od tego czasu wiele razy. A teraz widzimy, że obraca się po raz kolejny. System kapitalistyczny znajduje się w najgłębszym kryzysie w historii. Klasa robotnicza w skali światowej jest tysiąc razy silniejsza niż w 1917 roku. I zaczyna przechodzić do działania.
Obiektywne warunki dla rewolucji są dziś nieskończenie bardziej korzystne niż kiedykolwiek. Widzieliśmy to ostatnio na Sri Lance i w Iranie. Ale widzimy też, że brakuje czynnika subiektywnego. A ten jest tak samo decydujący w walce klasowej, jak dobrzy generałowie na wojnie.
Jak pokazaliśmy w tych kilku linijkach, burżuazja i jej stratedzy są przepełnieni najgłębszym pesymizmem.
Taką opinię podziela tak zwana „lewica”, która już dawno porzuciła wszelkie pretensje do opowiadania się za socjalistyczną transformacją społeczeństwa, a także ci żałośni drobnomieszczańscy byli „marksiści”, którzy spędzają życie w kawiarniach, płacząc nad swoją ziołową herbatą i opłakując smutny los świata.
Ale świat przechodzi obok tych pań i panów, nawet ich nie zauważając. Robotnicy i rewolucyjna młodzież nie mają czasu na płacz i biadolenie. Surowe realia życia popychają ich do walki. A walka już się rozpoczęła.
Musimy czerpać odwagę z chaosu panującego w obozie wroga i podwoić nasze wysiłki na rzecz jedynej sprawy, o którą warto walczyć: świętej sprawy klasy robotniczej – światowej rewolucji socjalistycznej.
Londyn, 7 listopada 2022 r.
Autor: Alan Woods
Tłumaczenie: Mateusz Szymański
Link do oryginalnego tekstu: Doctor Doom predicts “dark days” for capitalism (marxist.com)