Publikujemy dokument napisany w 2016 roku przez kierownictwo IMT w ramach dyskusji o roli dzisiejszego imperializmu oraz charakterze Chin i Rosji. Uważamy, że może on służyć wyjaśnieniu kwestii poruszonych w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę.
W każdej dyskusji nad nowymi pytaniami należy powrócić do podstaw. Punkt wyjścia dla naszej analizy stanowi tekst Lenina, Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu. Żadna książka nie wyjaśniła dotąd fenomenów współczesnego kapitalizmu lepiej niż praca Lenina. Wszystkie główne przewidywania dzieła, dotyczące koncentracji kapitału, dominacji banków i kapitału finansowego, narastającego antagonizmu między państwami narodowymi oraz nieuchronności wojny wynikającej ze sprzeczności imperializmu okazały się prawdziwe w ciągu ostatnich 100 lat.
Marksizm wymaga jednak czegoś więcej niż tylko powtórzenia tego, co Lenin napisał w 1916 roku. Przez ostatnie 100 lat wydarzyło się wiele rzeczy, których Lenin nie przewidział i których nie mógł przewidzieć. Podobnie w 1916 roku Lenin nie powtórzył po prostu idei wyrażonych przez Marksa i Engelsa w Manifeście komunistycznym, Zajmował się też nowymi zjawiskami, które nie istniały za czasów Marksa. W ten sam sposób my mamy do czynienia z inną sytuacją niż ta, która istniała za czasów Lenina.
Analiza materialistyczna zawsze opiera się na starannym rozważaniu faktów – wszystkich faktów. Nie zaczyna się od z góry przyjętego pomysłu, a następnie przechodzi do wyboru pewnych prawd pasujących do teorii, ignorując te, które jej przeczą. Dialektyka zajmuje się procesami, rozwojem i zmianą, w ramach których w pewnym momencie rzeczy przekształcają się w swoje przeciwieństwo. Należy o tym pamiętać również wtedy, kiedy rozważamy kwestię imperializmu. Metoda Lenina była dialektyczna i materialistyczna. Analizując to, co na tamtym etapie było nowym zjawiskiem – imperializm – oparł się na konkretnej analizie nowego zagadnienia w miarę jego rozwoju. Opierał się nie na studiowaniu tekstów, ale na analizie faktów. Dlatego jego książka jest wypełniona masą statystyk, które wskazywały na ogólne procesy, mające miejsce w kapitalistycznej gospodarce światowej.
Jest oczywiste, że w ciągu 100 lat, które minęły od czasu, gdy Lenin napisał Imperializm…, świat zmienił się na wiele sposobów. Międzynarodowa równowaga sił, opisywana w książce, już nie istnieje. Wielka Brytania i Francja, wówczas główne mocarstwa imperialistyczne, zostały zredukowane do drugorzędnych ośrodków w polityce światowej, podczas gdy Stany Zjednoczone, które wówczas dopiero zaczynały prężyć muskuły, są obecnie dominującą siłą na świecie. Carska Rosja od dawna jest skazana na zapomnienie, a Związek Radziecki, który ją zastąpił, przeszedł również do historii.
Kiedy Lenin pisał swoją książkę, świat był już podzielony na imperia kolonialne podlegające bezpośrednio wojskowo-biurokratycznym rządom Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Rosji i Holandii. Potężna rewolucja kolonialna, która nastąpiła po II wojnie światowej, zniszczyła te imperia. Byłe kraje kolonialne uzyskały formalną niepodległość (kraje Ameryki Łacińskiej osiągnęły to już w XIX wieku, choć nadal były zdominowane gospodarczo przez inne mocarstwa, głównie USA i Wielką Brytanię) Ale dawne kolonie są nadal usidłane imperializmem pośrednio, poprzez mechanizm rynku światowego, nierówny handel i zadłużenie.
Wielkim błędem byłoby wyobrażenie sobie, że naturę dzisiejszych Chin można zarysować, odwołując się do ogólnych formuł i abstrakcyjnych definicji. Takie definicje mogą być całkowicie poprawne teoretycznie, ale jeśli próbuje się nadać im życie, zmieniając rzeczywistość, bardzo szybko okazuje się, że rzeczywistość nie zawsze pasuje do tych definicji! Upadek ZSRR dramatycznie zmienił światową równowagę sił. Jak dziś scharakteryzujemy takie kraje jak Rosja i Chiny? Są to nowe pytania, które należy dokładnie przeanalizować, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty. Taka była metoda Lenina w 1916 roku i tę samą metodę musimy zastosować dziś.
Granice definicji
Jest rzeczą oczywistą, że musimy podać definicję imperializmu, jednak jest to zjawisko, które ma różne aspekty i z tego powodu można na nie patrzeć w różny sposób. Kautsky określił imperializm jako dążenie do aneksji. Jest to z pewnością jeden z aspektów imperializmu i są kraje, do których odnosi się on bardziej niż do innych. Lenin określił tę definicję jako poprawną, ale niekompletną.
Sam Lenin wskazuje, że można mówić o imperializmie przedkapitalistycznym, a nawet w starożytnym, jak w przypadku Cesarstwa Rzymskiego. Wówczas wiązał się on z podbojem, zniewoleniem i grabieżą obcych kolonii. Ten prymitywny rodzaj imperializmu można spotkać nawet we współczesnym świecie (przykładem tego była w istocie carska Rosja). Zjawisko to uległo jednak transformacji pod wpływem kapitalizmu. Lenin w swojej słynnej książce na ten temat podaje naukową definicję imperializmu w epoce nowożytnej. Wymienia on najbardziej podstawowe cechy imperializmu w epoce nowożytnej:
1) koncentracja produkcji i kapitału, posunięta do tak wysokiego stopnia rozwoju, że stworzyła monopole odgrywające decydującą rolę w życiu gospodarczym; 2) zlanie się kapitału bankowego z przemysłowym i stworzenie na podstawie tego «kapitału finansowego», oligarchii finansowej; 3) wywóz kapitału w odróżnieniu od wywozu towarów nabiera szczególnie ważnego znaczenia; 4) tworzą się międzynarodowe monopolistyczne związki kapitalistów, dzielące świat i 5) zakończył się terytorialny podział kuli ziemskiej przez największe mocarstwa kapitalistyczne. Imperializm jest to kapitalizm na tym stadium rozwoju, kiedy ukształtowało się panowanie monopolów i kapitału finansowego, kiedy nabrał wybitnego znaczenia wywóz kapitału, rozpoczął się podział świata przez międzynarodowe trusty i zakończony został podział całego terytorium kuli ziemskiej przez największe kraje kapitalistyczne. (LCW, tom 22, s. 266-7.)
W cytowanym fragmencie Lenin opisuje zasadnicze cechy imperializmu: monopol, dominację kapitału finansowego, eksport kapitału, rozwój międzynarodowych monopoli, podział terytorialny. Czy ta definicja jest poprawna? Tak, jest ona bardzo poprawna! Ale jest ona poprawna jako ogólne stwierdzenie. I jak wszystkie ogólne definicje, niekoniecznie obejmuje każdy przypadek.
Wiemy, czym jest człowiek. Ma dwoje oczu, dwie ręce i dwie nogi, może chodzić, mówić i tak dalej. Ale w prawdziwym życiu jest wiele przypadków, w których jeden lub więcej aspektów tej definicji nie ma zastosowania. Nie oznacza to, że należy ją odrzucić jako ogólne stwierdzenie faktów, ale że musimy być świadomi jej granic. Wiemy również, czym jest państwo robotnicze. Ale niektórzy ludzie, którzy nazywali siebie marksistami, nie chcieli zaakceptować faktu, że stalinowską Rosję można tak właśnie opisać. Przestrzegali oni ściśle abstrakcyjnej normy i nie brali pod uwagę, że państwo robotnicze może ulec degeneracji w pewnych konkretnych warunkach, pozostając jednocześnie państwem robotniczym.
Sam Lenin doskonale zdawał sobie sprawę z ograniczeń definicji. Pisze on: „Gdyby trzeba było dać możliwie najkrótsze określenie imperializmu, to należałoby powiedzieć, że imperializm jest to monopolistyczne stadium kapitalizmu”. Ale potem dodaje: „nie zapominając o warunkowym i względnym znaczeniu wszystkich określeń w ogóle, które nigdy nie mogą ogarnąć wszechstronnych związków zjawiska w jego pełnym rozwoju”. Tutaj bardzo wyraźnie widzimy dialektyczną metodę Lenina. Nie podchodził do kwestii imperializmu (ani żadnej innej kwestii) z punktu widzenia abstrakcyjnych definicji, które można by zastosować mechanicznie bez względu na czas i przestrzeń, ale podkreślał potrzebę analizy zjawiska jako żywego, zmieniającego się procesu „w jego pełnym rozwoju”.
Koncentracja kapitału
W Manifeście komunistycznym Marks i Engels wykazali, że kapitalizm, który najpierw powstaje w ramach państwa narodowego, nieuchronnie tworzy rynek światowy. Druzgocąca dominacja rynku światowego jest w rzeczywistości najbardziej kluczową cechą epoki, w której żyjemy. Żaden kraj, bez względu na to, jak duży i potężny, nie może uciec przed zależnością od rynku światowego. Całkowita porażka socjalizmu w jednym kraju w Rosji i Chinach jest wystarczającym dowodem na to twierdzenie, tak samo jak fakt, że obie główne wojny XX wieku toczyły się na skalę globalną i były wojnami o panowanie nad światem.
Kapitalizm i państwo narodowe, będąc źródłem ogromnego postępu, stały się kolosalnym kajdanem i przeszkodą dla harmonijnego rozwoju produkcji. Sprzeczność ta odzwierciedliła się w wojnach światowych 1914-18 i 1939-45 oraz kryzysie okresu międzywojennego. Podczas pierwszej wojny światowej brytyjscy imperialiści toczyli „wojnę obronną” – to znaczy wojnę w obronie swojej uprzywilejowanej pozycji jako czołowego, światowego imperialistycznego rabusia, trzymającego niezliczone miliony Indian i Afrykanów w niewoli kolonialnej. Te same cyniczne wyliczenia można dostrzec w przypadku każdego z wojujących narodów, od największego do najmniejszego.
Lenin wyjaśnił, że na etapie imperialistycznego kapitalizmu monopolistycznego cała gospodarka znajduje się pod dominacją banków i kapitału finansowego. Korzystając z ogromnej ilości danych statystycznych, którymi dysponował, Lenin nakreślał proces, w wyniku którego kapitalizm przekształcił się w kapitalizm monopolistyczny. Statystyki te wskazały na dominację gospodarki światowej przez niewielką liczbę dużych banków i trustów (spółek). W ostatnich dziesięcioleciach ten proces koncentracji kapitału nabrał jeszcze bardziej intensywnego rozmachu.
Ogólne tezy Imperializmu pozostają dziś aktualne. Koncentracja kapitału osiągnęła punkt, w którym cała światowa gospodarka jest zdominowana przez nie więcej niż 200 gigantycznych firm, z których większość ma siedzibę w USA. Te ogromne monopole są coraz bardziej łączą się z reprezentującym ich interesy państwem. Równolegle mamy do czynienia ze wzrostem kapitału finansowego, który dominuje w każdym innym sektorze i w samym państwie. Citigroup, JPMorgan Chase, Bank of America, Goldman Sachs – to prawdziwe centra władzy amerykańskiego kapitalizmu.
100 lat po tym, jak Lenin napisał Imperializm, dominacja banków i kapitału finansowego stała się 100 razy większa. Ucisk dużych banków oraz ich pasożytniczy i wyzyskujący charakter ukazał światu kryzys z 2008 roku i skandaliczne dofinansowanie, obejmujące biliony dolarów pieniędzy podatników rozdawanych bankom przez rządy. Monopole te zgromadziły ogromne ilości kapitału i faktycznie posiadają jego nadwyżkę. Jest to dziś widoczne gołym okiem, gdy duże firmy, takie jak Apple, posiadają setki miliardów nieużywanych rezerw gotówkowych, podobnie jak inne wielkie amerykańskie korporacje.
Lenin określił eksport kapitału (w przeciwieństwie do eksportu towarów) jako jedną z najbardziej charakterystycznych cech imperializmu w epoce nowożytnej. Oznacza to, że „kapitał stał się „przejrzały” i (ze względu na zacofany stan rolnictwa i ubóstwo mas) nie może znaleźć pola dla „opłacalnych ”inwestycji”.Ponieważ te ogromne kwoty kapitału nie mogą przynieść zysku na rynku krajowym, są one eksportowane do innych krajów, gdzie jeszcze mogą być uzyskane większe zyski z nadwyżki wartości pochodzącej z niskich kosztów pracy.
Lenin dodał, że ta rosnąca koncentracja monopolistycznego kapitału coraz bardziej prowadzi do dominacji kapitału finansowego. Tak jak monopole pojawiają się na rynku, tak pasożytnicze finansowe skrzydło kapitału zyskuje na znaczeniu, by w końcu zapanować nad resztą gospodarki. Duże banki i giełdy stają się najważniejszymi ośrodkami kapitalizmu w miarę jak staje się on coraz bardziej globalny, przekształcając się w swego rodzaju centrum nerwowe dla całego systemu – kanał, przez który muszą przejść wszystkie inwestycje produkcyjne (i zostawić depozyt). Kompleks militarno-przemysłowy jest zarządzany przez wielkie firmy, takie jak Lockheed Martin, które przybierają na sile dzięki lukratywnym rządowym kontraktom zbrojeniowym. Wszystko to wiąże się z agresywną polityką zagraniczną, której celem jest zwiększenie udziału Ameryki w światowych rynkach i globalnej kontroli.
Cele imperialistów nie uległy zmianie: walka o rynki, surowce i strefy wpływów. Istnieją jednak między nimi istotne różnice. W czasach Lenina imperializm przejawiał się w bezpośrednim panowaniu nad koloniami przez mocarstwa imperialistyczne. Brytyjski imperializm obejmował prawie połowę globu, plądrował bogactwo Afryki, Bliskiego Wschodu i subkontynentu indyjskiego, a także sprawował władzę nad wieloma krajami Ameryki Łacińskiej. Aby przełamać światowy monopol brytyjskiego imperializmu i zabezpieczyć ponowny podział globalnej władzy, niemieccy imperialiści rozpoczęli I wojnę światową. Wszystkie inne mocarstwa chętnie uczestniczyły w tej walce o ustanowienie nowego porządku świata i zdobycie kolonialnych dóbr. Nawiasem mówiąc, dotyczyło to nie tylko wielkich potęg, ale także mniejszych rabusiów, takich jak Grecja, Rumunia i Bułgaria.
Sytuacja ta zmieniła się radykalnie w wyniku rewolucji październikowej i kolonialnej. Rewolucja bolszewicka obaliła carat i dała silny impuls ruchom na rzecz narodowego wyzwolenia uciskanych ludów kolonialnych. Później II wojna światowa podważyła znaczenie starych państw imperialistycznych. Wojna osłabiła Wielką Brytanię i Francję, a USA i ZSRR stały się dominującymi mocarstwami – choć oczywiście ZSRR nie odgrywał roli imperialistycznej.
Sukces rewolucji kolonialnych był jednym z największych wydarzeń w historii ludzkości. Setki milionów ludzi, dotychczas skazanych na niewolę w kolonialnach, stanęły przeciwko swoim panom w Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie. Historyczną zmianą była chińska rewolucja i uzyskanie niepodległości przez Indie, Indonezję i inne kraje. Osiągnięcie formalnej niezależności narodowej było wielkim krokiem naprzód. Nie rozwiązało to jednak problemów eksploatowanych mas. Wręcz przeciwnie, pod wieloma względami zostały zaostrzone.
Dziś, ponad siedemdziesiąt lat po drugiej wojnie światowej, panowanie imperializmu nad byłymi krajami kolonialnymi jest jeszcze większe niż w przeszłości. Jedyną różnicą jest to, że zamiast bezpośredniej wojskowo-biurokratycznej kontroli, imperializm sprawuje swoją władzę pośrednio. Imperialistyczna dominacja tych formalnie niezależnych krajów odbywa się poprzez mechanizm rynku światowego i nierówne warunki handlu, gdzie towary, które stanowią większą siłę roboczą, są wymieniane na towary, które stanowią mniejszą siłę roboczą. Oprócz tej nierównej wymiany są one eksploatowane poprzez „pomoc” zagraniczną, odsetki od pożyczek itp. Dawne kraje kolonialne pozostały zniewolone imperializmem, choć ich łańcuchy są obecnie niewidoczne.
Globalizacja to słowo, które kryje w sobie rzeczywistość systematycznej grabieży byłych krajów kolonialnych. Te ostatnie są zmuszone do otwarcia swoich rynków na zalew zagranicznych dóbr, który rujnują ich lokalny przemysł, paraliżują ich gospodarki i osuszają ich bogactwo. Olbrzymie międzynarodowe korporacje otwierają fabryki w Bangladeszu, Indonezji i Wietnamie, gdzie pracownicy są poddawani najbardziej brutalnemu wyzyskowi w warunkach niewolniczych, aby za głodowe płace produkować dżinsy i buty Nike w celu zwiększenia nadwyżki wartości wydobywanej przez krwiopijców. Katastrofy takie jak Bhopal i niedawny pożar w fabryce tekstyliów w Bangladeszu niszczą całe społeczności. Szefowie zachodnich firm płaczą krokodylowymi łzami i nadal wypełniają swoje kufry produktami krwi, potu i łez milionów wyzyskiwanych ludzi.
Dług
Historia zna różne formy niewolnictwa, zaś niewolnictwo finansowe jest jego współczesną formą. Nie jest tak oczywiste jak niewolnictwo, ale jest to jednak niewolnictwo, w ramach którego podporządkowane i plądrowane są całe narody. Życie miliardów ludzi jest zdruzgotane przez to zbiorowe niewolnictwo długów. Kraje słabo rozwinięte są miażdżone ciężarem zadłużenia i polityki handlowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), Banku Światowego i Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Całkowity dług zewnętrzny „krajów rozwijających się” wynosił 500 mld USD w 1980 r., podwoił się do 1,194 mld USD w 1990 r., do 2000 r. wynosił 1,996 mld USD, a do 2012 r. wzrósł do 4,830 mld USD, przy czym sama obsługa długu stanowiła ogromne 660 mld USD rocznie.
Obciążenie długami sprawia, że najbiedniejsze kraje świata nie stać na podstawowe potrzeby, takie jak zdrowie, edukacja i infrastruktura. Wszystkie kraje słabo rozwinięte są wyzyskiwane, rabowane i uciskane przez imperializm. W ten sposób imperializm nadal wysysa krew miliardów biednych ludzi w byłym świecie kolonialnym.
Biblia opisuje starożytnych Kananejczyków, którzy poświęcali dzieci Molochowi. W wyniku niewolnictwa wobec długów siedem milionów dzieci jest poświęcanych na ołtarzu kapitału każdego roku, przy których blednie stary Moloch. Gdyby w 1997 r. anulowano zadłużenie 20 najbiedniejszych krajów a pieniądze przeznaczono na podstawową opiekę zdrowotną, uratowałoby to życie około 21 milionów dzieci do 2000 r., co odpowiada 19 000 dzieci dziennie. Zgodnie z informacjami kampanii Jubileusz 2000, 52 krajów Afryki Subsaharyjskiej, Ameryki Łacińskiej i Azji z łączną liczbą miliardów ludzi toną pod ciężarem długu w wysokości 371 miliardów dolarów. Jest to mniej niż całkowita wartość netto 21 najbogatszych osób na świecie.
Meksyk jest formalnie niepodległy od prawie dwóch stuleci. Ale fikcyjny charakter tej niezależności ujawnił się w ostatnich dziesięcioleciach wraz z podpisaniem umowy o wolnym handlu z Wielkim Bratem z drugiej strony Rio Grande. Miało to niszczycielski wpływ na meksykański przemysł i rolnictwo, podczas gdy otwarcie amerykańskich fabryk w Maquiladoras na obszarach przygranicznych zapewnia ogromną pulę taniej siły roboczej dla szefów-Jankesów.
Pochodzące z przygranicznych miast Tijuany, Ciudad Juárez, Matamoros, Mexicali i Nogales zakłady montażowe działające na rynku amerykańskim rozprzestrzeniły się obecnie na całe terytorium Meksyku. Na tym przykładzie dokładnie widzimy, jak działa współczesny imperializm. Po co zadawać sobie tyle trudu i wydatków na bezpośrednie wojskowo-biurokratyczne rządy, kiedy można bardzo skutecznie zdominować kraj środkami gospodarczymi, pozostawiając nieprzyjemną sprawę represji „przyjaznemu” (to znaczy podwładnemu) rządowi?
Ten neokolonialny sposób eksploatacji jest nie mniej drapieżny niż jawna grabież kolonii realizowana w przeszłości w oparciu o bezpośrednie rządy wojskowe. Ogólnie rzecz biorąc, krew tych samych starych kolonii w Afryce, Azji i na Karaibach jest wysysana przez tych samych starych krwiopijców. Jedyna różnica polega na tym, że rabunek ten jest przeprowadzany zgodnie z prawem poprzez mechanizm handlu światowego, za pomocą którego zaawansowane kraje kapitalistyczne wspólnie dominują nad byłymi koloniami, a tym samym oszczędzają sobie kosztów bezpośredniego rządzenia, przy jednoczesnym dalszym uzyskiwaniu ogromnych nadwyżek zysków poprzez wymianę większej ilości siły roboczej na mniejszą.
Czy mogą istnieć nowe imperialistyczne potęgi?
Lenin pisał, że kapitał finansowy rozprzestrzenia się na wszystkie kraje świata. Już w czasach gdy żył kraje eksportujące kapitał podzieliły świat na kolonie w całości. Czy to oznacza, że Lenin twierdził, że podział świata został ustalony i niezmienny na zawsze? Oczywiście, że nie. Lenin wyraźnie stwierdził, że podział świata na dwa potężne trusty (spółki) nie wyklucza ponownego podziału, jeśli relacja sił zmieni się w wyniku nierównomiernego rozwoju. Na pytanie czy relacja między mocarstwami imperialistycznymi może się zmienić i daje stanowczą odpowiedź: może i musi się zmieniać cały czas.
Prawo nierównomiernego rozwoju kapitalizmu oznacza, że różne części gospodarki światowej, różne kraje, rozwijają się w różnym tempie. To właśnie decyduje o wzroście i upadku różnych potęg. W ciągu ostatniego stulecia ten ponowny podział świata miał miejsce kilkakrotnie. Starsze mocarstwa upadały, by nowe, prężniej rozwijające się zajmowały ich miejsce. I nie ma absolutnie nic w teorii marksistowskiej, co wykluczałoby dalszy podział. Wręcz przeciwnie, jest to nieuniknione. Niektóre imperialistyczne mocarstwa podupadną, a inne, wcześniej słabiej rozwinięte, powstaną.
Lenin w tej kwestii wyraził się jasno i precyzyjnie:
Siły zaś tych uczestników podziału zmieniają się niejednakowo, ponieważ równomiernego rozwoju poszczególnych przedsiębiorstw, spółek, gałęzi przemysłu, krajów przy kapitalizmie być nie może. Pół wieku temu Niemcy były marną nicością, jeżeli porównywać ich kapitalistyczne siły z siłami ówczesnej Anglii; to samo – Japonia w porównaniu z Rosją. Czyż jest «do pomyślenia», ażeby po upływie dziesięciu, dwudziestu lat układ sił pomiędzy mocarstwami imperialistycznymi pozostał niezmieniony? Absolutnie nie do pomyślenia.
Po I wojnie światowej nastąpił nowy podział świata. Niemcy zostały rozbite, a reszta Europy osłabiona do tego stopnia, że USA musiały im udzielić “racji żywnościowych”, które w wyniku konfliktu zyskały pozycję głównej potęgi światowej. Rewolucja Rosyjska obaliła carat, jednak w dalszym musiała walczyć o przetrwanie. Rewolucja kolonialna była jeszcze w powijakach. Japoński imperializm przygotowywał ekspansjonistyczną politykę w Azji. Koniec II wojny światowej doprowadził do kolejnego podziału władzy. Europa była w ruinie. Imperializm Stanów Zjednoczonych był teraz dominującą imperialistyczną potęgą, rozszerzając swoją światową pozycję kosztem starych europejskich imperialistycznych potęg, Francji i Wielkiej Brytanii. ZSRR wyłonił się jako potężny czynnik, który wszedł w konflikt z USA na skalę światową. Rewolucja kolonialna, mobilizująca setki milionów, zakończyła bezpośrednie rządy państw kolonialnych. Ostatecznie rewolucja chińska z 1949 roku na zawsze zmieniła losy Azji.
Światowe relacje nawiązane po 1946 roku pozostawały zasadniczo niezmienione przez pół wieku. Świat został podzielony na dwa gigantyczne bloki, z ZSRR po jednej stronie i imperializmem amerykańskim po drugiej. Ale wszystko to zmieniło się po rozpadzie ZSRR w 1991 roku. Rozpoczął się nowy, burzliwy okres niestabilności, charakteryzujący się różnego rodzaju wojnami i konfliktami. Pojawienie się Rosji i Chin jako potężnych państw kapitalistycznych stworzyło nowe sprzeczności. Musimy uważnie przeanalizować nową sytuację i dokonać konkretnej charakterystyki Rosji i Chin w oparciu o wnikliwą analizę faktów.
Niektórzy postrzegają świat jako podzielony tylko na dwa typy krajów: bogate imperialistyczne państwa uciskające (zasadniczo te same państwa, o których wspomniał Lenin 100 lat temu) i resztę świata, złożoną z narodów zależnych. Schemat ten nie pasuje do współczesnego świata. Właściwie to nawet nie pasuje do okresu, kiedy pisał Lenin. W Imperializmie jako najwyższe stadium kapitalizmu Lenin dokonuje dokładnej oceny różnych krajów imperialistycznych. Odnosi się do „młodych krajów kapitalistycznych (Ameryka, Niemcy, Japonia), w których postęp dokonywał się niezwykle szybko”.
Wydajność amerykańskiego przemysłu rosła skokowo, wyprzedzając europejskich konkurentów. Lenin zwraca na to uwagę, porównując szybki wzrost gospodarki amerykańskiej z rozwojem starych mocarstw, takich jak Wielka Brytania i Francja, „których postęp był ostatnio znacznie wolniejszy niż w krajach wymienionych wcześniej”. Historia pokazała, jak to spowolnienie rozwoju brytyjskiego kapitalizmu zakończyło się jego zastąpieniem przez amerykański imperializm. Jednak sama Ameryka zaczynała jako uciskana brytyjska kolonia.
Lenin twierdził, że na różnych etapach rozwoju mogą występować różne poziomy, a nawet różne rodzaje imperializmu. Odnosił się do podziału świata, ale odniósł się także do ponownego podziału świata, który jest czymś nieuniknionym. Czy można utrzymywać, że ten proces mógł mieć miejsce wtedy, ale dziś jest już niemożliwy? Nie ma powodu, dla którego miałoby tak być. Przypomnijmy, że do połowy XIX wieku Niemcy nie istniały nawet jako zjednoczone państwo. Z ekonomicznego punktu widzenia pozostawały daleko w tyle za Wielką Brytanią. Lenin zwraca uwagę, że „pół wieku temu Niemcy były marną nicością, jeżeli porównywać ich kapitalistyczne siły z siłami ówczesnej Anglii”. Ale do 1914 roku stały się potężnym imperialistycznym państwem, gotowym konkurować z Wielką Brytanią i Francją o kontrolę nad Europą i światem.
W ostatecznym rozrachunku to właśnie rozwój sił wytwórczych decyduje o tym, czy dany kraj będzie miał wpływ na politykę światową. Przykład Niemiec z okresu przed 1914 pokazuje, jak wzrost potęgi przemysłowej musi ostatecznie znaleźć swój wyraz we wzroście potęgi dyplomatycznej, politycznej i militarnej. Należy o tym pamiętać, rozważając dzisiejszą rolę Chin.
Czy państwo zależne może być imperialistyczne?
Czy możliwe jest, aby zacofany gospodarczo kraj był zależny od imperializmu i jednocześnie prowadził politykę jako państwo imperialistyczne? Na pierwszy rzut oka wydaje się to logiczną sprzecznością. Ale dialektyka uczy nas, że istnieją wszelkiego rodzaju sprzeczności w życiu i w społeczeństwie. To, co wydaje się być sprzecznością w kategoriach logiki formalnej, staje się w rzeczywistości faktem.
Analiza materialistyczna powinna opierać się na faktach. Zgodnie z materializmem dialektycznym rzeczy się zmieniają w ich przeciwieństwa. Lenin miał do czynienia z formami przejściowymi, które można znaleźć we wszystkich sferach przyrody i społeczeństwa. Kiedy odnosi się do państw półkolonialnych, nie bierze ich za statyczne i niezmienne na wszystkie czasy. Patrzy na nie jako proces zmian. Definiuje Portugalię jako niezależne, suwerenne państwo z imperium, rządzące milionami kolonialnych niewolników, a zatem jako imperialistyczną potęgą. Ale jednocześnie mówi, że Portugalia, zacofany kraj półfeudalny, przez ponad 200 lat była brytyjskim „protektoratem” – t.j. zdominowana przez brytyjski imperializm.
Wśród nowo powstających mocarstw imperialistycznych, do których odnosi się Lenin, była Japonia. Jako gospodarczo zacofany, półfeudalny kraj, jej imperialistyczne ambicje doprowadziły ją do rozpoczęcia okrutnej, drapieżnej wojny o podbój Chin. Nie można wątpić w imperialistyczny charakter Japonii, mimo jej zacofania. W rzeczywistości zadania rewolucji burżuazyjnej w Japonii zostały zakończone dopiero po klęsce w II wojnie światowej, rękami amerykańskiej armii okupacyjnej, która działała aby zapobiec dostaniu się Japonii do sfery wpływów chińskiego „komunizmu”.
W 1940 roku, ponad 24 lata po Imperializmie Lenina, Trocki zajmował się Japonią w tekście o nazwie Memoriał Tanaki. Co pisał o Japonii? Podobnie jak w przypadku carskiej Rosji, Japonia doświadczyła szybkiego rozwoju przemysłu. Zwrócił przy tym uwagę, że jej „finansowa i wojskowa nadbudowa opierała się na fundamencie półfeudalnego agrarnego barbarzyństwa”. Choć uważał ją za najsłabsze ogniwo, była ona częścią imperialistycznego łańcucha.
W Imperializmie Lenin odnosi się do krajów zacofanych gospodarczo, w szczególności Rosji. Carska Rosja była mieszanką stosunków przedkapitalistycznych i wysepek kapitalizmu. To prawda, że w ostatnich dziesięcioleciach XIX wieku nastąpił gwałtowny rozwój przemysłu. Wynikało to w całości z eksportu kapitału zagranicznego do Rosji. Kapitalizm rosyjski, jak tłumaczy Trocki w teorii permanentnej rewolucji, był całkowicie zależny od kapitału brytyjskiego, francuskiego, niemieckiego i belgijskiego. Rosja miała więc wiele cech półkolonialnego kraju. W szczególności ogromne długi wobec Francji były głównym czynnikiem zmuszającym Rosję do przystąpienia do I wojny światowej po stronie Ententy.
Z ekonomicznego punktu widzenia carska Rosja była skrajnie zacofana. Mimo znacznego rozwoju przemysłu w miastach w zachodniej części, większość kraju miała charakter półfeudalny. Jednak mimo swoich półkolonialnych i półfudalnych cech oraz zależności od kapitału zagranicznego, Lenin umieścił Rosję na liście pięciu najważniejszych państw imperialistycznych. Należy dodać, że carska Rosja nigdy nie eksportowała ani jednej kopiejki kapitału. Lenin nazywa to: „krajem najbardziej zacofanym gospodarczo, gdzie współczesny imperializm kapitalistyczny jest uwikłany w ciasną sieć stosunków przedkapitalistycznych”.
Carski imperializm przypominał bardziej starożytny: oparty na zajmowaniu terytoriów obcych (oczywistym przykładem jest Polska) i ekspansji terytorialnej (podbój Kaukazu i Azji Centralnej). Carska Rosja, używając frazy Lenina, była prawdziwym więzieniem narodów, które podbiła, zniewoliła i splądrowała. Jednak sama Rosja była finansowo zależna od Francji i innych państw imperialistycznych.
Lenin odnosi się również do mniejszych mocarstw, którym pozwolono zachować kolonie z powodu konfliktów między głównymi mocarstwami. W innych tekstach Lenin umieszcza na liście krajów imperialistycznych Austro-Węgry i Włochy, gdzie Włochy były krajem szczególnie zacofanym, z rozwiniętym przemysłem (głównie w części północno-zachodniej), współistniejącym z zacofanym biednym rolnictwem chłopskim w centrum i na południu.
Trocki o imperializmie bałkańskim
Na krótko przed rozpoczęciem I wojny światowej na Bałkanach wybuchły dwie wojny. Trocki był w stanie obserwować te krwawe konflikty na własne oczy jako korespondent wojenny. Cytujemy szczegółowo to, co napisał podczas Wojen Bałkańskich w latach 1912-13:
Jeszcze mniej stabilne będą stosunki między Bułgarią a Grecją, ukształtowane na podstawie pokoju w Bukareszcie. Około 200 000 Bułgarów w południowej Macedonii znalazło się pod rządami Grecji. Z kolei w Tracji około 200 000-250 000 Greków stało się obywatelami Bułgarii, a dokładniej jest wymienionych w tej kategorii w traktacie londyńskim. Również w tym przypadku zasada krajowa okazała się niezgodna z imperialistycznymi pretensjami: liczy się nie wspólnota kulturowa na jednolitych etnicznych podstawach, ale liczba podatników i wielkość rynku wewnętrznego. Oczywiście nawet w przypadku tych granic może nadal istnieć pokojowe współistnienie Bułgarii i Grecji, pod warunkiem że „obca ludność” w każdym z tych krajów uzyska autonomię narodową. Oczywiste jest jednak, że ludzie, którzy dopiero co wypatroszyli się nawzajem, a dokładniej ci, którzy kierowali procesem patroszenia, są absolutnie niezdolni do ustanowienia stabilnych warunków współistnienia między narodami po obu stronach granicy dzielącej Macedonię.
Los tej trzykrotnie nieszczęsnej prowincji ukazuje ze śmiertelną jasnością dla dobra nacjonalistycznych romantyków, że nawet na zacofanym Półwyspie Bałkańskim jest miejsce na politykę narodową tylko o tyle, o ile zbiega się ona z imperialistyczną policją.
Grecki imperializm ma najdłuższą historią. Grecka oligarchia kleryków i arystokratów (fanariotów) dzieliła z kastą wojskową osmańską władzę nad chrześcijańskimi narodowościami półwyspu. Burżuazja grecka, rozprzestrzeniona na całym wybrzeżu Morza Egejskiego, Morza Marmara, Morza Czarnego i Morza Śródziemnego podporządkowała hodowców i pasterzy z głębi lądu swojej stolicy kupców i lichwiarzy. Greccy kapłani i kupcy utorowali drogę greckiemu imperializmowi, który od razu zderzył się z nienawiścią narodową mieszkańców Bałkan; dla tych ostatnich gospodarcze i narodowe przebudzenie oznaczało walkę na śmierć i życie nie tylko z turecką kastą wojskowo-biurokratyczną, ale także z kościelną i handlową dominacją Greków. Grecki imperializm przeciwstawił się bułgarskiemu imperializmowi na ziemi macedońskiej.
Bułgarski imperializm ma płytkie korzenie, ale jest tym bardziej brzuchaty i lekkomyślny. Burżuazja bułgarska spóźniła się na scenę i natychmiast zaczęła energicznie używać łokci, aby ruszyć naprzód. Bułgarscy ministrowie stanu otrzymują pensję w wysokości tysiąca franków miesięcznie, podczas gdy w kapitalistycznej Europie takie funkcje wynagradzane są stawką tysięcy franków dziennie. Sofijski korespondent Timesa, pan Bourchier, miał do dyspozycji sumy, o których rządzący w Sofii nie mogli nawet pomarzyć. Poszerzanie granic państwa, zwiększanie liczby podatników, pomnażanie źródeł wzbogacania – to były zasady imperialistycznej mądrości, które kierowały polityką wszystkich klik rządzących w Sofii.
To właśnie te zasady – imperialistyczne, a nie narodowe – determinowały również całą macedońską politykę Bułgarii. Cel był zawsze ten sam – aneksja Macedonii. Rząd w Sofii wspierał Macedończyków tylko w takim stopniu, w jakim mógł związać ich ze sobą, i zdradził ich interesy, które mogły oderwać ich od Bułgarii. Znany bałkański polityk i pisarz, dr C. Rakovski, którego spotkałem ponownie w Bukareszcie po dwuletniej przerwie, opowiedział mi, wraz z wieloma innymi informacjami, następujący niezwykle wymowny fakt. W latach 1903-1904 bułgarski egzarcha lobbował w Sofii o utworzenie banku chłopskiego w Macedonii. To było powstanie Ilindenów, kiedy w Macedonii panował chaos, a tureccy włodarze byli gotowi sprzedać swoje posiadłości chłopom za bezcen. Rząd bułgarski zdecydowanie odrzucił propozycję egzarchy, wyjaśniając, że jeśli macedońscy chłopi osiągną pewien poziom dobrobytu, staną się głusi na bułgarską propagandę. Ten sam punkt widzenia podtrzymywała macedońska organizacja rewolucyjna, która zwłaszcza po stłumieniu rewolty została ostatecznie przekształcona z organizacji nacjonalistyczno-chłopskiej w narzędzie imperialistycznych projektów rządu w Sofii.
Ta zdumiewająca walka, w której brutalność połączono z heroizmem, zakończyła się – jak? Perfidnym porozumieniem o rozbiorze Macedonii. Druga wojna bałkańska i pokój w Bukareszcie, który ją teraz ukoronował, dopełniły oba te porozumienia. I tak oto Stip i Kocani – te dwa miejsca, w których rewolucjoniści bulgaro-macedońscy doprowadzili swoją taktyką „prowokacji” do masakry na Turkach, służącej jako pretekst do rozpoczęcia pierwszej wojny „wyzwoleńczej” – zostały przekazane Serbii!
Serbski imperializm nie był w stanie posunąć się wzdłuż „normalnej ”, czyli narodowej linii: jego ścieżka została zablokowana przez Austro-Węgry, które obejmowały swoim zasięgiem ponad połowę wszystkich Serbów. Stąd też Serbia spycha linię najmniejszego oporu w stronę Macedonii. Osiągnięcia narodowe serbskiej propagandy w tym kwartale były dość nieistotne, ale tym bardziej rozległe z tego powodu zdają się być terytorialne podboje dokonywane przez serbski imperializm. Serbia obejmuje obecnie swoim zasięgiem około pół miliona Macedończyków, podobnie jak już pół miliona Albańczyków. Zawrotny sukces! W rzeczywistości ten wrogi milion może okazać się fatalny dla historycznego istnienia Serbii. (Lew Trocki, Wojny bałkańskie (1912-13): Korespondencja wojenna, s. 364-366, podkreślenie własne)
Zwracamy uwagę, że Bułgaria, Grecja i Serbia były zacofanymi gospodarczo, półfeudalnymi narodami, które były zniewolone przez Imperium Osmańskie od wieków. Mimo że uzyskały one formalną niepodległość, pozostały krajami podległymi, znajdującymi się pod kontrolą jednego z wielkich mocarstw europejskich. Król Ferdynand, oficer armii austro-węgierskiej, który nie potrafił powiedzieć ani słowa po bułgarsku, zasiadł na bułgarskim tronie, aby zapobiec wkroczeniu Rosji. Król Grecji Jerzy urodził się jako książę Wilhelm ze Szlezwika-Holsztynu-Sonderburga-Glücksburga.
Biorąc pod uwagę te fakty, dlaczego Trocki opisywał Bułgarię, Serbię i Grecję jako kraje imperialistyczne? Może było to po prostu niefortunny lapsus? Jednak Trocki nie popełniał takich błędów. Podobnie jak Lenin, zawsze był skrupulatny w kwestiach teoretycznych. Odpowiedź na ten pozorny paradoks jest bardzo prosta. Nie ma prawa, które mówi, że biedny, uciskany naród nie może stać się okrutnym, drapieżnym państwem, jeżeli jest w stanie działać w taki właśnie sposób. Przeciwnie, dialektyka uczy nas, że rzeczy mogą zmienić się w swoje przeciwieństwo.
Wkrótce po uzyskaniu niepodległości rządzące kliki tych drobnych państw bałkańskich rozpoczęły serię drapieżnych wojen w celu podbicia sąsiednich terytoriów. Trocki zwraca uwagę, że pod pretekstem walki z imperializmem osmańskim ich prawdziwym celem było przejęcie jak największej ilości ziemi od ich bałkańskich „sojuszników”, zniewolenie i prześladowanie ich mieszkańców w najbardziej brutalny sposób. W ten sposób narody, które dopiero co uwolniły się od niewolnictwa kolonialnego, stały się oprawcami i narodami zniewalającymi.
Narody te pozostawały zacofane gospodarczo i zdominowane przez inne, potężniejsze państwa. Ale jednocześnie były to regionalne mocarstwa imperialistyczne – słabe mocarstwa imperialistyczne, które nie mogły aspirować do podboju Europy, ale dążyły do zajęcia terytorium swoich sąsiadów, ucisku i grabieży. W tym sensie były imperialistyczne i Trocki nie wahał się użyć tego słowa. Ich zacofanie gospodarcze i względna słabość w stosunku do głównych mocarstw imperialistycznych nie mogły być wykorzystane do ukrycia ich realnego, imperialistycznego charakteru.
Wtedy i teraz
Mając to wszystko na uwadze oczywistym jest, że z marksistowskiego punktu widzenia jest całkowicie możliwe, aby naród, który jest zacofany gospodarczo, nawet półfeudalny i uciskany przez potężniejsze państwa, działał w sposób imperialistyczny: rozpoczął drapieżne wojny podboju rynków i surowców, dla ekspansji terytorialnej lub z powodów politycznych. Wojny bałkańskie są tego oczywistym przykładem, jak tłumaczy Trocki. Czy dopuszczalne jest twierdzenie, że takie rzeczy były możliwe wtedy, ale nie są możliwe teraz? Taka argumentacja nie ma żadnego sensu. Nie ma podstaw teoretycznych, a tym bardziej faktycznych.
Co zmieniło się zasadniczo w ciągu ostatnich stu lat, że uniemożliwiłoby uciskanie jednego małego państwa przez inne małe państwo? Podstawowe sprzeczności są takie same, a kryzys kapitalizmu pogłębił się jeszcze bardziej. System znajduje się w jeszcze większym impasie niż wtedy, gdy Lenin pisał Imperializm. Sprzeczności są jeszcze ostrzejsze i wyrażają się w ciągłych wojnach i wstrząsach. Nic z tego nie sugeruje, że burżuazja dawnych krajów kolonialnych nie może działać w taki sam reakcyjny sposób, jak bałkańskie kliki rządzące w latach 1912-13.
Zadajmy sobie kilka konkretnych pytań. Jaki jest związek między Indiami a okupowanym Kaszmirem? W czasie, gdy Indie uwolniły się spod jarzma brytyjskiego imperializmu, indyjska burżuazja zajęła Kaszmir wbrew woli jego narodu, który był w przeważającej większości muzułmański. Od tego czasu Kaszmir jest utrzymywany za pomocą brutalnej siły. Tysiące ludzi zostało uwięzionych, torturowanych i zabitych przez indyjską armię okupacyjną. Jeśli ktoś zapyta Kaszmirczyka, czy ta brutalna okupacja stanowi akt imperializmu, czy nie, odpowie wzruszeniem ramion i spojrzeniem zupełnego zdziwienia. Postępowanie Indii wobec Kaszmiru jest imperialistyczne w najjaśniejszym i najbardziej brutalnym tego słowa znaczeniu.
Nie tylko Indie są winne imperialistycznej agresji na subkontynencie. Reakcyjna, rządząca w Pakistanie klika uciskała od dziesięcioleci ludność Wschodniego Bengalu (obecnie Bangladeszu). W końcu powstali przeciwko swoim oprawcom i uzyskali niepodległość. Osiągnięto to jedynie kosztem straszliwej rzezi przeprowadzonej przez armię pakistańską. Można dodać, że do dnia dzisiejszego Pakistan w ten sam bezwzględny sposób uciska ludność Beludżystanu.
Jakie są relacje między Turcją a Kurdami? Można powiedzieć, że Turcja jest narodem „zdominowanym”, choć w ostatnich dziesięcioleciach odnotowała znaczny wzrost przemysłowy. Ale to biedne, „zdominowane” państwo z kolei dominuje i uciska Kurdów za pomocą najbardziej okrutnych metod. Czy możemy opisać postępowanie Erdogana w stosunku do Kurdów jako imperialistyczne? W Kurdystanie nie ma ani jednej osoby, która miałaby choćby cień wątpliwości, że należy odpowiedzieć twierdząco na to pytanie.
Wreszcie mamy do czynienia z Izraelem, który od dziesięcioleci uciska Palestyńczyków i niewątpliwie odgrywa rolę supermocarstwa regionalnego. Izrael powstał w akcie zajmowania ziem okupowanych przez innych ludzi. Walczył w czterech wojnach przeciwko armiom arabskim i w każdym przypadku zakończyło się to rozszerzeniem izraelskiego terytorium. Kontynuuje politykę ekspansji imperialistycznej do dnia dzisiejszego. Czy Izrael można uznać za biedną, uciskaną półkolonię? To pytanie nie wymaga odpowiedzi. Izrael nie jest biednym, uciskanym narodem, ale zaawansowanym krajem kapitalistycznym. Pod względem rozwoju gospodarczego i społecznego nie różni się od większości krajów europejskich. Posiada nowoczesną armię, która jest więcej niż równa jakiejkolwiek armii w regionie. Izrael jest główną regionalną potęgą imperialistyczną na Bliskim Wschodzie.
Niektórzy powiedzą, że Izrael zależy od dużych sum pieniędzy z USA. To prawda, że Izrael otrzymuje ogromne dotacje z USA, dlatego, że jest to jedyny wiarygodny sojusznik Waszyngtonu w regionie. Nie oznacza to jednak, że rządzący Izraela są pod kontrolą Waszyngtonu. Mają swoje własne interesy, które nie zawsze są zgodne z interesami Amerykanów. Wystarczy wskazać na otwarty konflikt między Netanyahu i Obamą w sprawie umowy z Iranem.
Oczywiście rozumiemy, że Turcja, Indie i Pakistan nie mogą być zaliczone do tej samej kategorii, co główne mocarstwa imperialistyczne, czyli USA, Europa czy Japonia. Nie odgrywają i nie mogą odgrywać tej samej roli, podobnie jak Grecja, Serbia i Bułgaria nie mogłyby w 1916 roku rzucić wyzwania potędze Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Pojawiły się zbyt późno na scenę historii, aby móc konkurować z bogatszymi i potężniejszymi narodami w walce o światową hegemonię. Ale to ogólne stwierdzenie – jak poprawne by nie było – wcale nie wyczerpuje zagadnienia. Rządzące w tych krajach kliki mają własne interesy, które niekoniecznie pokrywają się z interesami Waszyngtonu, Londynu czy Berlina. Mogą i odgrywają rolę regionalnego imperializmu, starając się narzucić swoją wolę sąsiednim państwom. Są to słabe państwa imperialistyczne, które dążą do tego, by stać się silnymi kosztem swoich sąsiadów.
BRIC
Zasadniczym błędem jest przedstawianie całego świata tak, jakby składał się on tylko z dwóch rodzajów narodów: z jednej strony garstki mocarstw imperialistycznych (USA, Europa i Japonia), a z drugiej strony wszystkich innych, biednych, słabo rozwiniętych krajów całkowicie od nich zależnych. Zgodnie z tym poglądem te ostatnie nie mogą odgrywać żadnej niezależnej roli w polityce i gospodarce światowej; ich działania są całkowicie podporządkowane i zależne od głównych mocarstw imperialistycznych (głównie USA); nigdy nie mogą być uważane za imperialistyczne; i nigdy nie mogą doświadczyć żadnego poważnego rozwoju gospodarczego, który mógłby zmienić ich status „narodów zależnych”.
Ten sposób patrzenia na sprawy ignoruje rzeczywistość. Czy możemy na przykład postawić Burundi, Erytreę i Kongo na tym samym poziomie co Brazylię, Turcję i Chiny? Czy Rosja jest taka sama jak Afganistan czy Togo? Te kraje wyraźnie znajdują się na bardzo różnych poziomach rozwoju gospodarczego. A wraz z rozwojem gospodarczym pojawiają się inne kwestie: chęć zdobycia większego udziału w rynkach światowych, większy dostęp do ropy naftowej i innych surowców, prestiż i potęga militarna. Rosja i Chiny mogą przeciwstawić się amerykańskiemu imperializmowi, a nawet stawić mu czoła militarnie w sposób, w jaki Togo i Nepal nie mogą.
Dzisiejsza rzeczywistość obala czarno-białą formułę garstki państw imperialistycznych z jednej strony i biednych krajów zależnych z drugiej. Czy w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat nie nastąpił rozwój przemysłu w Brazylii, Rosji, Indiach i Chinach? Jak scharakteryzować tzw. BRIC? Termin „gospodarki wschodzące” nie jest trafnym sformułowaniem. Można dyskutować, jakie alternatywy można zastosować. Nie możemy jednak zaprzeczyć, że w tych krajach nastąpił rozwój gospodarczy.
Niektórzy mogliby argumentować, że teoria ciągłej rewolucji Trockiego wyklucza taki rozwój wydarzeń. Faktycznie jednak ta definicja świata nie może wywodzić się z teorii permanentnej rewolucji. Po prostu nie pasuje do faktów. Wydaje się, że zaszło tu nieporozumienie co do tego, co mówi teoria permanentnej rewolucji. Nie mówi, że nie może być rozwoju sił wytwórczych w krajach słabo rozwiniętych. Jest dokładnie odwrotnie.
To właśnie burzliwy rozwój przemysłu w Rosji w ostatnich dwóch dekadach XIX wieku był warunkiem wstępnym objęcia władzy przez proletariat w 1917 roku. I jest rzeczą zupełnie obojętną, że kapitał, który zbudował te fabryki, pochodził od zagranicznych inwestorów z głównych zaawansowanych państw imperialistycznych. Najważniejsze jest to, że rozwój przemysłu wzmocnił wówczas rosyjską klasę robotniczą, tak jak wzmacnia dziś brazylijską i chińską klasę robotniczą.
Czy kraje BRIC są zdominowane? Niektóre są, inne nie. Ale czy są, czy nie, nie oznacza to, że nie mogą odegrać roli imperialistycznej. Można zarzucić, że ten rozwój gospodarczy był wynikiem penetracji Brazylii i innych krajów przez kapitał zagraniczny, a zatem nie zmieniał ich pozycji jako krajów zależnych. Dotyczyło to jednak również carskiej Rosji, którą Lenin – jak już widzieliśmy z jego tekstów na ten temat – określił jako państwo imperialistyczne.
Nie można zaprzeczyć, że w ostatnich dziesięcioleciach nastąpił istotny rozwój sił produkcyjnych w krajach znanych jako BRICs. Z marksistowskiego punktu widzenia nie jest to zła, ale dobra rzecz. Rozwijając przemysł burżuazja umacnia klasę robotniczą i ostatecznie stwarza warunki do jej własnego obalenia. Ułatwia to w znacznym stopniu zadanie rewolucji socjalistycznej w tych krajach.
Teoria permanentnej rewolucji
Historycznie możliwym do zweryfikowania faktem jest, że naród, który był niegdyś biedną, uciskaną, ciemiężoną, wyzyskiwaną kolonią po uzyskaniu niepodległości może przyjąć agresywną, imperialistyczną politykę w stosunku do swoich sąsiadów: wypowiadanie wojen, zajmowanie ziemi i tak dalej. W rzeczywistości można powiedzieć, że dzieje się tak niemal w każdym przypadku, gdy nowopowstała burżuazja dąży do wyzysku i ucisku słabszych państw w regionie. Istnieją złodzieje wielkiego kalibru, ale też średniego i małego, a w pewnych granicach jest możliwe, by zdominowany naród odgrywał imperialistyczną rolę.
Czy ta analiza stoi w sprzeczności z teorią permanentnej rewolucji? Nie. Kiedy mówimy o imperializmie rosyjskimi chińskim, czy jest to sprzeczne z tym, co napisał Trocki? Nie jest w najmniejszym stopniu. Teoria permanentnej rewolucji wyjaśniła, jak w zacofanym kraju w epoce imperializmu „burżuazja narodowa” była nierozerwalnie związana z pozostałościami feudalizmu z jednej strony i z imperialistycznym kapitałem z drugiej, a zatem nie była w stanie w pełni zrealizować żadnego ze swoich historycznych zadań.
Jak przewidywał Trocki, zgniła burżuazja rosyjska nie była w stanie rozwiązać najpilniejszych zadań stawianych przez historię, zwłaszcza kwestii agrarnej, do której musimy dodać kwestię pokoju. To z tego powodu bolszewicy mogli objąć władzę na podstawie haseł, które były zasadniczo burżuazyjno-demokratyczne (pokój, chleb, ziemia, Zgromadzenie Konstytucyjne, prawo do samostanowienia dla uciskanych narodowości). Ale przejmując władzę w swoje ręce, rosyjscy robotnicy nie zatrzymali się, lecz przystąpili do wywłaszczania kapitalistów i rozpoczęli zadanie socjalistycznej transformacji społeczeństwa.
Tutaj widzimy ciągłą rewolucję w jej klasycznej formie, tak jak opracował ją Trocki. Ale z wielu powodów (stalinowska degeneracja Związku Radzieckiego i opóźnienie rewolucji proletariackiej na Zachodzie) rewolucje, które nastąpiły później w Chinach i innych krajach zacofanych, miały charakter zniekształcony i bonapartystyczny. Były to odstępstwa od normy, która jednak przygotowywały drogę do wielkich postępów w dziedzinie produkcji i kultury, wciągając kraje dawniej zacofane w XX wiek.
Oczywiście totalitarne reżimy stalinowskie nie miały nic wspólnego z demokracją robotniczą ustanowioną przez Lenina i Trockiego w Rosji. Nacjonalizacja środków produkcji otworzyła drzwi do spektakularnej transformacji społeczeństwa, aczkolwiek straszliwym kosztem. Nie sposób pojąć obecną sytuację w Rosji i Chinach bez zrozumienia, że lata 1917 i 1949 były decydującymi punktami zwrotnymi w ich losach.
Tak jak rewolucja chińska była odejściem od normy ustalonej teoretycznie przez Trockiego i wprowadzonej w życie w 1917 roku, tak jest wiele innych, jeszcze bardziej osobliwych odstępstw od normy. Była ona osobliwa, ponieważ nie odpowiadała z góry przyjętej normie. Ale zarówno w naturze, jak i w społeczeństwie występują wszelkiego rodzaju szczególne formy przejściowe, a fakt, że coś nie odpowiada z góry przyjętej normie, nie uprawnia nas do jego zignorowania. Przeciwnie, wymaga od nas wyjaśnienia.
Jeśli mówimy, że Japonia była bardzo osobliwym przypadkiem, to powinniśmy dodać, że jest wiele innych szczególnych przypadków. Nie pozwala nam to jednak pozostawić Japonii bez analizy, tak samo jak nie możemy pozostawić carskiej Rosji bez analizy. Jak Japonia wpisuje się w teorię permanentnej rewolucji? Japonia była krajem bardzo zacofanym, półfeudalnym. Wyłoniła się z konfliktu z Ameryką w wyniku ekspansji rodzącego się amerykańskiego imperializmu. W Japonii to właśnie klasa feudalna rozpoczęła proces kapitalistycznej transformacji od góry jako środka modernizacji Japonii i konkurowania z Amerykanami, którzy byli bardziej zaawansowani.
Japonia przez długi czas pozostawała krajem bardzo zacofanym, półfeudalnym, przy czym stała się również okrutnym imperialistycznym państwem, które rozpoczęło drapieżną wojnę w Chinach. To, co dopełniło rozwój współczesnego kapitalizmu w Japonii, nie było klasyczną normą permanentnej rewolucji, jaką przewidywał Trocki. Zadania rewolucji burżuazyjno-demokratycznej w Japonii nie zostały rozwiązane przez rewolucję proletariacką, jak w Rosji. Zostały one zapoczątkowane przez przywódców feudalnych i ukończone przez amerykańskie siły okupacyjne po 1945 roku.
Amerykańscy imperialiści okupowali Japonię, przy czym byli przerażeni rozprzestrzenianiem się „komunizmu”, zwłaszcza rewolucji chińskiej. W związku z tym zostali zmuszeni do przeprowadzenia reformy agrarnej i innych działań, które w efekcie zakończyły rewolucję burżuazyjną. Tak więc Japonia, w bardzo szczególny sposób, stała się potężnym, uprzemysłowionym, nowoczesnym, kapitalistycznym i imperialistycznym państwem, którym pozostaje do dziś. Podobna sytuacja miała miejsce w Korei Południowej i na Tajwanie. Przejście burżuazyjne zostało w tych krajach przeprowadzone przez amerykańskie siły okupacyjne z tego samego powodu.
Trzeba zadać pytanie: dlaczego Lenin włączył Rosję carską do sześciu najbardziej prominentnych narodów imperialistycznych? Carska Rosja w czasach Lenina była skrajnie zacofanym, półfeudalnym krajem, który nigdy nie wyeksportował ani jednej kopiejki kapitału. Wręcz przeciwnie, była w dużym stopniu uzależniona od kapitału zagranicznego. Nie byłoby rosyjskiego kapitalizmu bez belgijskiego, brytyjskiego i amerykańskiego kapitału. Samo państwo carskie było mocno zadłużone wobec zagranicznych bankierów, zwłaszcza wobec Francuzów. Jeśli więc szukamy kraju zależnego, nie można znaleźć lepszego przykładu. Rosja była kompletnie i całkowicie zależna. Lenin i Trocki byli tego świadomi. Jednocześnie było to potworne imperialistyczne państwo.
Jeśli przyjąć pogląd, że tylko garstkę potężnych, bogatych krajów – Europę, Japonię i Amerykę – jak to możliwe by uznać za państwa imperialistyczne, podczas gdy reszta świata jest biedna, zdominowana i uciskana? Przypadek carskiej Rosji dowodzi właśnie, że państwo ekonomicznie zależne może być także państwem imperialistycznym. Jednak w przypadku Rosji widzimy teorię permanentnej rewolucji w jej klasycznej, niemal podręcznikowej formie. Można by dodać, że był to jedyny tego typu przypadek w historii świata. Było wiele innych przypadków, w których burżuazja została wywłaszczona, ale żaden z tych przypadków nie odpowiadał normie. Każdy z nich był „osobliwym” przypadkiem.
Zadania, które rozwiązały burżuazyjno-demokratyczne rewolucje w Anglii i Francji, mogły być rozwiązane w Rosji tylko przez rewolucję proletariacką przeciwko burżuazji. Ale Trocki przewidział również, że kiedy proletariat przejmie władzę, nie może zatrzymać się na zadaniach burżuazyjno-demokratycznych, ale musi natychmiast przystąpić do wywłaszczenia właścicieli ziemskich i kapitalistów i rozpocząć socjalistyczną transformację społeczeństwa. Tak dowodzi ciągła rewolucja i tak właśnie stało się w Rosji.
Ale to tylko połowa permanentnej rewolucji. Drugą połowę stanowiła potrzeba rozszerzenia rewolucji rosyjskiej na Europę, zwłaszcza na Niemcy. Kiedy to się nie powiodło – z powodów, które wykraczają poza obecną dyskusję – biurokratyczna degeneracja Rewolucji była nieunikniona. Niemniej jednak, znosząc kapitalizm i wprowadzając planową produkcję, Rewolucja Październikowa przyniosła największy rozwój sił wytwórczych w historii.
Konsekwencje upadku ZSRR
Dwadzieścia pięć lat temu, w czasie rozłamu w Militant, dyskutowaliśmy o perspektywach dla Rosji. Peter Taaffe stał na stanowisku, że gdyby kapitalizm powstał w Rosji, stałaby się ona kolonią Zachodu (kraj zależny). Ted Grant po prostu się z tego śmiał. Odpowiedział, że gdyby kapitalizm został przywrócony w Rosji, to nie byłaby ona zależną kolonią Zachodu, a potężnym i agresywnym państwem imperialistycznym , jak carska Rosja. Okazało się to prawdą.
To nie zdegenerowana burżuazja rosyjska, która w październiku 1917 roku została wrzucona do śmietnika historii, ale znacjonalizowana planowa gospodarka wciągnęła Rosję w epokę nowożytną, budując fabryki, drogi i szkoły, kształcąc mężczyzn i kobiety, tworząc genialnych naukowców, budując armię, która pokonała Hitlera i wysyłając pierwszego człowieka w kosmos. I pomimo chaosu i zakłóceń spowodowanych zniszczeniem gospodarki planowej i demontażem ZSRR, wiele z tych zdobyczy nadal utrzymano.
Pomimo zbrodni biurokracji Związek Radziecki szybko przekształcił się z zacofanej, półfeudalnej gospodarki w zaawansowany, nowoczesny kraj przemysłowy. W końcu jednak biurokracja przestała być zadowolona z kolosalnego bogactwa i przywilejów, jakie uzyskała dzięki plądrowaniu państwa radzieckiego. Jak przepowiedział Trocki, przeszła do obozu kapitalistycznej restauracji, przekształcając się z pasożytniczej kasty w klasę rządzącą.
Ruch w kierunku kapitalizmu oznaczał duży krok wstecz dla narodu rosyjskiego i byłych republik ZSRR. W Zdradzonej Rewolucji Trocki napisał: „Upadek obecnej dyktatury biurokratycznej, bez zastąpienia jej inną władzą socjalistyczną, oznaczałby więc nawrót do stosunków kapitalistycznych, przy katastrofalnym upadku gospodarki i kultury”. (Rozdział 9, Czym jest ZSRR.) Tak też się stało.
W okresie bezpośrednio po upadku ZSRR wydajność rosyjskiej gospodarki spadła o około 60 proc. Upadek w Ameryce po krachu na Wall Street wyglądał przy tym jak dziecięca zabawa. Nie ma na to porównania w historii gospodarki. Aby znaleźć coś podobnego, należałoby przytoczyć nie kryzys gospodarczy, ale katastrofalną klęskę wojenną. Społeczeństwo zostało zdradzone i musiało nauczyć się wszystkich dobrodziejstw cywilizacji kapitalistycznej: religii, prostytucji, narkotyków i całej reszty.
Po upadku ZSRR USA stały się jedynym supermocarstwem na świecie. Z ogromną potęgą przyszła ogromna arogancja. „Doktryna Busha” miała zapewniać USA prawo do interwencji w dowolnym miejscu na świecie, do ingerowania w wewnętrzne sprawy rzekomo suwerennych państw, do szpiegowania, do obalania rządów, do bombardowania, zabijania i jeśli to konieczne, do bezkarnych inwazji. Upadek Związku Radzieckiego pozwolił imperializmowi Stanów Zjednoczonych interweniować w dawnych radzieckich strefach wpływów. Amerykanie wprowadzili Polskę i inne kraje Europy Wschodniej i Bałtyku do NATO, a następnie skierowali swój wzrok na byłe republiki Związku Radzieckiego.
Amerykański imperializm wykorzystał to, by zająć Bałkany, Jugosławię i Irak – dawne radzieckie strefy interesów – których nie odważyłby się ruszyć w przeszłości. Rozpad Jugosławii i bombardowanie Serbii przyczyniły się do powstania poczucia okrążenia i oblężenia Rosji. Wraz z załamaniem gospodarczym i ogólnym zubożeniem wywołało to głębokie poczucie narodowego upokorzenia.
Jednak żadna gospodarka nie może upadać w nieskończoność. Prędzej czy później produkcja zaczyna rosnąć, co miało miejsce w również Rosji, zwłaszcza po kryzysie i dewaluacji rubla w 1998 roku. Po tym okresie stan gospodarki rosyjskiej poprawił się, w dużej mierze z powodu ożywienia światowego kapitalizmu i popytu na rosyjską ropę i gaz. Putin skorzystał na tym ożywieniu. Jest przedstawicielem rosyjskich oligarchów, którzy wzbogacili się na haniebnej grabieży państwa i narodu rosyjskiego. Zyskał także popularność, przeciwstawiając się imperializmowi Stanów Zjednoczonych.
Putinowi i reakcyjnej oligarchii rosyjskiej udało się jedynie skonsolidować kapitalizm w Rosji (przynajmniej tymczasowo), opierając się na zdobyczach, które umożliwiła rewolucja październikowa. Dziś Rosja bardzo różni się od Rosji w 1917 roku. Chociaż średnia wydajność pracy w Rosji jest o połowę niższa od średniej europejskiej, to jednak dzięki korzyściom, jakie przyniosła rewolucja październikowa, jest to nowoczesny, uprzemysłowiony kraj z potężną klasą robotniczą. To także ogromna potęga militarna.
W przeciwieństwie do Jelcyna, który przyjął służalczy stosunek do imperializmu Stanów Zjednoczonych, Putin występuje przeciwko Ameryce i Europie: w Gruzji, na Ukrainie i na Krymie (a ostatnio w Syrii). Pierwszą troską Kremla (oligarchii rządzącej) było i jest umocnienie dominacji Rosji nad dawnymi strefami wpływów, poczynając od byłych republik radzieckich leżących na jej granicach. W przypadku Gruzji amerykańscy imperialiści dostali kopa w zęby. Putin powiedział: aż dotąd i ani kroku dalej. Podczas wojny w Gruzji w 2008 roku Moskwa nie wahała się wykorzystać swojej potęgi militarnej do podkreślenia tej kwestii. Później zrobiła to samo na Ukrainie. Świadczy to o ograniczeniach potęgi amerykańskiego imperializmu oraz rosnącej potędze i pewności siebie rosyjskiej kliki rządzącej.
Rosja, choć nie tak potężna jak amerykański imperializm, udało jej się obrócić na swoją korzyść błędy USA, przeciążając ich siły, a także królując militarnie na poziomie regionalnym. W efekcie Rosjanie wygrali w konflikcie ukraińskim (w 2014 r. – przyp. red.). Amerykanie dmuchali na zimne i gorące, jednak nic nie robili. Nałożyli sankcje, ale jedynym rezultatem było zwiększenie poparcia Putina do około 80 proc. Putin odpowiedział interweniując w Syrii. Amerykańscy imperialiści nie byli z tego zadowoleni, ale zostali zmuszeni by to zaakceptować.
Charakter reżimu Putina
Jak można scharakteryzować Rosję Putina? Często opisuje się ją jako państwo mafijno-gangsterskie. Jest to w miarę poprawne, ale nie idzie wystarczająco daleko. Charakterystyka ta opisuje jedynie potworną formę państwa rosyjskiego, nie mówi nam jednak nic o jego dokładnym charakterze klasowym. Właściwie całkowicie unika centralnego problemu. Postawmy to pytanie konkretnie i etapowo. Czy Rosja jest kapitalistyczna? Wszyscy się z tym zgadzamy. Rosja jest państwem kapitalistycznym, kontrolowanym przez oligarchię, która posiada duże firmy i banki, które zostały zrabowane ze znacjonalizowanej gospodarki. Te gigantyczne monopole są ściśle powiązane z państwem – państwem burżuazyjnym – które działa w interesie oligarchów. Ci ostatni potrzebują silnego człowieka na Kremlu, po części dlatego, że boją się mas, po części po to, aby rozstrzygnąć liczne waśnie między różnymi oligarchami o podział łupów.
Wszystkie te cechy bardzo ściśle odpowiadają temu, co Lenin określił jako kapitalizm monopolistyczny. Czynnik mafijno-gangsterski jest drugorzędny. Jedyna różnica polega na tym, że podczas gdy zachodni mafiosi (którzy również kontrolują państwo w interesie wielkich banków i monopoli) mieli wystarczająco dużo czasu, aby ukryć swoją dyktaturę pod listkiem figowym formalnej demokracji, rosyjscy parweniusze nie czują się wystarczająco pewnie by pozwolić sobie na takie luksusy. W Ameryce i Wielkiej Brytanii na dyktaturę kapitału rzuca się dyskretną zasłonę; w Rosji prezentuje się w swojej nagiej i najbardziej oczywistej formie. Ale istota jest dokładnie taka sama.
Rosja jest kapitalistycznym państwem rządzonym przez pasożytniczą i drapieżną oligarchię. Ale jeśli mówisz „a”, musisz powiedzieć „b”, „c” i „d”. Polityka zagraniczna rosyjskiej oligarchii, jak każdego innego państwa kapitalistycznego, jest zdeterminowana interesami i cynicznymi celami rosyjskiej burżuazji. A skoro polityka zagraniczna jest przedłużeniem polityki wewnętrznej, to Putin nie poprzestaje na narzucaniu swojej woli poza granicami Rosji, gdy uzna to za konieczne dla ochrony interesów rosyjskich oligarchów – i oczywiście własnych.
Rosyjski reżim jest reżimem burżuazyjnego bonapartyzmu. Reżim bonapartyjski to reżim kryzysowy, w którym sprzeczności społeczne nie mogą być rozwiązane w ramach „normalnego” funkcjonowania demokracji burżuazyjnej. Państwo ma tendencję do wznoszenia się ponad społeczeństwo w osobie „silnego człowieka”, który twierdzi, że stoi ponad klasami i partiami, reprezentując „Naród”. Były oficer KGB Putin opiera się głównie na siłach zbrojnych, policji i wykonawczym ramieniu państwa, ale także balansuje między klasami, wykorzystując retorykę populistyczną i nacjonalistyczną. I jak każdy bonapartysta w historii stara się stworzyć obraz siły, uczestnicząc w zagranicznych awanturach wojskowych.
Widzimy tu uderzającą różnicę między Rosją a Chinami. Chiny mają wszystkie klasyczne cechy imperializmu, jakie zarysował Lenin: kapitalizm państwowo-monopolistyczny, eksport kapitału, dążenie do ekspansji w celu zajęcia rynków zagranicznych i sfer wpływów, ekspansywna polityka zagraniczna mająca na celu przejęcie kontroli nad szlakami handlowymi itp. Imperializm rosyjski ma inny charakter. Jego cele są bardziej ograniczone i podyktowane głównie względami strategicznymi i wojskowymi.
Nie ma zbyt wielkich szans na zysk ekonomiczny z przejęcia, powiedzmy, zrujnowanego Donbasu. Nawet przyszłość syryjskiej ropy wydaje się bardziej niż wątpliwa, a w każdym razie Rosjanie mają dużo własnej ropy. W walce na Ukrainie nie chodziło o rynki. Rosjanie zajęli Krym, nie ze względu na rynki (Krym nie jest dużym rynkiem), ale ze względu na strategiczne względy militarne. Nie mogli pozwolić, aby ich duża baza morska w Sewastopolu wpadła w ręce ukraińskich nacjonalistów (czyli NATO). Putin tak naprawdę nie chce Donbasu, który stanowiłby kolosalny drenaż rosyjskich zasobów. To również wynika z względów geopolitycznych. Jest to walka między amerykańskim imperializmem a rosyjskim imperializmem o kontrolę nad tymi obszarami.
To są oczywiste przypadki… czego? Zgadzamy się, że rosyjski reżim jest całkowicie zepsuty, zepsuty do szpiku kości. Ale czy fakt, że reżim jest zgniły i reakcyjny, musi koniecznie oznaczać, że jest to reżim słaby, czy też nie może być imperialistyczny? To twierdzenie jest zupełnie niesłuszne. Carstwo było również zgniłym reżimem – reżimem Rasputina. Ale było to również potężne imperialistyczne państwo.
Putin jest gangsterem, ale czy to znaczy, że jest niepopularny? Nie. Obecnie ma około 80-procentowe poparcie w sondażach. Nawet jeśli pozwolimy na pewną ilość manipulacji, wszyscy komentatorzy burżuazyjni muszą przyznać, że pozostaje popularny, zwłaszcza wśród robotników. Oczywiście rozumiemy, że na pewnym etapie zmieni się to w swoje przeciwieństwo. Ale na razie polityka Putina polegająca na kopaniu Amerykanów jest popularna w Rosji. Radzi sobie całkiem dobrze z konfrontacją z amerykańskim imperializmem.
Z tych faktów można tylko wyciągnąć wniosek, że dzisiejsza Rosja jest państwem imperialistycznym, chociaż bardziej przypomina dawny imperializm w stylu carskim niż współczesne Chiny czy USA. Udział Rosji w kapitalistycznej gospodarce światowej jest ograniczony, głównie do handlu ropą i gazem. Interweniuje jednak aktywnie poza swoimi granicami, zarówno militarnie, jak i dyplomatycznie, i nieustannie wchodzi w konflikt z Ameryką, co czasami grozi przekształceniem się w bezpośrednią konfrontację militarną. Jak więc można powiedzieć, że Rosja jest zależna od amerykańskiego imperializmu?
Choć tak naprawdę Rosja nie ma siły gospodarczej ani militarnej, aby rzucić wyzwanie USA na arenie światowej, stara się mieć własną niezależną politykę zagraniczną i chce negocjować z USA z pozycji siły. Nie trzeba dodawać, że ta konfrontacja nie zawiera atomu progresywnej treści. Nie wystarczy już powiedzieć, że Rosja jest regionalną potęgą imperialistyczną. Dowodzi tego interwencja w Syrii. Komentując to The Economist (14.5.2016) stwierdza:
Dzisiejsza Rosja nie wygląda jak zwykła »regionalna potęga«, którą kiedyś nazwał ją Barack Obama. Jakakolwiek droga do pokoju w Syrii przebiega teraz przez Moskwę. „Tylko Rosja i Stany Zjednoczone Ameryki są w stanie zatrzymać wojnę w Syrii, mimo że mają różne interesy polityczne i cele” – napisał w niedawnym artykule Walerij Gierasimow, szef rosyjskiego sztabu generalnego.
Interwencja Rosji w Syrii zdecydowanie zmieniła sytuację militarną. W Syrii decyduje Moskwa, a Amerykanie zostali zmuszeni do zaakceptowania tego stanu rzeczy. Interwencja Rosji na skalę światową ma jednak ograniczone cele, które mają głównie charakter militarno-dyplomatyczny. Jej głównym celem jest powstrzymanie USA przed ingerencją w to, co uważają za swoje strefy wpływów, oraz zmuszenie Amerykanów do uznania ich za światową potęgę, której nie należy brać za pewnik. Przypadek Chin jest jednak zupełnie inny.
Chiny
Chiny, podobnie jak Rosja, również wykazują całkowitą poprawność teorii rewolucji permanentnej. Zdegenerowana burżuazja chińska miała ponad 20 lat na wykonanie zadań rewolucji burżuazyjno-demokratycznej, ale nie była nawet w stanie doprowadzić do zjednoczenia Chin ani stoczyć zwycięskiej wojny z japońskim imperializmem, nie mówiąc już o przeprowadzeniu poważnej reformy rolnej.
To właśnie bankructwo chińskiego kapitalizmu i pilna potrzeba mas znalezienia drogi naprzód dały początek zjawisku proletariackiego bonapartyzmu. Było to spowodowane wieloma czynnikami: po pierwsze, całkowitym impasem kapitalizmu w krajach zacofanych i niezdolnością burżuazji kolonialnej do wskazania drogi naprzód; po drugie, niezdolność imperializmu do utrzymania kontroli starymi środkami bezpośrednich rządów wojskowo-biurokratycznych i wreszcie, co nie mniej ważne, opóźnienie rewolucji proletariackiej w rozwiniętych krajach kapitalistycznych.
Jednak słabość czynnika subiektywnego w Chinach – brak partii bolszewicko-leninowskiej – i istnienie potężnego reżimu proletariackiego bonapartyzmu w Związku Radzieckim sprawiły, że rewolucja chińska była zdeformowana od samego początku. Niemniej upaństwowienie sił wytwórczych i wprowadzenie gospodarki planowej, choć na zniekształconej biurokratycznej podstawie, umożliwiło Chinom szybki postęp, kładąc podwaliny pod nowoczesną gospodarkę przemysłową z dużą i wykształconą klasą robotniczą.
To nie jest miejsce na dyskutowanie o przyczynach kapitalistycznej restauracji w Chinach. Wystarczy powiedzieć, że polityka autarkii Mao (chińska odmiana socjalizmu w jednym kraju) doprowadziła Chiny do ślepego zaułka. Po śmierci Mao część chińskiej biurokracji kierowana przez Deng Xiaopinga próbowała rozwiązać impas biurokratycznego systemu gospodarczego poprzez reformy odgórne i integrację z gospodarką światową.
Pod kontrolą pasożytniczej kasty biurokratów logika tej polityki nieuchronnie prowadziła w kierunku kapitalizmu. Podobnie jak rosyjska biurokracja, uprzywilejowani urzędnicy chińscy przekształcili się w bogatych biznesmenów, plądrując aktywa państwowe. Ale w przeciwieństwie do swoich rosyjskich odpowiedników, utrzymywali kontrolę w rękach partii „komunistycznej”. Działali stopniowo, krok po kroku i udało im się uniknąć katastrofalnego upadku, jaki miał miejsce w Rosji.
Z punktu widzenia mas kapitalistyczna restauracja w Chinach stanowi historyczny rewers. Ale cierpienie i super-wyzysk chińskich robotników nie oznacza, że nie było rozwoju sił produkcyjnych, tak samo jak cierpienie i super-wyzysk brytyjskich robotników nie oznaczały, że nie było rozwoju sił produkcyjnych w czasie rewolucji przemysłowej. Wręcz przeciwnie, to właśnie na podstawie tego superwyzysku kapitalizm rozwija się i rozkwita. Tak było za czasów Marksa i tak jest nadal, czy to w Chinach, czy gdziekolwiek indziej.
Chiny były w stanie skorzystać z boomu w światowej gospodarce i masowego napływu inwestycji zagranicznych kapitalistów amerykańskich, japońskich i europejskich, chcących zdobyć wartość dodatkową wyekstraktowaną z taniej chińskiej siły roboczej. W związku z tym Chiny doświadczyły okresu szybkiego wzrostu gospodarczego, który trwał do niedawna. Dane liczbowe dotyczące światowej siły roboczej w przemyśle w 2013 r. pokazują, że światowy proletariat przemysłowy liczył 725 mln. Z tych, 106 milionów było w zaawansowanych krajach przemysłowych. 250 milionów było w Azji Wschodniej. W stosunku do całej przemysłowej siły roboczej, pracownicy przemysłowi w rozwiniętych gospodarkach stanowili mniej niż 15% światowej przemysłowej klasy robotniczej. W Azji Wschodniej było blisko 35% przemysłowej klasy robotniczej. Duża część tego jest reprezentowana przez Chiny.
Można powiedzieć, że chłopi są biedni, robotnicy wyzyskiwani. To wszystko jest całkowicie słuszne. Masy są zawsze eksploatowane, także w krajach imperialistycznych. Ale to nie mówi nam nic o poziomie rozwoju gospodarczego. Marksiści nie podchodzą do historii z moralistycznego czy sentymentalnego punktu widzenia. Marks powiedział, że kapitalizm wszedł na scenę historii, ociekając krwią z każdego poru, i to prawda. Ale Marks powiedział także, że rozwój sił wytwórczych w kapitalizmie był postępem, ponieważ wzmacniał proletariat i stworzył materialną podstawę dla awansu na wyższy poziom społeczeństwa: socjalizm.
Z marksistowskiego punktu widzenia rozwój sił wytwórczych w Chinach jest zjawiskiem pozytywnym, ponieważ oznacza wzmocnienie klasy robotniczej, mimo że osiągnięto to poprzez brutalną eksploatację w fabrykach przypominających te, które istniały w Wielkiej Brytanii w czasach Marksa i Dickensa. Cokolwiek można dziś powiedzieć o Chinach, jedna rzecz jest jasna nawet dla niewidomego: dzisiejsze Chiny nie mają żadnego związku ze starymi Chinami, które były biedną, zacofaną, zniewoloną półkolonią imperializmu. Wręcz przeciwnie, jest to drugi najpotężniejszy kraj przemysłowy na świecie, posiadający potężną armię. Między współczesnym państwem chińskim a Chinami Czang Kaj-szeka przed 1949 r. nie ma zbyt wielu analogii.
Wzrost potęgi gospodarczej Chin
Chiny wtargnęły na scenę historii wraz z własnymi znaczącymi międzynarodowymi korporacjami. Wśród 75 największych firm w skali globalnej 12 należy do Chińczyków. Sinopec, rafineria ropy naftowej, jest numerem dwa. China National Petroleum jest numerem cztery. Chiński Bank Przemysłowo-Handlowy jest numerem 18. China Construction Bank jest numerem 29, a następnie są firmy budowlane, korporacje telefonii komórkowej, a także przedsiębiorstwa telekomunikacyjne, motoryzacyjne i kolejowe.
To prawda, że w Chinach obecna jest znaczna liczba międzynarodowych korporacji z innych krajów. Około 450 z 500 największych światowych firm działa właśnie w Chinach, ale Chiny mają też własne korporacje, wspierane przez państwo. Wiele z nich jest nawet własnością państwa, a banki kontrolowane przez państwo udzielają im pożyczek i kapitału. Co więcej, obecność zagranicznych monopoli w Chinach sama w sobie nie świadczy o tym, że są one „narodem zależnym”.
Eksport kapitału odbywa się regularnie między zaawansowanymi krajami kapitalistycznymi (imperialistycznymi). Jest to normalna cecha kapitalizmu na etapie imperializmu. Przypadek Wielkiej Brytanii jest mocno uderzającym przykładem tego procesu. Dawny „warsztat świata” od stulecia znajduje się w długotrwałym stanie rozkładu. Spadek ten osiągnął już punkt, w którym brytyjski przemysł wytwórczy praktycznie przestał istnieć. Prawie cały przemysł w Wielkiej Brytanii jest obecnie własnością zagranicznych kapitalistów – nie tylko amerykańskich, niemieckich i japońskich, ale także chińskich i indyjskich. Czy oznacza to, że Wielka Brytania jest „narodem zależnym”? Oczywiście, że nie. Tym bardziej Chin nie można zaliczyć do tej kategorii.
Na liście Fortune 500 z 2015 r. znalazło się 98 firm chińskich i 127 firm amerykańskich. W 2000 r. było tylko dziesięć chińskich przedsiębiorstw, a w 2010 r. było ich 46, podczas gdy w USA w 2000 r. było ich 179. W 2006 r. pięć najważniejszych banków na świecie pochodziło z tradycyjnych mocarstw imperialistycznych (USA, Wielka Brytania itp.). Ale w marcu 2009 roku pierwsze trzy miejsca były już zajęte przez chińskie banki i wciąż tak jest.
Najbardziej dosadnym dowodem na to, że Chiny osiągnęły imperialistyczny etap rozwoju, jest obecny kryzys nadprodukcji. Chiny wytwarzają ponad 50% całego aluminium na świecie, co prowadzi do załamania światowych cen, popychając konkurentów w kryzys. Chińska nadwyżka zdolności produkcyjnych w zakresie rafinacji ropy naftowej szacowana jest na 200 mln ton, a „w 2014 roku uważano, że chińskie rafinerie pracują na zaledwie dwóch trzecich mocy produkcyjnych”. W konsekwencji „eksport oleju napędowego wzrósł o 79%” w 2015 r., a „całkowity eksport netto wszystkich produktów naftowych wzrośnie o 31% w tym roku” (dokument został napisany w 2016 – przyp. aut.). Nadwyżka mocy produkcyjnych chińskich firm chemicznych „zmiotła zyski japońskich konkurentów” w przemyśle poliestrowym. Ibid.
Mao marzył o wyprzedzeniu Wielkiej Brytanii i Ameryki w produkcji stali. W rzeczywistości Chiny produkują mniej więcej tyle stali (803 mln ton w 2015 r.) co reszta świata razem wzięte (1,599 mld ton), a nadwyżka mocy produkcyjnych (400 mln ton) niszczy przemysł ich konkurentów na całym świecie. W kwietniu tego roku, według World Steel Association, Chiny wyprodukowały 69,4 mln ton surowej stali, czyli więcej niż 65,5 mln ton wyprodukowanych przez resztę świata.
Chińska gospodarka rozwijała się szybciej niż jakakolwiek inna w ciągu ostatnich dwóch dekad i osiągnęła bardzo wysoki poziom technologiczny w niektórych gałęziach przemysłu, ale średnia wydajność pracy pozostaje daleko w tyle za USA i Europą, a nawet Rosją. Chińska wydajność pracy wzrosła średnio o 8,5% rocznie od 1996 r. W zależności od zastosowanej miary, chińska wydajność wynosi około jednej czwartej Stanów Zjednoczonych (w przypadku wydajności pracy na osobę zatrudnioną skorygowanej o PPP dane liczbowe wynoszą 26 793 USD w porównaniu z 118 826 USD), ale o sile kraju na arenie światowej nie decyduje się wyłącznie na podstawie średniego poziomu wydajności, w przeciwnym razie Luksemburg i Norwegia znalazłyby się wśród najważniejszych mocarstw imperialistycznych.
Pytanie, na które należy odpowiedzieć, brzmi: czy chińska gospodarka rozwinęła się do tego stopnia, ma potężne monopole, nadprodukcję, a co za tym idzie nadwyżkę kapitału oraz przewagę instytucji finansowych, które ułatwiają eksport kapitału, a nie tylko towarów? Musimy odpowiedzieć twierdząco. Ale po dwudziestu pięciu latach wzrostu chińska gospodarka zmierzyła się z fundamentalnymi sprzecznościami kapitalizmu. Globalna nadprodukcja została mocno pogłębiona przez nadprodukcję w chińskiej gospodarce.
W latach 2011-2013 Chiny wylały prawie 50 procent więcej cementu niż Stany Zjednoczone w całym „amerykańskim stuleciu”. Chiny są największym producentem na świecie, „odpowiadającym za prawie jedną czwartą globalnej wartości dodanej w tym sektorze” (The Economist, 12.09.2015). Chiński przemysł węglowy, prawie tak duży jak reszta świata razem wzięta, „może uzyskać 3,3 miliarda ton nadwyżki mocy produkcyjnych w ciągu dwóch lat” (The Economist, 9.4.2016), co oznacza, że wykorzystanie mocy produkcyjnych wynosi tylko nieco ponad 50% od konsumpcji krajowej to 4 mld ton rocznie. Oczywiście oznacza to również eksport dużej części tej nadwyżki węgla.
Chińska klasa rządząca, przerażona faktem, że jej nadwyżka zdolności produkcyjnych doprowadzi do masowego bezrobocia w kraju, zamierza eksportować swoje bezrobocie gdzie indziej, walcząc o zapewnienie swoim producentom jak największego udziału w rynku. Zaostrza to sprzeczności kapitalistycznej gospodarki światowej, wywołując sprzeciw wobec Chin, które przygotowują grunt pod działania protekcjonistyczne i przyszłe wojny handlowe. Zachodni kapitaliści narzekają, że państwo chińskie chroni własne gałęzie przemysłu, zapewniając im kapitał, który czyni je bardziej konkurencyjnymi. Jest to uważane za „nieuczciwy” handel. Wzmacniają się tendencje protekcjonistyczne. Napięcia między USA a Chinami są coraz ostrzejsze.
Eksport kapitału
Lenin wyjaśnił, że jedną z kluczowych cech definiujących imperializm jest wywóz kapitału, w odróżnieniu od niższej formy, wywozu towarów. Chiny są głównym eksporterem kapitału, są nie tylko największym na świecie producentem, ale także największym handlowcem. Od 2009 roku są największym eksporterem, a od 2014 roku największym handlowcem ogółem. Znajduje to odzwierciedlenie w światowych portach i obiektach żeglugowych, kluczowej infrastrukturze dla światowego handlu.
Chiny są w rzeczywistości jednym z największych eksporterów kapitału na świecie. „W ciągu zaledwie dekady chińskie BIZ wzrosły z praktycznie zera do ponad 100 miliardów dolarów rocznie, umieszczając je w pierwszej trójce największych światowych eksporterów inwestycji bezpośrednich”. (FT, 25.6. 2015). Duża część kapitału eksportowanego przez Chiny trafia do Stanów Zjednoczonych, co oznacza względny upadek USA jako imperialistycznej potęgi, która stała się obecnie importerem kapitału netto. Spadek ten ma jednak charakter względny, a nie absolutny. Stany Zjednoczone są nadal główną potęgą imperialistyczną na świecie, ale Chiny wyłoniły się jako nowe, potężne państwo imperialistyczne.
Oto, co mówi The Economist na temat eksportu kapitału: „Od lat 70. handel na całym Pacyfiku znacznie wyprzedził Atlantyk… według jednego z szacunków w 2010 r. Chiny obiecały Ameryce Łacińskiej więcej pożyczek niż Bank Światowy, Międzyamerykański Bank Rozwoju i Amerykański Bank Importu i Eksportu razem wzięte”.
Jest to dowód na ogromną skalę eksportu chińskiego kapitału. W artykule czytamy dalej: „Chiny przerwały inwestycje i handel z sąsiadami, którzy przeciwstawiają się ich terytorialnej asertywności, takimi jak Japonia, Filipiny i Wietnam”. Oznacza to, że Chiny wykorzystują swoje znaczenie gospodarcze, aby narzucić swoją wolę innym krajom. Chiny budują rurociągi, koleje i drogi w regionie głównie w celu zaopatrzenia własnej gospodarki w surowce.
Ale Chiny już teraz cierpią z powodu nieodłącznych sprzeczności kapitalizmu. W Chinach występuje ogromna nadwyżka kapitału. Istnieje czynnik zniechęcający do inwestowania w dalszą produkcję fabryczną, przynajmniej jeśli chodzi o produkcję niższych wartości w kraju, ponieważ branże te osiągnęły już stan chronicznej nadwyżki mocy produkcyjnych. Bańki spekulacyjne na rynku mieszkaniowym i giełdowym są również dowodem na to, że nadwyżka chińskiego kapitału szuka dochodów poza produkcją krajową.
Chiny nie tylko eksportują kapitał do krajów słabiej rozwiniętych, ale także do zaawansowanych krajów kapitalistycznych. Cztery lata temu jedna z chińskich państwowych firm energetycznych kupiła kanadyjski Nexen za 15 miliardów dolarów. Niedawno David Cameron i brytyjska burżuazja upadli na kolana przed Xi Jinpingiem podczas jego wizyty w Londynie, w ramach desperackiej próby zdobycia udziałów w chińskich inwestycjach i handlu – a to wszystko w czasie, gdy tysiące brytyjskich miejsc pracy było niszczonych przez importowanie chińskiej stali.
Według danych z 2013 r. Chiny posiadają pierwszy (Szanghaj), trzeci (Shenzhen), czwarty (Hongkong), szósty (Ningbo-Zhoushan), siódmy (Qingdao), ósmy (Guangzhou) i dziesiąty (Tianjin) najbardziej ruchliwy port kontenerowy na świecie. Stany Zjednoczone nie znalazły się w pierwszej dziesiątce – ich najwyższym wynikiem jest Los Angeles, i to na 18 miejscu! Szacuje się, że do 2030 r. Chiny będą posiadały jedną trzecią kontenerowców na świecie. Dziś już 30 proc. światowego eksportu kontenerowego pochodzi z Chin, czyli trzykrotnie więcej niż z USA.
W 1964 roku Stany Zjednoczone miały największą na świecie marynarkę handlową (zbiór statków potrzebnych do handlu), a teraz spadły na czternaste miejsce, podczas gdy Chiny plasują się na drugim miejscu. Ta niepodważalnie silna pozycja w handlu światowym może i musi prowadzić do imperialistycznych zmian w zakresie eksportu kapitału, zwłaszcza gdy koszty pracy w Chinach gwałtownie rosną.
Jedna ze statystyk jest znacznie bardziej wymowna niż inne dowody na to, że Chiny angażują się w eksport kapitału. W 2014 r. chińskie bezpośrednie inwestycje zewnętrzne przewyższyły bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Oznacza to, że po raz pierwszy Chiny zainwestowały więcej poza granicami swojego kraju, niż inni aktorzy światowego handlu w Chinach.
Lenin wyjaśnił, jak eksport nadwyżki kapitału był ściśle powiązany ze strategicznymi interesami imperialistycznej potęgi, a nie był jedynie środkiem do osiągania zysków dla określonej firmy. Podał przykład, jak niemieckie banki „systematycznie rozwijały przemysł naftowy np. w Rumunii, aby mieć własny przyczółek”.
Jest to efekt rosnącej tendencji gigantycznych monopoli do rozwijania ścisłych powiązań z państwem. Tak jak niemiecki kapitalizm, wykluczony z ugruntowanych rynków ropy przez amerykańskich konkurentów, otrzymał pomoc państwa w znalezieniu rynków ropy gdzie indziej, tak chiński kapitał wykorzystuje swoje góry gotówki i wpływy handlowe do budowania i rozwijania alternatywnych rynków energii i surowców oraz szlaków handlowych.
Stosunki gospodarcze między Chinami a Stanami Zjednoczonymi
Od 2013 roku Chiny są trzecim co do wielkości eksporterem produktów rolnych, samolotów, maszyn i pojazdów do Stanów Zjednoczonych, w tym 122,1 miliarda dolarów. Są również największym importerem do Stanów Zjednoczonych z przychodami w wysokości 440,4 miliarda dolarów. Ogólnie rzecz biorąc, Chiny odpowiadają za około 8 procent przychodów indeksu Standard & Poor’s 500.
W przeszłości, represjonowany kraj zależny byłby mocno zadłużony wobec swoich imperialistycznych panów. Był to najwyraźniejszy wskaźnik jego zdominowanego statusu. Na przykład carska Rosja była mocno zadłużona wobec Francji i innych imperialistycznych państw. Ale w przypadku Chin ten związek stoi na głowie. Gwałtowny wzrost produkcji i sukces Chin na rynkach światowych sprawił, że stały się one właścicielami największych rezerw walutowych na świecie.
W porównaniu z innymi państwami, Chiny są największym zagranicznym właścicielem amerykańskich papierów skarbowych, których wartość w lutym 2015 r. wyniosła 1,224 bln USD, na drugim miejscu znalazła się Japonia. Jest również największym inwestorem w USA. Chiny posiadają teraz taką samą ilość zagranicznych papierów wartościowych jak Japonia, która z pewnością jest krajem imperialistycznym. Razem te dwa kraje posiadają w przybliżeniu połowę wszystkich zagranicznych papierów wartościowych na świecie.
Japoński dług nie wywołuje takiej samej wrogości jak chiński, ponieważ Japonia jest postrzegana jako bardziej przyjazny kraj. Japończycy nie mają zwyczaju budowania wysp na Morzu Południowochińskim, ani w jakikolwiek inny sposób kwestionowania amerykańskiej hegemonii. Chiny są postrzegane z mieszanką zazdrości, podejrzeń i strachu.
Chińscy pożyczkodawcy wykupili amerykańskie obligacje skarbowe częściowo dlatego, że Chiny chcą utrzymać kurs juana w stosunku do dolara, aby obniżyć koszty chińskiego eksportu. Chińczycy potrzebują amerykańskiego rynku do sprzedaży swoich towarów, aby utrzymać działalność gospodarczą. Również dlatego, że dolar jest postrzegany jako jedna z najbezpieczniejszych walut, Chińczycy wierzą, że to połączenie zagwarantuje stabilność juana.
Chiny mają interes w utrzymaniu juana słabszego od dolara, aby zapewnić konkurencyjność swoich cen eksportowych. Ta strategia sprawiła, że Chiny są w stanie eksportować więcej niż jakikolwiek inny kraj na świecie. Słaby juan był jednym z elementów, który pozwolił utrzymać 10-procentowy roczny wzrost produktu krajowego brutto (PKB) przez 30 lat. Na razie światowa wiara w dolara zapewnia pewną siatkę bezpieczeństwa dla juana. Ale to nie może trwać wiecznie. Na pewnym etapie jest całkiem możliwe, że Chiny będą chciały osłabić powiązanie między juanem a dolarem, a nawet pozwolić na płynność juana.
W zasadzie pożyczki te podlegają spłacie w dolarach. W razie konieczności Chiny mogłyby spłacić swoje długi w zamian za dolary. W 2013 i 2014 r. Chiny wywołały alarm, kiedy zaczęły kupować dużo złota do przechowywania w swoich bankowych skarbcach. Wyraziło to już rosnące zaniepokojenie przyszłą stabilnością dolara. Chiny spędziły pierwsze kilka miesięcy 2015 roku sprzedając dług i ściągając pożyczki, zmniejszając ich sumę do mniej niż 1,2 biliona dolarów. To było ostrzeżenie przed tym, co nadejdzie.
Ponieważ Chiny są największym zagranicznym właścicielem amerykańskich bonów skarbowych, obligacji i papierów dłużnych, krach na chińskiej giełdzie skłoni chiński rząd do rozpoczęcia sprzedaży tych papierów w celu zmniejszenia własnego zadłużenia. Spowodowałoby to natychmiastowy spadek dolara amerykańskiego, zmuszając Rezerwę Federalną do podniesienia stóp procentowych, co wywołałoby spadek. Chiny nie chciałyby podążać tą drogą, ponieważ spadający dolar zwiększyłby wartość juana, podnosząc ceny chińskiego eksportu, a tym samym pogłębiając kryzys w Chinach. Taki scenariusz jest jednak możliwy w przyszłości i niepokoi Amerykanów.
Każdy amerykański polityk wyraził zaniepokojenie wielkością długów, które rząd USA jest winien chińskim kredytodawcom. To stawia na głowie stosunek imperializmu do kolonii. Od kiedy biedny, zależny naród zabezpiecza długi najpotężniejszej imperialistycznej potęgi na ziemi?
Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych
Kolejnym przykładem dążenia Chin do stania się światową potęgą było uruchomienie Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB). Jeśli Lenin miał rację, że eksport nadwyżki kapitału jest jedną z cech definiujących współczesny imperializm, to przeznaczanie przez Chiny setek miliardów swoich rezerw walutowych na międzynarodowy bank inwestycyjny powiązany z realizacją ich strategicznych interesów jest wyraźnym dowodem imperialistycznej natury Chin. Uruchomienie AIIB ma znaczenie nie tylko dla eksportu kapitału, ale także dla jego dyplomatycznego triumfu na arenie światowej. Oferta została rozszerzona daleko poza Azję.
Publicznie Ameryka twierdzi, że z zadowoleniem przyjmuje awans Chin do statusu wielkiego mocarstwa, o ile Chińczycy szanują międzynarodowe normy i odgrywają właściwą rolę w „systemie wielostronnym”. Ale w praktyce, ilekroć Chiny robią coś na światowej scenie, USA starają się temu zapobiec. Ameryka systematycznie blokowała Chinom zwiększanie ich głosu w międzynarodowych organach finansowych, takich jak MFW. Nawet skromna propozycja zwiększenia zasobów MFW (oddania nieco większej ilości głosów na Chiny) była od lat blokowana w amerykańskim Kongresie. USA udaremniło również wysiłki na rzecz zwiększenia znaczenia Chin w Banku Światowym. Wykluczyło też Chiny z planowanej umowy o wolnym handlu w ramach partnerstwa transpacyficznego.
Widzieliśmy to w przypadku AIIB, gdzie jak zwykle Ameryka przyjęła politykę powstrzymywania wszelkiej inicjatywy, ale w praktyce się to nie powiodło. Za kulisami Amerykanie wywierają natomiast presję na swoich sojuszników, aby nie dołączali do chińskiego banku. Kiedy Wielka Brytania stała się pierwszym krajem spoza Azji, który ubiegał się o członkostwo w AIIB, amerykańska administracja narzekała na jej tendencję do „stałego dostosowywania się” do Chin. Nie przeszkodziło to jednak Niemcom, Francji i Włochom ogłosić, że też chcą być członkami-założycielami. Zapisały się wszystkie europejskie kraje NATO. Jedynym krajem, który odmówił przystąpienia do AIIB była Japonia. Warto zwrócić uwagę na stosunek Rosji do AIIB, która dołączyła do organizacji i stała się trzecim największym interesariuszem. Putin zaprosił AIIB do inwestowania w Rosji. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o starcia z USA, polityka zagraniczna Rosji jest zbieżna z polityką Chin.
Cechą eksportu kapitału opisaną przez Lenina była tendencja do angażowania w pożyczki i inwestycje innych powiązanych monopoli z imperialistycznego kraju. Wielka Brytania czy Francja pożyczyłyby krajowi pieniądze na rozwój jego infrastruktury pod warunkiem, że pożyczki te zostaną wydane na firmy brytyjskie i francuskie, tak aby państwo imperialistyczne odniosło podwójne korzyści – raz ze spłaty odsetek, a ponownie z kontraktów, na które te środki wydano.
Cecha ta jest powtarzana również przez państwo chińskie, które w otaczających ją możliwościach inwestycyjnych postrzega jako sposób na utrzymanie działających fabryk: „Rozwój budownictwa spowalnia i Chiny nie muszą budować wielu nowych dróg ekspresowych, kolei i portów, a więc muszą znaleźć inne kraje, które to zrobią. Jednym z wyraźnych celów jest zdobycie większej liczby kontraktów dla chińskich firm budowlanych za granicą”. (Financial Times, 12.10.15.)
Już w 2016 roku chińskie firmy dokonały transgranicznych fuzji i przejęć ponad 100 miliardów dolarów –to jedna trzecia globalnej sumy takich operacji. Chiński eksport kapitału obejmuje zarówno przedsiębiorstwa państwowe, jak i sektor prywatny. Wszystkie opisane przez nas zjawiska są typowe dla imperializmu.
Chiny i Ameryka Łacińska
W ostatnich dziesięcioleciach nastąpił ogromny wzrost wymiany handlowej między Azją a Ameryką Łacińską. Azja wyprzedziła UE jako drugi po USA największy partner handlowy Ameryki Łacińskiej. Największy udział w tym handlu mają Chiny. W przypadku Brazylii, Chile i Peru Chiny wyprzedziły USA jako największego partnera handlowego. Jaka jest natura tej wymiany handlowej? Chiny eksportują towary do Ameryki Łacińskiej i sprowadzają z powrotem surowce naturalne. Jest to przeciwieństwo tego, czego można by się spodziewać po słabo rozwiniętej gospodarce zależnej. W rzeczywistości jest to typowe dla stosunku kraju imperialistycznego do mniej rozwiniętych gospodarek.
A co z rolą Chin w Wenezueli? Żaden kraj oprócz Chin nie pożycza Wenezueli środków pieniężnych, a to prowadzi do tego, że chiński kapitał finansowy ma duży wpływ na Wenezuelę. W przeszłości, kiedy ceny ropy były wysokie, Wenezuela spłacała te pieniądze w ropie, i to poniżej światowej ceny ropy, tak aby Chińczycy mogli, po spożytkowaniu potrzebnej ilości ropy, sprzedawać nadwyżkę, osiągając zysk. W tej relacji największa część zysku przypadła Chińczykom. Ale to już nie jest możliwe.
Chińczycy nie są już w stanie wykorzystać całej ropy, którą Wenezuela wysyła do Chin w zamian za pieniądze, a jej sprzedaż nie jest już opłacalna, ponieważ ceny są zbyt niskie. Sposób, w jaki Chińczycy odzyskują pieniądze z pożyczek, polega na utworzeniu specjalnych stref ekonomicznych. Można to nazwać sinizacją Wenezueli.
W tych specjalnych strefach ekonomicznych nie płaci się podatków. Firmy, które inwestują w tych obszarach, nie muszą znajdować się w rejestrze podatkowym. Na tych obszarach nie obowiązuje również demokracja burżuazyjna. Prezydent powołuje lokalnego gubernatora z góry, od którego zależy prawo pracy. Nie różni się to zbytnio od propozycji MFW. Tym, co pokazuje imperialistyczny charakter Chin, jest to, że te ustępstwa są zorientowane na przynoszenie korzyści chińskiemu kapitałowi.
Firmy te opierają się na kapitale mieszanym: chińskim i wenezuelskim. Zostały one jednak ustanowione na podstawie pożyczek z Chin, a pozostałe pożyczki udzielone Wenezueli mają na celu zakup chińskich towarów. Na przykład rok temu Wenezuela kupiła 10 000 chińskich taksówek. Jest to towar, który nie jest w tym momencie priorytetem dla kraju, ale Chiny miały nadprodukcję taksówek i to właśnie Wenezuela je kupiła.
Chiny w Afryce
Chiny rozszerzają także swoją rolę w Afryce. Inwestycje chińskie w kilku krajach, takich jak Nigeria, Angola i Gabon, przewyższają inwestycje zachodnie, budując linie kolejowe i drogi, przejmując wydobycie, ropę itp. Chiny są obecnie największym partnerem handlowym Afryki. Udział eksportu afrykańskiego, jaki otrzymują Chiny, wzrósł w ciągu ostatniej dekady z jednego do piętnastu procent, podczas gdy udział Unii Europejskiej spadł z trzydziestu sześciu do dwudziestu trzech procent.
Afryka stanowi dla Chin kluczowe źródło surowców, rynek tanich produktów wytwarzanych w Chinach oraz możliwości inwestycji w infrastrukturę, zwłaszcza na potencjalnych rynkach, na których zachodnie firmy są odstraszane względami politycznymi, takimi jak sankcje lub niestabilność polityczna. Chiny są aktywnie zaangażowane w eksploatację bogatych zasobów naturalnych Afryki, zwłaszcza ropy naftowej, której Chiny są obecnie drugim co do wielkości konsumentem na świecie, a ponad 25% importu ropy pochodzi z Sudanu i Zatoki Gwinejskiej. Niemal każdy kraj afrykański nosi dziś przykłady obecności Chin: pola naftowe na wschodzie, farmy na południu, kopalnie w centrum kontynentu itp.
Relacje między Chinami a Afryką to absolutnie klasyczny przypadek wyzysku kolonialnego. Fakt ten został skomentowany przez wielu obserwatorów, zwłaszcza afrykańskie związki zawodowe. Afrykański Oddział Międzynarodowej Federacji Pracowników Przemysłu Tekstylnego, Odzieżowego i Skórzanego, który reprezentuje związki zawodowe z RPA, Zimbabwe, Mozambiku, Lesotho, Suazi i Zambii, skomentował zalew Chin na rynkach afrykańskich. Mówią następujaco: „Wzrost handlu między kontynentem afrykańskim a Chinami nabiera charakteru kolonialnego, a kraje afrykańskie eksportują surowce do Chin i importują gotowe produkty”.
Chiny przejęły kontrolę nad afrykańskimi zasobami naturalnymi, korzystając z chińskiej siły roboczej i sprzętu bez przenoszenia umiejętności i technologii do Afryki. Lamido Sanusi, gubernator Banku Centralnego Nigerii, napisał w Financial Times: „Chiny zabierają nasze surowce i sprzedają nam gotowe towary. To także istota kolonializmu”. Dodał: „Afryka musi uznać, że Chiny – podobnie jak USA, Rosja, Wielka Brytania, Brazylia i reszta – są w Afryce nie dla afrykańskich interesów, ale dla własnych”.
Chińscy imperialiści brutalnie wyzyskują i uciskają afrykańskich robotników, a chińscy robotnicy żyją w zamkniętych obozach i są trzymani z dala od miejscowych robotników, chociaż często muszą z nimi pracować w godzinach pracy. Pojawiło się wiele doniesień potępiających jawnie rasistowski stosunek do afrykańskich robotników, którzy są traktowani niewiele lepiej niż niewolnicy… Zambia ze swoją miedzią i klejnotami jest szczególnie atrakcyjna dla Chin, ponieważ pozwala inwestorom uzyskiwać zyski za granicą. Raport Human Rights Watch stwierdza, że chińscy właściciele kopalń miedzi w Zambii regularnie naruszają prawa swoich pracowników, nie zapewniając odpowiedniego sprzętu ochronnego i nie zapewniając bezpiecznych warunków pracy.
Kiedy pracownicy zambijskiej kopalni węgla Collum Coal Mine protestowali, ich chińscy szefowie kazali strzelać do górników, raniąc trzynastu z nich. Po tym, jak chińskie interesy wywarły presję na ówczesny rząd w Lusace, dyrektor prokuratury nagle umorzył sprawę karną przeciwko szefom. Później setki protestujących górników w Collum uczestniczyło w rozruchach, w czasie których zginął jeden z chińskich szefów, a dwóch innych nadzorców zostało rannych. To nie są pojedyncze przypadki.
„Nowy Jedwabny Szlak”
Pierwszy potwierdzony projekt AIIB jest powiązany ze strategicznymi interesami Chin. Ma sfinansować trzy projekty „Jeden pas, jedna droga”: finansowanie budowy kluczowych dróg w Pakistanie, Tadżykistanie i Kazachstanie. Za pośrednictwem AIIB i chińskich banków państwowych Chiny planują początkowo wydać 46 miliardów dolarów na inwestycje w drogi i kluczowy port w Gwadarze. Projekt nosi nazwę Korytarz Gospodarczy Chiny-Pakistan, a Chinom udało się przekonać państwo pakistańskie do zapewnienia bezpieczeństwa dla tego projektu; 10 000 pakistańskich żołnierzy ma strzec placu budowy przed „terrorystami” i tysiącami chłopów, którzy zostaną eksmitowani ze swojej ziemi.
Financial Times (12.10.15) poinformował, że projekt Jedwabnego Szlaku jest największym aktem dyplomacji ekonomicznej od czasu planu Marshalla zapoczątkowanego przez Amerykę po II wojnie światowej i aby go sfinansować, chińskie banki państwowe mają otrzymać zastrzyk kapitału z rezerw walutowych w wysokości 60 mld USD. Sięga on aż do Nigerii i Zimbabwe, które mają otrzymać 5 miliardów dolarów inwestycji na koleje potrzebne do zintegrowania się z tym „Jednym pasem, jedną drogą”.
To chyba najwyraźniejszy przykład ekspansywnych aspiracji Chin. Największym partnerem handlowym Chin poza Azją jest UE. Chiny zdecydowały, że w ich strategicznym interesie leży rozwijanie szlaków handlowych wzdłuż szlaku lądowego na Bliski Wschód i Europę. To łączyłoby ze sobą kraje zamieszkałe przez około trzy miliardy ludzi. Projekt Jedwabnego Szlaku jako całość ma kosztować bilion dolarów.
Korytarz Gospodarczy Chiny-Pakistan, według jego planistów, to megaprojekt, którego celem jest połączenie portu Gwadar w południowo-zachodnim Pakistanie z autonomicznym regionem Chin, Xinjiangiem, jako rozszerzenie chińskiej inicjatywy Jedwabnego Szlaku. Ma to przynieść korzyści Pakistanowi w zakresie transportu, infrastruktury, telekomunikacji i energii. W rzeczywistości jest to plan przekształcenia Pakistanu w chińskiego satelitę.
Chiny odniosą największe korzyści, otwierając szlaki handlowe dla zachodnich Chin i zapewniając im bezpośredni dostęp do bogatego w surowce regionu Bliskiego Wschodu przez Morze Arabskie, z pominięciem dłuższych szlaków logistycznych przez Cieśninę Malakka. Będzie on obejmował budowę autostrad, kolei oraz gazociągów i ropociągów łączących Chiny z Bliskim Wschodem. Obecność Chin w Gwadarze pozwoli również na zwiększenie chińskich wpływów na Oceanie Indyjskim, który jest ważnym szlakiem transportu ropy naftowej między Atlantykiem a Pacyfikiem.
Fakty te wyraźnie pokazują, że projekt ten został zaprojektowany przez chińską elitę, aby służyć geopolitycznym i strategicznym interesom państwa chińskiego. Temu projektowi sprzeciwia się imperializm Stanów Zjednoczonych, a także ważna część nacjonalistów beludżyjskich. Nie przyniesie on korzyści mieszkańcom Gwadaru, którzy żyją i pracują w rozpaczliwych warunkach. Wręcz przeciwnie, są oni pozbawieni swoich praw na tym obszarze. Wśród ludności prowincji Sindh i innych obszarów , przez które ten „korytarz” nie został poprowadzony, panuje również niechęć do chińskiej inwestycji.
Handel Chin z Azją Środkową osiągnął już 50 miliardów dolarów w 2013 r.,, wypierając Rosję jako partnera handlowego numer jeden w regionie (jest to 50-krotny wzrost z 1 miliarda dolarów w 2000 roku). Chiny już podbiły ten region gospodarczo i teraz robią to politycznie. „Financial Times” cytuje czołowego europejskiego ekonomistę, który powiedział, że „[Chiny] są coraz bardziej aktywne we wszystkich sektorach [Azji Środkowej] i po prostu nie widać, aby można było je zastąpić kapitałem zachodnim czy rosyjskim”. Ten sam artykuł mówi dalej:
„W Kazachstanie chińskie firmy są właścicielami od jednej piątej do jednej czwartej produkcji ropy naftowej w kraju – mniej więcej tyle samo, co krajowa firma naftowa. W Turkmenistanie [Chiny pokryły] 61% eksportu w zeszłym roku… wiceminister finansów Tadżykistanu w zeszłym roku powiedział FT, że Pekin zainwestuje w Tadżykistanie 6 miliardów dolarów w ciągu najbliższych trzech lat, co odpowiada dwóm trzecim rocznego PKB kraju.”
Artykuł następnie cytuje klasyczne imperialistyczne oświadczenie Liu Yazhou, generała Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, który nazwał Azję Środkową „bogatym kawałkiem ciasta danym dzisiejszemu narodowi chińskiemu przez niebo”. (Financial Times, 14.10.15.)
Xi Jinping dąży do stworzenia nowego pasa gospodarczego między Chinami a światem poprzez Kazachstan. Główną trudnością Azji Środkowej jest to, że zawsze była to rosyjska strefa wpływów, a Putinowi zależy na odbudowie władzy w Rosji. To po części tłumaczy porozumienie zawarte między Rosją a Chinami, w ramach którego Putin próbował pokonać sankcje nałożone przez Zachód po zajęciu Krymu przez Rosję.
Wydaje się, że Rosja rezygnuje z przywództwa gospodarczego w regionie w zamian za przywództwo wojskowe. Stała się aktywnym członkiem kierowanej przez Chiny Szanghajskiej Organizacji Współpracy, azjatyckiego stowarzyszenia „bezpieczeństwa”, które Putin wydaje się postrzegać jako potencjalną kontynuację Układu Warszawskiego. Rosyjski przemysł zbrojeniowy i sojusz z Chinami postawiłyby go w doskonałej pozycji do odegrania wiodącej roli militarnej w tym nowym „bloku wschodnim”.
Morze Południowochińskie
W regionie nie brakuje środków łatwopalnych, takich jak narodowe napięcia wewnątrz i między krajami. Wietnam, a także Korea Południowa i Tajwan znajdują się obecnie w sytuacji balansowania między USA a Chinami. Z biegiem czasu waga Chin w tym procesie z pewnością będzie tylko rosła.
Te naciski polityczne w Azji grożą destabilizacją regionu. Najbardziej dramatycznym dowodem imperialnych ambicji Chin jest kampania budowania wysp na Morzu Południowochińskim. Wiąże się to z agresywnymi chińskimi roszczeniami „dziewięciopunktowej linii” nad tym morzem. Wyraża to cel Chin, jakim jest odebranie Stanom Zjednoczonym kontroli nad morzami Południowo- i Wschodniochińskim, dając Chinom silną pozycję na świecie.
Siedemdziesiąt do osiemdziesięciu procent dostaw ropy naftowej w Chinach jest importowane przez Cieśninę Malakka, ale marynarka wojenna USA, wraz z jej „koloniami” w Azji Południowo-Wschodniej, posiada nad tym obszarem strategiczną kontrolę. W czasie wojny lub innego kryzysu Chiny mogą w jednej chwili zostać pozbawione ropy i dostępu do swoich rynków eksportowych. W jej strategicznym interesie jest oczywiście znalezienie sposobu na obejście tego problemu poprzez budowę sztucznych wysp na maleńkich skałach i rafach.
Ta polityka, jeśli będzie kontynuowana, doprowadzi do przyłączenia do Chin mórz otaczających wszystkie główne narody Azji Południowo-Wschodniej. Marynarka USA jest najsilniejsza w regionie, ale Chiny prowokują USA, zabierając coraz więcej terenów morskich, a nawet budując nowe wyspy. To testowanie i badanie amerykańskiej determinacji. Ameryka odpowiedziała, wpływając swoją flotą w pobliże tych „wysp”. W odpowiedzi na wielokrotne apele Waszyngtonu o zaprzestanie ich budowy(a także nowej bazy sił powietrznych) na Morzu Południowochińskim Armia Ludowo-Wyzwoleńcza zamówiła nowy statek logistyczny, największy w historii, do zaopatrywania swoich wojsk na odległych wyspach, skałach i rafach, które Chiny kontrolują na spornych wodach.
Admirał Scott Swift z amerykańskiej floty Pacyfiku powiedział, że Chiny mają „zdolność” do obrony swojej suwerenności na tym obszarze, gdzie budują wyspy i pasy startowe na spornych rafach. Mimo to Chińczycy nadal budują nowe wyspy. W 2016 Chiny umieszczą na orbicie swoją drugą stację kosmiczną, Tiangong-2. Poza znaczeniem technologicznym ma to znaczenie militarne. Wszystko to pokazuje narastającą wrogość między Chinami a USA. To nie przypadek, że Obama odwiedził niedawno Japonię i Wietnam, co Chiny słusznie zinterpretowały jako posunięcie skierowane przeciwko sobie.
Władza gospodarcza rodzi władzę polityczną
Lenin mawiał: „im bardziej rozwija się kapitalizm, tym silniej odczuwalny jest niedobór surowców, tym bardziej intensywna jest konkurencja i polowanie na surowce na całym świecie”. Czy nie jest jasne, że Chiny, które dokonały kapitalistycznej restauracji, są zmuszone do realizacji swoich interesów w skali globalnej, to jest do poszukiwania rynków i surowców? I czy nie jest równie jasne, że to poszukiwanie prowadzi do konfliktu nie tylko z sąsiednimi krajami (Wietnamem, Japonią, Tajwanem itp.), ale także z głównym supermocarstwem, Stanami Zjednoczonymi?
Chiński aparat państwowy jest produktem rewolucji chińskiej z 1949 roku. To silne, dobrze zorganizowane państwo, było w stanie dobrze wspierać i chronić rozwijającą się klasę kapitalistyczną w okresie, gdy było wolne od wpływów imperialistycznych. Przez kilka dziesięcioleci chińskie państwo kierowało tworzeniem ogromnych monopoli, zarówno państwowych, jak i prywatnych, oraz ogromnej akumulacji kapitału. Cała historia pokazuje, że akumulacja władzy ekonomicznej musi na pewnym etapie oznaczać wzrost znaczenia władzy politycznej i militarnej. Obecnie kluczowe państwa w regionie – Japonia, Korea Południowa, Wietnam, Tajlandia, Indonezja, Malezja, Tajwan, Filipiny – są amerykańskimi sojusznikami. Rozwijająca się chińska gospodarka uczyniła ten region kluczem do światowego handlu, ale USA są w posiadaniu tego klucza.
Chiny mają dziś nie tylko potężną bazę przemysłową. Mają też potężną armię. A jaki mają cel, gdy budują wyspy na Pacyfiku? Robią to, aby przejąć kontrolę nad bardzo ważnym morzem, po którym transportowana jest jedna trzecia światowego handlu. Amerykanie są wściekli, potępiają to. Ale to nie tylko grożenie palcem. Amerykanie wysyłają swoje okręty wojenne, aby przepływały blisko tych wysp „w obronie wolności żeglugi”. To prowadzi do bardzo bliskiej konfrontacji z Chińczykami. Prawdopodobnie nie doprowadzi to do wojny, ale konflikty są realne i bardzo poważne.
Z wyjątkiem Japonii największym partnerem handlowym wszystkich tych krajów są Chiny, a nie USA. Ta sprzeczność będzie się nasilać w miarę upływu czasu i ktoś będzie musiał ustąpić. Proces ten jest zauważany nawet w Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii, tradycyjnie zagorzałych sojuszników USA. Nowa Zelandia oświadczyła, że nie podpisze umowy handlowej z TPP, jeśli będzie ona miała na celu powstrzymanie i izolację Chin.
Financial Times (12.10.2015) komentuje: „Chociaż niektórzy sąsiedzi z zadowoleniem przyjmą inwestycje, mniej jasne jest, że będą chcieli nadwyżki mocy produkcyjnych Chin. Wiele z nich mierzy się z bezrobociem i nierentownością hut stali lub ma ambicje rozwijania własnego przemysłu, zamiast importowania zagranicznego”. Pojawiły się już tarcia o kontrakty ze Sri Lanką, gdzie nowy rząd nie chce honorować umów zawartych przez poprzedni kabinet.
CRC podsumowuje następująco:
Teoria Lenina, że imperializm jest napędzany przez kapitalistyczne nadwyżki, wydaje się, co dziwne, obowiązywać w jednym z ostatnich (rzekomo) leninowskich krajów na świecie. To nie przypadek, że strategia Jedwabnego Szlaku zbiega się z konsekwencją boomu inwestycyjnego, który pozostawił ogromną nadwyżkę mocy produkcyjnych i potrzebę znalezienia nowych rynków za granicą.
Jeśli nawet stratedzy kapitalizmu są w stanie dostrzec, że Chiny są nową imperialistyczną potęgą, która stanowi rosnące zagrożenie dla Zachodu, to czy z pewnością marksiści powinni widzieć to samo? Lenin wskazał, że międzynarodowa równowaga sił nieustannie się zmienia, a sfery wpływów zmieniają się jak płyty tektoniczne, które leżą pod kontynentami. I tak jak te ostatnie mogą wywoływać trzęsienia ziemi, tak samo walka mocarstw o wpływy może wywoływać wszelkiego rodzaju kryzysy i konflikty.
W 2000 r. Chiny miały 2,5 miliona żołnierzy, zdolnych do powstrzymania potencjalnych agresorów. Ale historia wojen uczy nas, że siły obronne można łatwo przekształcić w armię zdolną do ofensywy. Chiny są obecnie największym ofiarodawcą sił pokojowych i obserwatorów wśród stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Chińskie wojska były wysyłane do Liberii, Kongo, Sudanu, Haiti, a nawet Libanu. Jest to coś w rodzaju ćwiczeń prowadzonych w ramach przygotowania do poważniejszych interwencji wojskowych na obcej ziemi w późniejszym czasie. Chiny niedawno uchwaliły ustawę, która po raz pierwszy zezwala chińskim żołnierzom na stacjonowanie w bazach wojskowych krajów trzecich.
Xi Jinping wyraził wolę rozwoju zdolności chińskiej marynarki wojennej, tak, aby stać się prawdziwą potęgą morską, współmierną do geostrategicznej pozycji Chin. Wymienił różne lokalne konflikty, w jakich brały udział Chiny i odniósł się do powolnej chińskiej taktyki małych zdobyczy na Pacyfiku i terenach przyległych, a ostatecznie przedstawiania krajom faktów dokonanych. Nawiązał do chińskich planów budowy lotniskowców. Chiny wciąż są w tej kwestii daleko w tyle za amerykańską technologią, ale pokazuje to kierunek, w jakim zmierzają.
O poziomie wydatków wojskowych świadczy fakt, że od 17 lat wydatki na obronę w Chinach wzrosły o około 10 proc. rocznie. Rosnąca potęga gospodarcza Chin musi w pewnym momencie znaleźć swój wyraz w kategoriach militarnych. Z tych danych wynika, że Chiny jednoznacznie rozwijają swoją potęgę militarną. Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie wspomina: „[Chiny] wykorzystują centralną pozycję swojej potęgi, aby przekonać inne narody, że rzucanie Chinom wyzwania w kwestiach terytorialnych po prostu nie jest tego warte”. Odnosi się to do państw wokół Pacyfiku, które wahają się między USA i Chinami w zależności od nacisków. Chiny nieustannie badają grunt, aby zobaczyć, jak daleko mogą posunąć się przeciwko amerykańskiej potędze w regionie.
Chińskie dążenie do ekspansji w Azji prowadzi do konfliktu z Wietnamem, Japonią i Filipinami. Budowanie nowych wysp, na których można budować bazy, jest rażącą prowokacją nie tylko dla tych krajów, ale także dla USA. Czy to możliwe, że Chiny budują te bazy wojskowe w interesie imperializmu Stanów Zjednoczonych? Nikt, kto choćby pobieżnie spojrzy na fakty, nie może myśleć w ten sposób.
Czy to znaczy, że możemy spodziewać się wojny między USA a Chinami? Czy jest możliwe, że Chiny mogą przewyższyć potęgę imperializmu Stanów Zjednoczonych, a może nawet zastąpić ją jako dominującą imperialistyczną potęgę na świecie? Nie sądzimy, by było to możliwe. Jasne jest, że Chiny noszą wszystkie znamiona państwa imperialistycznego, jednak ich wzrost ma określone granice. Jeśli perspektywa rozwoju na świecie zakładałaby okres 20 lub 30 lat światowego boomu, wtedy Chiny mogłyby rzucić wyzwanie Stanom Zjednoczonym o dominację na skalę światową.
Chiny rozwijały się w szybkim tempie, ale teraz wydaje się, że proces ten osiągnął swój limit. Wzrost spowalnia, a w przyszłości gospodarka może nawet wejść w recesję. W rzeczywistości spowolnienie Chin grozi wciągnięciem gospodarki światowej w zapaść. Dlatego jest wysoce nieprawdopodobne, aby na gruncie kapitalistycznym imperializm Stanów Zjednoczonych mógł zostać wyparty przez Chiny. Burżuazyjni „eksperci” w przeszłości mówili podobne rzeczy o Japonii, dopóki nie weszła w okres chronicznej stagnacji gospodarczej, która trwała do dziś.
Walka z imperializmem?
Jest rzeczą oczywistą, że musimy walczyć z imperializmem we wszystkich jego formach i przejawach. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że podkreślając ideę, że głównym wrogiem jest imperializm, możemy w krytycznym momencie skapitulować przed burżuazją narodową we własnym kraju. Weźmy jeden bardzo jasny przykład.
Wojna o Falklandy była wojskową operacją zapoczątkowaną przez zagrożoną obaleniem argentyńską juntę, aby odwrócić uwagę mas. Paradoksalnie argentyńskich generałów ośmielił fakt, że lord Carrington (minister spraw zagranicznych Thatcher) potajemnie negocjował przekazanie spornych wysp Argentynie. Powinniśmy dodać, że do tej pory argentyńscy dyktatorzy utrzymywali doskonałe stosunki z Thatcher i brytyjskim imperializmem. Gdyby Galtieri miał więcej czasu, mógłby bez walki zdobyć wyspy. Nie było to jednak możliwe.
Ruch mas w kierunku rewolucji zmusił Galtieriego do rozpoczęcia inwazji. Thatcher nie mogła zaakceptować upokorzenia w postaci klęski militarnej, więc wysłała grupę zadaniową, aby odzyskać wyspy. Jakie stanowisko powinni zająć marksiści? Stanowisko brytyjskich marksistów polegało na przeciwstawianiu się wojnie, którą po obu stronach uważaliśmy za wojnę reakcyjną.
Reakcyjna i imperialistyczna natura polityki Thatcher jest oczywista, chociaż próbowano ukryć się za mitem obrony mieszkańców wysp przed argentyńskim reżimem faszystowskim (którego pani premier nigdy wcześniej nie zauważyła!). Ale również z drugiej strony też nie było choćby cząsteczki progresywnej treści. Reakcyjna junta wykorzystywała i nadużywała antyimperialistyczne nastroje mas, aby siać zamęt i odwracać uwagę od zbrodni reżimu, machając przy tym flagą patriotyzmu. Przez jakiś czas ta metoda odnosiła spodziewane skutki.
Jakie było stanowisko argentyńskich grup twierdzących, że są trockistami? Te ugrupowania ślepo wspierały rząd i jego eskapadę, porzucając wszelkie pretensje do pozycji rewolucyjnej czy klasowej. Jeden z czołowych „trockistów” miał nawet zaoferować swoje usługi juncie w jej tak zwanej wojnie z imperializmem. To była zdrada najbardziej elementarnych zasad socjalizmu. Reakcyjne podejście uzasadniano fałszywymi przesłankami o „biednym, uciśnionym narodzie”, który rzekomo „walczył z imperializmem”.
W rzeczywistości junta nie miała zamiaru prowadzić poważnej walki przeciwko brytyjskiemu imperializmowi, podobnie jak Thatcher nie walczyła o prawa ludności Malwinów. Pierwszym aktem wojny przeciwko imperializmowi byłoby wywłaszczenie własności imperialistów w Argentynie. Bez tego Argentyńczycy walczyli z jedną ręką związaną za plecami. Rezultatem była upokarzająca porażka, która otworzyła drogę do rewolucji w Argentynie.
„Wróg jest w domu” – takie było hasło Lenina. Nigdy nie marzył o podkreślaniu zależności caratu od obcego imperializmu, ale zawsze podkreślał, że rosyjscy robotnicy muszą walczyć przeciwko własnej burżuazji. Kiedy w 1904 roku Japonia najechała Rosję, czy Lenin krzyczał: „Precz z japońskim imperializmem?” Oczywiście, że nie. Wykorzystał kryzys, aby wezwać do obalenia rosyjskiego caratu. Jaka była postawa Lenina podczas I wojny światowej? „Niemieccy imperialiści są naszym wrogiem” – mówił – Ale naszym obowiązkiem jest obalenie naszej własnej klasy rządzącej. Niech niemieccy robotnicy zajmą się cesarzem!
W odniesieniu do Chin niektórzy wysunęli hasło „Precz z imperializmem”, ale obalenie chińskiej klasy rządzącej jest zadaniem chińskich robotników. Zamiast tego hasło „Precz z imperializmem” zachęca chińskich robotników do połączenia sił z własną burżuazją narodową, aby walczyć z zagranicznymi kapitalistami. To nie ma sensu, a jeśli tak, to ma sens w zupełnie przeciwnym kierunku. Jeśli chodzi o Rosję, hasło „Precz z imperializmem” jest jeszcze bardziej chybione. Władimir Putin byłby zachwycony tym hasłem, gdyż jest trwale zaangażowany w walkę z amerykańskim imperializmem. Ale to jest walka między jednym reakcyjnym imperialistycznym gangiem a drugim. Po obu stronach nie ma nic postępowego.
W rzeczywistości problem, przed którym stoją rosyjscy marksiści, jest niezwykle trudny. Scena polityczna w Rosji w tym momencie jest ostro spolaryzowana, nie na liniach klasowych, ale na liniach nacjonalistycznych. Z jednej strony prozachodni liberałowie burżuazyjni popierają reakcyjny reżim kijowski przeciwko Putinowi. Z drugiej strony wiele osób popiera Putina przeciwko gangsterom i faszystom w Kijowie.
Kogo powinniśmy wspierać? Problem polega na tym, że wielu robotników zostało oszukanych przez antyimperialistyczną demagogię Putina. Czy zatem powinniśmy przyłączyć się do chóru generalnego, podnosząc okrzyk bojowy: „Precz z imperializmem”? To bardzo by pasowało Putinowi i bez wątpienia zyskałoby aplauz rosyjskich nacjonalistów, stalinowców i innych reakcjonistów. Ale to całkowicie unicestwiłoby naszą renomę silnego ruchu marksistowskiego. Oczywiście nie możemy poprzeć tak zwanych rosyjskich liberalnych demokratów, którzy w praktyce bronią interesów amerykańskiego imperializmu i kapitału międzynarodowego. Ale nie możemy też wspierać Rosji Putina, która nie jest ani biedna, ani zależna, ale jest imperialistyczną potęgą motywowaną czysto egoistycznymi i cynicznymi celami.
Masy w Rosji nienawidzą imperializmu. Ta nienawiść ma progresywną treść, tak jak nienawiść argentyńskich mas do imperializmu. Ale tak jak argentyńska junta wykorzystywała tę nienawiść do celów reakcyjnych, tak Putin wykorzystał ją, by odwrócić uwagę robotników od ich prawdziwego wroga – rosyjskich bankierów i kapitalistów. Nasz slogan w Rosji (i w Chinach) to nie „precz z imperializmem” – hasło, które w tych przypadkach jest pozbawione prawdziwej treści – ale „precz z oligarchią! Cała władza dla klasy robotniczej!”
Oczywiście musimy wypracować odpowiednie postulaty przejściowe, w tym postulaty demokratyczne, które pomogą nam dotrzeć do pracowników i młodzieży. Ale w ostatecznym rozrachunku jedynym rozwiązaniem jest rewolucja socjalistyczna. Kapitalizm przestał być postępowy dawno temu. Przetrwanie kapitalizmu szykuje katastrofę dla ludzkości, a ludzkość mogłaby rozwijać się znacznie szybciej. W ciągu ostatnich 100 lat ludzkość zapłaciła wysoką cenę: dwie wielkie wojny światowe, które toczono o ponowny podział władzy w skali globu. Ta perspektywa nie jest już na porządku dziennym, ale istnieją ciągłe „małe wojny”, w których codziennie dokonuje się rzezi tysięcy ludzi.
Przynajmniej pięć milionów ludzi zginęło w samym Kongo. Syria pogrążyła się w niekończącym się koszmarze. Miliony osób zostało wypędzonych ze swoich domów i biją gołymi pięściami w mury wzniesione przez „cywilizowaną” imperialistyczną Europę, która nie ma zamiaru ich wpuścić. Lenin miał rację mówiąc, że kapitalizm jest horrorem bez końca. Kapitalizm jest systemem, który osiągnął swoje granice i musi zostać obalony. Siły międzynarodowego marksizmu muszą wzrastać i podejmować się do zadań stawianych przez historię.
Londyn, 9 czerwca 2016 r.
Tekst oryginalny: https://www.marxist.com/imperialism-today-and-the-character-of-russia-and-china.htm
Tłumaczenie: Arkadiusz Romski