Kryzys kapitalizmu spowodował wzrost ruchów masowych na całym świecie. Od Indignados w Hiszpanii, poprzez demonstracje na Placu Syndagma w Grecji, aż do najświeższego Nuit debout we Francji (artykuł oryginalnie napisany w 2017 r. – przyp. red.) – młodzi ludzie zaczynają działać i rzucają wyzwanie systemowi kapitalistycznemu. Ostatnie lata przyniosły ze sobą liczne i spontaniczne działania, skierowane przeciwko różnym formom opresji, która uderza we wszystkie warstwy klasy pracującej.
Inspirujące ruchy, takie jak Idle No More lub Black Lives Matter, demonstracje na całym świecie przeciwko przemocy wobec kobiet w dniu 8 marca, czy ruch przeciwko Trumpowi – to jedynie pojedyncze przykłady zwiększającej się chęci młodzieży i robotników do walki przeciw zniewoleniu i dyskryminacji. Przeważająca ilość przywódców takich ruchów, pod wpływem akademickiej lewicy, przyjęła pogląd nazywany „intersekcjonalizmem”. Nie powinno więc zaskakiwać, że wielu młodych ludzi, którzy dopiero wchodzą w świat polityki dzięki takim ruchom, widzi opresję w określony sposób. Ale co to właściwie jest intersekcjonalizm? Czy jest przydatny w walce z uciskiem? Czy można go łączyć z marksizmem?
Termin intersekcjonalizm opisuje zjawisko istnienia wielu poziomów przeplatających się ze sobą form ucisku, które przecinają się w różnych konfiguracjach, dla każdego indywidualnie, tworząc unikalne doświadczenie danej jednostki i ustanawiając pewne zasady społeczne. „Potrzeba bycia intersekcjonalnym” to popularne dziś hasło zakładające, że każda walka przeciwko uciskowi musi być otwarta na doświadczenia pojedynczych ludzi, którzy doznali ucisku na wielu płaszczyznach, w przeciwieństwie do skupiania się na jednej grupie lub jednej formie opresji.
Marksiści zgadzają się, że jednostki bądź grupy mogą doświadczać ucisku w wielu formach i na wielu płaszczyznach jednocześnie, i że każda z wybranych konfiguracji prezentuje inaczej usytuowane bariery społeczne. Z marksistowskiego punktu widzenia żadna forma ucisku nie może być zrozumiana albo przezwyciężona pojedynczo, a walka przeciwko uciskowi musi toczyć się w stosunku do wszystkich form ucisku jednocześnie, jednocząc wszystkich uciskanych.
Marksiści sprzeciwiają się dyskryminacji, jako że jedynym powodem jej istnienia jest chęć podzielenia nas i uniemożliwienie zjednoczenia klasy pracującej, co jest niezbędne do naszego zwycięstwa. Powierzchownie można by zatem powiedzieć, że marksizm i intersekcjonalizm są zgodne. Jednakże jeżeli sięgniemy głębiej i spojrzymy na teorię, która stoi za intersekcjonalizmem, zobaczymy jak rozumienie ucisku i sposoby walki z nim różnią się od tych prezentowanych przez marksistów. Intersekcjonalizm, mimo najlepszych intencji stojących za jego zwolennikami, nie potrafi wskazać wyraźnych powodów, dla których ucisk jest tak zróżnicowany, a co za tym idzie, nie potrafi też tego problemu rozwiązać.
Nie jest prawdą, że marksiści nie walczą z wszystkimi formami ucisku. Krytykowanie innego podejścia do rozumienia ucisku w różnego rodzaju grupach nie jest jednoznaczne z zaprzeczeniem istnienia zróżnicowanych form ucisku. Wręcz przeciwnie. Naszym celem jest skończenie z jakimkolwiek uciskiem na świecie, a więc naszym obowiązkiem jest rozwijanie metod, których młodzi ludzie i robotnicy potrzebują, aby się wyzwolić. Jednak ukrywanie różnic między nami nie przynosi nic dobrego.
Intersekcjonalizm w kontekście
Aby zrozumieć ograniczenia intersekcjonalizmu z perspektywy marksistowskiej, musimy oczywiście rozważyć sens głównej doktryny intersekcjonalizmu, a także kontekst historyczny, w jakim ta idea powstała. Narodziny intersekcjonalizmu łączą się z porażką prób rewolucyjnych w latach 60. i 70. i płynącą za tym falą reakcji w latach 80., zwieńczonej upadkiem ZSRR. Na tle odejścia od idei walki klas powstawała właśnie „polityka tożsamości”. Ta koncepcja, ze względu na czas, w którym się wytworzyła, opiera się na definiowaniu ludzi poprzez ich cechy osobiste, takie jak pochodzenie, płeć, itp., a nie poprzez ich przynależność klasową. U podstaw polityki tożsamości leży więc poczucie niemocy, defetyzm i indywidualizm.
Klasa panująca nie próżnowała wobec takiego prezentu. Biurokracja ruchów robotniczych i kapitaliści zaczęli korzystać z tego narzędzia przeciwko przeciw lewicy i klasie uciskanej. Rosnąca tendencja ku rozdźwiękowi między osobistą tożsamością a klasowym uciskiem była rezultatem klęski socjaldemokracji i stalinowskiej biurokracji w zadaniu poprowadzeniu robotników do obalenia kapitalizmu, co ostatecznie usunęłoby społeczną i ekonomiczną bazę wszystkich znanych form ucisku.
Szczególnie stalinizm odegrał tu znaczącą rolę. Rewolucja Październikowa, pod przewodnictwem Lenina i Trockiego, przyniosła niespotykany jak dotąd postęp w prawach kobiet, mniejszości seksualnych i uciemiężonych narodowości. Jednak poprzez degenerację ZSRR wiele tych postępowych czynów zostało brutalnie cofniętych. Izolacja i zacofanie Związku Radzieckiego jedynie pogłębiły istniejący już problem, a staliniści używali wszystkich starych metod i form ucisku, aby utrzymać swoją władzę i uniemożliwić globalną rewolucję proletariacką. Doktryny głoszone przez biurokrację radziecką, takie jak na przykład rekryminalizacja homoseksualizmu na terenie ZSRR, skutkowały identyczną dyskryminacją w stalinowskich partiach wszędzie na świecie, co oczywiście skutecznie odstraszyło robotników i młodzież od idei socjalizmu. Takie doktryny jednak nie mają nic wspólnego z prawdziwym marksizmem i jedyne co zdziałały, to jeszcze bardziej podzieliły ludzi na świecie, podczas gdy prawdziwy marksizm zawsze będzie stać przeciwko jakiejkolwiek dyskryminacji w imię jedności klasowej.
Sam intersekcjonalizm z kolei, jako odnoga feminizmu, był w zasadzie reakcją na tradycyjną politykę tożsamości, która zakładała rozdzielenie wszelkich działań przeciw uciskowi na pojedyncze potyczki. Szczególnie czarne kobiety przez dekady podnosiły głos, że ruch na rzecz praw kobiet jest zdominowany przez białe kobiety z wyższych klas społecznych, które ignorowały rzeczywistość i potrzebę walki w obronie czarnych, pracujących kobiet. Jednocześnie ruchy antyrasistowskie były zdominowane głównie przez czarnych mężczyzn, którzy ignorowali ucisk wobec kobiet. Jednakże ideologiczne podłoża intersekcjonalizmu opierają się na „nowych” teoriach, takich jak postmodernizm czy poststruktualizm, które zyskały swoją popularność w kręgach akademickich w okresie kapitalistycznej reakcji i upadku stalinizmu, gdy robotnicy i przywódcy lewicy zrezygnowali nawet z udawania walki o socjalizm i otworzyli się na bardziej „ludzki” kapitalizm.
Gdzie wcześniej kładziono nacisk na radykalne przemiany społeczne i ekonomiczne, teraz to idee, język i myślenie stały się obiektem analizy, co poskutkowało odejściem od walki klasowej. Akademicka lewica, straciwszy wiarę w ruch robotniczy jako czynnik rewolucyjny, skupiła się na próbach zmiany sposobu myślenia pojedynczych jednostek. Wywodzący się z tego trendu ideologicznego intersekcjonalizm stawia nacisk właśnie na subiektywne wrażenia, przemyślenia, język i zachowanie, jako środki do zrozumienia i pokonania ucisku – o ile w ogóle zakłada taką możliwość.
Jest to całkowicie idealistyczne podejście, które opiera się na myśleniu, że aby zmienić społeczeństwo, należy wpierw zmienić poglądy ludzi, lub co gorsza, że przez zmianę „rozumowania” można zmienić rzeczywistość. Prawda jest jednak taka, że w społeczeństwie klasowym w kwestii ideologii dominuje klasa panująca. Nawet ideologia ludzi, którzy prowadzą ruchy rewolucyjne, a także uciskanych i wykorzystywanych mas, jest połączona z reakcyjnymi ideami. Naturalną drogą, jaką musi podążać każda walka mająca na celu zmianę społeczeństwa jest taka, w ramach której masy zmieniają siebie i radykalnie zmieniają swój punkt widzenia. Zostało to bardzo dobrze wytłumaczone przez Marksa w Ideologii niemieckiej:
Dla obu tych spraw, produkcji komunistycznej świadomości na masową skalę i dla sukcesu samej naszej sprawy, zmiana człowieka na masową skalę jest niezbędna. Zmiana ta może mieć miejsce tylko w ramach praktycznego ruchu, w ramach rewolucji. Rewolucja jest potrzebna nie tylko dlatego, że klasa panująca nie może być obalona w inny sposób, ale też dlatego, że klasa, która obali swoich panów, tylko przez sukces rewolucji może pozbyć się naleciałości klasowych i odnaleźć się w nowym społeczeństwie.
Czarna prawniczka Kimberlé Crenshaw jest uznawana za autorkę terminu intersekcjonalizm, który ukuła w 1989 r. Mówiąc dokładniej, użyła go do opisania sposobu, w w jaki sądownictwo w USA zawiodło w zadośćuczynieniu za dyskryminację czarnych kobiet w miejscach pracy. W jej artykule Demarginalizing the Intersection of Race and Sex: A Black Feminist Critique of Antidiscrimination Doctrine, Feminist Theory and Antiracist Politics, Crenshaw cytowała kilka spraw sądowych, w których sąd brał pod uwagę jedynie zarzuty za dyskryminację na tle płciowym, lub tylko dyskryminację na tle rasowym w miejscu pracy, odrzucając ideę, że czarne kobiety doświadczają zupełnie innej formy dyskryminacji niż po prostu kobiety lub po prostu czarni. Dla przykładu, w sprawie DeGraffenreid kontra General Motors, sąd odrzucił zarzuty powódki dotyczące płciowej i rasowej dyskryminacji, ponieważ General Motors zatrudniało w tamtym okresie zarówno białe kobiety jak i czarnych mężczyzn.
Nie można się nie zgodzić, że rzeczywistość czarnych kobiet, bądź innych grup które doświadczają rozbudowanej dyskryminacji, prześlizguje się przez dziury w systemie prawnym kapitalizmu. Takie „dziury” reprezentują prawdziwe, znaczące bariery, które stoją przeciwko uciskanej klasie robotniczej na drodze do prawdziwej równości wobec prawa. Marksiści wspierają zmiany prawne, które pozwalają robotnikom walczyć i poprawiać swoją sytuację życiową. Ale musimy też dodać, że rasizm i seksizm mają swoje korzenie w społeczeństwie klasowym i potrzebach kapitalizmu, dla którego najważniejszym powodem istnienia systemu prawnego jest właśnie obrona status quo.
Klasowa natura burżuazyjnej „sprawiedliwości” będzie istnieć dopóty, dopóki system sądowniczy opiera się na kapitalistycznych fundamentach. A więc Crenshaw, wysuwając swoje żądania, walczyła jedynie o wypracowanie nowych praw, które broniłyby czarne kobiety w sądach, co nie zmieniłoby w żaden sposób fundamentów materialnych lub społecznych. To właśnie one powodują wzrost rozbudowanej dyskryminacji, którą Crenshaw wytykała, i której czarne kobiety doświadczają w miejscach pracy i w szerzej rozumianym społeczeństwie. Mimo że prace kilku intersekcjonalnych feministek poskutkowały pewnymi przydatnymi obserwacjami na temat wielowymiarowej dyskryminacji wobec tych, którzy stykają się z barierami społecznymi, marksiści widzą potrzebę bardziej radykalnego działania. Możemy próbować ułożyć i wdrożyć do systemu prawnego schemat dyskryminacji na różnych poziomach, jednak jako marksiści musimy zadać sobie pytanie, skąd bierze się ten ucisk i jak można go pokonać.
Nadbudowa i rzeczywistość społeczna
W ramach TED Talk, w materialie zatytułowanym Potrzeba intersekcjonalizmu (ang. The Urgency of Intersectionality) z 2016 r., Crenshaw odwoływała się do porażki systemu sądownictwa w uznaniu podwójnej dyskryminacji czarnych kobiet w miejscu pracy jako „problemu z kadrowaniem” (ang. framing problem). Sugerowała, że jeśli sędziowie lub ustawodawcy mieliby lepsze podejście, a co za tym idzie lepsze zrozumienie sytuacji, w jakiej dyskryminacja na wielu poziomach dotyka grup lub pojedynczych ludzi, to ten problem nie występowałby w systemie prawnym. Dyskryminująca postawa sędziów, która wpływa na ich osąd, bez wątpienia ma wpływ na życie uciskanych grup i pogłębia ich marginalizację. Czarni mężczyźni, tak samo jak i kobiety, doświadczają często brutalności policji, a jej sprawcy są masowo uniwinniani. To oczywiste, że sędziowie mają wolną rękę do wydawania wyroków na podstawie swoich dyskryminujących poglądów, i że ma to na celu utrzymanie uciśnionych grup w stanie zniewolenia. Ale skąd biorą się takie poglądy wśród ludzi i jak możemy się ich pozbyć ze społeczeństwa?
Szkodliwe poglądy sprzyjające dyskryminacji wśród policji i sędziów odzwierciedlają potrzeby systemu kapitalistycznego. Państwo i sądownictwo w kapitalizmie istnieją po to, aby utrzymywać i powiększać władzę i zarobki kapitalistów. W tym systemie obietnice wyborcze są łamane tak szybko, jak tylko nieodwoływalni politycy dojdą do władzy, a większość ważnych decyzji podejmuje się za zamkniętymi drzwiami przez niezależnych od społeczeństwa oficjeli (bankierzy lub dyrektorzy). Nie ma prawdziwej demokracji.
Podobnie jest w miejscach pracy – bardzo trudno zmusić pracodawców do odpowiedzialności za dyskryminację, ponieważ kontrolują oni nasze życia, a demokratyczne sposoby kontroli produkcji w kapitalizmie nie istnieją. Mimo że pozwy za dyskryminację kończą się czasem sukcesem, to jednak wymaga to długich lat w sądach, astronomicznych kosztów i wielu innych rzeczy, które uniemożliwiają podejmowanie takich działań dla wielu uciśnionych robotników, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że kapitaliści mają możliwość zatrudnienia lepszych prawników, a system prawny działa na ich korzyść. Jeżeli szefowie otrzymują jakiekolwiek kary, zazwyczaj nie robi to wielkiej różnicy, natomiast składający pozew musi przejść przez prawdziwą katorgę prawniczą. Więc nawet jeśli samo podejście (sędziów lub policji) gra pewną rolę w przejawach dyskryminacji, to prawdziwą przeszkodą w walce z tym uciskiem stanowią bariery społeczne i ekonomiczne. Innymi słowy to kapitalistyczna natura systemu jest głównym problemem, a nie podejście pojedynczych jednostek, których zadaniem jest utrzymywać taki stan rzeczy.
W takim razie dla marksisty fundamentalnym problemem nie jest podejście ludzi ani sposób w jaki myślą oni o ucisku. Twierdzenie, że nadbudowa i język są głównymi sprawami kształtującymi społeczeństwo wywodzi się z idealistycznego podejścia do życia, natomiast marksiści podchodzą do sprawy historycznie i materialnie i twierdzą, że to właśnie rzeczywistość formuje nadbudowę. Nie rodzimy się z wypracowanymi poglądami na życie. To, czego się uczymy i doświadczamy, jest bez przerwy formowane przez społeczne, materialne i historyczne elementy naszych czasów, a przede wszystkim przez system produkcji, jako podstawę, która decyduje o tym, jak zorganizowane jest życie społeczne. Nie oznacza to, że każdy pojedynczy element kultury jest bezpośrednim produktem ekonomicznej bazy społeczeństwa, ale że baza kładzie podstawy pod tworzenie się poglądów danej epoki i tworzy też ograniczenia, w jakich możemy rozumować.
Oczywiście nie tylko osoby zajmujące wysokie pozycje przejawiają skłonności do dyskryminacji w celu osiągnięcia korzyści dla siebie. Robotnicy są także częścią tego typu zachowań. Panujące w społeczeństwie poglądy wynikają z interesów klasy panującej, którą w kapitalizmie stanowi burżuazja. Kapitaliści opierają się na dyskryminacji w celu utrzymania klasy pracującej w rozbiciu, według pochodzenia, języka, płci, seksualności, religii i wielu innych czynników. Te podziały pełnią wiele różnych zadań, przede wszystkim budując poczucie konkurencji między robotnikami oraz podział uciskanej większości, by nie mogła się zjednoczyć przeciw wspólnemu wrogowi – burżuazji. Burżuazja posiada kontrolę nad głównymi przekaźnikami idei, takimi jak media i kultura. Idee klasy panującej są też rozprzestrzeniane przez kościół, system edukacji i obecną formę rodziny. Nasze pomysły są zatem kształtowane przez instytucje, które odzwierciedlają społeczeństwo kapitalistyczne.
Kapitalizm zmusza klasę pracującą do nieludzkiego i morderczego biegu do „sukcesu”, który tylko pogłębia to, jak widzimy siebie i innych. Ludzie nie rodzą się ani chciwi, ani uprzedzeni, ale są wychowywani w samolubnym społeczeństwie, które nastawia nas przeciw sobie. Stawianie pytań i próby zmiany poglądów bez zmiany obecnej sytuacji ekonomicznej i społecznej jest niezwykle ograniczonym podejściem do walki z uciskiem. Podkreślanie znaczenia nadbudowy i idei, oderwane od materialistycznej bazy, zawsze prowadzi do indywidualnych, subiektywnych poglądów na ucisk, nieuchronnie dzieląc klasę pracującą.
Koniec końców materialistyczną podstawą wszystkich różnic społecznych jest niedostatek. Społeczeństwo, które może zapewnić dobrą pracę, dom, edukację dla swych obywateli, nie musi winić „innych” za brak domów, słabą edukację i bezrobocie. A więc społeczeństwo w kryzysie będzie zawsze naznaczone dyskryminacją. Marks tłumaczył, że rozwój sił wytwórczych stanowi bezwzględnie niezbędną przesłankę praktyczną (komunizmu) również z tej racji, że bez tego uspołeczniona zostałaby tylko nędza, a wraz z tym znów rozpoczęłaby się walka o rzeczy niezbędne do życia i zmartwychwstałby cały ten stary kram. Tego typu podejścia nie mogą być całkowicie wyplenione tak długo, jak istnieje niedostatek. W kapitalizmie jednak niedostatek jest w rzeczą sztuczną, ponieważ dysponujemy środkami produkcji rozwiniętymi do tego stopnia, że jako ludzkość mamy więcej bogactwa i surowców niż to potrzebne do zapewnienia wszystkim godnego, dobrego życia. Problemem jest to, że całe to bogactwo jest skumulowane w rękach malutkiej mniejszości, a reszta ludzkości jest pozostawiona samym sobie. Dlatego właśnie marksiści nawołują do wywłaszczenia klasy panującej, aby można było użyć tego bogactwa dla większości społeczeństwa i zniszczyć materialne korzenie podziału i ucisku.
Przyczyny opresji – subiektywne czy obiektywne?
W pracach nurtu intersekcjonalnego feminizmu często pojawia się odniesienie do „strukturalnej” opresji, lecz z punktu widzenia idealistycznego, a nie marksistowskiego, materialistycznego. Na przykład jeśli chodzi o różnorodne i przecinające się formy opresji, bell hooks uważa, że „osie opresji” przypominają dom; wszystkie [rodzaje opresji] dzielą wspólny fundament, którym są ideologiczne przekonania, wokół których są skonstruowane idee dominacji. Podobnie twierdzi Patricia Hill Collins, która uważa, że upodmiotowienie wymaga odrzucenia wymiarów wiedzy, czy to osobistej, kulturowej, czy też instytucjonalnej, która utrwala uprzedmiotowienie i odczłowieczenie. Więc przyczyny opresji mają być rzekomo umiejscowione w społecznym systemie przekonań odnoszącym się do wyższości i niższości poszczególnych grup, a zakończenie opresji wymaga odrzucenia tych przekonań. Głównym ograniczeniem tego podejścia jest to, że nie wyjaśnia dlaczego i w jaki sposób te przekonania w ogóle powstają, a przez to nie może dostarczyć metod ich wyeliminowania w skali masowej.
Biorąc za główny cel zmiany sposób, w jaki konceptualizujemy rzeczywistość, sugerujemy że opresja jest w największej mierze utrwalana na poziomie jednostkowym i interpersonalnym. Zgodnie z tym punktem widzenia każdy, kto nie doświadcza konkretnych form opresji, czerpie z niej zyski oraz jest współwinny jej utrwalaniu. Skoro istnieje nieskończona konfiguracja nachodzących na siebie opresji i cech dominujących, teoria intersekcjonalna stawia tezę, że wszyscy jesteśmy wplątani w nieskończoną sieć, w której nieustannie jednocześnie uciskamy i jesteśmy nawzajem uciskani. Zamiast klasy kapitalistów to klasa pracująca staje się wrogiem!
Choć jest to oczywiste, że dyskryminujące i uciskające postawy i zachowania mają miejsce na poziomie jednostkowym i w ramach międzyludzkiej dynamiki (która musi być potępiona i zwalczana przez rewolucjonistów), to postawy te mają swoje społeczne i historyczne uwarunkowania, a ich korzenie tkwią w strukturze społeczeństwa klasowego. Podobnie to, co uznawane jest za cechę dominującą i faworyzowaną systemowo, ma swoje uwarunkowania historyczne. Idee białej supremacji i rasizmi zostały zbudowane przez klasę rządzącą narodów europejskich w celu usprawiedliwienia kolonialnego podboju i niewolnictwa, na bazie których to kapitalizm opierał swój rozwój. Ucisk kobiet nie istniał od zawsze, lecz wytworzył się wraz z podziałem społeczeństwa na klasy i ustanowieniem małżeństwa jako instytucji mającej na celu kontrolę kobiecej seksualności i zabezpieczenia dziedziczenia po linii ojca – narzędzia przekazywania dalej własności prywatnej. Postawy rasistowskie i seksistowskie odzwierciedlają te właśnie materialne i społeczne procesy.
Podczas gdy jednostki oczywiście mogą prezentować postawy dyskryminacyjne i wedle nich działać na szkodę innym, koniec końców te postawy i działania służą jedynie rządzącej klasie wyzyskiwaczy. Idea „przywileju” (privilege), często przywoływana przez zwolenników intersekcjonalizmu, sugeruje że ci, którzy nie są ofiarami poszczególnych form opresji, sami mają interes w utrzymywaniu opresji innych, ewentualnie aktywnie w tej opresji uczestnicząc. Wśród marksistów panuje zgoda, że ludzie uciskani na różnorodne i nakładające się na siebie sposoby doświadczają większych barier społecznych i efektów „skumulowanej dyskryminacji”. Lecz to, co jest często określane przywilejami, naszym zdaniem powinno być uznane za prawa człowieka, które każdemu powinny przysługiwać po równo. Musimy znieść system, który rozwarstwia klasę pracującą i pozbawia uciskane warstwy tych praw, sprawiając że jesteśmy podzieleni i walczymy o ochłapy ze stołu bankierów i szefów. Mówimy więc – nie równajmy w dół i nie twórzmy równości w biedzie. Równajmy do góry i bierzmy to, czego potrzebujemy od klasy wyzyskiwaczy – dla wszystkich!
Ucisk jednej z grup pracuje na utrzymanie systemu kapitalistycznego, który uciska i wyzyskuje nas wszystkich w różny sposób. Nie jest w interesie żadnego pracownika, by dominacja i ucisk innej grupy trwał dalej. Z pozoru może się wydawać, że niektórzy pracownicy zyskują na krzywdzie innych i tym samym korzystają na ucisku. Na przykład wiadomym jest, że mężczyźni na całym świecie za tę samą pracę zarabiają więcej niż kobiety. Ale mężczyźni nie zarabiają więcej dlatego, że kobiety zarabiają mniej. Jest wystarczająco bogactwa na tym świecie, żeby starczyło na podwyżki dla wszystkich pracujących, lecz wartość w całości wytwarzana przez robotników jest zawłaszczana przez pasożytniczą mniejszość. Klasa kapitalistów zyskuje z płacenia mniej i z dyskryminowania robotników, imigrantów, mniejszości rasowych i seksualnych, bo jak wcześniej wykazaliśmy, zmusza to klasę pracującą do większej konkurencji na rynku pracy.
Marksiści aktywnie działają w dziedzinie edukowania klasy pracującej. Tłumaczą robotnikom, że nie jest w ich interesie nikogo uciskać ani dyskryminować. Poprzez realne doświadczenie walki klas świadomość mas zmieni się, a ich postawy odpowiednio się zmienią. Tak zwany „uprzywilejowany pracownik”, który rzekomo podtrzymuje dyskryminacyjne postawy dla własnego zysku, tak naprawdę pomaga kapitalistom tworzyć powolny płacowy wyścig na dno, w którym biorą udział bardziej uciskani pracownicy, oraz utrzymać zyski szefów i klasy kapitalistów, wyzyskującej nas wszystkich. Pracownicy, którzy nie doświadczają różnorodnych form ucisku, mają o wiele więcej do stracenia przez utrzymywanie ucisku innych, jako że uciskanie innych utrzymuje ich własny ucisk. Pracownicy mogą zdobyć świat jednocząc się w walce o socjalizm, który pozwoliłby na polepszenie standardów życia każdego człowieka. Jednak zamiast solidarności intersekcjonalizm wysuwa koncept „sojuszników” (allies) sugerując, że różne sektory klasy pracującej i uciskanych mas mają różne interesy i powinny mieć swoje własne organizacje polityczne. Marksiści nalegają na wspólną walkę bazującą na wspólnych interesach klasy robotniczej, zorganizowaną w masowe, socjalistyczne, pracownicze partie i związki zawodowe, które walczą przeciwko każdej formie ucisku pracowników i przeciwko klasowemu wyzyskowi, czyli walczą przeciwko systemowi kapitalistycznemu i wszystkiemu, co go wspiera.
Niebezpieczeństwo polityki „przywileju” polega na tym, że prowadzi aktywistów do przekonywania konkretnych sektorów klasy pracującej, że tak naprawdę zyskują na ucisku innych warstw, w związku z czym mają różne interesy, zamiast tłumaczyć że w naszym wspólnym interesie jest zjednoczenie się przeciw klasie kapitalistów. Jest to na rękę burżuazji, która ochoczo rozpowszechnia mit o wrogich rodzajach „opresji”. Gdy „uprzywilejowani” i uciskani pracownicy zjednoczą się przeciwko burżuazji i zaczną żądać równej płacy i warunków pracy, wtedy siła owej jedności pozwoli wszystkim sektorom klasy pracującej odebrać klasie kapitalistów całą władzę, tym samym znosząc podstawy wszystkich bez wyjątku „osi opresji”. Dotyczy to również pojedynczych potyczek ekonomicznych – tylko masowa presja klasowa jest w stanie zapewnić jakiekolwiek ustępstwa.
Ucisk i dyskryminacja niektórych warstw klasy pracującej działa również jako wygodny straszak na robotników. Kiedy kapitalizm pogrąża się w kryzysie, klasa rządząca i jej reprezentanci w państwie zrzucają winę na tę czy inną uciskaną i marginalizowaną grupę, próbując szczuć nas przeciwko sobie. Gdy ludziom trudno jest przetrwać i gdzie brak prawdziwie lewicowej alternatywy, takie nastawienie może się zakorzenić. Widać to było dobrze podczas wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych – kiedy Bernie Sanders został odsunięty od wyścigu prezydenckiego, Donald Trump miał otwartą drogę do władzy, siejąc wśród sfrustrowanych warstw pracowniczych, które w Hillary Clinton widziały jedynie uosobienie status quo, swoje rasistowskie, mizoginistyczne, ksenofobiczne nastawienie. Nota bene, jedynie 25% Amerykanów faktycznie głosowało na Trumpa. Sondy pokazały, że znaczna część owej warstwy mogłaby być zdobyta przez lewicową platformę atakującą raczej „klasę miliarderów”, niż tworzącą z uciskanych grup kozła ofiarnego. Głosujący na Trumpa nie byli od urodzenia rasistami czy ksenofobami, ale zostali karmieni takimi postawami jako tłumaczeniem dla ich własnej biedy i trudu życia. To konkretny przykład tego, jak postawy dyskryminujące są zakorzenione w strukturach społeczeństwa klasowego, wzmacniane przez niedobór, biedę i frustrację kapitalizmem, zwłaszcza gdy lewica nie potrafi zaproponować sensownej alternatywy.
Nie jest ciężko wyobrazić sobie, że o wiele mniej posłuchu zyskałyby takie postawy, gdyby każdemu zagwarantowany był wysoki standard życia wraz z powszechnym dostępem do rozwoju swoich zdolności, edukacji wyższej, opieki nad dziećmi, opieki zdrowotnej, transportu, mieszkania, odpoczynku, kultury i tak dalej. Byłoby ciężko winić którąkolwiek z grup za cierpienie innej, gdyby każdej i każdemu byłby zapewniony dostęp do zasobów i możliwości przyczyniających się do lepszego życia. Nie jest to jednak możliwe w kapitalizmie, który bazuje na produkcji dla zysku, a nie dla ludzkich potrzeb.
Walka klasowa i walka z uciskiem
Marksiści są przeciwko dzieleniu ludzkości na osobne „osie opresji” i wskazują na potrzebę jedności. Walka którejkolwiek z uciskanych grup nie może być rozpatrywana w odosobnieniu od innych form ucisku i systemu kapitalistycznego, który je stwarza i wzmaga. I choć zwolennicy intersekcjonalizmu są podziałom według wyłącznie jednej z „osi”, to sam wynik takiego subiektywnego podejścia rozdziela ludzkość wzdłuż nieskończonej liczby konfiguracji nawarstwiających się ucisków i przywilejów bez żadnego wspólnego mianownika między nimi. Taki pogląd przedstawiała teoretyczka intersekcjonalnego feminizmu, Patricia Hill Collins, w swojej pracy Black Feminist Thought: Knowledge, Consciousness, and the Politics of Empowerment. Jak stwierdza:
W zazębiającej się matrycy dominacji znajdują się różne grupy, z których każda z nich zmaga się z różnorodnymi doświadczeniami z karą i przywilejem, które produkują korespondujące cząstkowe perspektywy… żadna z grup nie posiada pełnego pola widzenia. Żadna z grup nie posiada też teorii ani metodologii pozwalającej odkryć jej absolutną „prawdę”.
Taki ogląd spraw jest raczej dołujący, bo pozostawia nas jedynie z naszymi niekompletnymi, subiektywnymi rzeczywistościami i niczym, co pomogłoby nam wytłumaczyć przyczyny opresji, lub pokonać tę opresję raz na zawsze. Taki punkt widzenia prowadzi do indywidualizmu i kontemplacji własnego „ja” zamiast masowej walki w imię radykalnej zmiany rzeczywistości. Świat jednak istnieje konkretnie poza naszymi myślami i uczuciami. Nasze rozumienie tego świata jest z konieczności częściowe i zindywidualizowane, lecz dalej pozostaje odbiciem obiektywnej rzeczywistości, a nasze idee o tej rzeczywistości są ciągle, w starciu z rzeczywistością, poddawane testom. Ucisk kapitalistyczny istnieje obiektywnie. Jeśli nie wierzycie, spróbujcie nie pracować na swoje utrzymanie albo nie płacić czynszu! Ponieważ jednak żyjemy w kapitalizmie i jesteśmy przezeń wyzyskiwani, analiza klasowa i walka reprezentują jak najszersze „pole widzenia” i najlepsze teoretyczne narzędzie w celu zjednoczenia i wyzwolenia wszystkich.
Podczas gdy intersekcjonalizm widzi wszystkie formy ucisku jako równoważne, marksiści podkreślają, że to klasa jest fundamentalną linią dzielącą ludzkość w społeczeństwie kapitalistycznym. Kapitalistyczny sposób produkcji bazuje, w swym rdzeniu, na wydobywaniu przez właścicieli środków produkcji (kapitalistów) wartości dodanej ze swoich pracowników. Nie znaczy to, że ucisk klasowy jest najgorszą formą ucisku w sensie moralnym, czy też, że klasa pracująca jest na swój sposób lepsza od innych uciskanych grup. Znaczy to tyle, że tak długo jak żyjemy w społeczeństwie, gdzie krwiożercze pasożyty z klasy rządzącej wyzyskują i uciskają większość, tak nigdy żadna uciskania grupa nie będzie w prawdziwy sposób wyzwolona, jako że zawsze będą istnieć systemowe nierówności. Jakikolwiek przedstawiciel mniejszościowej klasy rządzącej, nieważne jakiej płci, tożsamości, orientacji płciowej czy rasy, będzie zawsze służyć swojemu interesowi klasowemu, który opiera się na podziale i wyzyskiwaniu wszystkich nas.
Potężne zyski zgromadzone przez kapitalistów reprezentują nieopłaconą pracę klasy robotniczej, której w ramach produkcji odbiera się owoce jej pracy. Taki jest rzeczywisty charakter wyzysku klasowego, zupełnie odmiennego od płytkiej definicji „klasizmu” jako jednej z „osi opresji”. Marksiści zauważają znaczącą rolę dyskryminacji i ucisku w utrzymywaniu systemu kapitalistycznego, ale to ekonomiczna rzeczywistość wyzysku stawia pracownika w unikalnej możliwości obalenia systemu, jako że to właśnie robotnicy produkują całe bogactwo w społeczeństwie. Dodatkowo, mimo że nie wszyscy pracownicy doświadczają nachodzących na siebie „osi opresji”, znaczna większość uciskanych jest wyzyskiwana jako pracujący lub warstwy zdeklasowane, bezrobotni, czy też żyjący w nowoczesnym niewolnictwie. To sprawia, że wyzysk klasowy jest czynnikiem jednoczącym dla wszystkich uciskanych. Klasa pracująca zawiera w sobie wszystkie uciskane warstwy społeczeństwa i to właśnie walka klasowa może zjednoczyć wszystkie warstwy uciskanych przeciwko naszemu największemu wrogowi, czyli klasie wyzyskującej. Dowodzi temu nawet prosty rachunek matematyczny – skoro klasa pracująca jest tak ogromną większością dzisiejszego społeczeństwa kapitalistycznego, to właśnie w niej skupiona będzie również ogromna większość wyzyskiwanych w ten czy inny sposób.
Niestety większość przywódców ruchów studenckich i pracowniczych nie umiała zorganizować bojowego ruchu klasowego, który zdołałby zjednoczyć wszystkie warstwy uciskanych. W międzyczasie biurokracje tych ruchów często przyjmują intersekcjonalny język celem zamaskowania prawdy – jaką jest fakt, że nie walczą o znaczące zmiany w celu poprawienia warunków studentów i pracowników. Jedyne, na co możemy liczyć, to szczątkowe programy, jak parytet płci i inne parytety oparte na tożsamości bez uwzględnienia klasy czy orientacji politycznej, co w rzeczywistości kończy się jedynie kilkoma uprzywilejowanymi pozycjami dla garstki biurokratów. Klasa rządząca używa podobnych programów próbując udobruchać uciskanych, nie naruszając przy tym w ogóle systemu wyzysku. Wystarczy przejrzeć witryny internetowe największych banków, które chwalą się różnorodnością wśród swoich pracowników. Jakże to miłe ze strony instytucji leżącej u podstaw wszelkiej dyskryminacji! Reprezentacja uciskanych grup w bankach i wielkich firmach nie zmienia rzeczywistości dla większości uciskanych warstw klasy pracującej, a bez zmiany materialnych warunków, które dały początek uciskowi, reprezentacja w ruchach studenckich i związkach zawodowych również nic nie zmieni.
Pomysł stojący za „reprezentacją” jest taki, że jeśli tylko więcej ludzi z uciskanych grup otrzymywałoby konkretne pozycje (jako wybrani reprezentanci w studenckich czy pracowniczych organizacjach, w wyborach politycznych, jako dyrektorzy wykonawczy itd.), mogłoby to zmniejszyć lub nawet znieść ich ucisk. Uciskane grupy nie są jednak uciskane dlatego, że są niedoreprezentowane; są niedoreprezentowane przez systemowy ucisk w społeczeństwie, który tworzy bariery uczestnictwa w życiu społecznym i w polityce. Sprawa jest tu postawiona na głowie. Najlepszą drogą uzyskania prawdziwej reprezentacji uciskanych grup w ruchu jest zbudowanie bojowych i walczących organizacji, które faktycznie zaczną znosić bariery jako część walki o zakończenie ucisku. Zachęciłoby to szersze warstwy historycznie uciskanych i marginalizowanych grup do zjednoczenia i walki o przekroczenie systemowych barier, które powstrzymywały te grupy od uczestnictwa. Taka walka popchnie naprzód rozwój prawdziwego rewolucyjnego przywództwa, w odróżnieniu od odgórnego rzucania ochłapów przez burżuazyjnych panów i panie. W socjalizmie chodzi właśnie o wciąganie w walkę o lepszy świat wszystkich warstw wyzyskiwanych i uciskanych. Nasi przedstawiciele muszą być wybierani w związku z ich polityką i możliwością przewodzenia tej walce.
Wybór kobiet takich jak Margaret Thatcher, Angela Merkel, Theresa May czy Hillary Clinton na jedne z najwyższych politycznych stanowisk nie służył wcale sprawie kobiecej emancypacji, a rewolucjoniści bojkotowali i dalej bojkotują działania tych burżuazyjnych marionetek. To samo można powiedzieć o Christine Lagarde, dyrektorce IMF, i wielu innych. Standardy życia czarnych Amerykanów dalej się obniżały za prezydentury Baracka Obamy. Nie może być inaczej, bo każda osoba na takim stanowisku w ramach kapitalistycznej „demokracji” może reprezentować tylko jedną grupę – klasę panującą.
Jako rewolucjoniści popieralibyśmy jakiegokolwiek lewicowego polityka przeciwko nim wszystkim, nie zważając na jego orientację, tożsamość seksualną, rasę czy przynależność do mniejszości etnicznej. Reprezentacja to potężne narzędzie w rękach klasy rządzącej, dzięki któremu można zmobilizować pod swoim kapitalistycznym sztandarem masy uciskanych – oczywiście z odpowiednią „reprezentacją”!
Członkowie klasy rządzącej, tacy jak Hillary Clinton, przyjęli nawet język intersekcjonalizmu by zdobyć poparcie. Crenshaw i inni zwolennicy intersekcjonalizmu potępili tę „zdradę” i wskazywali, że skoro „kobiety” nie są jednorodną kategorią, Hillary nie reprezentuje interesów wszystkich kobiet ze względu na swe imperialistyczne praktyki. Lecz intersekcjonalizm nie celuje ostrza swojej krytyki w źródło ucisku i ostatecznie nie staje się zagrożeniem dla klasy kapitalistów czy też ich reformistycznych sojuszników, więc podobny język z łatwością przyswajają sobie „postępowi” kapitaliści. Wskazywanie na różnorodne i nakładające się rodzaje ucisku nie zagraża członkom klasy rządzącej, dopóki kwestia „dlaczego” i „w czyim interesie” jest pomijana.
Reforma czy rewolucja?
Czy to jednak znaczy, że poszczególni ludzie i grupy doświadczające nawarstwiających się warstw ucisku powinny porzucić swoje własne walki w imię walki klasowej i czy że nic nie da się zrobić dla zwalczania lub zniesienia ucisku, dopóki nie będzie rewolucji socjalistycznej? Bynajmniej! Marksiści są zdecydowanie przeciwko jakimkolwiek formom ucisku i dyskryminacji tu i teraz, zwalczając dzielące i dyskryminacyjne praktyki w ruchu i w całej klasie pracującej wszystkimi sposobami, jako że te praktyki i postawy wpędzają nas w sidła rządzącej klasy kapitalistów. Marksiści idą dalej i podkreślają, że nie można zmienić idei bez zmieniania ich materialnych podstaw, a dokładniej niedoboru dóbr i konkurencji. To jeden z powodów, dla których marksiści uczestniczą w codziennych bojach o reformy i łączą je z potrzebą socjalizmu.
Wszelkie zmiany, nawet najmniejsze reformy, zdobywa się w walce klas, walce robotników przeciwko kapitalistom. Zatem najlepszą metodą na wprowadzenie jakichkolwiek zmian jest masowe, bojowe i wspólne działanie, które wywoła w burżuazji i politykach w strach przed rewolucją. Walka z uciskiem nie powinna być odpowiedzialnością jedynie grup doświadczających konkretnej opresji czy dyskryminacji, ale musi być sprawą całej klasy pracującej, włączając w bój wszystkie uciskane grupy. Mężczyźni i heteronormatywni pracownicy mają interes w walce o prawa kobiet i osób LGBT, biali pracownicy muszą włączyć się w walkę z rasizmem i tak dalej. Nasza siła jest w jedności, a zdobycz dla którejkolwiek z warstw klasy pracującej jest zdobyczą dla całej klasy uciskanych. Inaczej nie tylko osłabiamy naszą siłę, ale również pozwalamy reakcyjnej ideologii toczyć te warstwy pracujących, które danego „rodzaju opresji” nie doświadczają.
To właśnie przez zjednoczoną walkę klasową masy zaczynają rozumieć swoją siłę i ogromną przeszkodę na drodze do walki z uciskiem, jakim jest system kapitalistyczny. Jeśli się rozejrzymy po dzisiejszym świecie, zauważymy, że reformy nie są normą. Wręcz przeciwnie – pracownicy i uciskani na całym świecie muszą walczyć o zachowanie najbardziej podstawowych praw człowieka i zwycięstw z przeszłości. Więc podczas gdy walczymy o reformy mające znieść ucisk i polepszyć warunki życiowe dla klasy pracującej, jednocześnie tłumaczymy, że żadnej reformy nie da się kapitalizmie utrzymać. By wywalczyć polepszenie warunków życiowych raz i na zawsze, reformy muszą być połączone z walką o socjalistyczną przemianę społeczeństwa. Bez rewolucji każda zdobycz jest skazana na śmierć w interesie burżuazji.
Rewolucyjna przemiana społeczeństwa
Nie oznacza to, że dyskryminacyjne postawy zniknęłyby dzień po przeprowadzeniu rewolucji socjalistycznej. Ucisk w różnych formach istniał przez pokolenia, a w niektórych wypadkach przez wieki, odciskając swoje piętno na społecznej świadomości. Jednakże ruchy masowe mają głęboki wpływ na świadomość, gdyż ludzie widzą siebie raczej przez pryzmat swoich wspólnych interesów niż różnic czy konkurencji. Dużo trudniej trzymać się swoich dyskryminacyjnych postaw wobec kobiet czy osób LGBT, jeśli wszyscy razem walczymy o wspólną sprawę, ryzykując swoim życiem. Podczas strajków robotniczych staje się jasne, że pracownicy nie mają żadnego interesu w uciskaniu się nawzajem. W warunkach ruchu masowego to zrozumienie jest osiągnięte na szeroką skalę. I tak, jak robotnicy instynktownie czują niechęć do łamistrajków, tak i marksiści są nieprzejednanym wrogiem każdego, kto chce podkopywać fundamenty jedności klasy pracującej.
Jednym z ostatnich przykładów jest rewolucja egipska z 2011 r., podczas której obalono Hosniego Mubaraka. Podczas gdy kobiety w Egipcie historycznie zawsze doświadczały wysokiego stopnia dyskryminacji i przemocy, a muzułmanie i chrześcijanie zatopieni byli w krwawych konfliktach przez dekady, kobiety i mężczyźni wszystkich grup religijnych zgromadzili się wspólnie na placu Tahrir. Robotnicy instynktownie rozumieją potrzebę zjednoczonego działania, a w sytuacji rewolucyjnej wszelkie podziały giną w ogniu walki klas.
Radykalnie przekształcając gospodarcze i społeczne fundamenty społeczeństwa wzdłuż socjalistycznych linii, zniszczymy strukturalne i gospodarcze przyczyny ucisku. Bez mniejszości wyzyskującej produkcję klasową dla zysku nie byłoby społecznej ani materialnej podstawy, by dzielić społeczeństwo wzdłuż linii płciowych, tożsamości seksualnej, orientacji, sprawności, rasy, języka, religii, czy jakiejkolwiek innej kategorii. Kiedy nie będziemy w końcu zmuszani do konkurowania o zatrudnienie, edukację, opiekę nad dziećmi, wodę, jedzenie czy tanie mieszkania, to sposób, w jaki nawiązujemy ze sobą relacje, zmieni się fundamentalnie. Byt społeczny stwarza świadomość społeczną.
Demokratycznie wybrani i odwoływalni przywódcy w naszych miejscach pracy i demokratyczny nadzór nad procesem rekrutacji może służyć w przeciwdziałaniu dyskryminacyjnym praktykom w miejscu pracy. Kolektywne i demokratyczne zarządzanie i kontrola nad mediami oraz instytucjami edukacyjnymi na dłuższą metę zapewni zwalczanie dyskryminacyjnych praktyk w społeczeństwie oraz zapewni, że przepiękna różnorodność ludzkości będzie nauczana i celebrowana. Zmiana socjoekonomicznych fundamentów społeczeństwa wprowadziłaby głęboką zmianę w patrzeniu na świat i podejściu mas.
Marksistów często krytykuje się za forsowanie odgórnych, jednolitych rozwiązań dla wszystkich. Jest dokładnie odwrotnie – w rewolucji socjalistycznej chodzi o zwyczajnych ludzi, biorących swój los w swe własne ręce i budujących nowe społeczeństwo dla samych siebie. Marksiści poprowadzą masy do zwycięskiego obalenia kapitalizmu i ustanowienia socjalistycznego społeczeństwa, tworząc społeczne i gospodarcze podstawy, gdzie nierówność, ucisk i wyzysk nie będą już miały materialnych podstaw bytu. Wówczas historycznie uciskane grupy będą miały możliwości i zasoby niezbędne do zaspokojenia konkretnych potrzeb wynikających z pokoleń ucisku i dyskryminacji. Na bazie prawdziwej społecznej równości ludzie będą mogli zacząć odnosić się do siebie z fundamentalnie większym stopniem szacunku i szczerości. Poprzez budowę nowego społeczeństwa będzie możliwa budowa nowej społecznej świadomości.
Na podstawie:
Autor: Jessica Cassell
Tłumaczenie: Marcin Marcinkowski, Michał Lasota
Tekst oryginalny: Fightback