Kryzys ekonomiczny dotykający Turcję przyczynił się do głębokiego politycznego kryzysu. Pojawiają się coraz częstsze podziały i rozłamy w szeregach rządzącej krajem Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) oraz w szeregach partnera wyborczego AKP, skrajnie prawicowej Partii Narodowego Działania (MHP). Wydarzenia te zwiastują nadchodzącą rewolucję.
Wraz z pogłębianiem się kryzysu, rządząca AKP zaczyna tracić poparcie w sondażach. Nie wiąże się to jednak ze wzrostem poparcia dla partii opozycyjnych. Tendencje te świadczą o radykalizacji tureckich mas oraz o tym, że szukają one wyjścia z obecnego kryzysu, lecz nie ufają zarazem żadnej z większych partii politycznych.
Na początku swoich rządów Erdogan był w stanie utrzymać poparcie na dość wysokim poziomie bazując na wzroście gospodarczym kraju. To dawało mu przewagę nad rywalami. Taki stan rzeczy to jednak już odległa przeszłość. Obecny prezydent Turcji obecnie desperacko szuka sposobu na uratowanie swojej pozycji. Korzystnym dla niego jest fakt, że główna partia opozycyjna, kemalistowska Republikańska Partia Ludowa (CHP), nie jest w stanie skorzystać z topniejącego poparcia dla Erdogana. CHP stworzyło sześciopartyjną koalicję, której celem jest zakończenie prawie dwudziestu lat rządów AKP. Koalicja „zjednoczonej opozycji” (łudząco podobna do tej węgierskiej czy potencjalnej polskiej koalicji anty-pisowskiej- przyp. tłum.) nie jest jednak w stanie zmobilizować wystarczająco dużo wyborców przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi czy wyborami parlamentarnymi nadchodzącymi za rok.
Przez lata turecki kapitalizm zataczał się od jednego kryzysu do drugiego. Gdy gospodarka otrząsała się po kryzysie z 2018 roku, rozpoczęła się pandemia COVID-19. Następnie kraj odczuł skutki wojny na Ukrainie.
Wojna na Ukrainie stanowi dla tureckiej energetyki potężny szok. Większość tureckiego zapotrzebowania energetycznego spełnia energia importowana z zagranicy. Energetyczne niedobory w Turcji skutkowały wzrostem inflacji. O ile oficjalne statystyki zakładały, że inflacja na przełomie maja i czerwca osiągnie około 60 procent, to realnie rosnące w zastraszającym tempie ceny energii spowodowały wzrost inflacji powyżej wspomnianego poziomu. Oficjalny Turecki Instytut Statystyczny (TÜİK) ocenia wysokość inflacji w kraju na prawie 70 procent. Niemniej, Grupa Badania Inflacji (ENAG), niezależna organizacja badawcza, wyliczyła, że inflacja realnie sięga 156,86 procent.
Protesty
Obniżenie się standardów życiowych spowodowało falę protestów przeciwko wzrostowi cen. Masy wystąpiły na ulice całej Turcji sprzeciwiając się wzrostowi kosztów utrzymania. Gniew na rząd rośnie z dnia na dzień, a protesty przyciągają coraz to więcej osób reprezentujących szersze grupy społeczne.
Protesty w większości odbywały się spontanicznie, przyciągając do siebie masy ludności.Część Turków organizuje się w ramach związków zawodowych czy organizacji wspólnotowych, maszerując pod hasłem „Geçinemiyoruz” co oznacza „nie dajemy rady” . Podczas protestów częstym widokiem było palenie rachunków za energię, przy krzykach „nie będziemy płacić” oraz „Cengiz może zapłacić rachunki”, nawiązując do jednej z firm energetycznych, która uniknęła zapłaty miliardów lir w podatkach.
Wcześniej ludzie bali się otwarcie wyrażać sprzeciw wobec władzy Erdogana, mając z tyłu głowy potencjalne konsekwencje prawne. Rządzący Turcją reżim stworzył atmosferę strachu. Głoszenie stanowisk anty-erdoganowskich w mediach społecznościowych może się bowiem skończyć pozbawieniem wolności. Zdarzały się przypadki aresztowania dzieci w wieku szkolnym za krytykowanie prezydenta kraju podczas przerw szkolnych. Represje te nie są jednak w stanie powstrzymać niekontrolowanego gniewu mas.
Demonstracje przepełnione są hasłami skierowanymi otwarcie przeciwko AKP. Masy otwarcie mówią o tym, że mają dość władzy Erdogana. Drastyczne obniżenie poziomu życia powoduje, że ludzie zaczynają rozumieć naturę kapitalizmu. Na transparentach protestujących widnieją hasła takie jak „ci którzy stworzyli ten kryzys mają za niego zapłacić”. Jeden z demonstrantów zapytany o zdanie na transparencie mówił, że: „Albo zaakceptujemy życie w ciemności i chłodzie tylko po to, by kilka firm, które starają się na nas przerzucić koszty tego kryzysu, mogło dalej odnosić zyski albo po prostu podrzemy te rachunki za prąd”.
Kryzys gospodarki tureckiej związany jest wzrostem świadomości i aktywności politycznej tureckiej klasy robotniczej. Kraj ogarnia największa fala strajków od lat siedemdziesiątych, kiedy to Turcja była o krok od rewolucji. Potężna fala strajków przewinęła się przez kraj od stycznia do marca. Robotnicy z wszystkich branży gospodarki uczestniczyli w strajkach, których liczba w pierwszych dwóch miesiącach 2022r. wyniosła co najmniej 108. Strajki zorganizowano także w rejonach uznawanych za najbardziej konserwatywne i najbardziej przychylne rządom AKP.
W Gaziantep, mieście znanym z wysokiego poparcia dla AKP, zorganizowano ponad 30 strajków w przeciągu sześciu tygodni. Wzięło w nich udział dwanaście tysięcy robotników. Większość tych strajków wybuchła spontanicznie, bez udziału związków zawodowych. Robotnicy podczas swej walki przyswoili wiele wartościowych lekcji: zrozumieli, że są kluczowi dla procesu produkcji, że są w stanie zatrzymać swoją organizacją proces produkcji, od którego to zależą zyski ich szefów oraz, że ich siła polega na ich liczebności i jedności. Robotnicy jednoczą się podczas konkretnych kampanii, wielu z nich zasila również szeregi związków zawodowych. Wraz z wzrostem inflacji robotnicy domagają się nowych układów zbiorowych. Başaran Aksu, koordynator związku zawodowego Umut-Sen, stwierdził w wywiadzie:
Nawet robotnicy głosujący na AKP i MHP nie wierzą w dane statystyczne przedstawiane przez TÜİK. Są bardziej skorzy wierzyć mediom opozycyjnym. Sytuacja jest trudna, dlatego robotnicy chcą podpisywać nowe porozumienia i żądają ponownych podwyżek płac. W innym wypadku nie będą mieli za co żyć.
Nowa runda negocjacji dotyczących porozumień zbiorowych właśnie się rozpoczyna. Zwiastuje to nową falę strajkową, która swym rozmiarem zapewne znacznie przewyższy poprzednią.
Od ostatniej jesieni studenci biorą intensywny udział w protestach przeciwko rosnącym cenom wynajmu. Żądają łatwiejszego dostępu do państwowych akademików. Protesty Barınamıyoruz („nie możemy znaleźć schronienia”) rozpoczęły się w Stambule i szybko rozprzestrzeniły się na uniwersytety w całej Turcji. Reżim odpowiedział rzecz jasna represjami, aresztując tysiące studentów. Władzom nie udało się jednak zatrzymać całego ruchu.
W kwietniu emeryci z całego kraju zorganizowali marsz na Ankarę, stolicę Turcji, żądając podniesienia emerytur i zniesienia podwyżek cen. Emeryci organizowali liczne protesty w całym kraju, kilkakrotnie zwracali się też z swym problemem do parlamentu. Również na ich protestach padały odważne i dosadne hasła takie jak: „Cofnąć nieznośny wzrost cen!”, „Wzrost cen, tortury, oto AKP!”, „Nie poddamy się AKP” czy „Niech żyje solidarność ludzi pracy!”. Ostatnie hasło pokazuje, że emeryci doskonale rozumieją istotę walki klasy robotniczej oraz widzą wspólny interes z proletariatem.
Kraj objęły też spontaniczne protesty rolników, którzy blokują autostrady i drogi swoimi traktorami, sprzeciwiając się wzrostowi cen energii oraz produkcji. Wraz z rozwojem fali protestów, producenci rolni z całej Turcji zjednoczyli się organizując przemarsz do Ankary w celu przedstawienia swych żądań. Większość rolników pochodziło z rejonów tradycyjnie głosujących na konserwatywne AKP. Warunki maturalne wywołują w nich jednak wzrost świadomości politycznej. Jeden rolnik z Gaziantepu pytany o swoje zdanie na temat sytuacji stwierdził, że: „50 kilogramów nawozu kosztuje teraz 400 milionów lir. Czy religia nas nakarmi? Wszyscy jesteśmy muzułmanami, ale religia to jedno, a polityka drugie. Ja kieruje się moją sytuacją finansową, a nie lojalnością wobec Erdogana czy Kılıçdaroğlu. Ludzie głodują, ludzie żyją w biedzie. Niech żyje socjalizm, niech żyje rewolucja.”
Podstawy rządów Erdogana
Nieudolność w zarządzaniu ogarniętą kryzysem gospodarką skutkowało znacznym obniżeniem poparcia dla Erdogana. Kolejne obniżki stóp procentowych na jesieni spowodowały jedynie spadek wartości tureckiej waluty. W roku 2021 wartość tureckiej liry spadła o 45 procent. Erdogan stara się przedstawić obecny kryzysy jako „wojnę o niepodległość” i oskarża opozycję, która żąda wzrostu stóp procentowych, o „chęć atakowania jego rządu” i „wzniecanie paniki”.
Tak naprawdę Erdogan stara uniknąć się społecznej eksplozji. Podwyższenie stóp procentowych prawdopodobnie spowodowałoby olbrzymią falę bankructw w kraju, gdzie gospodarka przesiąknięta jest zadłużonymi przedsiębiorstwami. To z kolei oznaczałoby koniec jego reżimu. Od początku zeszłego roku w Turcji ogłoszono 25 milionów upadłości, prawie jedną dziesiątą z nich od początku roku 2022. Utrzymywanie przez władze niskich stóp procentowych wiąże się jednak z wzrostem inflacji oraz spadkiem realnych płac. Taka tendencja także uderza mocno we władze i podważa ich pozycję.
W międzyczasie reżim Erdogana zdołał ustabilizować lirę dzięki uszczuplaniu rezerw dewizowych banku centralnego oraz dzięki wprowadzeniu systemu ochrony lokat. Erdogan liczy na to, że jego sytuację poprawią tanie eksporty tureckich produktów, które zdołają wygenerować wystarczająco dużo zysku by uzupełnić obecny deficyt bankowy kraju. To z kolei ma na celu ustabilizować walutę i obniżyć inflację w kraju. Jego plan, jakkolwiek dobry lub nie, został nagle przerwany przez wybuch wojny na Ukrainie. Turecka gospodarka opiera się mocno na rosyjskich dostawach energii, handlu z Federacją Rosyjską oraz na dostawach zbóż z Ukrainy. Ponadto spore zyski dla tureckiej gospodarki generują turyści z tychże państw. Opłaty za energię wyniosą Turcję w tym roku zawrotne 40 miliardów dolarów amerykańskich, co znacznie zmniejszy wynoszące niecałe 16 miliardów dolarów rezerwy banku centralnego. Na to wszystko nakładają się rosnące w wyniku inwazji Rosji na Ukrainę ceny paliw czy zbóż.
Erdogan z desperacją szuka obecnie środków finansowych i inwestorów. Rząd zmusza eksporterów do oddawania na konto banku centralnego 40 procent ich zysków w obcych walutach. Stanowi to wyraźny wzrost względem 25 procent z stycznia, kiedy wprowadzono takie rozwiązanie. Podobne metody stosowane są obecnie w Turcji w sektorze turystycznym.
Władze kraju mierzą się obecnie ze znacznie uszczuplonymi rezerwami walutowymi i pokaźnym długiem zagranicznym. Ponadto, nieortodoksyjna polityka Erdogana w kwestii stóp procentowych skutkowała ucieczką kapitału, co zaostrza tendencja najbogatszych państw do rezygnacji z zagranicznych inwestycji w czasach głębokiego kryzysu. Reżim Erdogana może dwoić się i troić, lecz nie przeskoczy ograniczeń kapitalizmu.
Choć Turcja pogrążona jest w kryzysie to nadchodzące wybory, których wyznaczony termin to czerwiec 2023 roku, nie są związane z politycznym zaangażowaniem mas. Żadna opcja polityczna nie zdołała wywołać w Turkach większego entuzjazmu.
Rządząca partia AKP i jej skrajnie prawicowy koalicjant, Partia Narodowego Działania, mają w sondażach około 25 i 5 procent poparcia. Obie opcje nie są w stanie zebrać poparcia nawet 1/3 głosujących, znacznie mniej niż 51 procent wymagane by wybrać prezydenta lub stworzyć koalicję rządową w parlamencie.
Rozłamy w szeregach klasy panującej
Erdogan po raz pierwszy zwrócił się w stronę MHP w 2015 roku, aby zyskać część głosów nacjonalistycznego elektoratu po tym, jak utracił większość w parlamencie. Szybko jednak stał się zależny od poparcia MHP, które gwarantowało mu władzę.
Gdy Erdogan zdobył władzę w roku 2002, był on w stanie utrzymać popularność oraz zwiększyć ją kiedy to turecka gospodarka notowała wysoki wzrost. Ponadto, kraj miał możliwość ominąć najbardziej drastyczne konsekwencje kryzysu z 2008 roku, lecz gospodarka kraju stała się mocno zależna od spekulacyjnego wzrostu, co obnażył kryzys z 2013 roku.
Wzrost gospodarczy spowolnił, inflacja i bezrobocie zaczęły rosnąć, a lira zaczęła tracić na wartości. Ataki reżimu na warunki życiowe mieszkańców podczas dotykających Turcję kryzysów ujawniły klasową naturę władzy Erdogana i stopniowo zmniejszyły bazę poparcia dla reżimu. Proces ten przyspieszyła pandemia koronawirusa.
Podczas pandemii w Turcji miliony osób popadły w biedę. Zarazem, między listopadem 2020, a listopadem 2021 roku w kraju przybyło 181 tysięcy nowych milionerów. Zamożny styl życia Erdogana i klasy panującej skontrastowany z powszechną biedą, która dotyka miliony zwykłych Turków tworzy atmosferę gniewu oraz zwiększa społeczną polaryzację.
Przez lata, kiedy to baza poparcia dla reżimu Erdogana malała, prezydent kraju musiał zwiększyć swoją kontrolę nad aparatem władzy, aby zapewnić polityczną stabilność, zabezpieczyć swoją pozycję oraz pozbyć się jakiejkolwiek możliwej opozycji wewnątrz jego własnej partii politycznej. Oczyścił instytucje państwowe i społeczne i obsadził na wolnych stanowiskach osoby lojalne reżimowi AKP. Aby nie stracić wymykającej się mu z rąk władzy, Erdogan przeprowadził ataki na wolności i prawa demokratyczne. Pozycję polityka znacznie umocniło referendum konstytucyjne z 2017 roku. Te działania reżimu Erdogana są jednak wskaźnikiem jego słabości.
Niezadowolenie związane z kierunkiem w jakim prowadzi kraj Erdogan zaczyna przenikać szeregi samego AKP. Dwóch założycieli tej partii, Ahmet Davutoğlu i Ali Babacan, odeszło z niej, tworząc własne stronnictwa- Partię Przyszłości (GP) oraz Partią Demokracji i Postępu (DEVA).
Wraz z pogłębianiem się kryzysu ekonomicznego zwiększa się nacisk na klasę panującą i jej reprezentantów. To z kolei powiększa jedynie polityczne podziały. Według jednej z najważniejszych tureckich gazet, 40 obecnych oraz 20 byłych parlamentarzystów AKP prowadzi rozmowy z kierownictwem GP.
Selçuk Özdağ, wiceminister Partii Przyszłości, donosił na temat skarg ze strony ministrów o złym zarządzaniu partią (AKP). Pojawiają się głosy, że „AKP gotuje się”, a na parlamentarzystach z ramienia partii ciąży niesamowita presja ze strony wyborców w swoich okręgach. Co ważne, wcześniej w tym roku dwóch ministrów AKP opuściło partię i dołączyło do DEVA Ali Babacana.
Kryzys prowadzi również do nieporozumień z prawicowymi sojusznikami partii Erdogana – MHP. Baki Ersoy, parlamentarzysta z ramienia MHP trafił na pierwsze strony gazet w kwietniu kiedy to skrytykował wzrost cen i wyraził wątpliwość co do prawdziwości danych dotyczących wysokości inflacji podawanych przez rząd Turcji. Członkostwo Ersoya w partii zostało zawieszone, lecz sam polityk zrezygnował z członkostwo w MHP niewiele później. Dzień po zawieszeniu Ersoya na znak protestu szeregi partii opuścił inny jej parlamentarzysta – Sedat Bilinç. Ujawnił, że po wyrażeniu poparcia dla wątpliwości Ersoya otrzymał od kierownictwa MHP liczne uwagi. Obecnie kolejny parlamentarzysta MHP stanął w obronie Ersoya oraz jego stanowiska.
Zdaniem byłego polityka MHP, w partii prawdopodobnie otwarta została „puszka Pandory”, ponieważ partia wewnątrz jest podzielona. „Bezwarunkowe poparcie Bahçeli’ego (lidera MHP) dla Erdogana powoduje wielkie niezadowolenie wśród polityków MHP.”
Kolejne pęknięcie w strukturach klasy panujące miało miejsce w TÜSİAD, czyli w Tureckim Stowarzyszeniu Przemysłu i Biznesu, tradycyjnie związanym z kemalistowską burżuazją, a tym samym z opozycyjną partią CHP. TÜSİAD odeszło od powściągliwych ostrzeżeń, które wystosowało w październiku i grudniu wzywając do „niezależności ciał nadzorujących i regulujących” oraz nakłaniając reżim AKP do przestrzegania „praw nauk ekonomicznych” po tym, jak obniżenie stóp procentowych przez Erdogana spowodowało gwałtowny spadek wartości liry. Mając na uwadze masową falę protestów jaka nastąpiła w związku z pogłębieniem się kryzysu, zrzeszenie przedsiębiorców przygotowało „program polityczny”.
Na zgromadzeniu ogólnym stowarzyszenia 29 marca, były prezydent organizacji i członek zarządu, Tuncay Özilhan otworzył posiedzenie pierwszą przemową, w której to odpowiedział bezpośrednio na zarzuty Erdogana dotyczące tego, że „stan gospodarki ulegnie poprawie” twierdząc: „Nie mamy komfortu działania przy założeniu, że „nie ma możliwości pojawienia się nowego kryzysu”. Kryzys, nieprzewidywalność rynkowa i niestabilność gospodarki stały się naszą codziennością. Krytyka jaką przedstawiamy nie jest osobista, lecz czysto polityczna.”
Innymi słowy, ich przekaz do Erdogana jest następujący: „biznes to biznes a Ty, niestety stałeś się zagrożeniem dla naszych interesów.”
Protesty przeciwko wzrostowi cen, które masowo zalewają kraj czy przede wszystkim fala strajków robotniczych to niepokojący rozwój wydarzeń z punktu widzenia tureckiej burżuazji. Zaczyna ona dochodzić do wniosku, że jedynym sposobem na uniknięcie rewolucji jest poświęcenie Erdogana w imię obrony swych interesów. Wraz z intensyfikacją kryzysu i wzrostem nacisku ze strony mas rosnąć będą napięcia wewnątrz klasy panującej oraz powiększać się będą istniejące już w jej szeregach podziały.
Opozycja (lub też jej brak)
Chociaż poparcie dla AKP spada, a partia słabnie, to poparcie dla opozycji nie rośnie.
Główna partia opozycyjna, kemalistowska CHP, ponownie udowodniła swoje kompletne bankructwo ideologiczne oraz impotencję polityczną w obliczu kryzysu. Kierownictwo partyjne nie podjęło nawet próby przygotowania realnego opozycyjnego programu politycznego. Walkę z kryzysem o charakterze ściśle ekonomicznym zredukowało bowiem jedynie do „powrócenia do systemu parlamentarnego” i skończenia „jednoosobowych” rządów Erdogana (program typowy dla „zjednoczonych opozycji”- przyp. tłum.). CHP przesuwa się coraz bardziej na prawo. Partia akceptuje w swych szeregach prawicowych nacjonalistów czy kandydatów silnie religijnych. Ponadto CHP przyjęło islamską retorykę, odchodząc od sekularnych kemalistowskich korzeni po to, by zawalczyć o elektorat Erdogana. Obecnymi wyborczymi partnerami CHP są trzy stronnictwa: Dobra Partia (İYİ), której część członków odeszło z skrajnie prawicowego MHP, Partia Szczęścia (SP)- skrajnie prawicowy, islamski twór oraz konserwatywna Partia Demokratyczna (DP).
Nawet w kolacji z DEVA i GP, partiami, które powstały na skutek oddzielenia się od AKP, skupione wokół CHP porozumienie opozycyjnych formacji nie jest w stanie zdobyć wystarczająco dużo głosów by odnieść zwycięstwo. Wspomniane sześć ma wedle sondaży na chwilę obecną około 40 procent poparcia. Do wyborów w 2023 roku wiele może jednak ulec zmianie.
Sojusz Narodu (nazwa opozycyjnej kolacji przewodzonej przez CHP) przedstawiła prawie pięćdziesięciostronicowy program. Próżno w nim szukać ekonomicznych rozwiązań mających ulżyć masom w czasach tak dobijającego ich kryzysu. Dokument przedstawiony przez Sojusz Narodu zawiera fragment, w którym mowa o tym, że gdy „badania nad programem ekonomicznym w każdej partii dobiegną końca” eksperci z każdej partii „zbiorą się i zaprezentują wspólny program ekonomiczny, który będzie owocem ich uprzedniej pracy.” Jakże puste i obraźliwe wręcz słowa wobec biedy, głodu i bezrobocia, które to dotykają miliony ludzi w Turcji. Dokument spreparowany przez „zjednoczoną opozycję” świadczy jedynie o tym, jak bardzo ta oderwana jest od potrzeb zwykłych obywateli i ich codziennych utrapień.
Jesienią, kiedy kryzys walutowy był najsilniejszy, partia podjęła próbę zmobilizowania mas, ogłaszając program wieców. Ku zdziwieniu przywódców partyjnych, pierwszy wiec CHP przyciągnął ponad dwadzieścia tysięcy osób. Jednak wizja politycznej aktywizacji tysięcy Turków była tak przerażająca dla CHP, że partia zdecydowała się nie organizować kolejnych wieców. Lider partii, Kılıçdaroğlu powiedział, że „partia skupi się w większym stopniu na spotykaniu się z profesjonalnymi organizacjami, ekspertami, organizacjami pozarządowymi i młodzieżą”.
CHP stara się przekierować gniew mas w stronę bezpiecznych i niezagrażających władzy burżuazji rozwiązań. Kılıçdaroğlu nawołuje masy do tego, by nie protestowały na ulicach. Zamiast tego zachęca, by „obywatele udali się do urn w celu zmienienia partii rządzącej”. CHP może nie zgadzać się z polityką Erdogana, lecz w jeszcze większym stopniu boi się zapoczątkowania ruchu, który ma potencjał wyrwać się jej spod kontroli i stać się zagrożeniem dla systemu kapitalistycznego w Turcji jako takiego. Kryzys gospodarczy w Turcji nie rozpoczął się bowiem od nadużyć jednoosobowej władzy Erdogana, lecz spowodowany jest on najzwyczajniej w świecie specyfiką kapitalizmu.
Przyczyną dla której CHP i inne partie opozycyjne nie umieją pokonać wątłego obecnie AKP jest to, że straciły one w oczach mas wiarygodność. Wielu zwolenników i wyborców AKP odwróciło się od Erdogana, lecz brak im alternatywnej opcji. Pytany przez dziennikarzy na proteście w Ankarze rolnik podsumował sytuację w ten sposób: „obecnie to nie kwestia AKP, CHP czy Dobrej Partii. Na dzień dzisiejszy to kwestia partii, która zapewni mi chleb. Zagłosuję na kogokolwiek, kto uratuje mnie od głodu. W tym celu mogę oddać głos nawet na HDP.”
Ludowa Partia Demokratyczna (HDP)
W tym specyficznym klimacie politycznym, lewicowa Ludowa Partia Demokratyczna (HDP), bazująca na poparciu kurdyjskiej mniejszości opcja polityczna ma potencjał stać się realną alternatywą dla AKP i CHP. Partia zainicjowała swój własny sojusz polityczny, do którego chce wcielić pozostałe partie lewicy tureckiej, również stronnictwa bardziej radykalne. Autentyczny zjednoczony front wszystkich lewicowych stronnictw, bazujący na socjalistycznym programie, byłby w stanie zjednoczyć masy.
HDP stawia ważne demokratyczne żądania: odpowiada się za narodową i religijną wolnością, sprzeciwia się opresji kobiet w tureckim społeczeństwie, odpowiada się za pokojem. Partia zaproponowała w parlamencie kilka ważnych ustaw, mających na celu ulżenie obywatelom Turcji w czasach kryzysu. Partia proponuje, by płaca minimalna była podnoszona co trzy miesiące, odpowiada się za 250 kW darmowej energii elektrycznej dla każdego gospodarstwa domowego, chce znieść dług studencki i podnieść wysokość stypendiów dla studentów. Ponadto HDP proponuje, żeby rząd pokrywał połowę ceny paliwa i nawozu dla rolników oraz żąda, aby minimalna wysokość emerytury wynosiła pięć tysięcy lir tureckich (co skądinąd jest liczbą nieznacznie wyższą od płacy minimalnej i co istotne- poniżej tak zwanej „linii głodu”).
HDP zaproponowało nawet ustawę w sprawie nacjonalizacji przedsiębiorstw energetycznych i prawo dotyczące przeprowadzania audytów, które mogłyby obejmować między innymi polityków i miałyby między innymi na celu zbadanie czy ci uczciwie płacą podatki.
O ile HDP przedstawiało w parlamencie bardzo postępowe reformy, które przyczyniłyby się do poprawy sytuacji klasy robotniczej, partia zarazem rozpacza, że została wykluczona z Sojuszu Narodu na czele którego stoi CHP. HDP wciąż jest chętne poprzeć kandydata na prezydenta z ramienia Sojuszu, pod warunkiem, że dojdzie do porozumienia „w zasadniczych kwestiach” między HDP, a koalicją.
Takie porozumienie byłoby porozumieniem z wrogiem klasowym, a rozmowy na temat potencjalnego sojuszu z „zjednoczoną opozycją” spowodowały zasadne oburzenie pośród członków HDP. Wielu z nich było uciszanych za otwartą krytykę możliwej współpracy z CHP w kwestii Kurdów i ich państwowości.
Jeśli HDP będzie kontynuowało politykę kolaboracji z „postępowym” skrzydłem burżuazji, kierownictwo zrazi do siebie najbardziej radykalnie nastawione i najbardziej dojrzałe politycznie warstwy klasy robotniczej.
Podejrzewa się, że HDP dąży do porozumienia z którąś z części burżuazji w sprawie Kurdów. Nawet jeśli uda im się dojść do konsensusu z CHP w sprawie kurdyjskiej w zamian za odrzucenie radykalnych postulatów socjalnych i robotniczych, to bardzo możliwym jest i tak, że CHP szybko odrzuci pro-kurdyjskie postulaty w momencie, w którym poparcie HDP i Kurdów nie będzie już partii potrzebne. Kurdów w taki sposób potraktował niegdyś Erdogan, który dla własnych korzyści politycznych popierał przez pewien czas kurdyjską autonomię, lecz w odpowiednim momencie zmienił swoje stanowisko o 180 stopni.
Fakt, że HDP nie jest w stanie pokierować masywną falą strajkową, która ogarnia kraj stanowi jedynie kolejny dowód na to, że kierownictwo partyjne zaślepione jest błędną taktyką parlamentarnych porozumień i układów. Kiedy tysiące robotników opuszczało fabryki w ramach strajku, HDP ograniczyło się jedynie do przedstawienia w parlamencie ustawy nakazującej rewizji wysokości płacy minimalnej co trzy miesiące. Zamiast skupiania się na parlamentarnych grach, HDP powinno prezentować politykę opartą na interesach klasy robotniczej i zmobilizować jak najwięcej robotników.
Jako marksiści nie sprzeciwiamy się promowaniu naszych idei w ramach parlamentarnych. Parlament to dobre narzędzie do propagowania programu politycznego i tym samym mobilizacji mas. Lecz kiedy masy są aktywne politycznie, skupianie się wyłącznie na parlamentarnych gierkach może pogubić i zdemobilizować klasę robotniczą. Za parlamentarną demokracją stoją tak naprawdę interesy szefów wielkich korporacji czy bankierów. Żadne manewry polityczne, jak z resztą pokazuje historia, nie są w stanie tego zmienić. Jedynym sposobem na zrealizowanie zarówno ekonomicznych i demokratycznych żądań, które HDP przedstawia jest zagrzanie mas do walki przeciwko kapitalizmowi, a tym samym – agitowanie za rewolucją.
Jeśli HDP pociągnie za sobą najbardziej dojrzałą politycznie warstwę społeczeństwa, będzie to miało miejsce pomimo ograniczeń karygodnie postępującego kierownictwa Ludowej Partii Demokratycznej. Gdyby HDP postawiło na program bazujący na żywotnych interesach klasy robotniczej, który łączy walkę o bieżące żądania robotników z walką o socjalizm, partia zdołałaby zjednać zarówno turecką, jak i kurdyjską klasę robotniczą oraz zdobyć znacznie więcej poparcia niż skompromitowane w oczach robotników partie burżuazyjne, czy to AKP czy CHP. Nie można zapomnieć, że żadne z żądań politycznych, jakie stawia HDP, nie są osiągalne w pełni w ramach systemu gospodarczego, w którym władzę posiada wąska garstka bogaczy i reprezentujących ich polityków.
Zjednoczona klasa robotnicza zagrożeniem dla reżimu
W akcie desperacji, reżim Erdogana ponownie rozważa delegalizację HDP. Miałoby to na celu rozbudzenie w narodzie tendencji antykurdyjskich i podzielenie sześciu milionów wyborców HDP. Partia, która może potencjalnie zjednoczyć tureckich robotników z kurdyjskimi jest niezwykle niebezpiecznym scenariuszem dla kapitalistów.
Władza erdoganowska stara się ratować swoją kiepską pozycję inną desperacką metodą – manipulacjami wyborczymi. Ponieważ AKP i MHP są na pozycji przegranej, partnerzy koalicyjni przepchnęli ostatnio reformy elektoralne, które zmniejszają próg pozwalający na wejście do parlamentu z 10 do 7 procent. Taki krok znacznie polepsza położenie samego AKP i MHP, a zarazem dzieli i osłabia koalicję opozycyjną, przede wszystkim dwie partie, które odłączyły się od AKP.
Wizerunek Erdogana jako silnego przywódcy to jedynie fasada, za którą widnieje zdesperowany polityk, którego reżimowi zaczyna brakować zarówno czasu, jak i opcji ratunku. Rząd AKP obalić w obecnej sytuacji jest niezwykle łatwo, lecz na chwilę obecną nie wyłoniła się jeszcze alternatywa.
Kryzys w Turcji zaczyna wymykać się burżuazji spod kontroli. Większość populacji zaczyna popadać w biedę, a mniejszość bogaczy wciąż wzbogaca się ich kosztem. W ramach systemu kapitalistycznego nie istnieją skuteczne rozwiązania, które długotrwale poprawią sytuację mas. Turecki proletariat nie może jednak czekać aż do 2023r. Turecka klasa robotnicza włączyła się do działalności politycznej, coraz więcej i więcej grup społecznych zaczyna się angażować w ruch przeciwko obecnemu porządkowi społecznemu i działaniom klasy panującej. Wraz z intensyfikacją walki klas więcej robotników włączy się do protestów i strajków. Wobec braku politycznej alternatywy, robotnicy najprawdopodobniej zwrócą się w stronę związków zawodowych i postarają się zmienić je w narzędzie walki z władzą kapitalistów. Wraz z każdą drobną walką polityczną robotnicy będą skręcali coraz bardziej w stronę rewolucjonizmu.
Kluczowym zadaniem jest przekucie instynktownego rozumienia zaistniałej sytuacji w świadomość klasową i podniesienie poziomu politycznego mas. Jest to wyzwanie, jakie stoi przed rewolucyjną partią, której budowa jest najważniejszym zadaniem w Turcji na dzień dzisiejszy. Musimy skonstruować partię składającą się z najbardziej świadomych klasowo jednostek, które będą w stanie wytłumaczyć, że jedynym rozwiązaniem dla problemów przed którymi stoją robotnicy jest przejęcie przez nich firm energetycznych, przejęcie wielkich monopoli oraz wyrwanie banków z rąk wąskiej kliki bogaczy. W skrócie, tylko obalając kapitalizm da się rozwiązać bieżące problemy tureckiego społeczeństwa.
Pytanie nie brzmi czy, lecz kiedy zobaczymy rewolucyjną eksplozję w Turcji. Sytuacja na Sri Lance stanowi doskonały obraz tego, czego możemy oczekiwać w Turcji. Miliony wyszły na ulicę sprzeciwiając się tragicznym warunkom życia w kraju. Takie same warunki zaczynają się kształtować w Turcji. Lecz jeżeli w Turcji zaistnieje sytuacja taka sama jak na Sri Lance, a nie wyłoni się organizacja rewolucyjna z jasnym i wyraźnym programem, za którym podążą masy, ich energia rozejdzie się.
Turecka klasa robotnicza, największa i najpotężniejsza w regionie, weszła właśnie na scenę historii i przygotowuje się do walki, lecz bez odpowiedniego przywództwa skazana jest na porażkę. Dzięki rewolucyjnemu programowi robotnicy mogą pociągnąć za sobą klasę średnią, studentów, rolników i biedotę i co najistotniejsze, mogą finalnie obalić kapitalizm, pozostawiając ten system za sobą tam gdzie jego miejsce – na śmietniku historii.
Autor: Çağla Güneş
Tłumaczenie: tow. Cezary Karpiński
Tekst oryginalny: https://www.marxist.com/turkey-the-erdogan-regime-is-living-on-borrowed-time.htm