faszyzm zagrozeniem 01

W naszym kraju, tak jak na całym świecie, obserwujemy zjawisko renesansu skrajnej prawicy. Tendencja ta w Polsce wyraża się choćby we wzroście poparcia Konfederacji, ale też w coraz bardziej radykalnej retoryce Prawa i Sprawiedliwości, podejmowanych atakach na prawa kobiet i społeczność LGBT.

Na szeroko pojętej lewicy zjawisko to wywołuje prawdziwe poruszenie; PiS i jego zwolenników bez wahania określa się jako faszystów, a w Polsce miałaby nastać prawicowa dyktatura. W konsekwencji prowadzi to do wzywania do jedności z liberałami dla powstrzymania rzekomo zalewającej nas „brunatnej fali”. 

Czy groźba faszyzmu rzeczywiście czai się tuż za rogiem? A może już nastały w Polsce rządy faszystowskie? Czym tak w ogóle jest faszyzm? W tym tekście spróbujemy odpowiedzieć na te pytania.


Wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA w 2016 r. i duże prawdopodobieństwo jego reelekcji; popularność Marine Le Pen i Frontu Narodowego we Francji oraz Mateo Salviniego i Ligi Północnej we Włoszech; wreszcie wzrastające poparcie Krzysztofa Bosaka i Konfederacji w Polsce – fakty te wywołują niepokój milionów ludzi na całym świecie.

Rządząca obecnie Polską partia Prawo i Sprawiedliwość bywa nieraz określana jaka „faszystowska” przez działaczy tzw. lewicy i środowiska liberalne. Po niedawnym zwycięstwie wyborczym Andrzeja Dudy, który w trakcie kampanii posługiwał się obrzydliwą retoryką wymierzoną w osoby LGBT, „antyfaszystowskie larum” rozległo się ze zdwojoną siłą. Czytając wpisy liberalnych lewicowców pomyśleć by można, że mamy  rok 1933 i Hitler właśnie został namaszczony na kanclerza Niemiec. Czy jest aż tak źle?

Renesans skrajnej prawicy

Nie ulega wątpliwości, iż w obecnym okresie jesteśmy świadkami odrodzenia skrajnej prawicy. Już to samo w sobie jest wystarczającym potwierdzeniem, że okres polityki konsensusu między burżuazją a organizacjami klasy robotniczej dobiegł końca. Kapitalizmu nie stać już na reformy, na których opierała się stabilność okresu powojennego. Państwo opiekuńcze jest atakowane od blisko 40 lat. Prawa pracownicze zostały w większości odebrane, a związki zawodowe są cieniem samych siebie. Partie socjaldemokratyczne w większości nie różnią się programowo od partii burżuazyjnych; ich politycy należą do tych samych kręgów towarzyskich co przedstawiciele prawicy, a bazą społeczną socjaldemokracji w miejsce proletariatu stało się drobnomieszczaństwo i tzw. „klasa kreatywna” (specjaliści, artyści, inteligencja). 

Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że okres reform lat powojennych nie był normalnym stanem kapitalizmu. Był to wyjątek od reguły. Teraz kapitalizm wraca do swojego naturalnego, a przez to bardziej brutalnego kształtu. W związku z tym narasta konflikt między klasami, rośnie przepaść między bogatymi a biednymi. Jednocześnie zostały zmniejszone gwarancje dobrobytu, które w przeszłości łagodziły ciosy spadające na mniej zamożną, pracującą część społeczeństwa.

Dotychczasowa równowaga została zaburzona. Klasa panująca nie może już rządzić jak dawniej. Im głębszy kryzys, tym bardziej zmuszona jest do bezlitosnego ataku na klasę robotniczą i odbierania jej zdobyczy przeszłości. System kapitalistyczny nie może już sobie pozwolić na takie „luksusy”, jak przyzwoita opieka zdrowotna, edukacja, emerytury i zasiłki dla ludzi z klasy robotniczej i ich rodzin. To z kolei rodzi oburzenie pod adresem zastanego porządku; stanowi żyzny grunt pod wzrost tzw. „populizmu”.

Zjawiska odrodzenia się skrajnie prawicowych partii nie można jednak wytłumaczyć po prostu rosnącym ubóstwem i bezrobociem oraz odbieraniem proletariatowi jego dawnych „przywilejów”. Istotnym czynnikiem jest również narastająca obawa o przyszłość, przenikająca klasy i warstwy pośrednie. I to właśnie połączenie wzmożonego niepokoju „klasy średniej” (drobnomieszczaństwa lub drobnej burżuazji w terminologii marksistowskiej) i alienacji części najbiedniejszych (lumpenproletariatu) tworzy społeczną podstawę dla ugrupowań skrajnej prawicy.

Również rasizm i ksenofobia są silnymi elementami propagandy skrajnie prawicowych partii. Wykorzystują one napływ imigrantów, aby straszyć drobnomieszczaństwo i lumpenproletariat utratą pracy, wzrostem przestępczości itd. Doprowadziło to część klasy średniej, wielu biednych, a nawet część klasy robotniczej, tradycyjnie głosującej na partie reformistyczne, do przejścia na prawo.

Chociaż skrajnie prawicowe partie nie są w stanie w ogóle aktywnie organizować tej części społeczeństwa, były w stanie przyciągnąć poparcie wyborcze elementów proletariatu. Nie oznacza to jednak, że klasa robotnicza „zburżuazyjniała” czy wręcz „zbrunatniała”. Przyczyny tego zjawiska należy upatrywać w fakcie, że kierownictwo ruchu robotniczego nie ma jej nic do zaoferowania. Ponieważ jednak skrajnie prawicowe partie są zasadniczo partiami burżuazyjnymi, mają jeszcze mniej do zaproponowania naszej klasie, poza demagogią, rasizmem i ksenofobią.

Rola liderów ruchu robotniczego, zarówno na gruncie politycznym (partie socjaldemokratyczne, socjalistyczne, komunistyczne) jak i  związkowym, jest kluczowa w tym „klasowym równaniu”. W ciągu ostatnich czterdziestu lat obserwowaliśmy jak masowe partie robotnicze, tworzące rządy samodzielnie (np. brytyjska Partii Pracy) lub w koalicjach z ugrupowaniami burżuazyjnymi (np. niemiecka SPD), wszystkie prowadziły politykę wrogiej klasy – burżuazji. Dokonywano cięć w wydatkach socjalnych, ograniczano prawa pracownicze, podnoszono podatki pracującej większości, a obniżano je milionerom i korporacjom. Postulat przejścia do socjalizmu w odległej przyszłości (choć zawsze stanowiący dla reformistów tylko „kwiatek do kożucha”) został odłożony do lamusa i zastąpiony postulatami „flexibility”, „trzeciej drogi” itp. 

W obliczu braku wiarygodnej, robotniczej lewicy, demagogiczna prawica mogła wyjść z cienia. 

„Antyfaszystowska” histeria

Czy oznacza to, że rację mają ci, którzy wieszczą powrót faszyzmu i zagrożenie dyktaturą?

Jako marksiści uważamy, że kluczowym dla odpowiedzi na to, jak i inne pytania, jest nie zastępować poważnej analizy problemu strachem i przesadą. Tym bardziej, że również szereg organizacji mieniących się marksistowskimi, a nawet trockistowskimi, ostrzega przed „rosnącym zagrożeniem faszyzmem”. Takie hasło podnosiła chociażby brytyjska SWP (jej polską „córką” jest Pracownicza Demokracja) w związku z udziałem Marine Le Pen w II turze wyborów prezydenckich we Francji w 2017 roku. Z takich pozycji niedaleko już do udzielenia „krytycznego poparcia” Macronowi – w jakże szczytnym celu „zatrzymania faszystów”. Bardzo podobną sytuację obserwowaliśmy niedawno w Polsce, gdzie przeważająca większość tzw. lewicy poparła w II turze wyborów prezydenckich kandydata liberalnego (zaznaczmy: w kwestiach tzw. obyczajowych – bardzo umiarkowanie) skrzydła polskiej burżuazji, czyli Rafała Trzaskowskiego.

151208120959 trump le pen full 169 1
liderka Frontu Narodowego Marine Le Pen oraz prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump

Ta „antyfaszystowska” histeria jest znakiem rozpoznawczym grup liberalnych i sekciarzy, którzy dostrzegają widmo faszyzmu za każdym rogiem. Terminem „faszysta” posługują się jak obelgą wobec każdego reakcyjnego polityka, zamiast oferować trzeźwą ocenę sytuacji.

Spójrzmy przykładowo na francuski Front Narodowy. Jest to z pewnością organizacja skrajnie prawicowa i reakcyjna, antyimigrancka i rasistowska. Jednakże, mimo wszystko, jego sposób działania i wypowiedzi jego liderów coraz bardziej upodobniają Front do tradycyjnych partii prawicowych. W rzeczywistości im bliżej realnej władzy, tym politycy FN stają się bardziej wyważeni i „propaństwowi” – do zaakceptowania przez establiszment i media głównego nurtu. 

Niektórzy argumentują, że partie takie jak FN są faszystowskie i koniec – nie powinniśmy być zbyt pedantyczni. Na szali leży bowiem sprawa powstrzymania „brunatnej fali”. Marksizm jest jednakże nauką i – jako marksiści – traktujemy rzeczywistość w sposób naukowy. Tymczasem skuteczne wyleczenie każdej choroby zależy od precyzyjnej diagnozy. Nie szermujemy słowami „faszyzm” i „faszysta” pod adresem każdego prawicowego polityka. Aby pokonać faszyzm, najpierw trzeba go zrozumieć. Dlatego ważne jest, aby przedrzeć się przez zasłonę fałszu i głupoty, charakteryzującą myślenie sekt, reformistów i radykałów z klasy średniej.

Nie negujemy reakcyjnego charakteru Frontu Narodowego i innych tego typu organizacji. Zdajemy sobie sprawę aż nazbyt dobrze, że sączony przez nie jad stanowi poważne zagrożenie dla jedności klasy robotniczej. Istotnym problemem jest także wzrost nastrojów antyimigranckich i powodowane tym ataki na tle rasistowskim, zaś w Polsce – przemoc wymierzona w środowisko LGBT. Niemniej jednak musimy odróżniać faszyzm, który reprezentuje jakościowo inną skalę ataku na proletariat – oznaczając zupełne zniszczenie jego organizacji, pozbawienie robotników wszelkich praw i w końcu ich całkowite zniewolenie – od innych nurtów skrajnej prawicy.

Wyciągając lekcję z historii

Wszyscy znamy opowieść o chłopcu, który raz po raz wołał, że widzi wilka, więc kiedy drapieżnik w końcu naprawdę się pojawił – nikt nie uwierzył chłopcu i ten skończył jako wilcza przekąska. Ci, którzy co chwilę wołają „faszyzm”, popełniają ten sam błąd. 

W przeszłości błąd ten popełniła także Komunistyczna Partia Niemiec (KPD). Na przełomie lat 20. i 30. XX wieku posłuszni Stalinowi liderzy KPD realizowali ultralewicową koncepcję tzw. „trzeciego okresu”, przyjętą jako oficjalna linia polityczna Trzeciej Międzynarodówki na jej VI Kongresie w 1928 roku. Zgodnie z nią komuniści każdą partię burżuazyjną określali jako „faszystowską”, nie czyniąc między nimi rozróżnienia. Co gorsza, etykietę tę przykleili także reformistycznym organizacjom robotniczym, nazywając socjaldemokratów „socjalfaszystami” i uznając ich za głównego wroga komunistów. Z tego powodu sekcje Kominternu zwalczały socjaldemokratów bardziej niż prawdziwych faszystów. Stalin „zabłysnął” powiedzeniem, że zamiast być przeciwieństwami – faszyzm i socjaldemokracja są bliźniakami. Ta fatalna polityka wytworzyła nieprzekraczalne podziały w niemieckim ruchu robotniczym, antagonizując szeregowych robotników, czyniąc ich w ten sposób bezbronnymi w obliczu ofensywy hitleryzmu.

thaelmann8 DW Kultur London jpg 1452759115
Ernst Thalmann – lider KPD w latach 30. XX wieku, odpowiedzialny za realizację stalinowskiej polityki Trzeciego Okresu

Po dojściu do władzy nazistów w Niemczech, stalinowcy mimo wszystko utrzymywali, że ich linia była w 100% poprawna, że Hitler przetrwa tylko kilka miesięcy i że po spodziewanym katastrofalnym upadku rządu narodowosocjalistycznego wyłonią się radzieckie Niemcy. Limit czasu na wystąpienie tego „cudu” musiał być kilkakrotnie przedłużany, z początkowo trzech do sześciu, a potem do dziewięciu miesięcy, by ostatecznie zostać po cichu „schowanym do szafy” obok innych „wyśmienitych” idei ze stalinowskiego repertuaru. Skala porażki poniesionej przez klasę robotniczą stała się przy tym widoczna dla wszystkich, a zagrożenie dla Związku Radzieckiego ze strony niemieckiego imperializmu zaczęło nabierać realnego kształtu. Spowodowało to zmianę linii Kominternu w 1935 roku o 180 stopni – z pozycji ultralewicowych na prawicowo-oportunistyczne: w miejsce określania faszystowską każdej partii burżuazyjnej powołano do życia „fronty ludowe” – koalicje już nie tylko z socjaldemokratami (współpracę z którymi przewidywała leninowska koncepcja zjednoczonego frontu), ale też z tzw. „postępową”, „demokratyczną” burżuazją. 

Naszym zadaniem jako marksistów jest wyciąganie wniosków z historii, zwłaszcza z błędów naszych poprzedników.

Narodziny faszyzmu

Żadna klasa rządząca w historii nie wzbraniała się nigdy przed najbardziej nawet bezlitosnymi działaniami w obronie swojej władzy i przywilejów.

W XX-wiecznej epoce światowych wojen i rewolucji kapitalizm zrodził nowe formy reakcji, bardziej bezwzględne i przerażające niż wcześniej. Rozpad systemu kapitalistycznego dał początek uzbrojonym gangom bandytów, za pomocą których kapitaliści walczyli przeciwko zorganizowanej klasie robotniczej, zastraszali i mordowali jej przedstawicieli, niszcząc jej organizacje i podważając jej determinację. Przykładami takich „pomocników” państwowych organów represji były Czarne Sotnie w Rosji czy Freikorps w Niemczech. Jednak nawet te kontrrewolucyjne gangi, stosujące krwawy terror, nie były wystarczająco silne, aby całkowicie zniszczyć organizacje robotnicze. Wymagało to czegoś specjalnego; wymagało masowego ruchu faszystowskiego. 

Faszystowski system informatorów i szpiegów przenikał do każdego bloku mieszkalnego, instytucji i szkoły. Jego masowa baza pozwala mu wniknąć znacznie głębiej w tkankę społeczną niż jakikolwiek reżim wojskowo-policyjny. To jest właśnie cecha najmocniej odróżniająca faszyzm od innych ruchów skrajnie prawicowych: bycie masowym ruchem kontrrewolucji. W przeciwieństwie do dyktatury wojskowo-policyjnej, która nie ma masowej bazy społecznej, faszyzm niszczy wszelkie ślady demokratycznych praw i organizacji oraz atomizuje klasę robotniczą.

Faszystowskie bandy karmione były demagogią wymierzoną w chciwych bankierów i kapitalistów. Jednakże nie w oparciu o wskazanie na przeciwieństwa klasowe, ale np. na przynależność etniczną bogatych (np. w Niemczech lat 30. XX wieku wskazywano, że kapitaliści to w większości Żydzi). Jako drugie źródło wszystkich problemów społeczeństwa wskazywano na zorganizowaną klasę robotniczą – związki zawodowe mają np. blokować niezbędne reformy, a partie robotnicze są tak naprawdę kierowane przez wrogą nację itp.

Trzeba również zwrócić uwagę na szczególny moment pojawienia się ruchu faszystowskiego. Nastąpiło to zaraz po zakończeniu I wojny światowej, gdy Europa, rozdarta 4-letnim konfliktem, leżała w gruzach. Masy zdemobilizowanych żołnierzy, nie mogących znaleźć pracy, ale posiadających doświadczenie bojowe, przyzwyczajonych do dyscypliny i hierarchii, chętnie zasilały szeregi brunatnych organizacji. Dało to faszystowskim wodzom posłusznych i twardych bojówkarzy.

Dla dalszej analizy problemu faszyzmu kluczowe jest dokładniejsze przyjrzenie się jego klasowej podstawie. 

Klasowa baza

Jak wspomniano, faszyzm opiera się, oprócz lumpenproletariatu i zdemoralizowanych elementów klasy robotniczej, przede wszystkim na „klasie średniej”. O jaką część społeczeństwa chodzi?

W dyskursie publicznym termin „klasa średnia” jest używany – zwłaszcza przez burżuazyjne media – w bardzo niejasny sposób, obejmując wszystkich tych, którzy mają określony poziom dochodów. W rzeczywistości wiele osób zaliczanych przez media czy burżuazyjnych socjologów do „klasy średniej” należy w rzeczywistości do klasy robotniczej. Z drugiej strony wielu specjalistów i pracowników umysłowych podlega procesowi „proletaryzacji”, tj. pogorszenia się ich dawniej uprzywilejowanej pozycji i „spadnięcia” w szeregi proletariatu, zmuszonego sprzedawać swoją siłę roboczą aby przeżyć. Znajdują się oni pod ciągłą presją redukcji zatrudnienia, mniejszych dochodów i pogarszających się warunków pracy. Zjawisko takie dotyka np. nauczycieli, akademików, niższych urzędników.

W związku z ciągłymi nieporozumieniami i zamętem w używaniu określenia „klasa średnia” i „drobnomieszczaństwo” wydaje się, że konieczne jest wprowadzenie, choćby uproszczonej, definicji. 

Oprócz dwóch przeciwnych sobie klas dominujących w społeczeństwie kapitalistycznym: proletariatu i burżuazji (pierwsza nieposiadająca nic poza swoją siłą roboczą, którą sprzedaje burżuazji aby przeżyć; druga dzierżąca własność środków produkcji, wymiany i świadczenia usług, ale potrzebująca do ich uruchomienia siły roboczej proletariatu) – Marks zdefiniował klasę pośrednią pomiędzy nimi: jest to właśnie drobnomieszczaństwo czy też drobna burżuazja (z franc. petite bourgeoisie). Pojęcie to obejmuje przede wszystkim osoby, które są właścicielami środków produkcji, ale – albo nie zatrudniają najemnej siły roboczej, obsługując swój warsztat samodzielnie lub z pomocą członków rodziny – albo zatrudniają pracowników najemnych na niewielką skalę, będąc zmuszeni pracować obok nich. Drobnomieszczaństwo tworzą więc przede wszystkim tzw. drobni przedsiębiorcy, np. sklepikarze, rzemieślnicy, lekarze prowadzący samodzielną praktykę, adwokaci, a współcześnie wielu tzw. freelancerów. Drobnomieszczanie starają się naśladować wielkich burżua, aspirując do ich pozycji, w praktyce nie są w stanie jednak tylko „odcinać kuponów” od posiadanego kapitału. W sposób nieunikniony drobny burżua znajduje się pod ciągłą presją ze strony wielkiego biznesu, prowadzącego działalność na dużą skalę. Z tego powodu stoi w obliczu nieustannego niebezpieczeństwa wyparcia z rynku i spadnięcia w szeregi proletariatu, co spędza mu sen z powiek. Na wsi odpowiednikiem tej klasy jest chłopstwo.

Obok drobnomieszczaństwa i chłopstwa jako klas średnich wskazać należy na ludzi zatrudnionych w tzw. nadbudowie kapitalistycznego społeczeństwa. Są to często pracownicy najemni, obsługujący jednak instytucje państwa, kultury czy religii. Wymienić tu trzeba urzędników, policjantów, pracowników samorządowych itp. Jako marksiści mówimy, że przynależą oni do warstw, nie tworzą bowiem osobnej klasy.

Klasy i warstwy pośrednie stanowią główną bazę faszyzmu.

Trocki a faszyzm

Pierwszej marksistowskiej analizy faszyzmu dostarczył Lew Trocki, i to „na gorąco”, obserwując wzrost faszyzmu w Europie. Starając się obudzić KPD i Komintern w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, wskazując na konieczność zjednoczonego frontu do walki z faszyzmem, Trocki przeprowadził punktową krytykę polityki partii socjaldemokratycznych i komunistycznych. Uważał faszyzm nie tylko za reakcję kapitalistyczną, ale za „esencję imperializmu”, która zagraża samemu istnieniu organizacji robotniczych.

Leon trotsky 1
Lew Trocki

Oddajmy głos Trockiemu:

[Faszyzm] opiera się na drobnomieszczaństwie. (…) Faszyzm nie może ugruntować swej władzy inaczej, jak tylko rozgramiając robotnicze organizacje. (…) System faszystowski opiera się na zburzeniu parlamentaryzmu. (…)

Kolej na system faszystowski przyjdzie wtedy, gdy „normalne” wojskowo-policyjne środki burżuazyjnej dyktatury wraz z ich parlamentarną zasłoną okażą się niewystarczające dla utrzymania społeczeństwa w równowadze. Poprzez faszystowską agenturę kapitał uruchamia masy oszalałego drobnomieszczaństwa, bandy zdeklasowanych, zdemoralizowanych lumpów, wszelkie te niezliczone istoty ludzkie, które kapitał finansowy sam doprowadził do rozpaczy i wściekłości. Od faszyzmu burżuazja wymaga ogromnej pracy – jeśli już dopuściła ona do stosowania metod wojny domowej, chce mieć spokój na wiele lat. I faszystowska agentura, posługując się drobnomieszczaństwem, jak taranem, łamiąc wszystkie przeszkody na drodze, doprowadzi robotę do końca. Zwycięstwo faszyzmu wiedzie do tego, że kapitał finansowy po prostu bezpośrednio zagarnia w stalowe kleszcze wszystkie organy i instytucje państwa, zarządzania i wychowania – aparat państwowy z armią, zarządy miast, uniwersytety, szkoły, prasę, związki zawodowe, spółdzielnie. Faszyzacja państwa oznacza nie tylko mussolinizację form i metod zarządzania – w tej dziedzinie metody odgrywają koniec końców rolę drugorzędną – ale przede wszystkim i nade wszystko – rozgromienie robotniczych organizacji, sprowadzenie proletariatu w stan amorficzny, stworzenie systemu głęboko przenikających masy organów, które winny uniemożliwić samodzielną krystalizację proletariatu. W tym właśnie tkwi istota faszystowskiego systemu.

L. Trocki, Rewolucja niemiecka a stalinowska biurokracja (żywotne problemy niemieckiego proletariatu), Rozdział 2

Teoria faszyzmu to wielki wkład Trockiego w marksizm. Wskazywał on jednak także na różnice (i konieczność rozróżnienia właśnie) między faszyzmem a inną formą rządów niedemokratycznych, wykorzystywaną przez burżuazję w sytuacjach kryzysowych – jaką jest bonapartyzm.

Bonapartyzm

Kapitalistyczna machina państwowa może zostać zdefiniowana w ostateczności, słowami Engelsa, jako „oddziały uzbrojonych ludzi”. Nawet w najbardziej „postępowej” demokracji parlamentarnej państwo nadal posiada siły policyjne, wojsko, sędziów, prokuratorów, strażników więziennych i biurokrację, aby chronić interesy i przywileje klasy panującej. Innymi słowy, demokracja burżuazyjna to tak naprawdę tylko zamaskowana dyktatura kapitału: banków i monopoli. Dla burżuazji taka forma rządów jest najbardziej stabilną i pożądaną. Dopóki mogą panować na zasadach „demokratycznych”, nie ma potrzeby uciekania się do otwartej dyktatury, nie mówiąc już o rozwoju ruchu faszystowskiego.

Jednak w czasach ostrego kryzysu nie zawsze jest to możliwe. Gdy burżuazyjni politycy są zbyt słabi i zdyskredytowani, by rządzić dotychczasowymi metodami, a klasa robotnicza nie jest jeszcze gotowa do przejęcia władzy we własne ręce, państwo burżuazyjne może przyznać sobie nadzwyczajne uprawnienia a „oddziały uzbrojonych ludzi” mogą wznieść się ponad zwalczające się klasy społeczne. Gdy w szeregach klasy panującej pojawiają się rozłamy i podziały, tylko rewolucyjna partia proletariatu może zaoferować drogę wyjścia z tej sytuacji. Jeśli jednak organizacje pracownicze nie sprostają zadaniu, inicjatywa może przejść w ręce „partii prawa i porządku”, balansującej między klasami i stającej się niezależnym arbitrem. Marks opisał to jako „panowanie miecza”. Głównym zadaniem takiego reżimu jest obrona istniejących kapitalistycznych stosunków własności, przy jednoczesnym zapewnieniu sobie przez funkcjonariuszy takiego reżimu kawałka tortu.

Taki reżim marksiści nazywają bonapartyzmem (od Napoleona Bonaparte) lub dyktaturą wojskowo-policyjną. Każdorazowy „Bonaparte” balansuje pomiędzy klasami, rozgrywając jedną przeciwko drugiej, ale zawsze stając w ostateczności w obronie własności prywatnej. Było wiele takich junt wojskowych w różnych czasach i w różnych krajach w XX wieku, od Grecji w latach 60. po Chile i Argentynę w latach 70.

Bonapartyzm jest produktem niestabilności społeczeństwa i odzwierciedla nierozwiązywalny kryzys jaki je rozdziera. Jednak nawet bonapartyzm może okazać się niewystarczający do rozwiązania wszystkich problemów. Potrafi przez jakiś czas wstrzymać przerwanie tamy, ale jego siły w końcu się wyczerpują.

Trocki, jak wspomniano, zwracał uwagę na potrzebę rozróżnienia między faszyzmem a bonapartystowską dyktaturą. Porównując reżimy Mussoliniego i Primo de Rivery w Hiszpanii, w liście do Maxa Shachtmana, wtedy jeszcze amerykańskiego trockisty, w listopadzie 1931 roku pisał:

[…] Czy wszystkie formy kontrrewolucyjnej dyktatury były faszystowskie, czy nie (to znaczy przed nadejściem faszyzmu we Włoszech)? 

Dawna dyktatura Primo de Rivery w Hiszpanii w latach 1923-30 jest nazywana przez Komintern dyktaturą faszystowską. Mają rację czy nie? Uważamy, że nie.

Ruch faszystowski we Włoszech był spontanicznym ruchem masowym, z przywódcami wywodzącymi się spośród ludu. Jest to ruch ludowy, kierowany i finansowany jednak przez wielki kapitał. Wyszedł z szeregów drobnomieszczaństwa, z lumpenproletariatu, a nawet do pewnego stopnia spośród mas proletariackich; Mussolini, były socjalista, jest „self-made manem”, wywodzącym się z tego środowiska.

Primo de Rivera był arystokratą. Zajmował wysokie stanowiska wojskowe i państwowe, był głównym gubernatorem Katalonii. Przejął władzę przy pomocy sił państwowych i wojskowych. Reżimy w Hiszpanii i Włoszech to dwie zupełnie różne formy dyktatury. Konieczne jest rozróżnienie między nimi. Mussolini miał trudności z pogodzeniem wielu starych instytucji wojskowych z faszystowską milicją. W przypadku Primo de Rivery ten problem nie istniał.

L. Trocki, Faszyzm – czym jest? w: Faszyzm: czym jest i jak z nim walczyć
Bild 102 09414
Miguel Primo de Rivera oraz Benito Mussolini

Krótkie spojrzenie na historię Włoch i Hiszpanii wystarczy, aby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak ważne jest wyraźne rozróżnienie między dyktaturą faszystowską a bonapartystowską typu Primo de Rivery.

Włoska klasa robotnicza mogła przeprowadzić rewolucję w latach 1918-20 (tzw. „Czerwone Dwulecie” – Biennio Rosso”). Punktem kulminacyjnym była okupacja fabryk we wrześniu 1920 roku. Partia Socjalistyczna szybko się rozwijała. W ciągu dwóch lat związki zawodowe zwiększyły dziesięciokrotnie liczbę swoich członków. Na południu kraju wśród chłopów rozwijał się ruch masowy. Władza była na wyciągnięcie ręki. Ale kierownictwo Partii Socjalistycznej miało inną koncepcję. Kolejny etap rozwoju społeczeństwa postrzegali jako burżuazyjny, kapitalistyczny. W ich ocenie za wcześnie było na socjalizm na Półwyspie Apenińskim. Ich perspektywa była perspektywą rewolucji burżuazyjno-demokratycznej, podobnie jak mienszewików w Rosji. Niestety we Włoszech nie było wtedy partii bolszewickiej, która poprowadziłaby robotników do wzięcia władzy.

Po rewolucyjnym ożywieniu Czerwonego Dwulecia nastąpiła totalna klęska. Jednak kryzys gospodarczy, leżący u podstawy opisanych wystąpień, nie został zażegnany. Drobna burżuazja miast i wsi została nim szczególnie dotknięta i poszukiwała środków, aby wyjść z tej sytuacji. Na tej podstawie faszyzm rozwinął się jako zjawisko masowe. Odpowiadało to też potrzebom wielkiej burżuazji, która potrzebowała „tarana”, który zmiażdżyłby organizacje robotnicze i zatomizował świetnie zorganizowany proletariat. Właśnie dlatego, że faszyzm był ruchem masowym, był w stanie stopniowo wykorzenić wszystkie niezależne organizacje klasy robotniczej. Biura związków zawodowych, partii komunistycznej i socjalistycznej, ruchu spółdzielczego, lewicowa prasa, zostały zaatakowane, spalone i zniszczone przez „czarne koszule” – bojówki faszystów. Zwycięstwo Mussoliniego oznaczało całkowite unicestwienie włoskiego ruchu robotniczego. Miał on potrzebować ponad 20 lat, aby podnieść się po tej klęsce.

Reżim Primo De Rivery nie przyniósł takiego samego efektu. Istniał tylko siedem lat. Właśnie dlatego, że opierał się wyłącznie na państwowym aparacie represji, nie mógł głęboko zakorzenić się w społeczeństwie. Jego upadek był zaś początkiem kryzysu rewolucyjnego. Hiszpańska klasa robotnicza w 1923 roku nie poniosła takiej samej klęski jak włoska klasa robotnicza i dlatego wciąż miała siły i energię, by iść naprzód w latach trzydziestych i rzucić wyzwanie hiszpańskiej burżuazji. Zrodziło to ruch rewolucyjny lat 1931-37, który został złamany dopiero po krwawej wojnie domowej (1936-39).

Na tym przykładzie możemy zobaczyć, jak zrozumienie rodzaju reżimu, z jakim mamy do czynienia, ma fundamentalne znaczenie w budowaniu partii rewolucyjnej.

Faszyzm u władzy

Analogicznie jak we Włoszech, gdzie uzbrojone i finansowane przez kapitalistów bandy rzezimieszków pod wodzą Mussoliniego mściły się na robotnikach za „Czerwone Dwulecie”, wyglądała sytuacja w Niemczech. Niemiecka klasa robotnicza – najpotężniejsza na świecie – nie zdołała przejąć władzy w trakcie rewolucyjnego wzburzenia lat 1918-23. Burżuazja wykorzystała faszystów do gnębienia zdemoralizowanych klęską robotników. Mimo to wraz z Wielkim Kryzysem, rozpoczętym w 1929 roku, Komunistyczna Partia Niemiec zaczęła znowu rosnąć w siłę, budząc przerażenie wśród burżuazji, chcącej za wszelką cenę uniknąć powtórki sprzed 10 lat. Kapitał finansowy wpompował ogromne środki w ruch Hitlera. Kapitaliści doszli do wniosku, że tylko zniszczenie potężnego niemieckiego ruchu robotniczego rozwiąże sytuację na ich korzyść. Przy pełnej uległości państwa burżuazyjnego rozpętali faszystowską kontrrewolucję, która wobec paraliżu klasy robotniczej (o czym była mowa wyżej) doprowadziła do przejęcia władzy przez nazistów w 1933 r. W ten sposób burżuazja oddała władzę państwową w ręce gangsterów. Słowami Trockiego: burżuazja igrała z ogniem.

Faszystowskie reżimy Mussoliniego, Hitlera, ale też gen. Franco w Hiszpanii niszczyły wszelki sprzeciw wobec absolutnych rządów kapitału. Opór proletariatu został złamany, a rewolucja zduszona w zarodku. Jednak gdy tylko faszyzm zwyciężał, państwo rządzone przez faszystów zdradzało swoją bazę społeczną (drobnomieszczaństwo i lumpenproletariat) oraz swoich patronów (burżuazję) i degenerowało się w reżim bonapartystyczny, wyobcowany od społeczeństwa, utrzymujący się dzięki totalnej apatii społecznej (będącej następstwem zniszczenia robotniczych organizacji) z jednej strony i totalitarnego aparatu represji z drugiej. Klasa rządząca – burżuazja – była w ten sposób politycznie wywłaszczona, tracąc kontrolę nad swoim państwem. 

Raz jeszcze oddajmy głos Trockiemu:

[…] Byłoby jednak niewybaczalne wpaść w przeciwną skrajność, tzn. przekształcić bonapartyzm i faszyzm w dwie logicznie sprzeczne kategorie. Tak jak bonapartyzm zaczyna się od połączenia reżimu parlamentarnego z faszyzmem, tak triumfujący faszyzm zostaje zmuszony nie tylko do przystąpienia do bloku z bonapartystami, ale także do zbliżenia wewnętrznie do systemu bonapartystycznego. Długa dominacja kapitału finansowego za pomocą reakcyjnej demagogii społecznej i drobnomieszczańskiego terroru jest niemożliwa. Po dojściu do władzy faszystowscy wodzowie są zmuszani do skrępowania mas, które podążają za nimi, za pomocą aparatu państwowego. Tym samym tracą poparcie szerokich mas drobnomieszczaństwa. Niewielka jego część jest przyswajana przez aparat biurokratyczny. Inna popada w obojętność. Trzecia, pod różnymi sztandarami, przechodzi do opozycji. Ale tracąc swoją masową bazę społeczną, opierając się na biurokratycznym aparacie i oscylując pomiędzy klasami, faszyzm odradza się w bonapartyzm. Tutaj również stopniowa ewolucja jest przerywana przez gwałtowne i krwawe epizody.

[…] sam fakt przerodzenia się faszyzmu w bonapartyzm oznacza początek jego końca. Jak długo trwać będzie obumieranie faszyzmu i w jakim momencie jego choroba zmieni się w agonię, zależy od wielu wewnętrznych i zewnętrznych przyczyn. Ale fakt, że kontrrewolucyjna działalność drobnomieszczaństwa zostaje wstrzymana, że jest ono rozczarowane, że rozpada się i jego atak na proletariat słabnie, otwiera nowe rewolucyjne możliwości. Cała historia pokazuje, że nie można utrzymać proletariatu jedynie przy pomocy aparatu policyjnego. Prawdą jest, że doświadczenie Włoch pokazuje, że psychologiczne dziedzictwo ogromnej odczutej katastrofy utrzymuje się wśród klasy robotniczej znacznie dłużej niż stosunek między siłami, które spowodowały katastrofę. Ale psychologiczna inercja klęski jest jedynie niepewną podpórką.

L. Trocki, Bonapartyzm a faszyzm

Ostatecznie rządy faszystów sprowadziły zarówno na Włochy jak i na Niemcy wojnę, zniszczenie i śmierć. To wysoka cena za ocalenie kapitalizmu. Dlatego burżuazja woli rządy generałów niż faszystów. Generałowie są bardziej wiarygodni, wywodząc się zazwyczaj spośród burżuazji lub obszarników, powiązani z nimi towarzysko, rodzinnie, wykształceniem i majątkiem.

Definicja faszyzmu

Dotychczasowe rozważania pozwalają nam przedstawić syntetyczną definicję faszyzmu. Jest to więc ruch masowy o głównie drobnomieszczańskiej bazie społecznej; wrogi klasie robotniczej i jej organizacjom, dążący do ich unicestwienia; antydemokratyczny i antyparlamentarny, chcący odebrać ludziom pracy wszystkie prawa polityczne, jakie wywalczyli w ramach kapitalizmu; drapieżnie antykomunistyczny; naczelnym zaś celem faszyzmu jest powstrzymanie rewolucji i uratowanie panowania burżuazji – służy on jako broń ostateczna klasy rządzącej.

Podkreślmy: ograniczanie swobód demokratycznych nie oznacza, że grozi nam ofensywa faszyzmu; nie każda prawicowa dyktatura – choćby najbrutalniejsza – jest równoznaczna z reżimem faszystowskim. Faszyzm to zupełnie inna jakościowo skala ataku na klasę robotniczą, niosąca całkowite zniszczenie jej organizacji, wyzucie robotników z wszelkich praw i całkowite ich zniewolenie.

Na marginesie trzeba zaznaczyć, że ci, którzy dostrzegają faszyzm na każdym kroku, upatrują się jego istoty w brutalnych atakach na mniejszości (rasowe, etniczne, seksualne itd.). Nie jest to jednak cecha przynależna wyłącznie do faszyzmu. Wręcz przeciwnie! Prawica, nawet umiarkowana, w razie potrzeby posługuje się rasizmem, szowinizmem czy antysemityzmem aby zdobywać poparcie i siać niezgodę w szeregach proletariatu. Faszyzm jedynie doprowadza taką politykę do ekstremum.

Przyłóżmy teraz „miarkę” zaproponowanej definicji do polskich partii prawicowych.

Czy PiS to partia faszystowska?

Prawo i Sprawiedliwość jest niewątpliwie partią burżuazyjną, realizującą interesy bardziej konserwatywnej i proamerykańskiej frakcji rodzimej klasy panującej. Jej społeczne zaplecze jest jednak stosunkowo szerokie i zróżnicowane. Z pewnością część drobnomieszczaństwa popiera rząd, dostrzegając w solidarystycznej oraz ksenofobicznej retoryce PiS zapowiedź obrony przed konkurencją i wyzyskiem ze strony wielkiego kapitału, zwłaszcza zagranicznego. W znacznej mierze elektorat partii rządzącej tworzą jednak proletariusze, nie dostrzegający na lokalnej scenie politycznej nikogo innego, kto mógłby choć w niewielkim zakresie poprawić ich byt. Dowodzą tego sondaże przeprowadzone w związku z wyborami prezydenckimi w 2020 r. Wynika z nich, że kandydat PO Rafał Trzaskowski był liderem pod względem poparcia przedsiębiorców i menadżerów wyższego szczebla, tymczasem osoby identyfikujące się jako robotnicy, bezrobotni i emeryci głosowali głównie na Andrzeja Dudę. 

20182097
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Może wydawać się to zaskakujące: jak to, robotnicy popierają prawicę? Jednak, jak wskazano wyżej, pewne czynniki mogą popychać robotników w objęcia prawicowych populistów. W przypadku Polski poparcie części proletariuszy dla PiS wynika przede wszystkim z nieobecności na scenie politycznej partii robotniczej, choćby w stylu zachodnich socjaldemokracji. Doszło bowiem do zerwania ciągłości historycznej polskiego ruchu robotniczego (organizacja, która powstała ze zjednoczenia obu nurtów tego ruchu: komunistycznego i socjalistycznego – czyli PZPR – zanim przestała istnieć zdążyła skompromitować marksizm i kompletnie utracić zaufanie proletariatu; choć twierdziła, że go reprezentuje, w praktyce wyrażała interesy partyjno-państwowej biurokracji; w ten sposób hasła, idee i program ruchu robotniczego zostały w odczuciu wielu proletariuszy utożsamione ze stalinizmem).

Zwrócić trzeba uwagę na fakt, że ani program PiS ani dotychczasowe działania tej partii nie wskazują na jej dążenie do zniszczenia niezależnych organizacji robotniczych. Warto zauważyć, że jedną z podstaw siły PiS jest poparcie udzielane mu przez NSZZ „Solidarność” – największy w Polsce związek zawodowy. Choć organizacja ta ma wybitnie konserwatywny charakter, nie została w pełni podporządkowana partii rządzącej, zachowując względną samodzielność i z rzadka odważając się nawet na wyrażanie sprzeciwu wobec polityki rządu. Ogólnie rzecz biorąc stosunek PiS do związków zawodowych nie różni się specjalnie od typowego dla prawicy, choć z pewnością dostrzegalna jest większa skłonność do współpracy i kompromisu niż przejawiali liberałowie z Platformy Obywatelskiej. 

Co więcej, Prawo i Sprawiedliwość nie zmierza do budowy totalitarnej dyktatury, miażdżącej wszelki sprzeciw i podporządkowującej sobie wszystkie instytucje państwowe i społeczne. Owszem, wydaje się, że PiS dąży do ustanowienia pewnej formy autorytaryzmu, z silną pozycją władzy wykonawczej i aparatu represji. Podejmowane w ostatnich latach ataki na niezależność sądownictwa, zwiększanie uprawnień (i zuchwałości) policji czy dążenie do ograniczenia wolności mediów stanowią z pewnością zamach na reguły burżuazyjnej demokracji. Nie powinno jednak uciec niczyjej uwadze, że skala tych działań ma się nijak nie tylko do reżimów faszystowskich, ale nawet do dyktatur bonapartystowskich. PiS nie morduje przeciwników politycznych, póki co nie będąc w stanie (a może nie chcąc) nikogo z nich uwięzić, pomimo szumnych zapowiedzi np. o postawieniu Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu. Nawet krucjata przeciwko członkom Komunistycznej Partii Polski – redaktorom pisma „Brzask” – nie skończyła się prawomocnym ich skazaniem, choć ciągnie się od wielu lat. Samej zaś KPP wciąż nie zdelegalizowano.

Nie sposób uznać, aby PiS stanowił ruch masowy czy był w stanie istotnie zorganizować swoich zwolenników. Niewątpliwie popularność rządzącej partii jest spora, ale ma ona zasadniczo pasywny charakter. Sympatycy PiS w większości ograniczają się do wyrażania swojego poparcia przy urnie wyborczej, a niektórzy z nich – także na internetowych forach i w mediach społecznościowych. Znacząca część osób głosujących na PiS robi to zresztą wyłącznie z uwagi na prosocjalne posunięcia rządu. Gdy kryzys zmusi PiS do wycofania się z dotychczasowych ustępstw na rzecz proletariatu, jego poparcie z pewnością istotnie stopnieje. Powyższego nie zmienia fakt, że istnieje grupa ludzi fanatycznie oddanych partii rządzącej. Nie są oni jednak w żaden sposób zorganizowani, zbierając się tylko okazjonalnie podczas prawicowych spędów jak Marsz Niepodległości czy przeróżne hucpy ku czci tzw. żołnierzy wyklętych.

Podsumowując, nie podlega dyskusji, że Prawo i Sprawiedliwość jest partią reakcyjną, a jej politycy marzą o silnej władzy, wzdychając do przedwojennego reżimu sanacji. Niektórzy z nich pewnie śnią nawet o dyktaturze w stylu Pinocheta czy Franco, choć nie mówią tego głośno. Liderzy PiS  nie chcą jednak zbytnim radykalizmem narażać na szwank relacji z innymi krajami demokratycznymi, a także z międzynarodowymi organizacjami takimi jak Rada Europy. Tak naprawdę PiS nie zamierza również występować z Unii Europejskiej, zdając sobie sprawę, że udział w tym projekcie jest wysoce korzystny dla polskiej burżuazji. Wszelkie „przepychanki” z Brukselą mają na celu jedynie uzyskanie jak największych koncesji na rzecz rodzimego kapitalizmu – kosztem innych państw Wspólnoty. Przykład brytyjski dodatkowo jeszcze studzi głowy wszelkich eurosceptyków. Nie ma zatem żadnych wątpliwości, że PiS nie jest partią faszystowską, ani nawet nie zmierza w tym kierunku.

A Konfederacja?

Trochę inaczej ma się sprawa z Konfederacją. Formalnie jest to koalicja kilku organizacji prawicowych, głównie partii KORWiN i Ruchu Narodowego. Jej części składowe różnią się między sobą programowo: w ugrupowaniu Janusza Korwina-Mikke znaleźć bowiem można także libertarian, niekoniecznie konserwatywnych w kwestiach obyczajowych, za to w Ruchu Narodowym istnieje nurt solidarystyczny, zbliżony do PiS w poglądach na gospodarkę. Wszystkich ich łączy pogarda dla demokracji parlamentarnej oraz ksenofobia i wrogość wobec imigrantów, zwłaszcza muzułmanów. Konfederacja jest także bezspornie wroga lewicy, związkom zawodowym i wszelkim organizacjom robotniczym, a poziomem antykomunizmu przewyższa nawet PiS.

AR 191129360
Czołowi członkowie Konfederacji

Konfederacja jest organizacją drobnej burżuazji, wzmacnianą przez studentów i młodzież szkolną, w szczególności płci męskiej, jak i pewne grupy młodzieży robotniczej, sympatyzujące dotychczas z nacjonalistami. Takie określenie klasowej bazy Konfederacji znajduje potwierdzenie w sondażach i badaniach elektoratów poszczególnych partii. 

Program tego ugrupowania, wypowiedzi jego działaczy, a zwłaszcza polityczna historia tychże nie pozostawiają złudzeń, że Konfederacja jest zdecydowanym przeciwnikiem klasy robotniczej, jej tzw. „przywilejów” (takich jak prawo pracy, minimalne wynagrodzenie, ubezpieczenia społeczne, świadczenia socjalne), a także jej organizacji. Zwłaszcza dla „korwinistów” źródłem wszelkiego zła w Polsce i na świecie są związki zawodowe. Z drugiej strony antyrobotnicza aktywność Konfederacji ogranicza się na razie do sali sejmowej i mediów; za wrogimi związkom zawodowym czy partiom lewicy wypowiedziom nie idą dalsze działania. Konfederacja nie tworzy bojówek mających atakować przeciwników politycznych, choć zdarzają się indywidualne akty przemocy ze strony jej zwolenników.

Nie ma wątpliwości również co do antydemokratycznego charakteru Konfederacji. Lista nienawistnych haseł i bulwersujących wypowiedzi jej polityków jest długa: o odbieraniu praw wyborczych kobietom i osobom o niskim wykształceniu; o całkowitym zakazie aborcji; wymierzonych w społeczność LGBT, imigrantów, muzułmanów… Do tego nawiązania do koncepcji „Wielkiej Polski” i pochwały prawicowych dyktatur. Ten antydemokratyzm nie osiągnął jednak jeszcze poziomu charakterystycznego dla historycznych ugrupowań faszystowskich. Konfederacja nie jest całkowicie przeciwna wyborom ani podstawowym prawom obywatelskim, jak wolność zgromadzeń. W szczególności wśród „korwinistów” popularne są hasła wolności osobistej, choć wymierzone przede wszystkim w ingerencję państwa w życie społeczne.

Konfederacja nie jest, póki co, ugrupowaniem masowym. Pozostaje ona głównie sojuszem wyborczym, nie stworzyła poważnych struktur w terenie i nie zorganizowała swojej bazy. W warunkach kryzysu kapitalizmu istnieje jednak potencjał na szybki wzrost Konfederacji, zasilanej masami sfrustrowanego, spauperyzowanego drobnomieszczaństwa, upatrującego w socjalnej polityce rządu i ustępstwach wobec proletariatu – źródeł swojej nędzy.

Podsumowując, Konfederacja jest z pewnością organizacją skrajnie prawicową, reakcyjną i antyrobotniczą. W naszej ocenie Konfederacja nie jest jednak (na ten moment) organizacją faszystowską. Niemniej ma ona wszelkie zadatki na stanie się matecznikiem ruchu faszystowskiego. Aby mogła się w taki przerodzić – zaistnieć musi ku temu obiektywna potrzeba. Burżuazja musi „zgłosić zapotrzebowanie” na faszystowskie bandy – „ludzki taran” do zmiażdżenia proletariatu. Póki co takiego zapotrzebowania nie ma.

Skrajna prawica

Przed II wojną światową istniał w Polsce ruch faszystowski w postaci Obozu Narodowo-Radykalnego, zwłaszcza środowiska skupionego wokół pisma „Falanga” i Bolesława Piaseckiego. Współcześnie istnieją ugrupowania odwołujące się do tej niechlubnej tradycji i sytuujące się na prawo od PiS oraz Konfederacji: Obóz Narodowo-Radykalny (ONR) i Narodowe Odrodzenie Polski (NOP). 

Początkowo, w latach 90. XX wieku, organizacje te były bardzo agresywne, skupiając autentycznych neofaszystów, mając mocne oparcie w środowisku „kibolskim” i wśród ruchu skinhead, który w Polsce zdominowany był przez jego rasistowski nurt (white power skinhead). Obecnie jednak ugrupowania te, zwłaszcza zaś ONR, „ucywilizowały się”, przechodząc podobny proces co francuski Front Narodowy. Niektórzy ich działacze zasilili szeregi Prawa i Sprawiedliwości lub znaleźli pracę w administracji rządowej, w miejsce „brunatnych koszul” przywdziewając garnitury. Można by nawet stwierdzić, że organizacje te zajmują się współcześnie bardziej rekonstrukcją historyczną niż walką z „wrogami Wielkiej Polski”, organizując marsze z pochodniami i flagami z symbolem falangi, ale nie prowadząc rzeczywistej działalności politycznej.

Obok ONR i NOP na skrajnej prawicy wymienić można także organizacje takie jak Autonomiczni Nacjonaliści, Falanga czy tzw. szturmowcy. Ugrupowania te jednoznacznie i otwarcie odwołują się do ideologii, tradycji i symboliki faszyzmu.

onr hajl

Jeśli ktoś chciałby wskazać palcem polskich faszystów, to właśnie wyżej wymienione organizacje (od ONR po szturmowców) zasługują na to miano. Jednakże tym, co łączy je wszystkie, jest ich niewielka liczebność i zwracanie na siebie uwagę przede wszystkim dokonywanymi przez ich członków aktami agresji wobec imigrantów czy osób LGBT, czy aktywnym udziałem w obchodach ważnych dla prawicy świąt (np. 11 listopada).

Podkreślić trzeba, że grupy te nie stanowią na ten moment realnego zagrożenia dla organizacji klasy robotniczej, choć ich członkowie mogą stosować indywidualny terror wobec działaczy lewicy. Niebezpieczny jest fakt pobłażliwości organów ścigania dla tych ugrupowań (choć propagowanie ustroju faszystowskiego jest w Polsce prawnie zakazane), a także umizgiwanie się do nich przez polityków prawicy mainstreamowej. Łagodne traktowanie przez państwo ułatwia docieranie ich zbrodniczych idei do coraz szerszych kręgów społeczeństwa. W ostatecznym rozrachunku jednak, z uwagi na brak sytuacji rewolucyjnej w Polsce i bezpieczną pozycję klasy panującej, usługi faszystów nie są potrzebne. Nie ma zatem perspektywy poważnego wzrostu tych organizacji w najbliższym czasie.

Zagrożenie faszyzmem w Polsce: realne?

W ten sposób dotarliśmy wreszcie do sedna problemu: czy zagraża nam w Polsce faszyzm? 

Jak była już mowa, faszyzm jest ostatnią deską ratunku burżuazji przed rewolucją socjalistyczną (przykład Włoch, Niemiec, Hiszpanii). Obecnie nie ma w Polsce sytuacji rewolucyjnej. Nie ma więc zagrożenia, przed którym burżuazja musiałaby się bronić rękami faszystów czy dyktatorów. Można zaryzykować stwierdzenie, że polski ruch robotniczy jest najsłabszy w całej swojej historii, poziom uzwiązkowienia i strajków jest wyjątkowo niski, brak nie tylko partii rewolucyjnej, ale nawet masowej partii reformistycznej.

Wbrew temu zaś, co mogłoby się wydawać liberalnym lewicowcom, aktywność ruchu LGBT, feministycznego czy ekologicznego nie jest w żadnym razie przyczynkiem do aktywizacji faszyzmu. Te drobnomieszczańskie w istocie środowiska nie stanowią zagrożenia dla klasy panującej, a wręcz przeciwnie – część burżuazji zaanektowała ich hasła jako swoje. Wystarczy spojrzeć na loga wielkich korporacji powszechne na marszach równości w ostatnich latach.

Dlatego powiedzmy sobie szczerze: polskiej burżuazji nie jest potrzebny w tym momencie ruch faszystowski ani nawet dyktatura wojskowo-policyjna

Oczywiście wszystko może się zmienić w miarę pogłębiania się kryzysu gospodarczego: rosnąca aktywność i bojowość polskiego proletariatu, w świetle nieuniknionych wystąpień rewolucyjnych w innych krajach świata, z pewnością wywołają u rodzimej burżuazji drżenie kolan. W takim wypadku kto wie, czy nie staniemy się świadkami narodzin masowej partii faszystowskiej, wyrosłej może z szeregów Konfederacji i zasilanej bojówkarzami ekstremistycznych sekt.

Zerwać się z ogona liberałów

Powiedzieliśmy, że na dzień dzisiejszy nie ma realnego zagrożenia faszyzmem w Polsce. Dlatego też rozlegające się coraz częściej na lewicy nawoływania do „obrony demokracji”, „walki z dyktaturą”, „zatrzymania faszyzmu” itp. służą jedynie podporządkowaniu lewicy liberałom i wzmacnianiu w społeczeństwie przekonania, że w Polska dzieli się na PiS i „anty PiS”. Skutkiem jest utożsamianie lewicy przez wielu proletariuszy z liberalnym establiszmentem.

Równocześnie błędne jest stanowisko tych środowisk lewicy, które płaszczą się przed PiS i dowodzą, że prosocjalne i propracownicze działania rządu (nie okłamujmy się – nieliczne i nieszczere, obliczone jedynie na zdobycie wyborczego poparcia) przykrywają wszystkie jego reakcyjne zapędy, w postaci choćby ataków na prawa kobiet czy mniejszości seksualnych. Popadają oni w podobne odchylenie co ekonomiści, krytykowani przez Lenina już 100 lat temu w pracy „Co robić?”. Tak jak aktywiści podlizujący się Koalicji Obywatelskiej zohydzają lewicę wielu starszym proletariuszom, tak samo ci „ekonomiści” popierający PiS spychają do obozu liberalnego radykalizującą się młodzież, kobiety i osoby nieheteronormatywne.

Wyłącznie właściwym postępowaniem organizacji robotniczej lewicy jest przestrzeganie bezwzględnie zasady niezależności od innych klas, samodzielnego działania pod własnym sztandarem i z własnym programem, zamiast wleczenia się w ogonie burżuazji – nieważne: liberalnej czy konserwatywnej. 

UnitedforEducationNov2016 2

W historii odnajdujemy wiele przykładów przeciwskuteczności sojuszu partii robotniczych z burżuazją i drobnomieszczaństwem dla „obrony demokracji”. Porozumienia takie, czyli „fronty ludowe”, nie zatrzymały faszyzmu, lecz doprowadziły do rozbrojenia i kapitulacji proletariatu. Podkreślić trzeba, że burżuazja bardziej obawia się rewolucji niż faszystów i w ostateczności, mając do wyboru jedno z dwojga, zawsze wybierze faszyzm.

Nie oznacza to, że bagatelizujemy zagrożenia, jakie rodzi obecne panowanie konserwatywnej, reakcyjnej prawicy. Z całego serca nienawidzimy Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji. Nie chcemy jednak zastępować PiS Koalicją Obywatelską lub inną mutacją środowiska liberalnego.

Nie zatrzymamy skrajnej prawicy organizowaniem pokojowych demonstracji, na których będziemy tańczyć sambę i pozować do zdjęć z politykami opozycji. Ani hasła w stylu „peace and love” ani wydarzenia typu „Kolorowa niepodległa” nie są remedium na chorobę faszyzmu. 

Jedynym skutecznym rozwiązaniem dla odsunięcia prawicy od władzy jest zbudowanie masowej partii robotniczej.

Oczywiście, nie da się tego zrobić w kilka miesięcy. Jest to zadanie żmudne i wymagające ogromnego wysiłku; bez porównania trudniejsze niż wznoszenie na łamach liberalnych mediów histerycznych okrzyków o czającym się tuż za rogiem faszyzmie. 

Do wszystkich, którzy chcą podjąć się tego wyzwania, mówimy: chodźcie z nami! Zaś dla liberałów i konserwatystów oraz ich lokajów na lewicy mamy wyłącznie pogardę: wasze miejsce jest, obok faszyzmu, na śmietniku historii.

Autor: tow. Jan Żarski


Literatura

  1. Lew Trocki, Bonapartyzm a faszyzm, http://1917.net.pl/node/23296;
  2. Lew Trocki, Rewolucja niemiecka a stalinowska biurokracja (żywotne problemy niemieckiego proletariatu), https://www.marxists.org/polski/trocki/1932/rewniem/index.htm);
  3. Lew Trocki, Faszyzm. czym jest i jak z nim walczyć, dostępny w j. angielskim: https://www.marxists.org/archive/trotsky/works/1944/1944-fas.htm;
  4. Fred Weston, Trotsky and the Struggle Against Fascism, https://www.socialist.net/trotsky-struggle-against-fascism.htm;
  5. Rob Sewell, What is Fascism? And is it an imminent threat today?, https://www.socialist.net/what-is-fascism-and-is-it-an-imminent-threat-today.htm;
  6. Faszystowski charakter Obozu Narodowo-Radykalnego i nacjonalizm – odpowiedź „Rozsądnemu”, http://1917.net.pl/node/23419;
  7. Przemysław Witkowski, „Europa będzie biała albo bezludna”, czyli szturmowcy, https://krytykapolityczna.pl/kraj/szturmowcy-przemyslaw-witkowski.