Sztuka towarzyszy ludzkości od samych początków, jest odbiciem myślenia zmieniającego się społeczeństwa, którego pragnienia, myśli i opinie modeluje walka klas oraz stosunek do produkcji. Jednak w momencie powstania społeczeństwa klasowego sztuka zaczęła stanowić posłuszne narzędzie klasy panującej, podobnie jak inne elementy nadbudowy. W kapitalizmie natomiast sztuka i kultura to nic innego jak biznes i schronienie dla spekulantów, a większość ludzi jest izolowana od „kultury wysokiej”, która coraz wyraźniej cuchnie truchłem gnijącego kapitalizmu.
Kryzys kapitalizmu jest także kryzysem kultury. Widzimy to we współczesnych dziełach, którego motywem przewodnim zdaje się być ciągłe powtarzanie tych samych wzorców. Tylko socjalizm jest w stanie wyzwolić kulturę, nie na zasadzie bezmyślnego, barbarzyńskiego niszczenia dorobku przeszłości, ale ściśle dialektycznego procesu budowania nowej jakości na tym, co pożyteczne w materiale zastanym. Nie można iść naprzód, wciąż odbijając się od ściany na końcu ślepej uliczki kultury burżuazyjnej. Można najwyżej bez końca kręcić się w kółko!
Lew Trocki zajmował się zagadnieniem sztuki z perspektywy, co oczywiste, marksistowskiej. Rozumiał jej znaczenie w procesie emancypacji ludzkości, nie popadając ani w idealistyczne próby poszukiwania „sztuki dla sztuki”, oderwanej od wszelkiej innej „esencji”, ani w mechanistyczne, odgórne i sztywne podejście, które znamy z lat stalinizmu i wszelkiej innej biurokracji.
Prezentujemy serię artykułów autorstwa tego wszechstronnego bolszewika poświęconą zagadnieniu kultury, sztuki i literatury. Autor tłumaczy w nich, w jaki sposób relacje klasowe wpływają na rozwój sztuki (i dlaczego nie może ona być obecnie oderwana od klasy), jaki jest stosunek marksistów do kultury oraz dlaczego walka o wyzwolenie ludzkości to także walka o wyzwolenie sztuki. Trocki podnosi również palący temat „sztuki proletariackiej”, co dzisiaj niezwykle ważne w kontekście niezwykle „głębokich” dyskusji o tym, co w kulturze jest „robotnicze” czy „ludowe”.
Wbrew marzeniom ściętych głów burżuazyjnych pieniaczy marksizm nie ogranicza się wyłącznie do statystyki ekonomicznej, a rewolucja klasy robotniczej nie oznacza wyłącznie wyzwolenia stereotypowego „robotnika”. Zadaniem marksistów natomiast nie jest ferowanie wyroków na temat tego czy innego dzieła, tylko zapewnienie, że dzieła te będą mogły w końcu być produktem wolnej, nieskrępowanej pracy człowieka kształtującego swoją przyszłość.
Spis treści:
- Czym jest kultura proletariacka i czy jest ona możliwa
- Społeczne korzenie i społeczna funkcja literatury
- Polityka komunistyczna wobec sztuki
- Walka o kulturalną mowę
Czym jest kultura proletariacka i czy jest ona możliwa
Każda klasa rządząca tworzy własną kulturę, a w konsekwencji własną sztukę. Historia znała niewolnicze kultury Wschodu i klasycznej starożytności, kulturę feudalną średniowiecznej Europy i kulturę burżuazyjną, która teraz rządzi światem. Wynikałoby z tego, że proletariat musi również tworzyć własną kulturę i własną sztukę.
Pytanie nie jest jednak tak proste, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Społeczeństwo, w którym właściciele niewolników stanowili klasę rządzącą, istniało przez wiele wieków. To samo dotyczy feudalizmu. Kultura burżuazyjna, gdyby liczyć dopiero od czasu jej jawnej i burzliwej manifestacji, czyli od okresu renesansu, istniała pięć wieków, ale nie osiągnęła swojego największego rozkwitu aż do XIX wieku, a właściwie jego drugiej połowy. Historia pokazuje, że proces tworzenia nowej kultury, która skupia się wokół klasy rządzącej, wymaga czasu i kończy się dopiero w okresie poprzedzającym dekadencję polityczną tej klasy.
Czy proletariat będzie miał wystarczająco dużo czasu na stworzenie „proletariackiej” kultury? W przeciwieństwie do reżimu właścicieli niewolników, panów feudalnych i burżuazji, proletariat traktuje swoją dyktaturę jako krótki okres przejściowy. Kiedy chcemy potępić całkowicie optymistyczne poglądy na temat przejścia do socjalizmu, zwracamy uwagę, że okres rewolucji społecznej w skali światowej nie będzie trwał miesiące ani lata, ale dziesięciolecia – tak, dziesięciolecia, ale nie wieki, a na pewno nie tysiące lat. Czy proletariat w tym czasie może stworzyć nową kulturę? Uzasadnione jest w to wątpić, ponieważ lata rewolucji społecznej będą latami zaciekłych walk klasowych, w których zniszczenie zajmie więcej miejsca niż nowe konstrukcje. W każdym razie energia samego proletariatu będzie przeznaczona głównie na zdobywanie władzy, na jej utrzymanie i umocnienie oraz na zastosowanie jej do najpilniejszych potrzeb egzystencji i dalszej walki. Jednak proletariat osiągnie w tym rewolucyjnym okresie najwyższą prężność i najpełniejszy przejaw swego klasowego charakteru i będzie znajdował się w tak ciasnych granicach, że ograniczy się możliwość planowej rekonstrukcji kulturowej.
Z drugiej strony, w miarę jak nowy reżim będzie coraz lepiej chroniony przed niespodziankami politycznymi i militarnymi, a warunki dla twórczości kulturalnej będą coraz korzystniejsze, proletariat będzie coraz bardziej rozpływał się we wspólnocie socjalistycznej i uwolni się od cech swojej klasy, a tym samym przestanie być proletariatem. Innymi słowy, w okresie dyktatury nie może być mowy o tworzeniu nowej kultury, czyli budowy na dużą skalę historyczną. Rekonstrukcja kulturowa, która rozpocznie się, gdy zniknie potrzeba żelaznego szponu dyktatury niespotykanej dotąd w historii, nie będzie miała charakteru klasowego. Wydaje się to prowadzić do wniosku, że nie ma kultury proletariackiej i że nigdy jej nie będzie, a w rzeczywistości nie ma powodu, by tego żałować. Proletariat uzyskuje władzę w celu zniesienia na zawsze kultury klasowej i utorowania drogi kulturze ludzkiej. Często o tym zapominamy.
Bezkształtne mówienie o kulturze proletariackiej, będące antytezą kultury burżuazyjnej, żywi się skrajnie bezkrytycznym utożsamieniem historycznych losów proletariatu z losami burżuazji. Płytka i czysto liberalna metoda dokonywania analogii form historycznych nie ma nic wspólnego z marksizmem. Nie ma prawdziwej analogii między historycznym rozwojem burżuazji i klasy robotniczej.
Rozwój kultury burżuazyjnej rozpoczął się na kilka wieków przed tym, jak burżuazja wzięła w swoje ręce władzę państwową za pomocą serii rewolucji. Nawet gdy burżuazja była trzecim stanem, prawie pozbawionym swoich praw, odgrywała wielką i stale rosnącą rolę we wszystkich dziedzinach kultury. Jest to szczególnie widoczne w przypadku architektury. Gotyckie kościoły nie powstały nagle, pod wpływem inspiracji religijnej. Budowa katedry w Kolonii, jej architektura i rzeźba, podsumowują architektoniczne doświadczenie ludzkości z czasów jaskini i łączą elementy tego doświadczenia w nowy styl, który wyraża kulturę własnej epoki, czyli w ostatniej analizie strukturę społeczną i technikę tej epoki. Stara preburżuazja gildii była faktycznym budowniczym gotyku. Kiedy rosła w siłę, to znaczy, kiedy stawała się bogatsza, burżuazja świadomie i aktywnie przechodziła przez scenę gotycką i tworzyła własny styl architektoniczny, ale nie dla kościoła, lecz dla własnych pałaców.
Opierając się na gotyku, zwróciła się ku starożytności, zwłaszcza do architektury rzymskiej i mauretańskiej, i zastosowała to wszystko do warunków i potrzeb nowej społeczności miejskiej, tworząc w ten sposób renesans (Włochy pod koniec pierwszej ćwierci XV wieku). Specjaliści mogą policzyć elementy, które renesans zawdzięcza starożytności oraz te, które zawdzięcza gotykowi i mogą się spierać, która strona jest silniejsza. Renesans rozpoczyna się jednak dopiero wtedy, gdy nowa klasa społeczna, już zaspokojona kulturowo, czuje się na tyle silna, aby wyjść spod jarzma gotyckiego łuku, spojrzeć na sztukę gotycką i na wszystko, co ją poprzedziło, jako materiał do własnej dyspozycji i wykorzystać technikę przeszłości do własnych celów artystycznych. Odnosi się to również do wszystkich innych sztuk, ale z tą różnicą, że ze względu na ich większą elastyczność, czyli mniejszą zależność od utylitarnych celów i materiałów, „wolne” sztuki nie ujawniają dialektyki kolejnych stylów z tak stanowczą logiką, jak architektura.
Od renesansu i reformacji, które stworzyły burżuazji korzystniejsze warunki intelektualne i polityczne w społeczeństwie feudalnym, do czasu rewolucji, która przyniosła jej władzę(we Francji), minęły trzy lub cztery stulecia wzrostu materialnej i intelektualnej siły tej klasy. Wielka Rewolucja Francuska i wojny, które z niej wyrosły, tymczasowo obniżyły materialny poziom kultury. Ale później kapitalistyczny reżim stał się „naturalny” i „wieczny”. W ten sposób podstawowe procesy rozwoju kultury burżuazyjnej i jej krystalizacji w styl były zdeterminowane przez cechy burżuazji jako klasy posiadającej i wyzyskującej. Burżuazja nie tylko rozwijała się materialnie w społeczeństwie feudalnym, splatając się z nim na różne sposoby i przyciągając bogactwo we własne ręce, lecz również przeciągnęła inteligencję na swoją stronę i stworzyła jej fundament kulturowy (szkoły, uniwersytety, akademie, gazety, czasopisma) na długo przed tym, jak otwarcie przejęła państwo. Wystarczy przypomnieć, że niemiecka burżuazja, ze swoją niezrównaną techniką, filozofią, nauką i sztuką, jeszcze w 1918 roku pozwoliła, aby władza państwa znalazła się w rękach feudalnej klasy biurokratycznej i zdecydowała, a raczej została zmuszona do przejęcia władzy we własne ręce dopiero wtedy, gdy materialne fundamenty kultury niemieckiej zaczęły się rozpadać.
Ale można odpowiedzieć: tysiące lat zajęło stworzenie sztuki niewolniczej, a tylko setki lat sztuki burżuazyjnej. Dlaczego więc sztuka proletariacka nie mogłaby powstać w ciągu dziesiątek lat? Techniczne podstawy życia nie są obecnie takie same, a zatem tempo jest również inne. Ten zarzut, który na pierwszy rzut oka wydaje się przekonujący, w rzeczywistości mija się z sednem pytania. Niewątpliwie w toku rozwoju nowego społeczeństwa nadejdzie czas, w którym ekonomia, życie kulturalne i sztuka otrzymają ogromny impuls. Obecnie możemy jednak wyłącznie snuć fantazje na temat tempa, w jakim to nastąpi. W społeczeństwie, które odrzuci uwłaczające i ogłupiające troski o chleb powszedni, w którym wspólnotowe jadłodajnie będą przygotowywać dobre, zdrowe i smaczne jedzenie dla wszystkich, w którym komunalne pralnie będą prać wszystkim dobrej jakości pościel, w którym dzieci, wszystkie dzieci, będą dobrze odżywione, silne i wesołe, i w którym będą wchłaniać podstawowe elementy nauki i sztuki, tak jak absorbują białko i powietrze oraz ciepło słońca, w społeczeństwie, w którym elektryczność i radio nie będą pełnym trudności rzemiosłem, jakim są dzisiaj, ale będą pochodzić z niewyczerpanych źródeł ogromnej energii, przywoływanej za pomocą centralnego przycisku, w których nie będzie „bezużytecznych ust”, w których drzemie wyzwolony egoizm potężnej siły! – to jest w społeczeństwie nakierowanym w całości na zrozumienie, przekształcenie i doskonalenie wszechświata – w takim społeczeństwie dynamiczny rozwój kultury będzie nieporównywalny z tym, co działo się w przeszłości. Ale to wszystko nadejdzie dopiero po długiej i trudnej wspinaczce, która jest jeszcze przed nami. I mówimy tylko o okresie wspinaczki.
Ale czy chwila obecna nie jest dynamiczna? Jest w najwyższym stopniu. Ale jej dynamika koncentruje się na polityce. Wojna i rewolucja były dynamiczne, ale w dużej mierze kosztem technologii i kultury. Prawdą jest, że wojna stworzyła długą serię wynalazków technicznych. Ale bieda, którą wytworzyła, odkładała na długi czas praktyczne zastosowanie tych wynalazków, a tym samym ich możliwość zrewolucjonizowania życia. Odnosi się to do radia, lotnictwa i wielu odkryć mechanicznych.
Z drugiej strony rewolucja stwarza podstawy dla nowego społeczeństwa. Ale czyni to metodami starego społeczeństwa, z walką klasową, z przemocą, zniszczeniem i unicestwieniem. Gdyby rewolucja proletariacka nie nadeszła, ludzkość zostałaby uduszona własnymi sprzecznościami. Rewolucja uratowała społeczeństwo i kulturę, ale za pomocą najokrutniejszej operacji. Wszystkie siły aktywne są skoncentrowane w polityce i walce rewolucyjnej, wszystko inne zostaje zepchnięte na dalszy plan, a wszystko, co stanowi przeszkodę, jest okrutnie deptane. W tym procesie oczywiście występują przypływy i odpływy; komunizm wojskowy ustępuje miejsca NEP-owi, który z kolei przechodzi przez różne etapy.
Ale w swej istocie dyktatura proletariatu nie jest organizacją produkującą kulturę nowego społeczeństwa, ale walczącym o nią systemem rewolucyjnym i militarnym. Nie wolno o tym zapominać. Uważamy, że historyk przyszłości umieści punkt kulminacyjny starego społeczeństwa w dniu 2 sierpnia 1914 r., kiedy oszalała potęga kultury burżuazyjnej spuściła na świat krew i ogień imperialistycznej wojny. Początek nowej historii ludzkości datowany będzie na 7 listopada 1917 roku. Uważamy, że fundamentalne etapy rozwoju ludzkości zostaną ustalone w następujący sposób: prehistoryczna „historia” człowieka pierwotnego; historia starożytna, której powstanie opierało się na niewolnictwie; średniowiecze, oparte na pańszczyźnie; kapitalizm z wolnym wyzyskiem płac; wreszcie społeczeństwo socjalistyczne, z, miejmy nadzieję, bezbolesnym przejściem do bezpaństwowej komuny. W każdym razie dwadzieścia, trzydzieści czy pięćdziesiąt lat proletariackiej rewolucji światowej przejdzie do historii jako najtrudniejsza droga od jednego systemu do drugiego, ale w żadnym wypadku jako niezależna epoka kultury proletariackiej.
Obecnie, w tych latach wytchnienia, w naszej Republice Radzieckiej mogą powstać co do tego złudzenia. Kwestie kulturowe umieściliśmy na porządku dziennym. Projektując nasze współczesne problemy w odległą przyszłość, można pomyśleć o długiej serii lat w kulturze proletariackiej. Ale bez względu na to, jak ważne i żywotnie potrzebne może być nasze budowanie kultury, jest ono całkowicie zdominowane przez podejście rewolucji europejskiej i światowej. Jesteśmy, jak poprzednio, tylko żołnierzami w kampanii. Biwakujemy na jeden dzień. Koszulę trzeba prać, włosy strzyc i czesać, a przede wszystkim strzelbę wyczyścić i naoliwić. Cała nasza dzisiejsza praca gospodarcza i kulturalna jest niczym innym jak uporządkowaniem siebie między dwiema bitwami i dwiema kampaniami. Główne bitwy są przed nami i mogą nie być tak daleko. Nasza epoka nie jest jeszcze epoką nowej kultury, ale tylko wejściem do niej. Przede wszystkim musimy przejąć politycznie najważniejsze elementy starej kultury, przynajmniej w takim stopniu, aby móc utorować drogę nowej kulturze.
Staje się to szczególnie widoczne, gdy rozważy się problem tak, jak należy, w jego charakterze międzynarodowym. Proletariat był i pozostaje klasą nieposiadającą. Już samo to bardzo ograniczyło jej możliwość zdobycia tych elementów kultury burżuazyjnej, które na zawsze weszły do inwentarza ludzkości. W pewnym sensie można śmiało powiedzieć, że także proletariat, przynajmniej proletariat europejski, miał swoją epokę reformacji. Nastąpiło to w drugiej połowie XIX wieku, kiedy nie podejmując bezpośrednio zamachu na władzę państwową, pod rządami burżuazyjnymi podbił dla siebie korzystniejsze prawne warunki rozwoju.
Ale przede wszystkim na ten okres „reformacji” (parlamentaryzmu i reform społecznych), który zbiega się głównie z okresem historii II Międzynarodówki, pozwolił klasie robotniczej na tyle mniej więcej dekad rozwoju, ile burżuazja miała na to samo całych wieków. Po drugie, proletariat w tym okresie przygotowawczym nie stał się wcale bogatszą klasą i nie koncentrował w swoich rękach władzy materialnej. Wręcz przeciwnie, z punktu widzenia społecznego i kulturowego stawał się to coraz uboższy. Burżuazja doszła do władzy w pełni uzbrojona w kulturę swoich czasów. Z drugiej strony proletariat dochodzi do władzy w pełni uzbrojony tylko w pilną potrzebę opanowania kultury. Problem proletariatu, który zdobył władzę polega przede wszystkim na wzięciu w swoje ręce aparatu kultury – przemysłu, szkół, publikacji, prasy, teatrów itp. – który nie służył mu wcześniej, a tym samym na otwarciu dla siebie drogi do kultury.
Nasze zadanie w Rosji komplikuje ubóstwo całej naszej tradycji kulturowej i materialne zniszczenia spowodowane wydarzeniami ostatniej dekady. Po zdobyciu władzy i po prawie sześciu latach walki o jej utrzymanie i utrwalenie, nasz proletariat zmuszony jest skierować całą swoją energię w stronę stworzenia najbardziej elementarnych warunków materialnego istnienia i kontaktu z abecadłem kultury – abecadłem w prawdziwym i dosłownym znaczeniu tego słowa. Nie na darmo postawiliśmy sobie zadanie posiadania powszechnej alfabetyzacji w Rosji do dziesiątej rocznicy rządu radzieckiego.
Ktoś może sprzeciwić się, że traktuje pojęcie kultury proletariackiej w zbyt szerokim znaczeniu. Że jeśli nie będzie w pełni i całkowicie rozwiniętej kultury proletariackiej, klasa robotnicza może odcisnąć swoje piętno na kulturze, zanim rozpłynie się ona w społeczeństwie komunistycznym. Taki sprzeciw należy rozumieć przede wszystkim jako poważny odwrót od stanowiska, że kultura proletariacka powstanie. Nie można kwestionować tego, że proletariat w czasie swojej dyktatury odciśnie swoje piętno na kulturze. Jest to jednak dalekie od kultury proletariackiej w sensie rozwiniętego i całkowicie harmonijnego systemu wiedzy i sztuki we wszystkich materialnych i duchowych dziedzinach pracy. Dla dziesiątek milionów ludzi po raz pierwszy w historii opanowanie czytania, pisania i arytmetyki jest samo w sobie nowym faktem kulturowym o wielkim znaczeniu. Istotą nowej kultury nie będzie kultura arystokratyczna dla uprzywilejowanej mniejszości, ale kultura masowa, uniwersalna i popularna. Ilość przejdzie w jakość; wraz ze wzrostem ilości kultury nastąpi wzrost jej poziomu i zmiana jej charakteru. Proces ten będzie się jednak rozwijał jedynie poprzez szereg historycznych etapów. W takim stopniu, w jakim odniesie sukces, osłabi klasowy charakter proletariatu i w ten sposób zniszczy podstawy kultury proletariackiej.
A co z wyższymi warstwami klasy robotniczej? Z jego intelektualną awangardą? Czy nie można powiedzieć, że w tych kręgach, choć są one wąskie, już dzisiaj dokonuje się rozwój kultury proletariackiej? Czyż nie jesteśmy Akademią Socjalistyczną? Czerwonymi profesorami? Niektórzy są winni postawienia pytania w tak abstrakcyjny sposób. Wydaje się, że pomysł polega na tym, że można stworzyć kulturę proletariacką metodami laboratoryjnymi.
Faktycznie struktura kultury jest utkana w miejscach, w których spotykają się relacje i interakcje inteligencji klasy i samej klasy. Kultura burżuazyjna – techniczna, polityczna, filozoficzna i artystyczna – rozwijana była poprzez interakcję burżuazji z jej wynalazcami, przywódcami, myślicielami i poetami. Czytelnik stworzył pisarza, a pisarz stworzył czytelnika. Dotyczy to w niezmiernie większym stopniu proletariatu, ponieważ jego ekonomię, politykę i kulturę można budować tylko na bazie twórczej działalności mas.
Głównym zadaniem inteligencji proletariackiej w najbliższej przyszłości nie jest abstrakcyjne kształtowanie nowej kultury niezależnie od braku dla niej podstawy, ale definitywne opieranie się na kulturze, czyli systematyczne, planistyczne i oczywiście krytyczne przekazywanie zacofanych mas istotnych elementów kultury, która już istnieje. Niemożliwe jest stworzenie kultury klasowej za plecami klasy. A żeby budować kulturę we współpracy z klasą robotniczą i w bliskim kontakcie z jej ogólnym historycznym wzrostem, trzeba budować socjalizm, choćby nieoszlifowany. W tym procesie klasowe cechy społeczeństwa nie ulegną wzmocnieniu, lecz przeciwnie, zaczną się rozpadać i zanikać wprost proporcjonalnie do sukcesu rewolucji. Wyzwalające znaczenie dyktatury proletariatu polega na tym, że ma ona charakter tymczasowy – tylko na krótki okres – jest środkiem oczyszczania drogi i budowania podstaw społeczeństwa bez klas i kultury opartej na solidarności.
Aby bardziej konkretnie wyjaśnić ideę okresu kulturotwórczego w rozwoju klasy robotniczej, rozważmy historyczne następstwo nie klas, ale pokoleń. Ich ciągłość wyraża się w tym, że każdy z nich, biorąc pod uwagę rozwijające się, a nie dekadenckie społeczeństwo, dodaje swój skarb do przeszłych nagromadzeń kultury. Ale zanim to zrobi, każde nowe pokolenie musi przejść przez etap praktyki. Zawłaszcza istniejącą kulturę i przekształca ją na swój własny sposób, czyniąc ją mniej lub bardziej odmienną od kultury starszego pokolenia. Ale to zawłaszczenie nie jest na razie nowym tworem, to znaczy nie jest tworzeniem nowych wartości kulturowych, a jedynie ich przesłanką. Do pewnego stopnia to, co zostało powiedziane, można również odnieść do losów mas pracujących, które wznoszą się ku epokowej pracy twórczej. Trzeba tylko dodać, że zanim proletariat wyjdzie ze etapu praktyki, przestanie być proletariatem.
Nie zapominajmy też, że górna warstwa burżuazyjnego trzeciego stanu uczyła się rzemiosła kulturowego pod dachem społeczeństwa feudalnego; że będąc jeszcze w łonie społeczeństwa feudalnego, przewyższała kulturowo stare stany rządzące i stała się inicjatorką kultury, zanim doszła do władzy. Inaczej jest z proletariatem w ogóle, a w szczególności z proletariatem rosyjskim. Proletariat jest zmuszony przejąć władzę, zanim przywłaszczy sobie podstawowe elementy kultury burżuazyjnej; jest zmuszony obalić społeczeństwo burżuazyjne przez rewolucyjną przemoc właśnie z tego powodu, że społeczeństwo nie pozwala mu na dostęp do kultury. Klasa robotnicza dąży do przekształcenia aparatu państwowego w potężną pompę do gaszenia kulturowego pragnienia mas. Jest to zadanie o niezmierzonym znaczeniu historycznym. Ale jeśli nie używać słów lekko, nie jest to jeszcze wytwór szczególnej kultury proletariackiej. „Kultura proletariacka”, „sztuka proletariacka” itp., w trzech przypadkach na dziesięć jest bezkrytycznie wykorzystywana do wyznaczania kultury i sztuki nadchodzącego społeczeństwa komunistycznego, w dwóch przypadkach na dziesięć do wyznaczania faktu, że specjalne grupy proletariatu nabywają oddzielne elementy kultury przedproletariackiej, a wreszcie w pięciu przypadkach na dziesięć reprezentuje plątaninę pojęć i słów bez ładu i składu.Oto niedawny przykład, jeden z setek podobnych, w którym użyto niedbale, bezkrytycznie i niebezpiecznie terminu „kultura proletariacka”. „Podstawa ekonomiczna i odpowiadający jej system nadbudów”, pisze Sizoy, „tworzą kulturowe cechy epoki (feudalnej, burżuazyjnej lub proletariackiej)”. W ten sposób epoka kultury proletariackiej jest tu umieszczona na tej samej płaszczyźnie, co ta burżuazyjna. Ale to, co nazywa się tu epoką proletariatu, jest tylko krótkim przejściem od jednego systemu społeczno-kulturowego do drugiego, od kapitalizmu do socjalizmu. Ustanowienie reżimu burżuazyjnego poprzedziła także epoka przejściowa. Ale rewolucja burżuazyjna próbowała z powodzeniem utrwalić panowanie burżuazji, podczas gdy rewolucja proletariacka ma na celu likwidację proletariatu jako klasy w możliwie najkrótszym czasie. Długość tego okresu zależy całkowicie od powodzenia rewolucji. Czy nie jest to zdumiewające, że można o tym zapomnieć i umieścić proletariacką epokę kulturową na tej samej płaszczyźnie co kultura feudalna i burżuazyjna?
Ale jeśli tak jest, to czy wynika z tego, że nie mamy nauki proletariackiej? Czy nie można powiedzieć, że materialistyczna koncepcja historii i marksistowska krytyka ekonomii politycznej stanowią bezcenne elementy naukowe kultury proletariackiej?
Oczywiście materialistyczna koncepcja historii i teoria wartości pracy mają niezmierzone znaczenie dla uzbrajania proletariatu jako klasy i dla nauki w ogóle. W samym Manifeście komunistycznym jest więcej prawdziwej nauki niż we wszystkich bibliotekach historycznych, czy też w historyczno-filozoficznych kompilacjach, spekulacjach i fałszerstwach profesorów. Ale czy można powiedzieć, że marksizm reprezentuje produkt kultury proletariackiej? I czy można powiedzieć, że marksizmem posługujemy się nie tylko w walkach politycznych, ale także w szeroko zakrojonych zadaniach naukowych?
Marks i Engels wyszli z szeregów drobnomieszczańskiej demokracji i oczywiście wychowali się w łonie jej kultury, a nie na kulturze proletariatu. Gdyby nie było klasy robotniczej z jej strajkami, walkami, cierpieniami i rewoltami, nie byłoby oczywiście komunizmu naukowego, ponieważ nie byłoby dla niego historycznej konieczności. Ale teoria została ukształtowana całkowicie na podstawie kultury burżuazyjnej, zarówno naukowej, jak i politycznej, chociaż deklarowała walkę do końca z tą właśnie kulturą. Pod naciskiem kapitalistycznych sprzeczności uniwersalizująca myśl demokracji burżuazyjnej, jej najodważniejszych, najuczciwszych i najbardziej dalekowzrocznych przedstawicieli, wznosi się na wyżyny cudownego wyrzeczenia, uzbrojona we wszelką krytyczną broń burżuazyjnej nauki. Takie jest pochodzenie marksizmu.
Proletariat nie od razu znalazł swoją broń w marksizmie i nie jest tak w pełni nawet obecnie. Dziś broń ta służy przede wszystkim i niemalże wyłącznie celom politycznym. Szerokie, realistyczne zastosowanie i metodologiczny rozwój materializmu dialektycznego są jeszcze kwestią przyszłości. Tylko w społeczeństwie socjalistycznym marksizm przestanie być jednostronną bronią walki politycznej i stanie się środkiem twórczości naukowej, najważniejszym elementem i instrumentem kultury duchowej.
Cała nauka, w większym lub mniejszym stopniu, bezsprzecznie odzwierciedla tendencje klasy rządzącej. Im ściślej nauka przywiązuje się do praktycznych zadań podboju przyrody (fizyki, chemii, nauk przyrodniczych w ogóle), tym większy jest jej wkład pozaklasowy i ludzki. Im głębiej nauka związana jest ze społecznym mechanizmem wyzysku (ekonomia polityczna) lub im bardziej abstrakcyjnie uogólnia całe doświadczenie ludzkości (psychologia nie w sensie eksperymentalnym, fizjologicznym, ale w tzw. sensie filozoficznym), tym bardziej czy jest posłuszny klasowemu egotyzmowi burżuazji, a mniej znaczący jest jej wkład w ogólną wiedzę ludzką. W dziedzinie nauk eksperymentalnych istnieją różne stopnie naukowej rzetelności i obiektywizmu, w zależności od zakresu dokonanych uogólnień. Z reguły tendencje burżuazyjne znalazły dla siebie znacznie swobodniejsze miejsce w wyższych sferach filozofii metodologicznej, tzw. Weltanschauung (niem. światopogląd, termin filozoficzny idealizmu niemieckiego). Dlatego konieczne jest oczyszczenie struktury nauki od dołu do góry, a właściwie od góry do dołu, ponieważ trzeba zacząć właśnie od wyższych pięter.
Ale naiwnością byłoby sądzić, że proletariat musi krytycznie zreformować całą naukę odziedziczoną po burżuazji, zanim zastosuje ją do odbudowy socjalistycznej. To to samo, co powiedzenie za utopijnymi moralistami: przed zbudowaniem nowego społeczeństwa proletariat musi wznieść się na wyżyny etyki komunistycznej. W rzeczywistości proletariusz radykalnie zrekonstruuje zarówno etykę, jak i naukę, ale zrobi to po tym, jak zbuduje nowe społeczeństwo, nawet jeśli będzie nieokrzesany.
Ale czy nie podróżujemy w błędnym kole? Jak zbudować nowe społeczeństwo za pomocą starej nauki i starej moralności? Tutaj musimy wprowadzić trochę dialektyki, tej samej dialektyki, którą teraz tak nieekonomicznie włożyliśmy w poezję liryczną i w księgowość naszego biura, w naszą kapuścianą zupę i w naszą owsiankę. Aby rozpocząć pracę, awangarda proletariacka potrzebuje pewnych punktów wyjścia, pewnych metod naukowych, które uwalniają umysł od ideologicznego jarzma burżuazji; to znaczy ich opanowanie, które częściowo już się dokonało. Ta awangarda sprawdziła swoją podstawową metodę w wielu bitwach, w różnych warunkach. Ale daleka jest jeszcze przed nią droga do nauki proletariackiej. Klasa rewolucyjna nie może zaprzestać walki, ponieważ partia nie zdecydowała jeszcze, czy powinna przyjąć hipotezę elektronów i jonów, psychoanalityczną teorię Freuda, nowe matematyczne odkrycia teorii względności, czy też nie. To prawda, że po zdobyciu władzy proletariat znajdzie znacznie większą szansę na opanowanie nauki i jej rewizję. Łatwiej to powiedzieć niż zrobić.
Proletariat nie może odkładać socjalistycznej odbudowy do czasu, gdy jego nowi naukowcy, z których wielu wciąż biega w dziecięcych spodenkach, przetestują i oczyszczą wszystkie instrumenty i wszystkie kanały wiedzy. Proletariat odrzuca to, co ewidentnie niepotrzebne, fałszywe i reakcyjne, a w różnych dziedzinach swojej rekonstrukcji wykorzystuje metody i wnioski współczesnej nauki, przyjmując je koniecznie z zawartym w nich odsetkiem reagującego stopu klasowego. Praktyczny wynik tego równania urzeczywistni się w całości, ponieważ takie użycie, gdy jest sterowane przez cel socjalistyczny, będzie stopniowo zarządzało i wybierało metody oraz wnioski teorii. A do tego czasu wyrosną nowi naukowcy, kształceni w nowych warunkach. W każdym razie proletariat będzie musiał w dość wysokim stopniu przeprowadzić swoją socjalistyczną odbudowę, to znaczy zapewnić realne bezpieczeństwo materialne i kulturowe zadowolenie społeczeństwa, zanim będzie mógł dokonać ogólnego oczyszczenia nauki od góry do dołu. Nie chcę przez to powiedzieć nic przeciwko marksistowskiej pracy krytycznej, którą wielu w małych kręgach i na seminariach staramy się prowadzić w różnych dziedzinach. Praca ta jest konieczna i owocna. Należy ją rozszerzyć i pogłębić pod każdym względem. Trzeba jednak zachować marksistowskie wyczucie skali, aby policzyć konkretny stosunek wagi takich eksperymentów i wysiłków stosowanych dzisiaj do ogólnej miary naszej historycznej pracy.
Czy powyższe wyklucza możliwość, że nawet w okresie dyktatury rewolucyjnej z szeregów proletariatu mogą się pojawić wybitni naukowcy, wynalazcy, dramaturdzy i poeci? Przeciwnie! Byłoby jednak niezwykle lekkomyślnym nadawanie miana kultury proletariackiej nawet najcenniejszym osiągnięciom poszczególnych przedstawicieli klasy robotniczej. Nie można przekształcać koncepcji kultury w niewielką zmianę indywidualnego życia codziennego i decydować o sukcesie kultury klasowej przez proletariackie paszporty poszczególnych wynalazców czy poetów. Kultura jest organiczną sumą wiedzy i zdolności, która charakteryzuje całe społeczeństwo, a przynajmniej jego klasę rządzącą. Obejmuje i przenika wszystkie dziedziny ludzkiej pracy i jednoczy je w system. Indywidualne osiągnięcia wznoszą się ponad ten poziom i podnoszą go stopniowo.
Czy istnieje taki organiczny związek między naszą dzisiejszą poezją proletariacką a całokształtem pracy kulturalnej klasy robotniczej? Jest całkiem oczywiste, że tak nie jest. Poszczególni robotnicy lub grupy robotników rozwijają kontakty ze sztuką, która została stworzona przez inteligencję burżuazyjną i korzystają na razie z jej techniki w dość eklektyczny sposób. Ale czy ma to na celu wyrażenie własnego wewnętrznego proletariackiego świata? Faktem jest, że daleko jej do tego. Twórczość poetów proletariackich pozbawiona jest jakości organicznej, która powstaje tylko w wyniku głębokiego współdziałania sztuki z rozwojem kultury w ogóle. Mamy dzieła literackie utalentowanych proletariuszy, ale to nie jest literatura proletariacka. Mogą one jednak okazać się jednymi z jej źródeł.
Możliwe, że w dziele obecnego pokolenia ujawni się wiele zaczątków, korzeni i źródeł, do których jakiś przyszły potomek odniesie różne sektory kultury przyszłości, podobnie jak nasi współcześni historycy sztuki widzą zaczątki teatru Ibsena w misterium kościoła, czy początki impresjonizmu i kubizmu w obrazach mnichów. W ekonomii sztuki, podobnie jak w ekonomii przyrody, nic nie ginie, a wszystko jest połączone w wielką całość. Ale w rzeczywistości, konkretnie, żywotnie współczesna twórczość poetów wyrosłych z proletariatu wcale nie rozwija się zgodnie z planem, który stoi za procesem przygotowania warunków przyszłej kultury socjalistycznej, czyli procesem podnoszenia mas…
Lew Trocki, 1923 r.
Oryginalny tekst (w języku angielskim)
Tłumaczenie: Arkadiusz Romski
Społeczne korzenie i społeczna funkcja literatury
Liberałowie i „populiści” jakiś czas temu toczyli kłótnie o „czystą sztukę” i „sztukę tendencyjną”. My jesteśmy ponad to. Ponad to jest także nasza materialistyczna dialektyka; z punktu widzenia obiektywnego procesu historycznego sztuka jest zawsze sługą społeczeństwa i narzędziem historii. Znajduje ona rytm słów niezbędny dla nastrojów mrocznych i niejasnych, przybliża myśli i uczucia lub kontrastuje je ze sobą, wzbogaca doświadczenie duchowe jednostki i wspólnoty, uszlachetnia uczucia, uelastycznia je, czyni je bardziej podatnymi, powiększa objętość myśli z wyprzedzeniem, a nie poprzez osobistą metodę zgromadzonego wcześniej doświadczenia, kształci jednostkę, grupę społeczną, klasę i naród. I czyni to zupełnie niezależnie od tego, czy pojawia się w danym przypadku pod flagą sztuki „czystej”, czy wręcz tendencyjnej.
W naszym rosyjskim rozwoju społecznym tendencyjność była sztandarem inteligencji, która szukała kontaktu z ludźmi. Bezradna inteligencja, zdruzgotana przez carat i pozbawiona środowiska kulturowego, szukała wsparcia w niższych warstwach społeczeństwa i starała się udowodnić „ludziom”, że myśli tylko o nich, żyje tylko dla nich i że „strasznie ich kocha”. I podobnie jak populiści, którzy wchodząc w lud byli gotowi poradzić sobie bez czystej bielizny, grzebienia i szczoteczki do zębów, tak inteligencja była gotowa poświęcić subtelności formy w swojej sztuce, aby dać jej najbardziej bezpośredni i spontaniczny wyraz cierpień i nadziei uciśnionych. Z drugiej strony „czysta” sztuka była sztandarem tworzącej się burżuazji, która nie mogła jeszcze otwarcie deklarować swojego burżuazyjnego charakteru, a jednocześnie starała się utrzymać inteligencję pod swoim butem.
Marksistowski punkt widzenia jest daleki od tych tendencji, które były historycznie konieczne, ale które stały się historycznie przejrzałe. Utrzymując się na płaszczyźnie badań naukowych, marksizm z taką samą pewnością poszukuje społecznych korzeni „czystości”, jak i sztuki tendencyjnej. Nie „obciąża” w ogóle poety myślami i uczuciami, które wyraża, ale stawia pytania o znacznie głębszym znaczeniu, a mianowicie, któremu porządkowi uczuć dane dzieło artystyczne odpowiada we wszystkich jego osobliwościach? Jakie są społeczne warunki tych myśli i uczuć? Jakie miejsce zajmują w historycznym rozwoju społeczeństwa i klasy? I dalej, jakie dziedzictwo literackie bierze udział w opracowywaniu nowej formy? Pod wpływem jakiego historycznego impulsu przebijają się nowe kompleksy uczuć i myśli, które oddzielają je od sfery poetyckiej świadomości? Takie dochodzenie może stać się skomplikowane, szczegółowe lub zindywidualizowane, ale jego fundamentem będzie pomocnicza rola, jaką sztuka odgrywa w procesie społecznym.
Każda klasa ma w sztuce własną politykę, czyli system przedstawiania żądań wobec sztuki, który zmienia się z czasem; na przykład dworska ochrona podobna Mecenasowi i wielkiemu panu feudalnemu, automatyczny związek podaży i popytu, który jest uzupełniony przez złożone metody wpływania na jednostkę, i tak dalej, i tak dalej. Społeczny, a nawet osobisty aspekt sztuki nie był ukrywany, lecz głoszony jawnie tak długo, jak sztuka zachowywała swój dworski charakter. Szerszy, bardziej popularny, anonimowy charakter wznoszącej się burżuazji doprowadził ogólnie do teorii „czystej sztuki”, choć od tej teorii było wiele odstępstw. Jak wskazano powyżej, tendencyjna literatura „populistycznej” inteligencji była przepełniona interesem klasowym; inteligencja nie mogła się wzmocnić i nie mogła sama zdobyć prawa do odgrywania roli w historii bez wsparcia narodu. Ale w walce rewolucyjnej klasowy egoizm inteligencji został wywrócony do góry nogami, a w lewym skrzydle przybrał formę najwyższej samoofiary. Dlatego inteligencja nie tylko nie ukrywała sztuki tendencyjnej, ale głosiła ją, poświęcając w ten sposób samą sztukę, podobnie jak wiele innych rzeczy.
Nasza marksistowska koncepcja obiektywnej zależności społecznej i społecznej użyteczności sztuki, w tłumaczeniu na język polityki, wcale nie oznacza chęci zdominowania sztuki za pomocą dekretów i nakazów. Nie jest prawdą, że uważamy za nową i rewolucyjną tylko tę sztukę, która mówi o robotniku, i nie ma sensu mówić, że żądamy, aby poeci opisywali bez końca kominy fabryczne lub powstania przeciwko kapitałowi! Oczywiście nowa sztuka umieści walkę proletariatu w centrum swojej uwagi. Ale pług nowej sztuki nie jest ograniczony do ściśle wydzielonych odcinków pola. Przeciwnie, musi zaorać całe pole, we wszystkich kierunkach! Osobiste teksty o najmniejszym zakresie mają bezwzględne prawo do istnienia w ramach nowej sztuki. Co więcej, nowego człowieka nie da się uformować bez nowej poezji lirycznej. Ale aby go stworzyć, sam poeta musi poczuć świat w nowy sposób. Jeśli sam Chrystus lub Sabaoth pochyla się nad trudem poety (jak w przypadku Achmatowej, Cwietajewej, Szkapskiej i innych), to tylko dowodzi się, jak bardzo zapóźnione są takie dzieła i jak społecznie oraz estetycznie nieadekwatne są dla nowego człowieka. Nawet tam, gdzie taka terminologia nie prowadzi do utrwalenia konkretnego doświadczenia, a jedynie słów, wykazuje inercję psychologiczną i dlatego stoi w sprzeczności ze świadomością nowego człowieka.
Nie będziemy poecie zadawać tematów, nie mamy takiego zamiaru. Proszę pisać o wszystkim, o czym możecie pomyśleć, ale pozwólcie nowej klasie, która uważa się za odpowiedzialną, i to całkiem słusznie, za zbudowanie nowego świata, powiedzieć wam w każdym przypadku: przekład filozofii życia XVII wieku na język akmeistów nie czyni z was nowych poetów. Forma sztuki jest w pewnym i bardzo dużym stopniu niezależna, ale artysta, który tworzy tę formę i cieszący się nią widz nie są pustymi maszynami, jedna do tworzenia formy, a druga do jej doceniania. Są to żywe osoby, o skrystalizowanej psychologii reprezentującej pewną jedność, nawet jeśli nie do końca harmonijną. Psychologia ta jest wynikiem uwarunkowań społecznych. Tworzenie i postrzeganie form sztuki jest jedną z funkcji tej psychologii. I bez względu na to, jak mądrzy są formaliści, lub raczej jak mądrymi starają się być, cała ich koncepcja opiera się po prostu na tym, że ignorują jedność psychologiczną człowieka społecznego, który tworzy i konsumuje to, co zostało już zawczasu stworzone.
Proletariat musi widzieć w sztuce ekspresję nowego duchowego punktu widzenia, który dopiero zaczyna się formułować i któremu sztuka musi pomóc nadać formę. Nie jest to uchwała państwowa, lecz postulat historyczny. Jego siła tkwi w obiektywności konieczności historycznej. Nie można jej po prostu ominąć, ani uciec przed jego potęgą…
Wiktor Szkłowski, który miota się między formalizmem werbalnym a najbardziej subiektywnymi ocenami, przyjmuje bardzo bezkompromisowy stosunek do historyczno-materialistycznej teorii sztuki. W broszurze, którą opublikował w Berlinie, pod tytułem Marsz konia, formułuje na przestrzeni trzech małych stron – zwięzłość jest fundamentalną cechą, a w każdym razie niewątpliwą zasługą Szkłowskiego – pięć (nie cztery, a nie sześć, ale pięć) wyczerpujących argumentów przeciwko materialistycznej koncepcji sztuki. Przeanalizujmy te argumenty, ponieważ nie zaszkodzi spojrzeć i zobaczyć, jaki rodzaj plew jest rozdawany jako ostatnie słowo myśli naukowej (wraz z największą różnorodnością naukowych odniesień na tych samych trzech mikroskopijnych stronach).
„Gdyby otoczenie i relacje produkcji” – mówi Szkłowski – „wpływały na sztukę, to czy wątki sztuki nie byłyby związane z miejscami, które odpowiadałyby tym relacjom? Ale te wątki nie mają jednego domu”. A co, dajmy na to, z motylami? Według Darwina, „korespondują” one również z określonymi relacjami, a jednak przelatują z miejsca na miejsce jak nieważki literat.
Nie jest łatwo zrozumieć, dlaczego marksizm miałby skazać wątki sztuki na stan poddaństwa. Fakt, że różne narody i różne klasy tych samych ludzi korzystają z tych samych tematów, pokazuje jedynie, jak ograniczona jest ludzka wyobraźnia i jak człowiek stara się utrzymać oszczędność energii w każdym rodzaju kreacji, nawet w sztuce. Każda klasa stara się w jak największym stopniu wykorzystywać materialne i duchowe dziedzictwo innej klasy.
Argument Szkłowskiego można łatwo przenieść na pole techniki produkcyjnej. Od czasów starożytnych pojazd był oparty na jednym i tym samym „wątku”, a mianowicie na osiach, kołach i wale. Jednak rydwan rzymskiego patrycjusza był tak samo dobrze dostosowany do jego gustów i potrzeb, jak powóz hrabiego Orłowa, wyposażony w wewnętrzne wygody, wpasowuje się w preferencje naszej ulubionej Katarzyny Wielkiej. Wóz chłopa rosyjskiego dostosowany jest do potrzeb jego gospodarstwa domowego, do siły jego małego konia i do specyfiki drogi wiejskiej. Samochód, który niewątpliwie jest produktem nowej techniki, przejawia jednak ten sam „wątek”, a mianowicie cztery koła na dwóch osiach. Jednak za każdym razem, gdy koń chłopski kuli się ze strachu przed oślepiającymi światłami samochodu na rosyjskiej nocnej drodze, mamy do czynienia z konfliktem dwóch kultur.
„Gdyby środowisko wyrażało się w powieściach”, tak brzmi drugi argument: „Europejska nauka nie łamałaby sobie głowy nad pytaniem, gdzie powstały historie Tysiąca i Jednej Nocy, czy to w Egipcie, Indiach, czy Persji”. Stwierdzenie, że środowisko człowieka, w tym artystyczne, stwarza warunki jego wykształcenia i życia, a te z kolei znajdują wyraz także w jego sztuce, nie oznacza, że ekspresja taka ma precyzyjny charakter geograficzny, etnograficzny i statystyczny. Nic dziwnego, że trudno stwierdzić, czy pewne powieści powstały w Egipcie, Indiach czy Persji, bo warunki społeczne tych krajów mają ze sobą wiele wspólnego. Ale sam fakt, że europejska nauka „łamie sobie głowę”, próbując rozwiązać to pytanie bazując na materiale samych tych powieści, pokazuje, że dzieła te właśnie odzwierciedlają pewne środowisko, chociaż nieprecyzyjnie. Nikt nie może wyjść poza samego siebie! Nawet brednie obłąkanej osoby nie zawierają niczego, czego chory nie otrzymał wcześniej ze świata zewnętrznego. Ale szaleństwem innego rodzaju byłoby postrzeganie jego bredni jako dokładnego odbicia świata zewnętrznego. Tylko doświadczony i uważny psychiatra, który zna przeszłość pacjenta, będzie w stanie odnaleźć odbite i zniekształcone fragmenty rzeczywistości w treści takich bredni.
Twórczość artystyczna, oczywiście, nie jest bredzeniem, choć jest też odskocznią, zmianą i przekształceniem rzeczywistości, zgodnie ze swoistymi prawami sztuki. Bez względu na to, jak fantastyczna może być sztuka, nie może mieć do swojej dyspozycji żadnego innego materiału poza tym, który został jej dany przez świat trzech wymiarów i przez węższy świat społeczeństwa klasowego. Nawet gdy artysta tworzy niebo i piekło, przekształca jedynie w fantasmagorie doświadczenie własnego życia, niemal do poziomu, w którym byłby w związku z całą sprawą dłużny swojej gospodyni.
„Jeśli cechy klasy i kasty istnieją w sztuce”, kontynuuje Szkłowski, „to jak to się dzieje, że różne opowieści wielkich Rosjan o szlachcicach są takie same, jak ich bajki o popach?
W istocie jest to jedynie parafraza pierwszego argumentu. Dlaczego bajki o szlachcie i duchowieństwie nie mają prawa być takie same i jak może to przeczyć marksizmowi? Proklamacje autorstwa znanych marksistów nierzadko mówią o właścicielach ziemskich, kapitalistach, kapłanach, generałach i innych wyzyskiwaczach. Właściciel ziemski bez wątpienia różni się od kapitalisty, ale zdarzają się przypadki, gdy rozpatruje się ich pod jednym szyldem. Dlaczego więc sztuka ludowa w pewnych wypadkach nie może traktować szlachcica i popa jednako, jako przedstawicieli klas, które stoją nad ludem i które go plądrują? W karykaturach Moora i Deniego ksiądz często stoi obok właściciela ziemskiego, bez szkody dla marksizmu.
„Gdyby cechy etnograficzne znajdywały odzwierciedlenie w sztuce” – kontynuuje Szkłowski – „wtedy opowieści o sąsiednich narodach nie byłyby do siebie tak podobne i nie mogłyby istnieć jako opowieści jednego ludu o drugim”.
Jak widzicie, Szkłowski nie chce odpuścić! Marksizm wcale nie utrzymuje, że cechy etnograficzne mają niezależny charakter. Wręcz przeciwnie, akcentuje wszechstronne znaczenie uwarunkowań przyrodniczych i ekonomicznych w kształtowaniu się folkloru. Podobieństwo uwarunkowań w rozwoju pasterzy i ludów rolniczych, przede wszystkim chłopskich, oraz podobieństwo charakteru ich wzajemnego oddziaływania na siebie nawzajem nie może jednak nie prowadzić do powstania podobnego folkloru. I z punktu widzenia pytania, które nas tutaj interesuje, absolutnie nie ma znaczenia, czy te jednorodne tematy powstały niezależnie wśród różnych narodów, jako odzwierciedlenie doświadczenia życiowego, które było jednorodne w swoich podstawowych cechach i które zostało odzwierciedlone przez jednorodny pryzmat chłopskiej wyobraźni, czy też nasiona tych bajek były przenoszone przez korzystny wiatr z miejsca na miejsce, wypuszczając korzenie wszędzie tam, gdzie ziemia okazała się płodna. Jest bardzo prawdopodobne, że w rzeczywistości metody te działały jednocześnie.
I na koniec, jako odrębny argument – „Rozum (marksizm) jest błędny po raz piąty” – Szkłowski wskazuje na motyw uprowadzenia, który pojawia się już w greckiej komedii i dociera aż do Ostrowskiego. Innymi słowy, nasz krytyk powtarza w szczególnej formie swój pierwszy argument (jak widzimy, nawet jeśli chodzi o logikę formalną, nie wszystko jest w porządku z naszym formalistą). Tak, motywy migrują między ludźmi, z klasy do klasy, a nawet od autora do autora. Oznacza to jedynie, że ludzka wyobraźnia cechuje się pewną oszczędnością. Nowa klasa nie zaczyna tworzyć całej kultury od początku, ale wchodzi w posiadanie przeszłości, miesza ją, dotyka, zmienia jej układ i buduje na niej dalej. Gdyby nie było takiego wykorzystania „używanej” garderoby wieków, procesy historyczne nie znałyby żadnego postępu. Jeśli motyw dramatu Ostrowskiego przyszedł do niego od Egipcjan przez Grecję, to dokument, na którym Ostrowski rozwinął swój temat, przyszedł do niego jako rozwinięcie egipskiego papirusu przez grecki pergamin. Przyjrzyjmy się kolejnej i bliższej analogii: fakt, że krytyczne metody greckich sofistów, którzy byli czystymi formalistami swoich czasów, przeniknęły do teoretycznej świadomości Szkłowskiego, nie zmienia w najmniejszym stopniu faktu, że sam Szkłowski jest bardzo malowniczym produktem określonego środowiska społecznego i określonego wieku.
„Niszczenie” marksizmu przez Szkłowskiego w jego pięciu punktach przypomina nam bardzo te artykuły, które zostały opublikowane przeciwko darwinizmowi w czasopiśmie The Orthodox Review w dawnych, dobrych czasach. Gdyby doktryna o pochodzeniu człowieka od małpy była prawdziwa, pisał uczony biskup Nikanor z Odessy trzydzieści lub czterdzieści lat temu, wówczas nasi dziadkowie mieliby wyraźne ślady obecności ogona, lub zauważyliby taką cechę u swoich dziadków i babć. Po drugie, jak wszyscy wiedzą, małpy mogą rodzić tylko małpy… Po piąte, darwinizm jest błędny, ponieważ stoi w sprzeczności z formalizmem – przepraszam, miałem na myśli formalne decyzje walnych konferencji Kościoła. Zaletą uczonego mnicha było jednak to, że był on szczerym pasjonatem przeszłości i czerpał z Pawła Apostoła, a nie z fizyki, chemii czy matematyki, jak to czyni futurysta Szkłowski.
Niewątpliwie prawdą jest, że potrzeba sztuki nie wynika z uwarunkowań ekonomicznych. Lecz również i potrzeba jedzenia nie jest tworzona przez ekonomię. Przeciwnie, potrzeba jedzenia i ciepła tworzy ekonomię. To prawda, że nie zawsze można kierować się zasadami marksizmu przy podejmowaniu decyzji czy odrzucić, czy zaakceptować dzieło sztuki. Dzieło sztuki powinno być w pierwszej kolejności oceniane na podstawie własnego prawa, czyli na podstawie prawa sztuki. Ale sam marksizm może wyjaśnić, dlaczego i jak dana tendencja w sztuce powstała w danym okresie historii; innymi słowy, kto zażądał takiej formy artystycznej, a nie innej, i dlaczego.
Byłoby dziecinne myśleć, że każda klasa może całkowicie i w pełni stworzyć swoją własną sztukę sama z siebie, a szczególnie, że proletariat jest w stanie stworzyć nową sztukę za pomocą zamkniętych cechów lub kręgów artystycznych lub przez jakąś Organizację Kultury Proletariackiej itp. Ogólnie rzecz biorąc, praca artystyczna człowieka jest ciągła. Każda nowa wznosząca się klasa stawia się na barkach poprzedniej. Ale ta ciągłość jest dialektyczna, to znaczy znajduje swoje miejsce za pomocą wewnętrznych odpływów i przypływów. Nowe potrzeby artystyczne czy zapotrzebowanie na nowe punkty widzenia literackiego i artystycznego stymulowane są przez ekonomię, poprzez rozwój nowej klasy, a drobne bodźce dostarczane są też przez zmiany pozycji tej klasy, pod wpływem wzrostu jej bogactwa i władzy kulturowej.
Twórczość artystyczna jest zawsze skomplikowanym odwracaniem się od starych form pod wpływem nowych bodźców, które powstają poza sztuką. W tak szerokim tego słowa znaczeniu sztuka jest służebnicą. Nie jest to element bezcielesny, żerujący na sobie samym, lecz wynik działalności człowieka społecznego, nierozerwalnie związanej z jego życiem i otoczeniem. I jak charakterystyczne jest – gdyby zredukować każdy społeczny przesąd do jego absurdu – że Szkłowski wpadł na pomysł absolutnej niezależności sztuki od środowiska społecznego w takim okresie rosyjskiej historii, kiedy to sztuka ujawniła z tak całkowitą szczerością swoją duchową, środowiskową i materialną zależność od określonych klas, podklas i grup społecznych!
Materializm nie neguje znaczenia elementu formy, ani w logice, ani w prawoznawstwie, ani w sztuce. Tak jak system prawoznawczy może i musi być oceniany przez pryzmat wewnętrznej logiki i spójności, tak i sztuka może i musi być oceniana z punktu widzenia swoich osiągnięć formalnych, ponieważ bez nich nie może być sztuki. Jednak teoria prawa, która usiłowałaby postulować niezależność od warunków społecznych, byłaby wadliwa u samej swojej podstawy. Motor zmian prawnych tkwi w sprzecznościach klasy ekonomicznej. Ustawa daje jedynie formalny i wewnętrznie zharmonizowany wyraz tych zjawisk, nie ich indywidualnych osobliwości, lecz ogólnego charakteru, czyli ich powtarzalnych i trwałych elementów. Widzimy teraz z jasnością, która jest rzadkością w historii, w jaki sposób tworzone jest nowe prawo. Nie dokonuje się tego poprzez logiczną dedukcję, lecz poprzez pomiar empiryczny i dostosowanie do potrzeb ekonomicznych nowej klasy rządzącej.
Literatura, której metody i procesy mają swoje korzenie głęboko, w najodleglejszej przeszłości, i reprezentują zgromadzone doświadczenie rzemiosła słownego, wyraża myśli, uczucia, nastroje, punkty widzenia i nadzieje nowej epoki i nowej klasy. Nie da się rozerwać tego związku. I nie ma potrzeby próbować, a przynajmniej nie muszą tego robić ci, którzy nie służą epoce już minionej, ani klasie, która już się przejadła.
Metody analizy formalnej są konieczne, ale niewystarczające. Można policzyć aliteracje w popularnych przysłowiach, sklasyfikować metafory, policzyć liczbę samogłosek i spółgłosek w piosence weselnej. Bez wątpienia wzbogaci to naszą wiedzę o sztuce ludowej w taki czy inny sposób; ale jeśli nie znamy wiejskiego systemu siewu i życia, które się na nim opiera, jeśli nie znamy roli, jaką odgrywa kosa, i jeśli nie opanujemy znaczenia kalendarza kościelnego dla chłopa, znaczenia czasu, kiedy ten się żeni lub kiedy chłopki rodzą, zrozumiemy wyłącznie zewnętrzną powłokę sztuki ludowej, lecz jej jądro pozostanie niezbadane.
Schemat architektoniczny katedry w Kolonii można ustalić, mierząc podstawę i wysokość jej łuków, określając trzy wymiary jej naw, wymiary i rozmieszczenie kolumn itp. Ale nie wiedząc, jakie było średniowieczne miasto, jaka była gildia, jaki był Kościół katolicki czasów średniowiecza, Katedra Kolońska nigdy nie zostanie zrozumiana. Wysiłek uwolnienia sztuki od życia, ogłoszenia jej rzemiosłem dla siebie samej, dewaluuje ją i zabija. Sama potrzeba wykonania takiej operacji jest niewątpliwym symptomem upadku intelektualnego.
Analogia z przedstawionymi powyżej argumentami teologicznymi przeciwko darwinizmowi może wydawać się czytelnikowi zewnętrzna i anegdotyczna. To być może prawda, ale tylko do pewnego stopnia. Istnieje znacznie głębsza więź. Formalistyczna teoria nieuchronnie przypomina marksistę, który dokonał lektury wszystkich znanych melodii bardzo starej opery filozoficznej. Prawnicy i moraliści (można przypomnieć tu na przykład niemieckiego Stammlera, a także naszego subiektywistę Michaiłowskiego) starali się udowodnić, że moralności i prawa nie da się określić z poziomu ekonomii, ponieważ życie gospodarcze było nie do pomyślenia poza normami prawnymi i etycznymi. Prawdą jest, że formaliści prawa i moralności nie posunęli się aż tak daleko, aby postulować całkowitą niezależność prawa i etyki od ekonomii. Uznali pewną złożoną wzajemną zależność „czynników” i te „czynniki”, wpływając na siebie nawzajem, zachowały cechy niezależnych substancji, pochodzących nie wiadomo skąd. Twierdzenie o całkowitej niezależności „czynnika” estetycznego od wpływu warunków społecznych, jak stawia sprawę Szkłowski, jest przykładem swoistej hiperboli, której korzenie, nawiasem mówiąc, leżą również w warunkach społecznych; jest to megalomania estetyki stawiająca naszą twardą rzeczywistość na głowie. Oprócz tej osobliwości konstrukcje formalistów mają ten sam rodzaj wadliwej metodologii, co każdy inny rodzaj idealizmu.
Dla materialisty religia, prawo, moralność i sztuka reprezentują odrębne aspekty jednego i tego samego procesu rozwoju społecznego. Choć odróżniają się one od swojej bazy przemysłowej, tworzą z nią jednak stop oraz wzmacniają i rozwijają swoje szczególne cechy. A jednak polityka, religia, prawo, etyka i estetyka pozostają funkcjami człowieka społecznego i przestrzegają praw jego organizacji społecznej. Z drugiej strony idealista nie widzi jednolitego procesu rozwoju historycznego, który modeluje niezbędne organy i funkcje, ale krzyżowanie lub łączenie i współdziałanie pewnych niezależnych zasad – substancji religijnych, politycznych, prawnych, estetycznych i etycznych, które znajdują swoje pochodzenie i wyjaśnienie w samych sobie.
(Dialektyczny) idealizm Hegla ustawia te substancje (które są u niego wiecznymi kategoriami) w pewnym porządku, redukując je do jedności genetycznej. Niezależnie od tego, że ta jedność u Hegla oznacza Absolut, który dzieli się w procesie swojej dialektycznej manifestacji na różne „czynniki”, to system Hegla, ze względu na swój dialektyczny charakter, a nie ze względu na swój idealizm, daje wyobrażenie o rzeczywistości historycznej, która jest tak samo dokładna, jak idea ręki mężczyzny, jaką daje rękawica, gdy ją wywrócić na lewą stronę.
Ale formaliści (a ich największym geniuszem był Kant) nie patrzą na dynamikę rozwoju, ale na jej przekrój, w dniu i godzinie własnego objawienia filozoficznego. Na przecięciu linii ujawniają złożoność i wielość obiektu (nie procesu, ponieważ nie myślą o procesach). Złożoność, którą analizują i klasyfikują. Nadają nazwy elementom, które od razu przekształcają się w esencje, w podabsoluty, bez ojca czy matki; esencje rozumu, religii, polityki, moralności, prawa, sztuki. Tutaj nie mamy już rękawicy historii wywróconej na lewą stronę, ale skórę wyrwaną z oddzielnych palców, wysuszoną do pewnego stopnia do całkowitej abstrakcji, a ta ręka historii okazuje się być wynikiem „interakcji” kciuka, palca wskazującego, środkowego i wszystkich innych „czynników”. Estetycznym „czynnikiem” jest tutaj mały palec – najmniejszy, ale nie najmniej kochany.
W biologii witalizm jest odmianą tego samego fetyszyzmu przedstawiania odrębnych aspektów procesu światowego, bez zrozumienia jego wewnętrznych relacji. Stwórca jest wszystkim, czego brakuje dla ponadspołecznej, absolutnej moralności lub estetyki, lub dla ponadfizycznej, absolutnej „siły życiowej”. Wielość niezależnych czynników, „czynników” bez początku i końca, jest niczym innym jak zamaskowanym politeizmem. Tak jak idealizm kantowski historycznie reprezentuje przekład chrześcijaństwa na język filozofii racjonalistycznej, tak wszystkie odmiany idealistycznej formalizacji, otwarcie lub potajemnie, prowadzą do Boga, jako przyczyny wszystkich przyczyn. W porównaniu z oligarchią kilkunastu subabsolutów filozofii idealistycznej, pojedynczy twórca osobowy jest już elementem porządku. Tu leży głębszy związek między formalistycznymi próbami obalenia marksizmu a teologicznym obalaniem darwinizmu.
Szkoła formalistyczna reprezentuje pusty idealizm zastosowany do kwestii sztuki. Formaliści wykazują szybko dojrzewającą religijność. To wyznawcy św. Jana. Wierzą, że „na początku było Słowo”. Ale my wierzymy, że na początku był czyn. Słowo to jego następstwo – jego cień fonetyczny.
Lew Trocki, 1923 r.
Oryginalny tekst (w języku angielskim)
Tłumaczenie: Łucja Świerk
Polityka komunistyczna wobec sztuki
Nieprawdą jest, że sztuka rewolucyjna może być tworzona tylko przez robotników. Fakt, że rewolucja jest rewolucją klasy robotniczej, wyzwala – powtarzając to, co zostało powiedziane wcześniej – bardzo mało energii klasy robotniczej dla sztuki. W czasie Rewolucji Francuskiej największe dzieła, które bezpośrednio lub pośrednio ją odzwierciedlały, tworzyli nie artyści francuscy, ale niemieccy, angielscy i inni. Burżuazja francuska, która była bezpośrednio zainteresowana dokonaniem rewolucji, nie mogła zrezygnować z wystarczającej ilości swoich sił, aby odtworzyć i utrwalić swój ślad w kulturze. Jeszcze bardziej dotyczy to proletariatu, który choć ma kulturę w polityce, ma mało kultury w sztuce. Inteligencja, poza zaletami swoich kwalifikacji formalnych, posiada również wstrętny przywilej zajmowania biernej pozycji politycznej, nacechowanej większym lub mniejszym stopniem wrogości lub życzliwości wobec Rewolucji Październikowej.
Nic więc dziwnego, że ta zamyślona inteligencja jest w stanie dać i daje lepszą artystyczną reprodukcję rewolucji niż proletariat, który jej dokonał, chociaż reprodukcje autorstwa inteligencji odbiegają nieco od normy. Znamy bardzo dobrze ograniczenia polityczne, niestabilność i zawodność naszych współtowarzyszy podróży. Ale gdybyśmy mieli wyeliminować Pilniaka z jego Nagim Rokiem, „Bractwo Serapionów” z Wsiewołodem Iwanojem, Tichonojem i Polonskają, gdybyśmy wyeliminowali Majakowskiego i Eannina, czy pozostanie nam coś poza kilkoma niezapłaconymi wekslami przyszłej literatury proletariackiej? Zwłaszcza, że np. Demjana Biednego, którego nie można zaliczyć do współpodróżników i którego, mamy nadzieję, nie można wiązać z literaturą rewolucyjną, nie można wiązać z literaturą proletariacką w sensie określonym przez manifest Kuźnicy. Co wtedy pozostanie?
Czy to oznacza, że partia, zupełnie wbrew swej naturze, zajmuje w polu sztuki pozycję czysto eklektyczną? Ten argument, który wydaje się miażdżący, jest w rzeczywistości niezwykle dziecinny. Metoda marksistowska daje możliwość oceny rozwoju nowej sztuki, prześledzenia wszystkich jej źródeł, pomocy najbardziej postępowym tendencjom poprzez krytyczne oświecenie drogi, ale nie robi nic więcej. Sztuka musi podążać własną drogą i własnymi środkami. Metody marksistowskie nie są takie same jak artystyczne. Partia przewodzi proletariatowi, ale nie historycznym procesom historii. Są dziedziny, w których partia prowadzi, bezpośrednio i imperatywnie. Są dziedziny, w których tylko współpracuje. Są wreszcie dziedziny, w których się tylko orientuje. Dziedzina sztuki nie jest dziedziną, w której partia ma dowodzić. Może i musi ją chronić i pomagać, ale może ją prowadzić tylko pośrednio. Może i musi dać dodatkowy kredyt zaufania różnym grupom artystycznym, które szczerze dążą do zbliżenia się do rewolucji i w ten sposób pomóc w artystycznym sformułowaniu rewolucji. W każdym razie partia nie może i nie będzie zajmować pozycji koła literackiego, które walczy i tylko konkuruje z innymi kręgami literackimi.
Partia stoi na straży historycznych interesów całej klasy robotniczej. Ponieważ świadomie i krok po kroku przygotowuje grunt pod nową kulturę, a więc i nową sztukę, traktuje literackich towarzyszy podróży nie jako konkurentów wobec pisarzy klasy robotniczej, ale jako rzeczywistych lub potencjalnych pomocników klasy robotniczej w wielkim dziele odbudowy. Partia rozumie epizodyczny charakter grup literackich okresu przejściowego i ocenia je nie z punktu widzenia paszportów klasowych poszczególnych panów literatów, ale z punktu widzenia miejsca, jakie te grupy zajmują i mogą zajmować w przygotowaniu kultury socjalistycznej. Jeśli nie da się dzisiaj ustalić miejsca którejś z grup, wówczas partia jako strona będzie cierpliwie i ochoczo czekać. Poszczególni krytycy lub czytelnicy mogą z góry sympatyzować z tą czy inną grupą. Partia jako całość chroni historyczne interesy klasy robotniczej i musi być bardziej obiektywna i mądra. Ostrożność musi być obosieczna. Jeśli partia nie stawia swojej pieczęci aprobaty na działalności Kuznicy tylko dlatego, że piszą dla niej robotnicy , to nie odpycha z góry żadnej danej grupy literackiej, nawet inteligencji, o ile taka grupa próbuje się zbliżyć do rewolucji i stara się wzmocnić jedno z jej ogniw – ogniwo zawsze jest słabym punktem – między miastem a wsią, między partyjnym a bezpartyjnym aktywem lub między inteligencją a robotnikami.
Czy taka polityka nie oznacza jednak, że partia będzie miała niechronioną flankę po stronie sztuki? To wielka przesada. Partia będzie odpierać wyraźnie trujące, dezintegrujące tendencje sztuki i kierować się jej politycznymi standardami. Prawdą jest jednak, że jest ona mniej chroniona na flance sztuki niż na froncie politycznym. Ale czy nie dotyczy to również nauki? Co metafizycy czysto proletariackiej nauki powiedzą o teorii względności? Czy można to pogodzić z materializmem, czy nie? Czy ta kwestia została rozstrzygnięta? Gdzie, kiedy i przez kogo? Dla każdego, nawet dla niewtajemniczonych jest jasne, że praca naszego fizjologa Pawłowa jest całkowicie zgodna z materialistycznymi liniami. Ale co można powiedzieć o psychoanalitycznej teorii Freuda? Czy da się ją pogodzić z materializmem, jak np. myśli Karl Radek (i ja też), czy też jest do niego wrogo nastawiona? To samo pytanie można postawić wszystkim nowym teoriom struktury atomowej, itp., itd. Byłoby dobrze, gdyby pojawił się naukowiec, który potrafiłby uchwycić metodologicznie wszystkie te nowe uogólnienia i wprowadzić je do dialektyczno-materialistycznej koncepcji świata. Mógłby więc jednocześnie testować nowe teorie i głębiej rozwijać metodę dialektyczną. Ale obawiam się, że to dzieło – która nie będzie gazetą czy artykułem publicystycznym, ale naukowym i filozoficznym punktem zwrotnym, podobnie jak Pochodzenie gatunków i kapitału – nie powstanie ani dziś, ani jutro, a raczej, jeśli dziś powstałaby taka epokowa księga, to istniałoby ryzyko, że pozostanie nieokrzesana do czasu, gdy proletariat będzie mógł odłożyć broń (na szczęście książka analizująca względnie najnowsze zdobycze nauki z punktu widzenia materializmu dialektycznego jest za naszych czasów dostępna, a powstała w ramach naszej międzynarodówki – można ją przeczytać tutaj – przyp. red.).
Ale czy dzieło niosące kulturę, to jest dzieło pozyskiwania abecadła kultury przedproletariackiej, nie zakłada krytyki, selekcji klasowej normalizacji? Oczywiście, że tak. Ale standard jest polityczny, a nie abstrakcyjny kulturowo. Standard polityczny pokrywa się z kulturowym tylko w tym szerokim znaczeniu, że rewolucja stwarza warunki dla nowej kultury. Nie oznacza to jednak, że taki zbieg okoliczności jest zapewniony w każdym przypadku. Jeśli rewolucja ma prawo niszczyć mosty i pomniki sztuki, gdy tylko będzie to konieczne, to w jeszcze mniejszym stopniu powstrzyma się od kładzenia ręki na jakiejkolwiek tendencji w sztuce, która bez względu na to, jak wielkie jest jej osiągnięcie w formie, grozi rozpadem środowiska rewolucyjnego lub wzbudzeniem wewnętrznych sił rewolucji, czyli proletariatu, chłopstwa i inteligencji, na wrogą sobie opozycję. Nasz standard jest oczywiście polityczny, imperatywny i nietolerancyjny. Ale właśnie z tego powodu musi jasno określić granice swojej działalności. Dla bardziej precyzyjnego wyrażenia mojego znaczenia powiem: powinniśmy mieć czujną rewolucyjną cenzurę, szeroką i elastyczną politykę w dziedzinie sztuki, wolną od małostkowej partyzanckiej złośliwości…
Kiedy futuryści proponują wyrzucić za burtę starą literaturę indywidualizmu, nie tylko dlatego, że przestarzała w formie, ale dlatego, że przeczy kolektywistycznej naturze proletariatu, ujawniają bardzo nieadekwatne rozumienie dialektycznej natury sprzeczności między indywidualizmem a kolektywizmem. Nie ma abstrakcyjnych prawd. Istnieją różne rodzaje indywidualizmu. Z powodu zbytniego indywidualizmu, część przedrewolucyjnej inteligencji rzuciła się w mistycyzm, ale inna część poruszała się po chaotycznych liniach futuryzmu i złapana przez rewolucję – na jej cześć – zbliżyła się do proletariatu. Ale kiedy ci, którzy zbliżyli się, bo indywidualizm zaostrzył im zęby, przenoszą swoje uczucia na proletariat, okazują się winni egocentryzmu, to znaczy skrajnego indywidualizmu. Problem polega na tym, że przeciętnemu proletariuszowi brakuje tej właśnie cechy. W masie proletariacka indywidualność nie została wystarczająco ukształtowana i zróżnicowana.
Właśnie takie podwyższenie obiektywnej jakości i subiektywnej świadomości indywidualności jest najcenniejszym wkładem postępu kulturowego, u którego progu stoimy dzisiaj. Dziecinne jest myśleć, że burżuazyjna literatura piękna może stanowić wyłom w solidarności klasowej. To, co robotnik zabierze od Szekspira, Goethego, Puszkina czy Dostojewskiego, będzie bardziej złożoną ideą ludzkiej osobowości, jej namiętności i uczuć, głębszym i dokładniejszym zrozumieniem jej sił psychicznych i roli podświadomości itp. W ostatecznym rozrachunku robotnik będzie bogatszy. Na początku Gorkiego przepełniał romantyczny indywidualizm włóczęgi. Niemniej jednak podsycił on wczesnowiosenny rewolucjonizm proletariatu w przededniu 1905 r., ponieważ pomógł obudzić indywidualność w tej klasie, w której rozbudzona szuka kontaktu z innymi przebudzonymi indywidualnościami. Proletariat potrzebuje artystycznego pożywienia i edukacji, ale to nie znaczy, że proletariat jest tylko gliną, którą artyści, ci, którzy odeszli i ci, którzy dopiero przyjdą, mogą ulepić na swój obraz i podobieństwo.
Choć proletariat jest duchowo, a więc artystycznie, bardzo wrażliwy, to estetycznie jest niewykształcony. Trudno jest sądzić, że może po prostu zacząć się w punkcie, w którym burżuazyjna inteligencja przerwała w przededniu katastrofy. Tak jak jednostka przechodzi biologicznie i psychologicznie przez historię i do pewnego stopnia przechodzi przez cały świat zwierzęcy w swoim rozwoju od poziomu embrionu, tak do pewnego stopnia przytłaczająca większość nowej klasy, która niedawno wyszła z życia prehistorycznego, musi przejść przez całą historię kultury artystycznej. Klasa ta nie może rozpocząć budowy nowej kultury bez wchłonięcia i przyswojenia elementów dawnych kultur. Nie oznacza to bynajmniej, że trzeba krok po kroku, powoli i systematycznie przechodzić całą przeszłą historię sztuki. Jeśli chodzi o klasę społeczną, a nie o jednostkę biologiczną, proces wchłaniania i transformacji ma charakter swobodniejszy i bardziej świadomy. Ale nowa klasa nie może iść naprzód bez uwzględnienia najważniejszych punktów orientacyjnych z przeszłości…
Sztuka rewolucyjna i socjalistyczna
Nie ma jeszcze sztuki rewolucyjnej. Są elementy tej sztuki, są aluzje i próby, a co najważniejsze istnieje człowiek-rewolucjonista, który kształtuje nowe pokolenie na swój obraz i coraz bardziej tej sztuki potrzebuje. Jak długo potrwa, zanim taka sztuka się ujawni? Trudno nawet zgadywać, ponieważ proces jest nienamacalny i nieobliczalny, a my ograniczamy się do zgadywania nawet wtedy, gdy próbujemy określić czas znacznie bardziej namacalnych procesów społecznych. Ale dlaczego ta sztuka, przynajmniej jej pierwsza wielka fala, nie miałaby wkrótce nadejść jako wyraz sztuki młodego pokolenia, które zrodziło się w rewolucji i które ją kontynuuje?
Sztuki rewolucyjnej, która w sposób nieunikniony odzwierciedla wszystkie sprzeczności rewolucyjnego systemu społecznego, nie należy mylić ze sztuką socjalistyczną, dla której nie stworzono jeszcze podstaw. Z drugiej strony nie można zapominać, że sztuka socjalistyczna wyrośnie ze sztuki tego okresu przejściowego.
Nalegając na takie rozróżnienie, wcale nie kierujemy się pedantycznym rozważaniem abstrakcyjnego programu. Nie na darmo Engels mówił o rewolucji socjalistycznej jako o skoku z królestwa konieczności do królestwa wolności. Sama rewolucja nie jest jeszcze królestwem wolności. Wręcz przeciwnie, w największym stopniu rozwija cechy „konieczności”. Socjalizm zniesie antagonizmy klasowe, jak również klasy, ale rewolucja doprowadza walkę klasową do najwyższego napięcia. W okresie rewolucji tylko ta literatura, która promuje konsolidację robotników w ich walce z wyzyskiwaczami, jest konieczna i postępowa. Rewolucyjna literatura może być przesiąknięta duchem nienawiści społecznej, który jest twórczym czynnikiem historycznym w epoce dyktatury proletariatu. W socjalizmie solidarność będzie podstawą społeczeństwa. Literatura i sztuka zostaną dostrojone do innego klucza. Wszystkie emocje, które my, rewolucjoniści, w obecnych czasach obawiamy się nazwać – tak bardzo noszone na ustach hipokrytów i parweniuszy– takie jak bezinteresowna przyjaźń, miłość do bliźniego czy sympatia, będą potężnymi akordami socjalistycznej poezji.
Czy jednak nadmierna solidarność, jak obawiają się Nietzscheanie, nie grozi zdegenerowaniem człowieka w sentymentalne, pasywne zwierzę stadne? W żadnym wypadku. Potężna siła konkurencji, która w społeczeństwie burżuazyjnym ma charakter konkurencji rynkowej, nie zniknie w społeczeństwie socjalistycznym, ale, używając języka psychoanalizy, ulegnie wysublimowaniu, to znaczy przyjmie formę wyższą i bardziej płodną. Będzie walka o swoją opinię, o swój pomysł, o swój gust. W takim stopniu, w jakim walka polityczna zostanie wyeliminowana – a w społeczeństwie, w którym nie będzie klas, nie będzie takich walk – wyzwolone namiętności zostaną przekute w technikę, w konstrukcję, która obejmuje także sztukę. Sztuka wtedy stanie się bardziej powszechna, dojrzeje, zahartuje się i stanie się najdoskonalszą metodą stopniowego budowania życia w każdej dziedzinie. Nie będzie tylko „ładna” bez związku z czymkolwiek innym.
Wszelkie przejawy życia, takie jak uprawa ziemi, planowanie mieszkań, budowanie teatrów, metody wychowania społecznego dzieci, rozwiązywanie problemów naukowych, tworzenie nowych stylów, będą angażować wszystkich. Ludzie podzielą się na „partie” w kwestii nowego gigantycznego kanału, czy rozmieszczenia oaz na Saharze (takie pytanie też będzie istniało), regulacji pogody i klimatu, nowego teatru, hipotez chemicznych, dwóch konkurencyjnych tendencji w muzyce i najlepszego systemu sportowego. Takie partie nie będą zatrute przez chciwość klasy lub kasty. Wszyscy będą jednakowo zainteresowani sukcesem całości. Walka będzie miała charakter czysto ideologiczny. Nie będzie goniła za zyskami, nie będzie miała w sobie nic podłego, żadnej zdrady, przekupstwa, słowem żadnej z tych rzeczy, które tworzą duszę „konkurencji” w społeczeństwie podzielonym na klasy. Ale to w żaden sposób nie przeszkodzi w tym, by walka była pochłaniająca, dramatyczna i namiętna.
A ponieważ wszystkie problemy w społeczeństwie socjalistycznym – problemy życia, które dawniej rozwiązywane były spontanicznie i automatycznie, oraz problemy sztuki, które znajdowały się pod opieką specjalnych kast kapłańskich – staną się własnością wszystkich ludzi, można z całą pewnością powiedzieć, że zbiorowe zainteresowania i pasje oraz indywidualna rywalizacja będą miały najszerszy zakres i najbardziej nieograniczone możliwości. W sztuce nie zabraknie więc takich eksplozji zbiorowej, nerwowej energii, takich zbiorowych impulsów psychicznych, które powodują powstawanie nowych tendencji artystycznych i zmiany stylu. Będą to szkoły estetyczne, wokół których „partie” będą się gromadzić, czyli stowarzyszenia temperamentów, gustów i nastrojów. W walce tak bezinteresownej i napiętej, która będzie miała miejsce w kulturze, której fundamenty stale się rozwijają, ludzka osobowość, ze swoją bezcenną podstawową cechą ciągłego niezadowolenia, będzie rosnąć i polerować się we wszystkich swoich punktach. W rzeczywistości nie mamy powodu obawiać się, że w społeczeństwie socjalistycznym nastąpi spadek indywidualności lub zubożenie sztuki…
Lew Trocki, 1923 r.
Tekst oryginalny (w języku angielskim)
Tłumaczenie: Arkadiusz Romski
Walka o kulturalną mowę
Czytałem ostatnio w jednym z naszych pism, że na walnym zgromadzeniu pracowników w fabryce obuwia im. „Komuny Paryskiej” podjęto uchwałę o powstrzymaniu się od przeklinania, nałożeniu grzywien za zły język itp. Jest to drobny incydent w dzisiejszym zamieszaniu historycznym, ale incydent bardzo wymowny. Jego znaczenie zależeć będzie jednak od reakcji, z jaką w klasie robotniczej spotka się ta inicjatywa.
Obraźliwy język i przeklinanie są dziedzictwem niewolnictwa, upokarzania i braku szacunku dla godności ludzkiej – własnej i innych ludzi. Dotyczy to w szczególności przekleństw w Rosji. Chciałbym usłyszeć od naszych filologów, językoznawców i znawców folkloru, czy znają tak szeroko stosowane, obrzydliwe i niskie nadużycia w jakimkolwiek innym języku niż rosyjski. Z tego, co wiem, poza Rosją nie ma nic lub prawie nic takiego. Rosyjskie przekleństwa obecne w „głębinach” społeczeństwa były wynikiem rozpaczy, goryczy, a przede wszystkim niewolnictwa bez nadziei, bez ucieczki. Przeklinanie wyższych klas, z drugiej strony, przeklinanie, które wychodziło z gardeł szlachty i przedstawicieli władzy, było wynikiem panowania konkretnej klasy, wynikiem dumy właściciela niewolników, ich niezachwianego panowania. Przysłowia mają zawierać mądrość mas – rosyjskie przysłowia pokazują dodatkowo bezmyślne i przesądne umysły mas i ich niewolniczość. „Przemoc nie zostawia śladów na obroży” (ros. Брань на во́роте не ви́снет) – mówi stare rosyjskie przysłowie, nie tylko uznając niewolnictwo za fakt, ale poddając się jego upokorzeniu. Dwa strumienie rosyjskiej przemocy – jeden obecny w panowaniu klasy rządzącej, urzędników, policji, przeżartych bogaczy, oraz drugi, czyli głodne, zdesperowane, udręczone przeklinanie mas – zabarwiły całe rosyjskie życie nikczemnymi wzorami obelżywych terminów. Taką spuściznę rewolucja otrzymała m.in. z przeszłości.
Ale rewolucja jest przede wszystkim przebudzeniem ludzkiej osobowości w masach – które miały nie posiadać osobowości. Pomimo sporadycznego okrucieństwa i krwiożerczej nieugiętości swoich metod, rewolucja jest przede wszystkim przebudzeniem ludzkości, jej marszem naprzód i charakteryzuje się rosnącym szacunkiem dla osobistej godności każdego człowieka, z coraz większą troską o słabszych. Rewolucja nie zasługuje na swoją nazwę, jeśli z całej siły i wszystkich środków, którymi dysponuje, nie pomaga kobiecie – podwójnie i potrójnie zniewolonej, tak jak była w przeszłości – wyjść na drogę indywidualnego i społecznego postępu. Rewolucja nie zasługuje na swoją nazwę, jeśli nie przywiązuje jak największej uwagi do dzieci – ludzi przyszłości, na rzecz której rewolucja została dokonana. I jak można stworzyć dzień po dniu, choćby po trochu, nowe życie oparte na wzajemnej pomocy, na szacunku do siebie nawzajem, na prawdziwej równości kobiet, postrzeganych jako współtowarzyszki, na skutecznej opiece nad dziećmi – w atmosferze zatrutej rykiem, hałasem, krzykiem i donośnym przeklinaniem panów i niewolników, tym przeklinaniem, które nikogo nie oszczędza i nigdy się nie kończy? Walka z „brzydkim językiem” jest kwestią kultury intelektualnej, podobnie jak walka z brudem i szkodnikami jest kwestią kultury fizycznej.
Radykalne wyeliminowanie obraźliwej mowy nie jest łatwe, biorąc pod uwagę, że nieskrępowana mowa ma korzenie psychologiczne i jest wynikiem otoczenia pozbawionego kultury. Z pewnością z zadowoleniem przyjmujemy inicjatywę fabryki obuwia, a przede wszystkim życzymy zwolennikom nowego ruchu dużo wytrwałości. Psychologiczne nawyki, które przychodzą z pokolenia na pokolenie i nasycają całą atmosferę życia, są bardzo trwałe, a z drugiej strony często zdarza się u nas w Rosji, że po prostu gwałtownie pędzimy naprzód, napinamy nasze mięśnie, a następnie pozwalamy, by sprawy potoczyły się po staremu.
Miejmy nadzieję, że pracujące kobiety – w pierwszej kolejności te z komunistycznych szeregów – wesprą inicjatywę fabryki im. „Komuny Paryskiej”. Co do zasady – od której są odstępy, oczywiście – mężczyźni, którzy używają złego języka, pogardzają kobietami i nie mają szacunku do dzieci. Nie dotyczy to tylko pozbawionych kultury mas, ale także zaawansowanych, a nawet tak zwanych „odpowiedzialnych” elementów obecnego porządku społecznego. Nie można zaprzeczyć, że stare przedrewolucyjne formy języka są nadal w użyciu, sześć lat po Październiku, i są dość modne „na górze”. Z dala od miasta, a zwłaszcza od Moskwy, nasi dygnitarze uważają w pewnym sensie za swój obowiązek posługiwanie się silnym językiem. Najwyraźniej myślą, że to sposób na nawiązanie bliższego kontaktu z chłopstwem.
Nasze życie w Rosji składa się z najbardziej uderzających kontrastów zarówno w gospodarce, jak i we wszystkim innym. W samym centrum kraju, w pobliżu Moskwy, znajdują się kilometry bagien, nieprzejezdnych dróg – a w pobliżu może nagle zobaczyć fabrykę, która mogłaby zaimponować wyposażeniem technicznym europejskiemu lub amerykańskiemu inżynierowi. Podobnych kontrastów jest wiele w naszym życiu narodowym. Obok jakiegoś staromodnego typa, drapieżnego spekulanta, który jakby powrócił do życia w obecnym pokoleniu, który przeszedł przez rewolucję i wywłaszczenie, wciąż zaangażowany w oszukiwanie oraz w zamaskowane i zalegalizowane spekulowanie, zachowując przez cały czas swoją podmiejską wulgarność i chciwość – widzimy najlepszy typ komunistów klasy robotniczej, którzy codziennie poświęcają swoje życie interesom światowego proletariatu i są gotowi walczyć w każdej chwili o rozwój rewolucji w dowolnym kraju, nawet takim, którego być może nie byliby w stanie zlokalizować na mapie.
Oprócz takich kontrastów społecznych — rozwartego bestialstwa i najwyższego rewolucyjnego idealizmu — często w tym samym umyśle jesteśmy świadkami kontrastów psychologicznych. Mężczyzna to solidny komunista oddany sprawie, ale kobiety są dla niego tylko „samicami”, których nie należy traktować poważnie. Zdarza się też, że skądinąd dobry komunista, omawiając sprawy narodowe, zaczyna mówić beznadziejnie reakcyjne bzdury. Aby to wyjaśnić, musimy pamiętać, że różne części ludzkiej świadomości nie zmieniają się i nie rozwijają jednocześnie i równolegle. W tym procesie zachodzi pewna ekonomia. Psychologia człowieka jest z natury bardzo konserwatywna, a zmiana spowodowana wymaganiami i pędem życia wpływa w pierwszej kolejności na te części umysłu, które są bezpośrednio zainteresowane tą sprawą.
W Rosji rozwój społeczny i polityczny ostatnich dziesięcioleci przebiegał w dość nietypowy sposób, w postaci zdumiewających skoków i zwrotów, a to tłumaczy naszą obecną dezorganizacją i zamieszaniem, które nie ogranicza się tylko do ekonomii i polityki. Te same wady ujawniają się w umysłach wielu ludzi, skutkując raczej ciekawym połączeniem zaawansowanych, dobrze rozwiniętych poglądów politycznych z nastrojami, nawykami i do pewnego stopnia ideami, które są bezpośrednim dziedzictwem starych praw rodowych. Właściwą formułą kształcenia i samokształcenia w ogóle, a przede wszystkim w stosunku do naszej partii, począwszy od góry, powinno być wyprostowanie frontu ideologicznego, czyli przerobienie wszystkich obszarów świadomości przy użyciu metody marksistowskiej. Ale znów problem ten okazuje się niezwykle skomplikowany i nie może zostać rozwiązany poprzez samo nauczanie w szkole i podręczniki; korzenie sprzeczności i niespójności psychologicznych tkwią w dezorganizacji i pomieszaniu warunków, w których żyją ludzie. Psychologię determinuje przecież życie. Ale zależność ta nie jest czysto mechaniczna i automatyczna: jest aktywna i wzajemna. Problem musi więc być traktowany na wiele różnych sposobów – jeden z nich pokazali nam robotnicy z fabryki im. „Komuny Paryskiej”. Życzmy im wszystkim powodzenia.
Walka z brzydkim językiem jest również częścią walki o czystość, jasność i piękno rosyjskiej mowy. Reakcyjni idioci utrzymują, że rewolucja, jeśli już go nie zrujnowała, to jest w trakcie psucia języka rosyjskiego. Obecnie używa się ogromnej ilości słów, które pochodzą z przypadku, wiele z nich to zupełnie niepotrzebne, prowincjonalne wyrażenia, a niektóre są sprzeczne z duchem naszego języka. A jednak reakcyjni tępacy mylą się co do przyszłości języka rosyjskiego – podobnie jak co do całej reszty. Z rewolucyjnego zamieszania nasz język wyłoni się wzmocniony, odmłodzony, o zwiększonej elastyczności i delikatności. Nasz przedrewolucyjny, oczywiście skostniały, biurokratyczny i liberalny język prasy jest już obecnie znacznie wzbogacony o nowe formy opisowe, o nowe, znacznie bardziej precyzyjne i dynamiczne wyrażenia. Ale podczas tych wszystkich burzliwych lat nasz język z pewnością stał się znacznie bardziej toporny, a część naszego postępu w kulturze przejawi się, między innymi, w wyrzuceniu z naszej mowy wszystkich bezużytecznych słów i wyrażeń, a także tych, które nie są zgodne z duchem języka, przy jednoczesnym zachowaniu niekwestionowanych i bezcennych lingwistycznych nabytków epoki rewolucji.
Język jest narzędziem myśli. Precyzja i poprawność wypowiedzi to niezbędne warunki prawidłowego i precyzyjnego myślenia. W naszym kraju klasa robotnicza doszła do władzy po raz pierwszy w historii. Posiada ona bogaty zasób doświadczenia zawodowego i życiowego oraz język oparty na tym doświadczeniu. Ale nasz proletariat nie miał wystarczającego wykształcenia w zakresie podstawowego czytania i pisania, nie mówiąc już o edukacji literackiej. I to jest powód, dla którego obecnie rządząca klasa robotnicza, która sama w sobie i ze swej natury społecznej jest potężną gwarancją integralności i wielkości języka rosyjskiego w przyszłości, nie przeciwstawia się z niezbędną energią wtargnięciu niepotrzebnych, zdegenerowanych, a czasem wręcz ohydnych słów i wyrażeń. Kiedy ludzie mówią „parę tygodni”, „parę miesięcy” (zamiast kilku tygodni, kilku miesięcy), jest to głupie i brzydkie. Zamiast wzbogacać język, zubaża się go – słowo „para” traci w swoje prawdziwe znaczenie (w sensie „pary butów”). Wadliwe słowa i wyrażenia zaczęły być używane z powodu wtargnięcia błędnie wymawianych obcych słów. Prelegenci proletariaccy, nawet ci, którzy powinni się na tym znać najlepiej, mówią na przykład „indycent” zamiast „incydent” lub „instyk” zamiast „instynkt”, czy też „leguralnie” zamiast „regularnie”. Takie błędy ortograficzne nie były rzadkością również w przeszłości, przed rewolucją. Ale teraz wydaje się, że nabywają pewnego rodzaju praw obywatelskich.
Nikt nie koryguje takich wadliwych wyrażeń z powodu swego rodzaju fałszywej dumy. To niesłuszne. Walka o edukację i kulturę zapewni zaawansowanym członkom klasy robotniczej wszystkie zasoby języka rosyjskiego wraz z jego niesamowitym bogactwem, subtelnością i wyrafinowaniem. Aby zachować wielkość języka, wszystkie wadliwe słowa i wyrażenia muszą być wypierane z codziennej mowy.
Mowa również potrzebuje higieny. A klasa pracująca potrzebuje zdrowego języka nie mniej, ale bardziej niż inne klasy: po raz pierwszy w historii zaczyna myśleć niezależnie o przyrodzie, o życiu i jego podstawach – i do myślenia potrzebuje narzędzia w postaci jasnego i dobrze naostrzonego języka.
Lew Trocki, 1923 r.
Oryginalny tekst (w języku angielskim)
Tłumaczenie: Łucja Świerk