Poznan 1956

Dwudziestego ósmego czerwca mijają sześćdziesiąt dwa lata od dnia, gdy region znany ze swojej pracowitości i mieszczańskiego marazmu zapłonął od walk o dobro człowieka pracy. Niestety przez wszystkie te lata nie udało się odtworzyć i omówić tych wydarzeń bez popadania w reakcyjne klisze martyrologiczne czy też w próby zawłaszczenia tego zrywu o charakterze klasowym na poczet opowieści historyków liberalnych o społeczeństwach obywatelskich.

Czerwiec 1956 to nie był narodowy zryw przeciw socjalizmowi a strajk pracowników Poznania przeciw złym warunkom bytowym i podziałowi na równych i równiejszych. Symbolem tego podziału w latach 50 były sklepy „z żółtymi firankami” dostępne tylko dla wąskiej elity partyjnej i urzędników wyższego szczebla. Na ich wystawach piętrzyły się produkty drogie i nieosiągalne dla typowego robotnika – żywiciela rodziny. Powolna odbudowa, niedobory i nadużycia biurokracji nie były jedynymi trudnościami w Poznaniu lat 50. Tak charakteryzował problemy poznańskiego świata pracy historyk Łukasz Jastrząb specjalizujący się w historii Czerwca 56:  

Pogarszały się warunki pracy w poznańskich zakładach pracy związane z nastawieniem na szybkie tempo rozwoju przemysłu ciężkiego. Brakowało półfabrykatów, części, narzędzi, środków ochrony osobistej, nagminne były przestoje w produkcji spowodowane brakami w zaopatrzeniu. Wyśrubowane normy powodowały nie tylko obniżenie jakości, ale też i bezpieczeństwa pracy. Robotnicy nie otrzymywali należnych deputatów węglowych, szwankowało zaopatrzenie w sklepach, ale podstawowym punktem zapalnym było wprowadzenie (niesłusznie zresztą naliczanego) tzw. podatku akordowego, który uderzył finansowo w najbardziej wydajnych i tym samym najlepiej zarabiających robotników. Pogarszająca się sytuacja następowała od 1954 r. Wielokrotne rozmowy z władzami partyjnymi, resortowymi nie dawały rezultatu. Również pobyt delegacji poznańskich zakładów w Ministerstwie Przemysłu Ciężkiego w dniu 27.06.1956 r. zakończył się fiaskiem. 

Robotnicy HCP wychodzą na ulice i maszerują pod Dom Partii. Dołączają do nich załogi kolejnych zakładów pracy. Po raz pierwszy w historii Poznania centrum jest zapełnione morzem ludzi. Milicja kapituluje przed tłumem – część dołącza do manifestantów. Masy domagają się wyjaśnień: „gdzie jest nasza delegatura strajkowa?’. Dom Partii długo milczy – partia robotników boi się wyjść do robotników. W końcu na próżno sytuacje próbuje ratować I sekretarz komitetu wojewódzkiego w Poznaniu. Tłum go nie słucha. Wkracza do budynku plądrując go by na końcu wywiesić w oknach płachtę o treści „do wynajęcia”. Tłum w poszukiwaniu swojej delegacji strajkowej rusza do więzienia miejskiego, gdzie uwalnia więźniów i zdobywa broń. Dalej kierują się do budynku ZUS-u, gdzie zniszczony zostaje sprzęt zagłuszający zachodnie stacje radiowe. Ostatnim przystankiem jest znienawidzony urząd bezpieczeństwa . To właśnie tutaj padają pierwsze śmiertelne strzały. Z czasem rozpoczyna się regularna wymiana ognia pomiędzy budynkiem UB a protestującymi. Na pomoc zostaje wezwane wojsko. Oddziały z poznańskiej szkoły podoficerskiej w asyście czołgów pojawiają się w okolicach gmachu UB, ale nie nawiązują walki ze strajkującymi. Ci ostatni przejmują część czołgów. Dopiero dywizje wojskowe przybyłe z regionów ościennych (dwie pancerne i dwie piechoty) nawiązują regularną walkę z cywilami. Nad miastem unosi się łuna pożarów wywołana koktajlami Mołotowa i huki wystrzałów.

z21988573V

Niestety narosły przez lata ekscesów biurokracji stalinowskiej gniew nie został zawsze spożytkowany należycie. Z całego miasta docierają informacje o rannych (80% ofiar tych wydarzeń to ofiary postronne). Niektórzy wykorzystują zamieszki do prywatnych porachunków. Większość strat materialnych czy aktów niszczenia mienia państwowego dokonało się z dala od obszarów walk. Rozwścieczony tłum nie odpuścił nawet żłobkom. Zniszczono trzydzieści dwa wagony tramwajowe. Gdy dogasną ostatnie ogniska walk liczba ofiar czerwca wynosić będzie czterdzieści siedem.

Narracja o antykomunistycznym powstaniu to mit powstały w celu deformacji faktycznego charakteru tych wystąpień i przywłaszczenia ich na poczet prawicy. Nie doszukano się jeszcze źródeł historycznych mówiących o postulatach poznańskiego czerwca dotyczących religii czy narodu. Sam fakt nazywania tego powstaniem pozostaje nieuprawomocniony, by zacytować ponownie dr Jastrzębia:

Nie było też to antykomunistyczne powstanie (choć jeżeli zajścia potrwałyby dłużej — mogło się to w powstanie przerodzić). Brak było ośrodka przygotowawczego, a także dowódcy. Błędne nazywanie tych wydarzeń „powstaniem” wynika chyba z chęci podniesienia ich rangi w aspekcie narodowym lub pozbycia się jakichś kompleksów.

Siłom bezpieczeństwa udało się wyciszyć strajk tylko dzięki jego spontanicznemu charakterowi. Pracownikom brakowało struktur koordynujących swoje działania i wcześniejszego przygotowania do tego typu działalności. Mimo to by tego dokonać potrzeba było aż dwóch dni i dziesięciu tysięcy żołnierzy w asyście czołgów (z których stracono trzydzieści jeden) i samolotów odrzutowych. Ten dzień dobitnie pokazał PZPR, że nic już nie pozostanie takie same a reformy są nie opcją a koniecznością dla przetrwania „demokracji ludowej”.

Poznański Czerwiec był tragedią, na bazie której doszło w Polsce do odwilży, jednakże mógł być czymś o wiele większym. Szansą na ukrócenie ekscesów biurokracji i zbudowanie rządu opartego o pracowników wybranych przez pracowników dla pracowników. Do tego jednak nie doszło. Przyczyn można by wymieniać wiele, jednakże niezależnie od opcji politycznej główna przyczyna pozostaje jedna – Brak dowództwa. Niewyłonienie się ośrodka koordynacji negatywnie odbił się zarówno na strajku jak i jego eskalacji. Spontaniczna samoorganizacja poniosła klęskę w warunkach poznańskich.  

poznanski czerwiec 1956

W Poznaniu nie miały miejsca typowe walki uliczne — starcia sprowadzały się do wymiany pojedynczych strzałów oddawanych z ukrycia. W prowadzonych działaniach nie było żadnych elementów organizacji, wszystko toczyło się żywiołowo. Ruch związkowy Solidarność od samego swojego początku odwoływał się do wydarzeń czerwcowych pozycjonując się jako niejako sukcesor tych walk pracowniczych niemniej jednak o ile można tej tezie przyznać racje w wymiarze symbolicznym to w świecie realnym niewiele łączyło Solidarność z tamtymi wydarzeniami.  

„Poznański Czerwiec 1956 r. przyspieszył przemiany w Polsce w 1956 r., ale bardzo trudno jest dowieść, że był on początkiem kolejnych przemian z roku 1968, 1970, 1980 i 1981. Taką rozwojową koncepcję Poznańskiego Czerwca 1956 r. można odrzucić, bo każde z tych wydarzeń ma swoją specyfikę i odrębność. Pojawiła się też mocno naciągana koncepcja, że „Solidarność” ma swe korzenie i początki istnienia w Poznańskim Czerwcu 1956 r. jest to też daleko idącą nadinterpretacją.”  

Nadinterpretacje, fałsze i przymknięcia oka to trzy filary historycznej legitymizacji trzeciej RP. Nie możemy o tym zapominać. Nie pozwólmy by walka i ofiara tych którzy polegli podczas strajku została roztrwoniona na doraźne cele polityki historycznej IPN, która już nie raz dała popis używania trumien poległych do osiągania swoich celów, gotowa nawet stanąć po stronie Hitlera przeciw „czerwonym”.

Źródła:

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4870
http://naszglospoznanski.pl/dr-lukasz-jastrzab-poznanski-c…/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Poznański_Czerwiec…