W ostatnim czasie polską scenę polityczną zdominował temat polexitu, czyli potencjalnego wyjścia Polski z Unii Europejskiej. Media codziennie przekazują kolejne “niepokojące wieści” o tym, że PiS planuje wystąpienie z UE – albo nawet jeśli nie jest to cel Jarosława Kaczyńskiego, to doprowadzi nas ku temu swoją polityką. 

Kwestia ta stała się kolejnym zarzewiem sporu między PiSem a liberalną opozycją. Po jednej stronie barykady liberałowie straszą, że PiSem doprowadzi kraj do wyjścia ze struktur unijnych, z drugiej konserwatyści zapewniają o niemożliwości takiego scenariusza, jednocześnie krzycząc o nieuginaniu się przed dyrektywami Brukseli. Jednak czy jest szansa aby Polska faktycznie wyszła z Unii? Jakie znaczenie ma cały ten spór i co chcą na nim ugrać liberałowie i konserwatyści? I przede wszystkim jakie to ma znaczenie dla polskiego proletariatu?

Konflikt z Brukselą

Temat polexitu został podjęty przez media i opozycję w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który uznał że część zapisów Traktatu o Unii Europejskiej, głównie związanych z polskim sądownictwem, jest niezgodna z polską konstytucją. Wyrok ten zapadł na skutek wniosku skierowanego do TK przez samego premiera Morawieckiego. Miało to na celu wyłączenie sędziów powołanych przez PiS spod wyroków unijnego Trybunału Sprawiedliwości.

Choć TK kilkakrotnie odraczał swoje rozstrzygnięcie, treść wyroku nie powinna być zaskoczeniem. Po pierwsze, sędziowie Trybunału to w większości zaufani ludzie PiSu. Wystarczy przypomnieć, że w jego składzie zasiadają Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz. Po drugie, wpisuje się w narodowo-patriotyczną narrację prawicy, która lubi dużo mówić o suwerenności i niepodległości, w praktyce wysługując się obcemu imperializmowi. Po trzecie, pamiętać warto, że Prawo i Sprawiedliwość jest reprezentantem tej części polskiej burżuazji, która ukierunkowuje się bardziej na interesy kapitału amerykańskiego, niż zachodnioeuropejskiego, a zwłaszcza niemieckiego (ten reprezentują liberałowie). A USA i UE niekoniecznie mają zbieżne interesy, zwłaszcza w czasie gdy na świecie narasta kurs ku protekcjonizmowi, cłom i wojnom handlowym.

Nie jest to też pierwszy raz, gdy PiS wchodzi w “przepychankę” z Komisją Europejską. Konflikt z Czechami o kopalnię w Turowie, skutkujący nałożeniem na Polskę dotkliwych kar finansowych, jest wciąż w toku. Wcześniej niejednokrotnie już Warszawa otrzymywała od UE reprymendę za “naruszenia praworządności”. Z kolei PiS często posługiwał się antybrukselską retoryką, wymierzoną przeciwko “lewackiej” Unii Europejskiej. 

Przypomnijmy, że aktualny spór z Brukselą jest pokłosiem pisowskiej pseudoreformy wymiaru sprawiedliwości, kierowanej przez Zbigniewa Ziobrę, i sprowadzającej się do podporządkowania sądów PiSowi. Kolejne etapy konfliktu zaprowadziły nas do momentu, gdy PiS postanowił “pogrozić palcem” Komisji Europejskiej.

W obronie europejskiej demokracji

Unia Europejska zareagowała w odpowiedni dla siebie sposób. Poinformowano, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego budzi poważne obawy w związku z konfliktem między prawem polskim a unijnym, podkreślając, że wszelkie orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE mają pierwszeństwo. Jednocześnie zagroziła użyciem wszelkich dostępnych jej narzędzi w celu ochrony praworządności europejskiej.

Był to jasny sygnał dla liberałów, aby uderzyć w PiS. PO na czele z Tuskiem rozpoczęło kampanię mającą na celu mobilizację swojego elektoratu, a polegającą na nakręcaniu strachu przed polexitem. Oprócz tego władzom liberałów wydaje się, że strach wobec polexitu da im szanse na odsunięcie PiSu od władzy. Politycy PO przedstawiają sytuację jako efekt domina, w którym ruszony element ma doprowadzić Polskę do wyjścia ze struktur europejskich, jednocześnie chwaląc Unię oraz strasząc konsekwencjami wyjścia z UE. Szczycą się przy tym, że „Polacy są jednym z najbardziej prounijnych społeczeństw w Europie”. Rzucając takie deklaracje, łatwo można odnieść wrażenie, że cała ta kampania jest wyrachowana i służy tylko jako element gry przeciw obozowi rządzącemu.

Sondaże pokazują, że mimo wszystko po ogłoszeniu wyroku TK, spora część Polaków uważa, że scenariusz wyjścia Polski z Unii Europejskiej jest realny. 42,8 procent ankietowanych sądzi, że jest to realne zagrożenie, co stanowi wzrost o ok. 13 pkt procentowych, względem wcześniejszych badań, które odbyły się miesiąc temu. Wtedy obawiający się polexitu stanowili niecałe 30 procent.

Widzimy zatem, że kampania strachu postępuje i dzięki temu liberałom udało się zmobilizować swój elektorat do wyjścia na ulicę, gdzie wyraził swoje poparcie dla członkostwa w Unii Europejskiej. Demonstracje odbyły się w większych miastach w Polsce. Ich inicjatorem był Donald Tusk. Liberałowie szczycą się niewyobrażalną ilością ludzi stojących w obronie europejskich wartości, mających dość dyktatu Kaczyńskiego. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Protesty nie przyciągnęły nikogo innego prócz starego, twardego elektoratu, który tak dzielnie stawał w obronie “wolnych sądów”, czy “wolnych mediów”.

Spór o polexit to dowód na zaostrzający się konflikt w obrębie polskiej burżuazji i między klasą panującą Polski a jej europejskimi protektorami. 

debil
Podczas protestu liberałów nie zabrakło tradycyjnego rasizmu i rusofobii

Kto na tym wygrywa i czy PiS jest w defensywie?

Mogłoby się wydawać, że liberałowie niedługo znowu znajdą się na szczycie. Kampania polexitowa i mobilizacja elektoratu na ulicach mogły dać taki efekt. Ale czy aby na pewno?

Według sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej największym poparciem cieszy się Zjednoczona Prawica – 35,4 procent. Na drugim miejscu znalazłaby się Koalicja Obywatelska 27,1 proc. Trzecie miejsce zajęła Polska 2050 Szymona Hołowni. Głos na tę formację deklaruje 9,5 proc. badanych

Tak więc mimo niewielkiej zmiany różnicy procentowej między PiS a PO, konserwatyści wciąż prowadzą. W tym samym czasie politycy Zjednoczonej Prawicy za wszelką cenę próbują przekonać że scenariusz polexitu jest nierealny i wcale do niego nie dążą. Hasło nazywane jest fake newsem bądź zagrywką opozycji, co wcale nie jest dalekie od prawdy. Jednocześnie premier Morawiecki zaznacza, że podobne procedury odbywały się w innych krajach europejskich, gdzie pewne kwestie wykraczały poza kompetencje unijnych organów. Jednocześnie podkreślił istotę praw Unii Europejskie. Warto dodać, że nawet unijni biurokraci nie są przekonani co do realności polexitu. Po wystąpieniach zwolenników UE na polskich ulicach unijny komisarz Thierry Breton, stwierdził że nie ma złudzeń na to że scenariusz polexitu się zrealizuje.

Nie ulega wątpliwości że spór o zakres praw unijnych i polskich będzie trwał dalej. Jednak nie zakończy się on polexitem, ze względu na ogrom pieniędzy z funduszu odbudowy na polski program inwestycji po kryzysie wywołanym pandemią COVID-19. Unijna biurokracja może bez problemu zablokować plan, przez co PiS zostanie przyparty do muru. Zważając na obecny stan polskiej gospodarki obóz rządzący nie ma wyjścia. Konserwatywna burżuazja nie jest na tyle krótkowzroczna, aby móc sobie pozwolić rezygnację z europejskich funduszy w imię narodowych ambicji. To wszystko to typowe zagranie pod elektorat, mające na celu jego mobilizację. Można przypuszczać, że cała sytuacja skończy się pewnym kompromisem, w którym zostanie uszanowane prawo europejskie, a PiS wyjdzie ze sporu z twarzą i zyska w oczach swoich wyborców jako broniący “polskiej suwerenności”.

Tak więc w całym tym sporze bękartów po Unii Wolności zdecydowanie wygrywa PiS. Udało mu się utrzymać swój elektorat, oraz pokazać siłę względem Unii Europejskiej. Przegranym okazuje się obóz opozycji. Pomimo szumu, jaki wywołano wokół polexitu, mobilizacja liberałów nie przyciągnęła nikogo z zewnątrz, nikogo, poza twardym elektoratem.

Liberałowie po raz kolejny bezskutecznie próbowali zyskać w sondażach na sprzeciwie wobec polityki PiSu, a nie na własnych postulatach. Pokazuje to, że nie mają nic do zaoferowania prócz jałowego protestu. Są to podrygi, mające na celu utrzymanie odpływającego elektoratu, który balansuje między ugrupowaniem Hołowni a KO. Mimo opłakanej sytuacji gospodarczej w Polsce, PiS nawet nie musi za bardzo się wysilać, aby wciąż utrzymywać się przy władzy.

4eaa5809d07cb34d2c308677c4b83b2d
Polska ponownie wchodzi w okres strajków i zaostrzonej walki klas. Naszą relację z protestu systemu ochrony zdrowia można przeczytać TUTAJ. Autor: Tomasz Gzell | PAP

Pogłębiający się kryzys lewicy i polski proletariat

Nie ulega wątpliwości, że zachowanie status quo na polskiej scenie politycznej najbardziej szkodzi klasie robotniczej. Pogłębiający się kryzys oraz polityka konserwatystów sprawiają, że koszty życia stają się coraz większe. „Socjalny” PiS nie robi nic, co by mogło zatrzymać spiralę podwyżek cen. Mimo to Zjednoczona Lewica wciąż pozostaje bezkonkurencyjna. Jak to możliwe?

Niewątpliwie to nie PiS jest taki silny, lecz opozycja tak dojmująco słaba. Najgorzej wypada tutaj reformistyczna Lewica. Zamiast uderzyć w nastroje coraz bardziej pogrążonego w marazmie proletariatu, skupia się na politycznych grach między konserwatystami a liberałami. Uznając za palące spory pomiędzy PiS a PO, takie jak walka o “wolne sądy”, “wolne media” czy polexit, reformiści cały czas tracą poparcie. Obecnie Lewica notuje w sondażach ledwie 6,7 procenta. Jest to wynik bardzo słaby zważając, że w skład formacji wchodzą aż trzy partie – SLD, Wiosna, Razem.

Zauważalna jest niemoc reformistów, którzy nie potrafiąc narzucić własnej narracji, uczestniczą w konflikcie konserwatystów z liberałami. Takie stanowisko niszczy tę formację od środka, Lewica skupiona wokół progresywnych liberałów obrała kurs na prawo. Frakcja skupiona wokół Czarzastego nie ma możliwości na opanowanie sytuacji w partii. Dodatkowo używa on niedemokratycznych metod, mimo dobrych zamiarów, może to oznaczać jeszcze mocniejsze osłabienie partii. Idąc w tym kierunku Lewica jest skazana na porażkę.

Czy z tej sytuacji nie ma wyjścia?

Niewątpliwie sytuacja polskiego proletariatu jest opłakana. Skazany na konflikt między PiS a PO oraz słabość reformistycznej Lewicy, pozostaje pasywny. Odzwierciedla to sondaż na temat planowanego uczestnictwa w wyborach. Chęć głosowania deklaruje 53,5 procent badanych, natomiast 38,9 procent nie poszłoby na wybory.

Nie oznacza to że polscy pracownicy nie są gotowi do podejmowania działań. Przykład strajku pracowników fabryki Paroc Polska pokazał, że proletariat wciąż ma siłę sprawczą. Udana akcja strajkowa zainspirowała pracowników okolicznych zakładów. Pracownicy firmy Jeremias wspólnie ze związkami zawodowymi z Trzemeszna zaczęli współpracować. Dodatkowo coraz więcej grup pracowniczych takich jak pocztowcy, pielęgniarki, nauczyciele czy pracownicy sektora publicznego wchodzą na wojenną ścieżkę z rządem. Również Strajk Kobiet pokazał możliwości i siłę mobilizacji polskich mas.

Stoimy u progu budzenia się świadomości polskich robotników. Jedynym problemem jest brak organizacji, która mogłaby pokierować wzburzonymi masami. Jedynie organizacja rewolucjonistów, opierających się na teorii marksistowskiej oraz doświadczeniu poprzednich ruchów robotniczych będzie w stanie poprowadzić pracowników do walki o swoje prawa, obalenia obecnej władzy oraz ustanowienia własnej, opartej na prawdziwej demokracji. Tak więc istotne jest budowanie organizacji mogącej skupić wokół siebie pracowników, a następnie ich reprezentować oraz poprowadzić ku zwycięstwu!

Autorzy: Arkadiusz Romski, Jan Żarski