Postmodernizm jest amorficzną szkołą filozoficzną, która zyskała na popularności w okresie powojennym. Początkowo jako marginalny nurt, z czasem urósł do rangi jednej z dominujących szkół filozofii burżuazyjnej, przenikającej do dużej części, jeśli nie do większości dzisiejszego środowiska akademickiego. Poniżej publikujemy artykuł Daniela Morley’a i Hamida Alizadeha, pierwszy z serii artykułów, które z marksistowskiej perspektywy będą analizować różne aspekty postmodernizmu.
Zabawa w chowanego z prawdą
Historia filozofii zna szeroki wachlarz szkół, podszkół i nurtów obejmujących różnorodne światopoglądy i zasady. W obrębie tych niezliczonych tendencji, wśród których jedne były racjonalne i materialistyczne, a inne idealistyczne i szalenie mistyczne, zgadzano się przynajmniej co do tego, że cechą charakterystyczną wszelkiej teorii jest konsekwencja, precyzja i dbałość o szczegóły. W jakikolwiek sposób filozofia by się nie wyrażała, w ostateczności była ona walką o prawdę i nawet najbardziej reakcyjni filozofowie musieli to przyznać. Ludzie tacy, jak Augustyn z Hippony, którego teoria boskiej iluminacji stanowiła ideologiczny kręgosłup średniowiecznej reakcji w Wiekach Ciemnych, przynajmniej próbowali przedstawiać swoje argumenty jako spójne i rozsądne.
Jakże zmieniły się czasy. W okresie schyłku kapitalizmu również filozofia przeszła proces regresji. Najjaskrawszym przejawem tej tendencji jest postmodernizm. Przez ostatnie pół wieku lub dłużej nurt ten rozprzestrzeniał się niczym wirus po całym świecie, przenosząc się z kraju do kraju, nieustannie mutując w nowe i coraz to bardziej dziwaczne warianty. Wytworzył on pomniejsze tendencje, takie jak postkolonializm, teoria queer, kilka odłamów feminizmu oraz wiele innych idei, które w bardziej lub mniej jawnych formach dominują w dzisiejszych naukach społecznych i środowisku akademickim.
W dziedzinie filozofii postmodernizmu na największe umysły w historii patrzy się z pogardą i bezceremonialnie odrzuca. Potępia się rozum, a irracjonalność i nierozumność podnosi się do rangi naczelnej zasady. Teoretyczna uczciwość i dążenie do prawdy toną w niekończących się zastrzeżeniach, dwuznacznościach i niezrozumiałym języku. Poniższy cytat jest doskonałym przykładem na to:
Ważniejszy niż polityczna lewicowość, bliższy zbiegu intensywności: rozległy ruch podziemny, chwiejny, w gruncie rzeczy bardziej rozedrgany, z którego powodu prawo wartości ulega dezintegracji. Wstrzymanie produkcji, nierekompensowane konfiskaty jako sposoby konsumpcji, odmowa „pracy” (iluzoryczna?), wspólnoty, happeningi, wyzwolenie seksualne, ruchy, okupacje, squotowanie, porwania, produkcja dźwięków, kolorów, bez intencji artystycznych. Oto „ludzie produkcji”, „dzisiejsi mistrzowie”: margines społeczny, malarze eksperymentalni, hippisi i yippies, pasożyty, szaleńcy, wariaci. Jedna godzina ich życia oferuje więcej intensywności i mniej intencji niż 300 tysięcy słów zawodowego filozofa.1
Nie wiemy, czy godzina z życia marginesu społecznego, malarzy eksperymentalnych, hippisów i yippies, pasożytów, szaleńców czy wariatów może zaoferować więcej intensywności niż słowa nieokreślonego „profesjonalnego filozofa”, ale z pewnością nawet z tego krótkiego fragmentu jasno wynika, że zaledwie pięć minut czyjegokolwiek życia jest warte znacznie więcej niż 300 tysięcy słów konkretnego filozofa.
Bez choćby cienia uśmiechu na twarzy, postmoderniści wysuwają najbardziej śmieszne i absurdalne twierdzenia oraz propozycje. Jean Baudrillard, dla przykładu twierdził, że rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie. Aby zilustrować swój punkt widzenia, z widoczną aprobatą parafrazuje (i wyolbrzymia) słowa Eliasa Canettiego:
Po przekroczeniu pewnego precyzyjnego momentu w czasie historia przestaje być prawdziwa. Nie zdając sobie z tego sprawy, cała rasa ludzka nagle porzuciła rzeczywistość. Nic, co wydarzyło się od tamtego czasu, nie jest prawdą, ale nie potrafimy sobie tego uświadomić. Naszym zadaniem i obowiązkiem w tym momencie jest odkrycie tego punktu, tak długo, jak nie uda nam się go uchwycić, będziemy skazani na kontynuowanie naszego obecnego destrukcyjnego kursu. 2
Czytelnik może czuć się uprawniony do zadania pytania: Co to znaczy? Ale odpowiedź na to pytanie została udzielona już wcześniej. Ponieważ rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie, nie ma sensu pytać o jakiekolwiek znaczenie. Jest to metoda, której niewątpliwą zaletą jest to, że z góry wyklucza wszelkie kłopotliwe pytania. Ma to na celu wyciszenie możliwej krytyki i w istocie likwiduje podstawy racjonalnego myślenia w ogóle.
Ta linia argumentacji, która jest nam podawana jako coś świeżego, nie jest – jak każdy inny aspekt postmodernizmu – ani nowa, ani oryginalna. Stanowi jedynie powtórzenie starego argumentu Tertuliana z III wieku, który usprawiedliwiał absurdy chrześcijańskich dogmatów stwierdzeniem Credo quia absurdum est: „Wierzę, bo to absurdalne”.
W istocie to zamiłowanie do absurdu prowadzi nas w samo serce myśli postmodernistycznej, która odrzuca wszelkie racjonalne myślenie. Deleuze i Guattari, często przedstawiani jako „lewe skrzydło” postmodernizmu, wynoszą te absurdy na zupełnie nowy poziom:
…Ludzka istota natury i naturalna istota człowieka stają się jednością w przyrodzie w formie produkcji lub przemysłu, tak jak to się dzieje w życiu człowieka jako gatunku. Przemysł nie jest już wtedy rozpatrywany z zewnętrznego punktu widzenia użyteczności, ale raczej z punktu widzenia jego fundamentalnej tożsamości z naturą jako produkcja człowieka i dokonywana przez człowieka. Nie człowiek jako król stworzenia, ale raczej jako istota, która pozostaje w intymnym kontakcie z głębią życia wszystkich form lub wszystkich rodzajów. Istota, która jest odpowiedzialna nawet za gwiazdy i życie zwierząt, która nieustannie podłącza organ-maszynę do energii-maszyny, drzewo do swojego ciała, pierś do swoich ust, słońce do swojego odbytu: wieczny opiekun maszyn wszechświata. Jest to drugie znaczenie procesu, tak jak używamy określenia: człowiek i natura nie są przeciwieństwem…3
Michel Foucault, bliski przyjaciel Deleuze’a i Guattari’ego pośpieszył, by pochwalić ten nonsens: „Powstała burza z piorunami, która będzie nosić imię Deleuze’a; nowa myśl jest możliwa, myśl jest znowu możliwa”.4
Więc teraz już wiemy! Najwyraźniej nie dało się nawet myśleć, dopóki pan Deleuze nie raczył oświecić nas swoimi mądrościami.
Cała literatura postmodernistyczna przepełniona jest pompatyczną, samozwańczą, prymitywną retoryką, która stanowi przykrywkę dla jej nieprzemyślanych teorii. Jednak myśl Deleuze’a i Guattari’ego w szczególności zasługuje na wyróżnienie. Teraz, po przeczytaniu powyższego fragmentu ich rozważań, cała ludzkość może odetchnąć z ulgą. W końcu wszyscy możemy zacząć myśleć.
Ale tutaj pojawia się problem: O czym tak właściwie mamy myśleć?
Definiowanie tego, co niedefiniowalne
Filozofia, która stawia wobec siebie tak wielkie wymagania, z pewnością jest warta uwagi. Uzbrójmy się zatem w cierpliwość i dołóżmy wszelkich starań, aby uchwycić znaczenie, jakie można w niej odnaleźć. Czym właściwie jest postmodernizm i co się za nim kryje? W momencie postawienia tego pytania od razu zderzamy się z pierwszym problemem. Mówi się, że postmodernizm jest niedefiniowalny. Jest ideą, która z definicji sprzeciwia się definicji. Jest to jak dotąd dosyć mgliste wytłumaczenie.
Termin „postmodernizm” został po raz pierwszy użyty przez Jean-François’a Lyotarda w 1979 roku, który zdefiniował go jako: „upraszczając do skrajności” – „niedowierzanie wobec metanarracji”.5 Słownik Języka Angielskiego Oxford definiuje „metanarracje” jako: „nadrzędna relacja lub interpretacja wydarzeń i okoliczności, która dostarcza wzór lub strukturę dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom.”
Ale chwileczkę! Czyżby definicja samego Lyotarda także nie była… metanarracją? Naturalnie, dokładnie tym jest. Gdy informuje nas, że musimy za wszelką cenę unikać sposobu myślenia, którego on nie aprobuje, czyż nie przedstawia nam ogólnej teorii – „nadrzędnego rachunku interpretacji zdarzeń i okoliczności”? A kiedy mówi nam, że pewnych idei należy się wystrzegać czy nie dostarcza nam jednocześnie „wzoru lub struktury dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom”?
Odpowiedź na oba pytania jest jednoznacznie twierdząca. W związku z tym Lyotard jest oskarżany o albo o zakrawającą o absurd samokrytykę, albo o jawne oszustwo. Mamy więc do czynienia albo z głupcem, albo z łotrem. A może z jednym i drugim. Trudno powiedzieć.
„Brak postępu”?
Postmoderniści są również znani z odrzucenia postępu w historii. Twierdzą, że rozwój nauki i filozofii nie zna pojęcia postępu, istnieją tylko różne sposoby interpretowania świata. Co więcej, jest to świat, który nie odpowiada nawet naszym interpretacjom. Pomimo tego, postmoderniści przedstawiają swoją szkołę myślenia jako jedyną, która może wyjaśnić tę sytuację. Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, to każda idea jest tak samo dobra, jak inna niezależnie od tego, czy pochodzi z umysłu szamana z epoki kamienia łupanego, Arystotelesa, Einsteina czy Marksa. W żadnym momencie rozumienie natury i społeczeństwa przez ludzkość nie posunęło się ani o krok naprzód – w istocie dla postmodernisty nie ma żadnego „na przód”. Nic nie jest postępowe, z wyjątkiem oczywiście postmodernizmu, który dopiero teraz wyłonił się triumfalnie, by zdemaskować ten odwieczny fałsz wiary w postęp!
Co do jednego możemy się zgodzić. Prawdą jest to, że w systemie kapitalistycznym, w okresie jego starczego rozkładu, nie jest możliwy żaden poważny postęp rasy ludzkiej. Ale czy mamy prawo wyciągnąć z tego wniosek, że postęp w ogóle nie istnieje, albo że historia nie doświadczyła czasów, w których zostały uczynione gigantyczne kroki naprzód? Nie, nie mamy prawa robić czegoś takiego. Każdy, kto bada przeszłość, natychmiast dostrzega, że społeczeństwo ludzkie zna okresy wielkiego postępu charakteryzujące się szybkim rozwojem sił wytwórczych, nauki i techniki oraz rozkwitem sztuki i kultury.
W historii pojawiały się także czasy stagnacji, rozkładu, a nawet powrotu do barbarzyństwa. Upadek Cesarstwa Rzymskiego zapoczątkował w Europie trwający setki lat regres, który słusznie określono „wiekami ciemnymi”. Renesans natomiast stanowił punkt zwrotny w rozwoju kultury we wszystkich jej sferach. Sztuka, nauka, literatura: wszystkie przeżyły niezwykłe odrodzenie (dosłowne znaczenie terminu „renesans”). Był to wiek powstania burżuazji, będącej prekursorem nowego, wyższego stadium społeczeństwa, wiek odkryć, które wraz z irracjonalnym obskurantyzmem Kościoła i ogniem inkwizycji wybawiły ludzkość z kajdan feudalizmu.
W późniejszym czasie rewolucyjna burżuazja francuska stworzyła oświecenie, które postmoderniści traktują ze szczególną odrazą właśnie dlatego, że było ono orędownikiem racjonalnej myśli i nauki. Jak sama nazwa wskazuje, postmodernizm zakłada, że modernizm musi być czymś, co jest już skończone, dobiegło końca. Modernizm natomiast to zespół idei, które wyłoniły się z oświecenia. Była to heroiczna epoka kapitalizmu, kiedy burżuazja była jeszcze zdolna do odegrania postępowej roli. Niestety w dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami społecznego, gospodarczego, politycznego i ideologicznego rozkładu. Postęp ludzkości rzeczywiście stanął w miejscu. Siły wytwórcze są sparaliżowane najgłębszym od trzystu lat kryzysem. Kultura pogrąża się w marazmie. Badania naukowe nie wróżą szans na wyzwolenie ludzkości, w zamian za to grożą masowym bezrobociem i katastrofą ekologiczną. Klasa kapitalistów stała się kolosalną przeszkodą dla postępu.
W ramach obecnego systemu perspektywy dla ludzkości są rzeczywiście ponure. Postmoderniści jednak, zamiast dojść do wniosku, że to kapitalizm hamuje postęp, uważają, że sam postęp jest wykluczony, ponieważ nigdy tak naprawdę nie istniał. Klasa rządząca i jej drobnomieszczańscy poplecznicy na uniwersytetach są przesiąknięci duchem pesymizmu. Jęczą o zatrważającym stanie społeczeństwa, ale odrzucając naukę, racjonalną myśl i postęp w ogóle, odzwierciedlają jedynie poglądy zdegenerowanej i podupadłej klasy decydentów politycznych.
Nieuczciwość
Joseph Dietzgen powiedział kiedyś, że oficjalna filozofia nie jest nauką, lecz „zabezpieczeniem przed socjalizmem” – a przez socjalizm Dietzgen rozumiał rewolucyjny ruch klasy robotniczej. Zadaniem wiodących aktualnie idei jest zasypywanie przepaści między interesami mas a status quo kapitalizmu. Jest to podstawą sztuczek, fałszerstw, przekłamań i skrajnej nieuczciwości, które charakteryzują filozofię burżuazyjną w ogóle, a postmodernizm w szczególności. Jedną z takich sztuczek jest ciągłe wygłaszanie sprzecznych oświadczeń dla niepoznaki. W wywiadzie z 1977 roku opublikowanym pod tytułem „więzienna rozmowa”, Foucault został skonfrontowany z niezręcznie wręcz prostym pytaniem dotyczącym odrzucenia przez niego koncepcji „postępu”. Oto fragment tej rozmowy:
W Pańskiej książce „Madness and Civilisation” natknąłem się na zdanie, w którym mówi Pan, że musimy „uwolnić historyczne chronologie i sukcesywne porządki od wszelkich form progresywnej perspektywy”.
Foucault odpowiedział w następujący sposób:
Jest to rzecz, którą zawdzięczam historykom nauki. Przyjmuję metodyczną ostrożność i radykalny, lecz nieagresywny sceptycyzm, który sprawia, że zasadą jest nieuznawanie punktu w czasie, w którym się znajdujemy, za wynik postępu teleologicznego, którego historyczna rekonstrukcja byłaby naszym zadaniem: ten sceptycyzm wobec nas samych i tego, czym jesteśmy, naszego tu i teraz, który nie pozwala zakładać, że to co mamy jest lepsze, niż to co było w przeszłości. Nie oznacza to, że nie należy podejmować prób rekonstrukcji procesów generatywnych, ale że należy robić to bez narzucania im pozytywności czy waloryzacji.”
Jeśli zadamy sobie trud, by przeniknąć do niejasnego świata foucaultowskiego języka, zobaczymy, że jego odrzucenie nałożenia „waloryzacji” na „procesy generatywne” historii jest niczym innym jak odrzuceniem postępu. W akcie cynicznego oszustwa wywleka termin „teleologiczny”, aby zagmatwać sprawę.
Każdy, kto posiada nawet najmniejszą wiedzę na temat filozofii, wie, że istnieje ogromna różnica między teleologią – słowem o konotacji religijnej, oznaczającym z góry ustalony cel, którego Marks nigdy nie popierał – a ideą, że historia ludzkości nie jest serią bezsensownych wypadków, lecz rządzą nią pewne prawa, które obowiązują niezależnie od subiektywnej woli poszczególnych ludzi.
Prowadzący wywiad, nie dając łatwo zbić się z tropu, zadał Foucaultowi jeszcze jedno pytanie: „mimo tego, że nauka od dawna podziela postulat postępu człowieka?”
Foucault odpowiedział zatem:
To nie nauka tak mówi, a raczej historia nauki. Nie twierdzę też, że ludzkość nie idzie do przodu. Za błędną natomiast uważam taką metodę stawiana problemów: „jak to się stało, że się rozwinęliśmy?” Akcent powinien być postawiony na: jak to się dzieje? Oraz to, że coś co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości.
Mamy tutaj do czynienia z klasycznym przypadkiem próby stawienia czoła wobec wszystkich zarzutów jednocześnie. Foucault wyraźnie powiedział (na tyle wyraźnie na ile pozwala na to jego specyficzny język), że zaprzecza historycznemu postępowi po to, aby chwilę później stwierdzić coś zupełnie przeciwnego, mianowicie: iż nie uważa, że „ludzkość nie posuwa się na przód”. Następnie dodaje, że „coś, co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości”. W związku z czym naprawdę nigdy nie miał miejsca żaden postęp. Czy jest to wystarczająco jasne i zrozumiałe?
Jest to bardzo dobry przykład tego, jak postmoderniści lawirują, kręcą, bawiąc się słowami tak, aby ukryć ich znaczenie, zupełnie jak kałamarnica rozsiewa chmurę atramentu, żeby zmylić swoich wrogów. Tak więc jeśli ktokolwiek oskarży Foucaulta o zaprzeczanie postępowi, co jest centralnym punktem większości jego prac, może on zawsze wytłumaczyć się: „o nie, kiedyś zdarzyło mi się coś takiego powiedzieć, ale nie twierdzę wcale, że ludzkość nie idzie do przodu”.
Intelektualna nieuczciwość i tchórzostwo jest istotnym elementem postmodernizmu. W ramach tej szkoły filozoficznej podejmowany jest cały szereg manewrów, mających na celu zmylenie i dezorientację czytelnika oraz odwrócenie uwagi od jej prawdziwie reakcyjnego charakteru. Zdumiewająca jest bezwstydna arogancja i zuchwałość, z jaką to oszustwo jest prezentowane.
Gry Językowe
Ach, czasem udawało mi się uwierzyć w sześć niemożliwych rzeczy jeszcze przed śniadaniem.
Lewis Carrol, Alicja w Krainie Czarów (tłumaczenie własne)
Postmodernizm opiera się na zasadzie, że pojęcia, idee i sam język są subiektywnymi i arbitralnymi „konstruktami”. W związku z tym wszelka myśl konceptualna, w tym także nauka jest również opresyjna. Nie może istnieć obiektywna prawda. Nic nie jest prawdziwe ani wiarygodne. Prawda leży tylko i wyłącznie w indywidualnym doświadczeniu – „przeżytym doświadczeniu” i może mieć jedynie personalny wymiar.
Nie zadowalając się wyrzuceniem na śmietnik wszelkiej racjonalnej myśli i „meta-narracji”, niektórzy postmoderniści posuwają się tak daleko, że informują nas, iż skoro język jest opresyjnym konstruktem, to gramatyka powinna zostać zniesiona, gdyż idąc za ciosem, także jest opresyjna dla ludzkiej wolności. Kiedy już w końcu uwolnimy się z kajdan gramatyki i składni, będziemy mogli wznieść się na wyżyny absolutnej, niczym nieskrępowanej wolności, gdzie będziemy mogli komunikować się ze sobą w zupełnie nowy sposób.
Ale język nie jest konstruktem. Nie został przez nikogo wymyślony. Ewoluował stopniowo, przez bardzo długi okres obejmujący setki tysięcy lat, w rezultacie rozwoju społeczeństwa. Dotyczy to również praw myślenia, które postmoderniści chcieliby zniszczyć. Pytanie, czym chcą je zastąpić. Możemy lubić lub nie reguły gramatyki i składni, czy to w odniesieniu do gramatyki języka oficjalnego nauczanego w szkołach, czy też gramatyki potocznej, takiej jak na przykład ta w gwarach i dialektach. Jednak bez tych reguł mowa staje się całkowicie niezrozumiała, a przynajmniej skrajnie niespójna. Rzecz jasna, postmoderniści mają gotowe rozwiązanie każdego problemu.
Odpowiadając na zarzut o nieinteligencję, Judith Butler, wierna wyznawczyni postmodernizmu, potępia: „naukę reguł rządzących zrozumiałą mową”.7 Według Butler, uczenie się tych reguł jest: „wpojeniem znormalizowanego języka, gdzie ceną za niepodporządkowanie się jest utrata zrozumiałości samej w sobie.” Dalej stwierdza, że „w zdrowym rozsądku nie ma nic radykalnego. Błędem byłoby sądzić, że przyjęta gramatyka jest najlepszym narzędziem do wyrażania radykalnych poglądów, biorąc pod uwagę ograniczenia, jakie nakłada ona na myślenie.”
A więc teraz już wiemy! „Zdrowy rozsądek” nie jest radykalny, ale nonsens już tak. Bazując na tym, Butler wyrusza w podróż w celu stworzenia własnej gramatyki, która w jakiś sposób nie będzie się „narzucać” jej myślom. Po drodze ma zamiar przeżyć wszelkie możliwe przygody, myśląc o rzeczach zupełnie „nie do pomyślenia” dla tych z nas, których ogranicza język zwykłych śmiertelników.
Rodzi się jednak pytanie; w jaki sposób przekaże te niewyobrażalne myśli zwykłym śmiertelnikom, którzy są jeszcze związani ograniczeniami zrozumiałej mowy i którzy nie mają najmniejszego pojęcia, o czym ona mówi? Metoda Butler to czyste wyrafinowanie. Innymi słowy, jest to sztuczka: „moje idee nie są złe i niezrozumiałe; to Ty jesteś na niewystarczająco zaawansowanym poziomie, by je zrozumieć.”
Nie należy jednak posuwać się do stwierdzenia, jakoby postmodernistyczne teksty były niezrozumiałe. Celem zawiłej retoryki jest sprawienie, by idee, które są bardzo stare, głupie i reakcyjne, brzmiały w sposób oryginalny, wyrafinowany, a nawet radykalny. Prawdą jest, że odkrycie znaczenia filozofii postmodernistycznej wymaga odrobinę wysiłku, ale z pewnością nie jest ona bardzo trudna do zrozumienia, gdy zostanie przetłumaczona z „specjalnego języka” na mowę zwykłych zjadaczy chleba.
„Nie ma nic poza tekstem’”
Jacques Derrida, jeden z najbardziej wpływowych postmodernistów, wypowiedział kiedyś słynne zdanie: „nie ma nic poza tekstem”.8 Znaczenie – a tym samym wiedza – nie jest związane z obiektywną rzeczywistością, lecz z samym sobą. Słowa, których używamy, nie są w żaden sposób związane z rzeczami, które mają oznaczać. Według Derridy każde pojedyncze słowo jest definiowane jedynie poprzez swoją relację do innych słów. Tak więc aby cokolwiek zrozumieć, musimy najpierw pojąć kontekst wszystkich słów, i tak dalej. Oczywiście jest to niemożliwe, dlatego ta ulotna rzecz zwana „sensem” będzie na zawsze „odroczona” i nigdy nie zostanie w pełni uchwycona.
Z całą pewnością można stwierdzić, że znaczenia języka Derridy nie da się nigdy w pełni uchwycić, ale to już inna sprawa. To, do czego dąży to podważenie tezy mówiącej o tym, że możemy pojąć obiektywną rzeczywistość jako taką. Innymi słowy, w ostatecznym rozrachunku nie ma żadnej rzeczywistości „poza tekstem”. Owszem, może istnieć słowo określające psa lub kota, ale według Derridy te pojęcia są jedynie abstrakcyjnymi i subiektywnymi wytworami ludzkiego umysłu i nie mają żadnego związku z prawdziwym psem lub kotem, a co za tym idzie, tracą wszelkie znaczenie.
Pomimo tych „głębokich” obserwacji, przez wiele tysięcy lat ludzie używali języka, nie przejmując się prawdami objawionymi, mówiącymi o tym, że pies nie jest tak naprawdę psem, a kot nie jest tak naprawdę kotem, ponieważ język nie jest w stanie zakomunikować nic zrozumiałego.
Filozofia Derridy, daleka od wszechstronnego oglądu rzeczy – jak twierdziłby on sam, ukazuje skrajnie jednostronne rozumienie ludzkiej wiedzy. Jeśli nasze pojęcia nie odzwierciedlają żadnej obiektywnej prawdy i jeśli „znaczenie” może być generowane i „dekonstruowane” przez ludzi według ich kaprysu, to jak mogą oni porozumiewać się, czy to za pomocą tekstu, czy w jakikolwiek inny sposób. Dlaczego Derrida zawraca sobie głowę pisaniem tekstów, skoro nie istnieje żadna obiektywna czy wspólna podstawa języka? Jak możemy w ogóle uznać, że wszyscy doświadczamy tej samej rzeczywistości; o ile taka rzeczywistość istnieje, skoro nie mamy do niej dostępu?
Taka niekonsekwencja nie przeszkadzała jednak Derridzie. Jak właściwe wszyscy postmoderniści dumnie na sztandarach nosi on niekonsekwencję. Jego najsłynniejszy koncept: „dekonstrukcja” to właśnie teza głosząca, że „wolność” polega na rozbijaniu konsekwencji i spójności idei. W ten sposób każda jednostka może konstruować i „dekonstruować” swoją własną rzeczywistość. Dokładnie to samo twierdzi Judith Butler, najbardziej znana postmodernistyczna feministka:
„przyznanie” niezaprzeczalności „płci” lub jej „materialności” jest zawsze przyznaniem słuszności jakiejś wersji „płci” i jakiejś formie „materialności”. Czy dyskurs, w którym i poprzez który następuje to ustępstwo – a tak, to ustępstwo niezmiennie ma miejsce – nie jest sam w sobie formatywny dla samego zjawiska, które konstatuje? […] odnoszenie się bezpośrednio do takiego pozadyskursywnego obiektu zawsze będzie wymagało uprzedniej eliminacji tego, co pozadyskursywne.9
„Dyskurs” jest „formatywny dla samego zjawiska, które konstatuje”. Myślenie tworzy rzeczywistość. Materialna rzeczywistość, nawet płeć biologiczna jest „dyskursywna” i naturalnie może być zmieniana poprzez dyskurs. Z pewnością, jeśli płeć biologiczna jest tylko produktem „dyskursu”, to tak samo jest ze wszystkim innym: zarówno z tobą, jak i ze mną. Czy nie możesz po prostu skonstruować lub „zdekonstruować” mojej albo twojej rzeczywistości? Butler tego nie wyjaśnia.
Teoria ta nie jest ani nowoczesna, ani postmodernistyczna, raczej bardzo stara. Mamy tutaj do czynienia z subiektywnym idealizmem – tendencją, która sięga początków samej filozofii. Głównym założeniem idealizmu subiektywnego jest to, że nie istnieje obiektywna rzeczywistość istniejąca niezależnie od myśli i doznań człowieka.
Forma argumentacji Derridy jest po prostu dosadną kopią koncepcji wysuniętej przez Immanuela Kanta w XVIII wieku mówiącej, że ludzka świadomość nigdy nie może naprawdę poznać rzeczywistości materialnej, czy tego, co nazwał on „rzeczą samą w sobie”. Według Kanta umysł wyposażony jest w szereg kategorii myślowych „a priori” – takich jak przestrzeń, czas, substancja, itp. – które pozwalają nam rozpoznawać świat pozorów. Niestety nasze umysły nie są jednak w stanie poznać rzeczywistości materialnej takiej, jaką ona naprawdę „sama w sobie” jest.
Derrida posuwa się jeszcze dalej niż Kant i wyszydza koncepcje całkowicie. Wszystkie ogólne pojęcia są według niego wytworami ludzkiego umysłu, niemającymi żadnego związku z obiektywną rzeczywistością. Te idee są starsze niż nawet sam Kant. Na początku XVIII wieku biskup George Berkeley wysnuwał te same absurdalne argumenty, aczkolwiek w sposób o wiele bardziej przekonujący:
Jest to rzeczywiście opinia dziwnie panująca wśród ludzi, że domy, góry, rzeki i jednym słowem wszystkie obiekty zmysłowe mają istnienie, naturalne lub rzeczywiste, odrębne od ich postrzegania przez rozum.10
Z tą teorią jest jednak pewien problem, którego nie da się łatwo rozwiązać. Nieuchronną logiką tej argumentacji jest solipsyzm (od łac. solo ipsus, co oznacza – tylko ja sam). Jest to pogląd mówiący o tym, że skoro nie możemy z całą pewnością udowodnić istnienia czegokolwiek lub kogokolwiek poza naszym własnym umysłem, jesteśmy zmuszeni pogodzić się z tym, że jesteśmy jedynie samotnymi więźniami swoich wewnętrznych słów, a wszystko inne musi być wytworem naszej wyobraźni.
Zgodnie z tą ideą, nic nigdy nie może być obiektywne, gdyż nie da się udowodnić istnienia czegokolwiek. Wszystko jest tworem („konstruktem”) myślowym. Oczywiście tysiące lat ludzkich doświadczeń zadają temu kłam. Obala to również historia nauki od co najmniej dwóch i pół tysiąclecia. Ale nie martwi to postmodernistów, którzy standardowo zaprzeczają, że w ogóle miał miejsce postęp.
Biskup Berkeley był reakcjonistą i zagorzałym obrońcą Kościoła. Jego deklarowanym celem było prowadzenie walki z nauką, racjonalną myślą, ateizmem i materializmem doby oświecenia. We wszystkich tych kwestiach z wyjątkiem jednej (ateizm), postmoderniści w pełni się z nim zgadzają. Główna linia jego krytyki była wymierzona w empiryzm, nierozwiniętą formę materializmu, która dominowała w tamtym czasie. Empiryści utrzymywali, że cała wiedza jest ostatecznie osiągana poprzez doświadczenia zmysłowe. Jest to prawda, ale tylko po części. Teza ta została sprowadzona do absurdalnego ekstremum przez szkockiego filozofa Davida Hume’a, który twierdził, że skoro możemy polegać jedynie na doświadczeniu zmysłowym, nie możemy udowodnić, że istnieje cokolwiek poza tym właśnie doświadczeniem.
Jeśli przyjmiemy założenia subiektywnych idealistów, istnieje tylko jeden sposób na wyjście z tego absurdu: droga wskazana przez biskupa Berkeleya. Mianowicie, że to umysł boga nadaje naszym ideom obiektywność, a istotom ludzkim wspólny punkt odniesienia. Jednakże istnieje też inna ścieżka: ścieżka materializmu i nauki. Oprócz założenia, że wszelka wiedza zdobywana jest poprzez badania naukowe, musimy uwzględnić także to, iż obiektywna rzeczywistość materialna istnieje niezależnie od naszych wyobrażeń i doświadczeń oraz że istoty ludzkie są w stanie zbadać tę rzeczywistość i odkryć jej cechy charakterystyczne czy wewnętrzne prawa. To jest właśnie to, co postmodernizm odrzuca.
Czy prawda jest możliwa?
Powszechnie wiadomo, że idea, która jest prawdziwa, odpowiada rzeczywistości. Małe dziecko może uznać, że zabawa ogniem to świetny pomysł. Szybko jednak zweryfikuje ten pogląd. Z bolesnych prób i błędów, z czasem ukształtuje się w nim przekonanie, że podchodząc do niego we właściwy sposób, ogień może być przecież bardzo przydatny, a w niektórych sytuacjach nawet sprawiać przyjemność. Ogień przechodzi od bycia nieznaną „rzeczą samą w sobie” do „rzeczy dla nas”. Taka właśnie jest ścieżka istot ludzkich – od nieświadomości do wiedzy.
Postmoderniści jednak całkowicie odrzucają tezę, że idee mogą być prawdziwe lub fałszywe. Wyśmiewają kategoryczne stwierdzenia (choć nie zawsze, jak będziemy mieli okazję się przekonać), ponieważ sugerowałoby to, że niektóre z nich są bardziej prawdziwe niż inne. Dlatego też faszerują swoje teksty niejasnymi i skrajnie wieloznacznymi stwierdzeniami, które są pełne różnego rodzaju uwarunkowań i długich, sprzecznych wyjaśnień.
Według Foucaulta najbardziej prominentnego postmodernisty, nie możemy dążyć do obiektywnej prawdy, czyli do idei, których treść nie zależy od człowieka. Utrzymuje on, że ostatecznie prawdziwość idei – wiedza, innymi słowy – nie pochodzi z naszego doświadczenia rzeczywistości materialnej, ale raczej z tego, co Foucault nazywa „władzą”. Nie jest to władza w sensie, w jakim zwykle ją rozumiemy, taka jak władza państwowa czy władza jednej klasy nad drugą. „Władza” w słowniku Foucaulta oznacza w zasadzie wiedzę ogólną. W związku z tym „władza” produkuje wiedzę, a wiedza produkuje „władzę”. Czyli tak naprawdę, wiedza produkuje wiedzę. Jest to czysta tautologia, która nie wyjaśnia dokładnie niczego. To ta sama zasada, którą wysunął Derrida, że idee i pojęcia nie odzwierciedlają obiektywnej rzeczywistości, lecz jedynie inne idee i pojęcia.
Foucault uważa, że prawda nie jest czymś, co możemy osiągnąć poprzez testowanie naszych idei w realnym świecie. Zamiast tego „prawda” jest produkowana przez „władzę”. A „reżimy prawdy”11 są narzucane społeczeństwu przez „władzę”. „Władza” mówi nam, co jest prawdą, a co fałszem. Jednak według Foucaulta, w rzeczywistości kategorie prawdy i fałszu nie istnieją. W konsekwencji nic nie jest prawdziwie oraz nic nie jest fałszywe. Jednym ze sposobów, w jaki można to odkryć, jest zażycie LSD:
Łatwo możemy dostrzec, jak LSD odwraca relacje złego humoru, głupoty i myśli: nie prędzej eliminuje supremację kategorii, niż wyrywa grunt jej obojętności i dezintegruje ponurą głupotę; przedstawia tę jednoznaczną i kategoryczną masę nie tylko jako zróżnicowaną, ruchomą, asymetryczną, zdecentralizowaną, spiralną i rozbrzmiewającą, ale powoduje, że w każdej chwili wzrasta ona jako rój fantazmatów-zdarzeń.12
Jeśli spróbujemy przełożyć ten bełkot, to Foucault twierdzi przede wszystkim, iż halucynacje wywołane przez LSD ujawniają, że rzeczywistość nie jest taka, jak myślimy o niej normalnie. Pewnego dnia może mi się wydawać, że słonie to dzikie zwierzęta żyjące w ogrodach zoologicznych i tropikalnych regionach, a następnego dnia mogą to być małe, różowe stworzenia latające wokół mojej głowy. Kto i w jaki sposób ma udowodnić, która z tych idei jest fałszywa, a która prawdziwa?
Nie możemy w ogóle mówić o prawdzie. Istnieje oczywiście jeden wyjątek, jedna rzecz, która jest absolutnie i wiecznie prawdziwa, a są nią ogólnikowe stwierdzenia Foucaulta, takie jak jego odrzucenie pojęcia prawdy. Jest to kolejny przykład sprzeczności postmodernizmu. Filozof nawet nie zdaje sobie sprawy, że próbuje dostarczyć nam dowodu na „prawdziwość” swojej koncepcji. Czyż właśnie to nie miało być niemożliwe?
Czy rzeczywiście możemy stwierdzić, jak to czyni Foucault, że obiektywna prawda jest fikcją? Sprawdźmy. Mogę wierzyć w to, że jestem ptakiem oraz że potrafię latać, ale jeśli wyskoczę z krawędzi klifu, ta idea roztrzaska się wraz ze mną. Mogę wyobrazić sobie, że jestem multimilionerem, ale jeśli pójdę do banku z żądaniem wypłaty miliona funtów, kierownik owego banku z pewnością zapyta mnie, czy jestem pod wpływem narkotyków. Jeśli jakiś postmodernista zechce nam udowodnić, że się mylimy, to zapraszamy go serdecznie do wypróbowania jednego z tych dwóch eksperymentów. Doświadczenie praktyczne wkrótce pokaże nam, kto ma rację, a kto się myli.
W Europie, przez całe średniowiecze, aż do XVIII wieku, powszechnie wierzono, że ziemia została stworzona przez boga kilka tysięcy lat temu. Nauka jednak całkowicie obaliła to przekonanie. Obecnie, ten pogląd istnieje tylko jako element chrześcijaństwa. Odrzucenie obiektywnej prawdy sprowadza się w końcu do zredukowania całej ludzkiej wiedzy do poziomu wiary i przesądów, co w konsekwencji wprowadza nas w bagno zwane religią.
W przeciwieństwie do wiary cała nauka opiera się na twierdzeniu, że świat przyrody istnieje niezależnie od naszych idei oraz że nasze idee są w stanie odzwierciedlić zjawiska naturalne. Prawda istnieje zatem obiektywnie, czyli niezależnie od umysłów poszczególnych istot ludzkich. Zaprzeczanie temu jest tożsame z zaprzeczaniem nauce, co jak zobaczymy, jest dokładnie tym, co czynią postmoderniści.
Wiedza subiektywna i obiektywna
Postmodernizm podnosi subiektywność do rangi zasady absolutnej. Można z tego wywnioskować, że myślenie w ogóle jest ograniczone i cząstkowe, dlatego nie może dotrzeć do obiektywnej prawdy. Dla wąsko myślących akademików świat kończy się na czubku ich własnego nosa albo w najlepszym wypadku na drzwiach sali wykładowej. Profesor uniwersytecki produkuje tylko słowa. Są one sumą jego świata, jego naturalnego środowiska – jedynego środowiska, jakie zna. To wyjaśnia obsesję postmodernistów na punkcie słów i języka. Pomaga to także w zrozumieniu ich skrajnej ciasnoty umysłowej oraz ubóstwa myślowego, które prezentują.
Lecz myślenie wykracza poza „przedmiot”. Wielkie teorie naukowe i filozoficzne nie są jedynie wytworem indywidualnych umysłów; są one najwyższym wyrazem rozwoju myśli ludzkiej w poszczególnych społeczeństwach. Kiedy mówimy o myśli ludzkiej, nie mówimy o meandrach indywidualnego umysłu, ale raczej o myśli człowieka ogólnie, zbiorowo.
Prawdą jest, że każda indywidualna istota ludzka z natury ma częściową i ograniczoną perspektywę, ale jako całość ludzkość może przezwyciężyć ograniczenia jednostki, wspólnie sprawdzając obiektywność każdej wniosku pod wieloma kątami i stosując go w prawdziwym życiu. Myśli w głowie jednostki nie należą tylko do niej samej – wszystkie nasze teorie i język są produktami rozwoju społecznego człowieka, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Relacja między podmiotem a przedmiotem nie jest wyłącznie kwestią abstrakcyjnej kontemplacji. Rodzaj ludzki reaguje na świat aktywnie, a nie pasywnie.
Ludzie przekształcają świat poprzez kolektywną pracę i w ten sposób przekształcają także samych siebie. To właśnie ten nieustanny proces tworzenia znajduje swój najwyższy wyraz w postępie nauki, któremu postmoderniści chcą zaprzeczyć, ale który jest faktem oczywistym. To, czego nie wiemy dziś, z pewnością dowiemy się jutro. W tym sensie myśl ludzka jest nie tylko zdolna do obiektywizmu, lecz także nieograniczona i absolutna. Żadna wiedza nie jest poza jej zasięgiem.
Marks wyjaśnił w swoich „Tezach o Freuerbachu”, że: „Pytanie, czy obiektywna prawda może być przypisana ludzkiemu myśleniu, nie jest pytaniem teoretycznym, lecz praktycznym. Człowiek musi udowodnić prawdę – tzn. realność i moc, jednostronność swojego myślenia w praktyce. Spór o realność lub nierealność myślenia oderwanego od praktyki jest kwestią czysto scholastyczną”.13
Stawianie pytania o to, czy prawda może być obiektywna, czy nie jak to czynią postmoderniści, w oderwaniu od rzeczywistego ludzkiego działania, sprowadza się do pustych spekulacji. Myśl jest wyrazem praktyki i ostatecznie to właśnie w praktyce testuje się idee. Rozwój pomysłów służy doskonaleniu naszej praktyki. W trakcie tego działania obiektywnie prawdziwe elementy wszystkich idei są określane i odsączane od tych nieprawdziwych lub przesadzonych.
Prawda relatywna i absolutna
Czy fakt, że idee mogą być udowodnione jako obiektywnie, prawdziwe oznacza, że posiadają one monopol na prawdę od momentu ich stworzenia, aż po wsze czasy? Oczywiście, że nie. Z materialistycznego punktu widzenia nie ma sensu mówić o osiągnięciu prawdy absolutnej w sensie ostatecznej wiedzy o całości naszego wszechświata. Ludzkość jest w stanie odkryć prawa natury na wszystkich poziomach. Dowodem na to jest ciągły postęp we współczesnej nauce i technice. Pomimo tego, człowiek nigdy nie osiągnie punktu, w którym odkryje wszystko, co jest do odkrycia. Dla każdego problemu, który rozwiązuje nauka i dla każdego elementu przyrody, który opanowuje człowiek, pojawiają się nowe drogi i problemy.
Historia nauki ukazuje nam ten proces w niekończącej się serii teorii, raz wznoszących się, a raz upadających w obliczu tych bardziej zaawansowanych. W tym momencie postmoderniści po raz kolejny wyciągają przesadny i jednowymiarowy wniosek z formalnie poprawnej obserwacji. Twierdzą, że skoro wszystkie teorie na pewnym etapie ulegają obaleniu, to żadna z nich nie jest prawdziwa; wszelka prawda jest względna i arbitralna.
Foucault w swojej książce „Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu” – która rzekomo ma zawierać historyczne rozważania na temat psychiatrii – przedstawia szereg idei i metod, które były stosowane w psychiatrii w przeszłości, lecz z biegiem czasu okazały się fałszywe. Faktycznie, gdyby metody te były wykorzystywane przez współczesnych psychiatrów, mogłyby być uznane za skrajnie reakcyjne. Bazując na tych wnioskach, usiłuje on podważyć roszczenia nauki do obiektywnej prawdy w ogóle.
Jest to ogólna tendencja we wszystkich „historiach” Foucaulta. Wygląda to tak, jakby oczekiwał, że nauka będzie Świętym Graalem absolutnej, wiecznej prawdy i będąc rozczarowanym tym, co zastał, doszedł do wniosku, że trzeba odrzucić całą naukę oraz pojęcie prawdy. Stawia chochoła, a następnie bez trudu sam go obala. Jednak nauka nigdy nie polegała na posiadaniu prawdy absolutnej. Stawia sobie natomiast o wiele skromniejszy cel: odkrywanie prawdy krok po kroku, poprzez cierpliwe stosowanie prawdziwej metody naukowej: obserwacji i eksperymentu.
Postmoderniści z pogardą spoglądają na naukę z poprzednich epok. Oczywiście łatwo jest krytykować mniej zaawansowany społecznie i technologicznie okres dziejów ze współczesnego punktu widzenia. Ujawnia to ignorancką i tchórzliwą postawę niczym dorosły wyśmiewający dziecko za to, że nie mówi ono w ten sam wyrafinowany i pewny sposób, co on. Idee różnych etapów w historii nie są dziełem przypadku. Odzwierciedlają one możliwości społeczeństwa w danym momencie, a więc są absolutne dla tego okresu. To oznacza, że są najwyższymi prawdami, jakie ludzkość była w stanie osiągnąć w tym czasie.
Poszczególne prawdy odkrywane przez dane społeczeństwo nie są uzyskiwane w sposób arbitralny. Nie jest możliwe, aby Newton opracował mechanikę kwantową. Newtonowska mechanika stanowiła niezbędne ogniwo, które w późniejszym czasie doprowadziło do odkrycia mechaniki kwantowej. Ostatecznie myśl – z myślą naukową jako jej najwyższym wyrazem – odzwierciedla poziom rozwoju społeczeństwa danych czasów. Rozwija ona także społeczeństwo jako całość, tak że w pewnym momencie sam rozwój prowadzi do powstania nowych, bardziej złożonych i zaawansowanych myśli. Jest to niekończący się proces, prowadzący od ignorancji do wiedzy; od niższych do wyższych form prawdy.
Nie oznacza to, że stare idee są odrzucane jako nonsens. Wręcz przeciwnie, ich racjonalne jądro staje się elementem koniecznym dla dalszego rozwoju nauki. Rozwój mechaniki newtonowskiej był wielkim osiągnięciem ludzkości. Był to jeden z pierwszych wielkich postępów zapoczątkowanych przez powstanie kapitalizmu i odegrał ważną rolę w rozwoju nauki i społeczeństwa jako całości. Nauka nie skończyła się jednak na tym odkryciu: po mechanice klasycznej przyszła mechanika kwantowa. Mechanika kwantowa nie unieważniła mechaniki klasycznej, wręcz przeciwnie, zakładano, że tak samo mechanika kwantowa będzie podstawą dla jeszcze większych postępów nauki w przyszłości i przygotuje grunt pod wyjście poza samą mechanikę kwantową. Pozostałaby ona ważna na pewnym poziomie, ale poza nią pojawią się inne, bardziej zaawansowane teorie.
W przeciwieństwie do tego, co wyobrażają sobie postmoderniści, historia myśli naukowej nie jest niefortunną pogonią za jakąś nieuchwytną prawdą ostateczną, skakaniem od jednej przypadkowej teorii do drugiej. Jest to niekończący się proces coraz głębszego zrozumienia natury i praw nią rządzących. Poprzez niezliczone próby i błędy, każda teoria jest ostatecznie testowana, jej przypadkowe, subiektywne i nieprawdziwe elementy są odsiewane, jej granice określane, a jej prawdziwe jądro umieszczane na stosie ludzkiej wiedzy, przygotowując drogę dla nowych, bardziej zaawansowanych idei, które zajmą jej miejsce.
Żadna teoria nie jest odizolowana od pozostałych i diametralnie im przeciwstawna. Wszystkie pochodzą raczej z różnych etapów dialektycznego rozwoju wiedzy – nieskończonego postępu, od niższych do wyższych form prawdy.
„Metanarracje”
Ponieważ postmoderniści odrzucają pojęcie prawdy, za wroga numer jeden uznają tych, którzy tę prawdę akceptują. Wróćmy na chwilę do „The Postmodern Condition”, gdzie Jean-Francois Lyotard próbuje zdefiniować znaczenie słowa „postmodernizm”:
Będę używał terminu „nowoczesna” dla określenia każdej nauki, która legitymizuje się poprzez odwołanie do metadyskursu tego rodzaju, wyraźnie odwołującego się do jakiejś wielkiej narracji, takiej jak dialektyka ducha, hermeneutyka znaczenia, emancypacja racjonalnego lub pracującego podmiotu czy tworzenie bogactwa. Ekstremalnie upraszczając, definiuje postmodernizm jako niewiarę w metanarracje. To niedowierzanie jest niewątpliwie produktem postępu w nauce, ten postęp z kolei je zakłada. Zanikaniu metanarracyjnego aparatu legitymizacji odpowiada przede wszystkim kryzys filozofii metafizycznej i funkcji uniwersyteckiej, która częściowo na nim polegała. Funkcja narracyjna traci swoje funktory, swojego wielkiego bohatera, swoje wielkie podróże, swój wielki cel.14
Mamy tutaj absolutnie bezcenny przykład niezrozumiałego żargonu postmodernizmu. Proszę pamiętać, iż dla naszego dobra Lyotard „ekstremalnie upraszcza”. To dobrze, bo w przeciwnym razie ryzykowalibyśmy, że nie zrozumiemy tego, co chce powiedzieć, a mianowicie, że postmodernizm odrzuca wszystkie szkoły myślenia, które próbują wypracować jeden, spójny światopogląd.
Odrzucenie spójnego światopoglądu wynika logicznie z odrzucenia istnienia niezależnej od umysłu obiektywnej rzeczywistości. Jeśli zaprzeczymy, że obiektywna rzeczywistość, a więc i obiektywna prawda, istnieje niezależnie od naszych umysłów, to nie może być żadnych teorii, które miałyby uniwersalne zastosowanie. Wówczas każdy człowiek tworzyłby własne teorie, które miałyby zastosowanie tylko w jego konkretnej rzeczywistości. W takim przypadku „metanarracje” sprowadzałyby się w istocie do formalizmu i schematyzmu narzucania praw mojego świata twojemu światu i na odwrót. Największymi sprawcami tej zbrodni byliby jednak postmoderniści.
Odrzucenie metanarracji jest samo w sobie najprymitywniejszą i najszerzej zakrojoną z możliwych metanarracji i jest nam to przedstawiane bez żadnego dowodu czy argumentu. To, czego się od nas wymaga, to przyjęcie ich na ślepą wiarę. Postmodernizm jest jedyną prawdziwą metanarracją. Wszystkie inne są błędne, ponieważ tak mówi postmodernizm. To jest właśnie ten rodzaj intelektualnego zastraszania i „opresji”, przeciwko któremu postmoderniści tak gwałtownie protestują. Jest to także podstawą ich histerycznych ataków na każdego, kto zgłasza sprzeciw wobec tego, co głoszą. Nie różni się to niczym od bronienia dogmatów religijnych.
Marksiści są krytykowani przez postmodernistów za dogmatyzm i sprzeciw wobec włączania innych idei do teorii marksistowskiej. Niektórym osobom może wydawać się to dobrym pomysłem. Dlaczego trzymać się kurczowo jednej filozofii, skoro można wybierać spośród najlepszych idei, niezależnie od tego, który filozof czy szkoła filozoficzna je opracowała? O to właśnie chodzi. Postmoderniści nie twierdzą, że powinniśmy wybierać najlepsze idee. W końcu nie ma ani dobrych, ani złych idei. Nie jest to kwestia wyboru idei, które są poprawne, ale kwestia upierania się, że są one niespójne. Po raz pierwszy w historii filozofii „nędzny rosół eklektyzmu”, jak nazwał go Engels, został podniesiony do rangi naczelnej zasady szkoły myśli.
Postmoderniści obwiniają marksistów o to, że nie są „otwarci” na inne filozofie. W rzeczywistości jest natomiast dokładnie odwrotnie. To oni mają obsesję na punkcie wysnuwania nowych i oryginalnych teorii (choć to dalekie od prawdy). Zachowują się tak, jakby historia zaczynała i kończyła się na nich samych. Z kolei, marksizm nie rości sobie pretensji do wyróżniania się jako coś zupełnie niezwiązanego z wcześniejszą filozofią. Nie uważamy, że idee socjalizmu naukowego zrodziły się wyłącznie dzięki szczególnemu geniuszowi twórczemu Karola Marksa i Fryderyka Engelsa.
Marksizm jest syntezą racjonalnego jądra wszystkich wcześniejszych filozofii, z których każda opiera się na dorobku poprzednich epok. Tworzy jednolitą i harmonijną całość. Zawiera w sobie wszystkie najcenniejsze i najtrwalsze elementy szkół filozoficznych, które istniały przed nim – starożytnej filozofii greckiej, niemieckiej filozofii klasycznej, francuskich materialistów czasów oświecenia, angielskiej ekonomii politycznej i błyskotliwych antycypacji wcześniejszych socjalistów utopijnych. Każda z tych filozofii, w ten czy inny sposób, zawierała cenne prawdy i spostrzeżenia, naświetlając różne oblicza i aspekty tej samej, obiektywnej rzeczywistości.
W całej historii rozwoju nauki i myśli na przestrzeni tysięcy lat, obraz, który się wyłonił i który z każdym dniem staje się coraz to bardziej wyraźny, to obraz jednego, pojedynczego, wzajemnie połączonego świata materialnego, który działa według własnych, nieodłącznych praw ruchu i rozwoju. Jest to podstawa jednolitego światopoglądu marksizmu i każdej prawdziwej teorii naukowej. Systematyczne badanie tych praw jest na różnych poziomach podstawowym celem każdej nauki. Wszystko to jest anatemą dla postmodernistów, którzy sprzeciwiają się wszelkim formom usystematyzowanego myślenia.
„Antynauka”
Przeciwstawiając się metanarracjom, postmoderniści sprzeciwiają się systematycznym badaniom i nauce. Spójrzmy, jak Foucault szyderczo potępia „tyranię globalizujących się dyskursów wraz z ich hierarchią i wszystkimi przywilejami teoretycznej awangardy”15 i jak wzywa do „walki z przymusem teoretycznego, jednolitego i formalnego naukowego dyskursu”16. W rzeczywistości Foucault określa swoją główną metodę „genealogię” jako „antynaukę”:
To, co [genealogia] tak naprawdę robi, to zaspokajanie roszczeń do uwagi lokalnej, zdyskwalifikowanej, nieuprawnionej wiedzy wobec roszczeń jednolitego korpusu teorii, który by je przefiltrował, zhierarchizował i uporządkował w imię jakiejś prawdziwej wiedzy i arbitralnej idei tego, co stanowi naukę i jej przedmiot. Genealogia nie jest zatem powrotem do bardziej starannej czy dokładnej formy nauki. Jest ona w istocie antynauką.17
Czymże są te słowa, jeśli nie wypowiedzeniem wojny nauce i racjonalnej myśli oraz obroną obskurantyzmu? Co gorsza, te reakcyjne idee są promowane jako najbardziej radykalna forma myślenia. Luce Irigaray jest na przykład godna uwagi ze względu na odrzucenie teorii względności Einsteina z powodu jej rzekomego „seksistowskiego” charakteru, który wynika przypuszczalnie z tego, że Albert Einstein miał nieszczęście być mężczyzną. Jej 1987 esej nosił tytuł „Czy przedmiot nauki ma płeć?” Zastanawiając się nad odpowiedzią na to pytanie, napisała:
Być może jest. Postawmy hipotezę, że jest tak o tyle, o ile uprzywilejowuje prędkość, która jest nam niezbędna. Tym, co wydaje się wskazywać na możliwą płciową naturę równania, nie jest bezpośrednio jego wykorzystanie przez broń jądrową, a raczej uprzywilejowanie tego, co idzie szybciej. 18
Gdzie indziej Irigaray kontynuuje swoją diatrybę przeciwko nieszczęsnemu Einsteinowi:
Ale cóż nam daje potężna teoria względności poza zakładaniem elektrowni atomowych i kwestionowaniem naszej cielesnej bezwładności, tego niezbędnego warunku życia?19
Zgodnie z zagmatwanym rozumowaniem Irigaray, prędkość jest w głównej mierze cechą męską, więc „fiksacja” Einsteina na punkcie prędkości w jego równaniu jest „seksistowska”. Dlaczego mężczyźni mieliby mieć większą obsesję na punkcie prędkości niż kobiety, to już jest tajemnicą, którą tylko Irigaray może wyjaśnić. O ile nam wiadomo, mężczyźnie byłoby równie trudno osiągnąć prędkość światła, jak kobiecie.
W tym miejscu irracjonalna, antynaukowa natura postmodernizmu została obnażona w całej okazałości. Teoria względności, jedna z kamieni węgielnych współczesnej nauki jest piętnowana jako „seksistowska”, wyłącznie dlatego, że jej autor był mężczyzną.
Za pozornie niewinnym odrzuceniem „metanarracji” i „globalizujących dyskursów”, opakowanym w radykalnie brzmiącą retorykę, postmodernizm ustanowił prawdziwą globalną antynaukową i antykulturową inkwizycję. Promuje „lokalne, nieciągłe, zdyskwalifikowane, bezprawne poznanie” – czyli mistyczne idee, które zalegają na śmietniku historii filozofii – podczas gdy największe teorie i umysły, jakie ludzkość kiedykolwiek znała, potępia bez mrugnięcia okiem. Gdyby te pomysły miałyby być kiedykolwiek wdrożone w życie, oznaczałoby to zupełny odwrót od cywilizacji.
Antymarksizm
O ile postmodernizm stanowi najwyższy przejaw irracjonalizmu, o tyle marksizm jest najwyższą formą myśli naukowej. Dlatego, że jest on najbardziej spójną i naukową filozofią, budzi szczególny gniew postmodernistów. Warto zauważyć, iż głównym zarzutem Foucaulta wobec marksizmu jest właśnie to, że jest on naukowy. Oto co pisze:
Jeśli mamy jakiekolwiek zastrzeżenia wobec marksizmu, to polegają one na tym, że mógłby być w istocie nauką.20
W innym miejscu tego samego tekstu stwierdza:
Nie ma też zasadniczo większego znaczenia, że ta instytucjonalizacja dyskursu naukowego dokonuje się na uniwersytecie, lub ogólniej, w systemie edukacji, w instytucji teoretyczno – komercyjnej, takiej jak psychoanaliza, lub w ramach odniesienia, jakie stwarza system polityczny, taki jak marksizm: bowiem właśnie ze skutkami władzy dyskursu, który uważa się za naukowy, genealogia musi toczyć walkę. 21
Widzimy tutaj prawdziwe oblicze postmodernizmu – antynaukowej i kontrrewolucyjnej ideologii, która jest przeciwna marksizmowi na najbardziej fundamentalnym poziomie. Słyszymy czasem, że powinniśmy łączyć idee postmodernistyczne i marksistowskie. Jednak są one kompletnie niekompatybilne ze sobą. Foucault przyznaje to, pisząc:
Nie chodzi o to, że te globalne teorie nie dostarczyły i nadal nie dostarczają w dość spójny sposób użytecznych narzędzi do badań lokalnych: marksizm i psychoanaliza są tego dowodem. Ale wierzę, że narzędzia te zostały zapewnione tylko pod warunkiem, że teoretyczna jedność tych dyskursów została w jakimś sensie zawieszona, a przynajmniej ograniczona, podzielona, obalona, karykaturalna, teatralizowana, czy jak kto woli. W każdym przypadku próba myślenia w kategoriach całości okazała się w rzeczywistości przeszkodą w badaniach.22
Marksizm i postmodernizm są kompatybilne tylko o tyle, o ile zniszczona zostanie „teoretyczna jedność” marksizmu: jak tylko marksizm przestanie być nauką, prawdą, gdy przestanie być materialistyczny… innymi słowy, kiedy przestanie być marksizmem.
Marksizm znajduje się na pozycji niemożliwej do pogodzenia z postmodernizmem. Jesteśmy materialistami i stoimy twardo na gruncie prawdy i nauki. Wierzymy, że istnieje tylko jeden, jedyny, wzajemnie powiązany świat materialny, który istniał od zawsze i który nie jest tworem boga, ani foucaultowskiej „władzy”. Życie jest wytworem tego materialnego świata, a ludzie są najbardziej zaawansowaną jego formą. Poprzez naszą aktywność jesteśmy w stanie odkrywać prawa natury i manipulować nimi na naszą korzyść, lecz sami również podlegamy tym prawom i dlatego zmieniając nasz świat, zmieniamy również siebie.
Konsekwentna materialistyczna teoria wiedzy utrzymuje, że wiedza pochodzi ostatecznie z doświadczenia zmysłowego. Nasze zmysły są pomostami do tego zewnętrznego świata, a nie barierami. W przeciwnym razie, co sprawia, że zmysły przekazują umysłowi takie, a nie inne informacje? Nie zmienimy świata, zmieniając język lub sposób myślenia. Nie w „tekście” czy w „dyskursie”, ale w realnym, materialnym świecie należy szukać prawdy. Możemy zmienić świat w konkretny sposób, a nasze zmysły podpowiedzą nam, czy odnieśliśmy sukces. Właśnie poprzez interakcję ze światem odkrywamy, testujemy i doskonalimy nasze idee oraz ostatecznie przypisujemy im obiektywną ważność.
Są to podstawowe zasady nauki. Rozstanie się z nimi, jest równoznaczne z obraniem kursu na religię i mistycyzm. Postmoderniści nie tylko odeszli od nauki, ale podjęli walkę z samą istotą nauki. Fakt, że te reakcyjne idee są rozpowszechniane niczym ewangelia na uniwersytetach, w szkołach oraz przez media na całym świecie, ujawnia zgniły stan dzisiejszego kapitalizmu. Jest to system, którego istnienie nie odpowiada interesom ogromnej większości rodzaju ludzkiego.
Odrzucenie pojęcia obiektywnej rzeczywistości i obiektywnej prawdy ostatecznie nie prowadzi do niczego innego jak tylko do wybielania i obrony status quo. Ponieważ jeśli postęp jest niemożliwy, daremne jest dążenie do lepszego społeczeństwa. Jeżeli nie istnieje obiektywna prawda, nie możemy powiedzieć, że wyzysk, ubóstwo, ucisk i wojna są „złe” – wszystko jest kwestią perspektywy. Orędownicy postmodernizmu kończą jako apologeci kapitalizmu. Prawdziwie rewolucyjna filozofia może być tylko filozofią na wskroś naukową i materialistyczną, która mierzy się z rzeczywistością twarzą w twarz. Tylko najbardziej jasne i precyzyjne zrozumienie praw natury może wskazać drogę wyjścia ze ślepego zaułka kapitalizmu i społeczeństwa klasowego. W słowach Karola Marksa, który wydał ostateczny, miażdżący wyrok na całą burżuazyjną filozofię:
Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić.
Tłumaczka: tow. Nina Gronowska
Autorzy: tow. Damian Morley, tow. Hamid Alizadeh
Tekst oryginalny: In Defence of Marxism, wyd. 34, s. 6-14 (do kupienia TUTAJ).
Źródła:
1 J.F. Lyotard, Notes on the Return and Kapital, 1978, s.53
2 J. Baudrillard, Cool Memories 1980-1985, London,1990, s. 67
3 G. Deleuze, F. Guattari, Anti-Odeipus: Capitalism and Schizophrenia, Minneapolis: University of Minnesota Press, 1983, s.4
4 M. Foucault, Theatrum Philosophicum w Aesthetics, Method and Epistemology, New York: The New Press, 1998, s.367
5 J.F. Lyotard, The Postmodern Condition: A Report on Knowledge, Manchester: Manchester University Press, 1991, s.24
6 M. Foucault, Prison Talk: an interview, Radical Philosophy, Vol 16, 1977, s.14
7 J. Butler, Gender Trouble: Feminism and the Subversion of Identity, New York, London: Routledge, 1999, s.18
8 J. Derrida, Limited Inc, Evanston, IL: Northwestern University Press, 1988, s.136
9 J. Butler, Bodies That Matter: On the Discursive Limits of Sex, New York, London: Routledge, 1993, s.10-11
10 G. Berkeley, A Treatise Concerning the Principles of Human Knowledge, 2002, s.13
11 M. Foucault, Power/Knowledge, s.131
12 M. Foucault, Theatrum Philosophicum, s.363
13 K. Marks, Theses on Freuerbach, w Revolutionary Philosophy of Marxism, New York, London: Wellred Books, 2018, s.51
14 J.F. Lyotard, The Postmodern Condition, s.24
15 M. Foucault, Power/Knowledge: Selected Interviews & Other Writings 1972-1977, New York: Panteon Books, 1980, s.83
16 Tamże, s.85
17 Tamże, s.83
18 L. Irigaray i C. Mastrangelo Bové, Le Sujet de la Science Est-ll Sexué?, 1987
19 Tamże
20 M. Foucault, Power/Knowledge, s.84
21 Tamże
22 Tamże, s.81