101845989 549520495736836 5418586635337990144 n
Karykatura autorstwa Clifforda Berrymana, the Washington Star. 9 października 1939

Lew Trocki przekazał prasie brytyjskiej następujące oświadczenie:

Przez dwadzieścia lat niemiecki imperializm pozostawał mocno ograniczony. Kiedy wiosna 1939 roku zaczęła rozkwitać, w kancelariach dyplomatycznych zapanował niepokój. Przedłużające się i jałowe negocjacje między Londynem i Paryżem a Moskwą po Monachium stanowiły drugi czynnik ich niezadowolenia. Od 1933 roku nieustannie podnosiłem w prasie światowej, że podstawowym celem polityki zagranicznej Stalina jest osiągnięcie porozumienia z Hitlerem. Ale mój głos był zbyt słaby, by przekonać panów losu. Stalin odegrał swoją niskich lotów komedię „walki o demokrację”, w którą to komedię przynajmniej częściowo wierzono. Niemal do ostatniego dnia Augur, półoficjalny londyński korespondent New York Timesa, powtarzał swoje zapewnienia, że ​​dojdzie do porozumienia [zachodnich mocarstw – przyp. tłum.] z Moskwą. Boleśnie pouczający jest fakt, że parlament stalinowski ratyfikował pakt niemiecko-radziecki w tym samym dniu, w którym Niemcy napadły na Polskę!

Podstawową przyczyną wojny są nieprzekraczalne sprzeczności światowego imperializmu. Jednak szczególnym czynnikiem, który rozpoczął operacje militarne, było zawarcie paktu radziecko-niemieckiego. W poprzedzających miesiącach Goebbels, Foerster i inni niemieccy politycy uparcie powtarzali, że wkrótce nadejdzie „dzień” zdecydowanych działań. Jest teraz nieuchronnie jasne, że ten dzień był tym, w którym Mołotow złożył swój podpis pod paktem z Niemcami. Żadna moc nie może wymazać tego z kronik historii!

To wcale nie jest tak, że Kremlowi bliżej do państw totalitarnych niż demokratycznych. Nie determinuje to wyboru orientacji w sprawach międzynarodowych. Pomimo całej swojej niechęci do radzieckiego reżimu, konserwatywny parlamentarzysta Chamberlain ze wszystkich sił starał się o sojusz ze Stalinem. Sojusz nie został zrealizowany, ponieważ Stalin boi się Hitlera. I to nie przypadek, że się go boi. Armia Czerwona została zdekapitowana. To nie jest tylko frazes, ale tragiczny fakt. Woroszyłow to wydmuszka. Jego autorytet jest kreowany sztucznie przez totalitarną propagandę. Na swoim oszałamiającym szczycie pozostaje tym, kim zawsze był: skrytym wieśniakiem, bez wizji, bez kultury, bez zdolności wojskowych, a nawet bez talentu administratora. Wie o tym cały kraj. W „oczyszczonym” sztabie wojskowym nie pozostało ani jedno nazwisko, któremu armia mogłaby zaufać. Kreml boi się armii i Hitlera. Stalin potrzebuje pokoju – za wszelką cenę.

Zanim Niemcy Hohenzollernów upadły pod ciosami koalicji wojennej [Ententy – przyp. tłum.], zadały śmiertelny cios reżimowi carskiemu; ponadto zachodni alianci podżegali rosyjską liberalną burżuazję, a nawet poparli plany rewolucji pałacowej. Obecni rządzący na Kremlu zadawali sobie z niepokojem pytanie: czy ten incydent historyczny nie powtórzy się w nowym wydaniu? Gdyby radziecka oligarchia była zdolna do poświęcenia się lub przynajmniej w najmniejszym stopniu do samozaparcia w interesach militarnych ZSRR, nie doprowadziłaby do dekapitacji i zdemoralizowania armii.

Prostacy, którzy są „proradzieccy”, uważają za oczywiste, że Kreml ma nadzieję obalić Hitlera. Sprawa wygląda inaczej. Bez rewolucji nie do pomyślenia jest obalenie Hitlera. Zwycięska rewolucja w Niemczech podniosłaby świadomość klasową szerokich mas w ZSRR na bardzo wysoki poziom i uniemożliwiła dalsze istnienie moskiewskiej tyranii. Dlatego Kreml woli status quo, z Hitlerem jako sojusznikiem.

Służba imperialistycznym celom

Zaskoczeni paktem zawodowi apologeci Kremla usiłują teraz argumentować, że nasze poprzednie prognozy przewidywały agresywny sojusz wojskowy między Moskwą a Berlinem, podczas gdy w rzeczywistości zawarto jedynie pacyfistyczny „układ o nieagresji”. Żałosna sofistyka! Nigdy nie mówiliśmy o agresywnym sojuszu wojskowym w bezpośrednim tego słowa znaczeniu. Wręcz przeciwnie, zawsze wychodziliśmy z założenia, że o międzynarodowej polityce Kremla decydowały interesy nowej arystokracji, chcącej bronić swojej pozycji, jej strach przed ludem i niezdolność do prowadzenia wojny. Każde porozumienie międzynarodowe ma jakąś wartość dla radzieckiej biurokracji, o ile uwalnia ją od konieczności uciekania się do siły uzbrojonych robotników i chłopów. A przecież pakt niemiecko-rosyjski jest sojuszem wojskowym w pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ służy celom agresywnej wojny imperialistycznej.

W ostatniej wojnie Niemcy poniosły klęskę przede wszystkim z powodu braku surowców ZSRR. Nie jest przypadkiem, że zawarcie paktu politycznego poprzedziło zawarcie umowy handlowej. Moskwa jest daleka od myśli o wyrzeczeniu się tego. Wręcz przeciwnie, we wczorajszym przemówieniu przed Radą Najwyższą Mołotow podkreślił przede wszystkim wyjątkowe korzyści ekonomiczne płynące z przyjaźni z Hitlerem. Uzupełnieniem paktu o nieagresji, to znaczy biernej postawy wobec agresji niemieckiej, jest więc traktat o współpracy gospodarczej w interesie agresji. Pakt zapewnia Hitlerowi możliwość wykorzystania radzieckich surowców dokładnie tak, jak Włochy w swoim ataku na Etiopię wykorzystywały rosyjską ropę. Podczas gdy eksperci wojskowi Anglii i Francji w Moskwie badali mapę Bałtyku z punktu widzenia działań wojennych między ZSRR a Niemcami, eksperci niemieccy i radzieccy jednocześnie zastanawiali się, jakie środki podjąć w celu zabezpieczenia szlaków morskich na Morzu Bałtyckim do podtrzymania stosunków handlowych w czasie wojny.

Okupacja Polski zapewni Związkowi Radzieckiemu bezpośrednie granice [z III Rzeszą – przyp. tłum.] i dalszy rozwój stosunków gospodarczych. Taka jest istota paktu. W „Mein Kampf” Hitler oświadczył, że ​​sojusz między dwoma państwami, którego celem nie jest prowadzenie wojny, „jest absurdalny i bezpłodny”. Pakt niemiecko-radziecki nie jest ani absurdalny, ani bezpłodny – to sojusz wojskowy z podziałem ról: Hitler prowadzi operacje militarne, Stalin jest jego kwatermistrzem. I wciąż są ludzie, którzy poważnie twierdzą, że celem Kremla jest rewolucja światowa!

Polityka Lenina była inna

Z Cziczerinem jako ministrem spraw zagranicznych w rządzie Lenina, radziecka polityka zagraniczna zakładała, że ​​jej prawdziwym zadaniem jest międzynarodowy triumf socjalizmu i, nawiasem mówiąc, dążyła do wykorzystania antagonizmów między wielkimi mocarstwami w celu obrony Republiki Radzieckiej. Wraz z Litwinowem program światowej rewolucji został zastąpiony troską o utrzymanie status quo poprzez system „zbiorowego bezpieczeństwa”. Kiedy jednak idea „zbiorowego bezpieczeństwa” zbliżyła się do częściowej realizacji, Kreml zaniepokoił się zobowiązaniami militarnymi z tym związanymi. Litwinow został zastąpiony przez Mołotowa, który nie zna żadnych innych zobowiązań poza zachowaniem jako nienaruszonych interesów rządzącej kasty. Polityka Cziczerina, to znaczy polityka Lenina, została dawno temu ogłoszona polityką romantyzmu. Przez pewien czas polityka Litwinowa była uważana za politykę realizmu. Polityka Stalina-Mołotowa to polityka czystego cynizmu.

„W zjednoczonym froncie miłujących pokój narodów, które naprawdę sprzeciwiają się agresji, Związek Radziecki nie może nie iść w pierwszym szeregu” – oświadczył Mołotow w Radzie Najwyższej trzy miesiące temu. Cóż za przerażająca ironia w tych słowach teraz! Związek Radziecki zajął miejsce w tylnych szeregach tych państw, które do wczoraj Kreml uporczywie potępiał jako agresorów.

Co zyskuje Kreml

Bezpośrednie korzyści, jakie rząd moskiewski uzyskuje dzięki sojuszowi z Hitlerem, są całkiem namacalne. ZSRR pozostaje poza wojną. Hitler usuwa ze swojej bezpośredniej agendy kampanię na rzecz „większej Ukrainy”. Japonia pozostaje odizolowana. Wraz z odsuwaniem się niebezpieczeństwa wojennego na zachodniej granicy można jednocześnie przewidywać osłabienie presji na wschodnią granicę, a może nawet zawarcie porozumienia z Japonią. Co więcej, jest całkiem prawdopodobne, że w zamian za Polskę Hitler da Moskwie swobodę działania wobec państw bałtyckich graniczących z ZSRR. Jednak, choć „korzyści” mogą być duże, to mają one w najlepszym razie charakter epizodyczny i jedyną ich gwarancją jest podpis Ribbentropa na „skrawku papieru”. Tymczasem wojna stawia kwestie życia i śmierci dla narodów, państw, reżimów, klas rządzących na porządku dnia. Niemcy etapami realizują swój program dominacji wojennej. Z pomocą Anglii uzbroiły się mimo sprzeciwu Francji. Z pomocą Polski odizolowały Czechosłowację. Z pomocą Związku Radzieckiego chcą nie tylko zniewolić Polskę, ale także zniszczyć stare imperia kolonialne. Jeśli Niemcom uda się z pomocą Kremla wyjść zwycięsko z obecnej wojny, będzie to oznaczać śmiertelne zagrożenie dla Związku Radzieckiego. Przypomnijmy, że bezpośrednio po porozumieniu monachijskim Dimitrow, sekretarz Kominternu [bułgarski stalinista Georgi Dimitrow pełnił funkcję sekretarza generalnego Komitetu Wykonawczego Kominternu w latach 1934-43 – przyp. tłum.], podał do publicznej wiadomości – niewątpliwie na polecenie Stalina – jasny kalendarz przyszłych podbojów Hitlera. Okupację Polski zaplanowano w tym kalendarzu na jesień 1939 r. Następnie w kolejności: Jugosławia, Rumunia, Bułgaria, Francja, Belgia… A potem na koniec, jesienią 1941 r., rozpocznie się ofensywa przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Te rewelacje niewątpliwie muszą opierać się na informacjach uzyskanych przez radzieckie służby wywiadowcze. Nie sposób oczywiście potraktować tego dosłownie – bieg wydarzeń wprowadza modyfikacje do wszystkich takich obliczeń. Niemniej jednak pierwsze ogniwo planu – okupacja Polski jesienią 1939 r. – jest obecnie dopracowywane. Jest bardzo prawdopodobne, że krótkie, dwuletnie opóźnienie między zniszczeniem Polski zgodnie z planem a ofensywą na Związek Radziecki, jest w przybliżeniu poprawne. Na Kremlu nie mogą tego nie rozumieć. Nie bez powodu głosili oni wielokrotnie: „pokój jest niepodzielny”. Jeśli Stalin mimo wszystko zostanie kwatermistrzem Hitlera, oznacza to, że rządząca kasta nie jest już w stanie myśleć o tym, co będzie jutro. Jej mottem stanie się to, co jest prawdą dla wszystkich skazanych na zagładę reżimów: „po nas choćby potop”.

Gwóźdź do trumny Kominternu

Daremną byłaby w tej chwili próba przewidzenia przebiegu wojny i losów jej różnych uczestników, w tym również tych, którzy wciąż żywią złudną nadzieję na pozostanie z boku – poza katastrofą. Żaden człowiek nie jest w stanie w całości zbadać tej ogromnej areny i pomieszania nieskończenie złożonych sił materialnych i moralnych. Tylko sama wojna zadecyduje o swoich losach. Jedną z głównych różnic między obecną a ostatnią wojną jest radio. Po raz pierwszy widzę to wyraźnie, kiedy tu, w Coyoacan, na przedmieściach stolicy Meksyku, słucham przemówień z berlińskiego Reichstagu i wiadomości z Londynu, Paryża i Nowego Jorku. Dzięki radiu znacznie mniej niż podczas ostatniej wojny ludzie będą polegać na kłamliwych wiadomościach własnego rządu i znacznie szybciej zostaną zarażeni nastrojami panującymi w innych krajach. W tej dziedzinie Kreml poniósł już wielką klęskę. Komintern, najważniejszy instrument Kremla wpływania na opinię publiczną w innych krajach, jest w rzeczywistości pierwszą ofiarą paktu niemiecko-radzieckiego. Los Polski nie jest jeszcze przesądzony. Ale Komintern jest już trupem. Jest on z jednej strony porzucany przez patriotów, z drugiej przez internacjonalistów. Jutro z pewnością przez radio usłyszymy niewątpliwie głosy wczorajszych komunistycznych przywódców ujawniających w interesie ich poszczególnych rządów we wszystkich językach cywilizowanego świata, w tym rosyjskim, zdradę Kremla.

Rozpad Kominternu zada nieodwracalny cios autorytetowi kasty rządzącej w świadomości szerokich mas samego Związku Radzieckiego. W ten sposób polityka cynizmu, której celem było wzmocnienie pozycji stalinowskiej oligarchii, w rzeczywistości przyspieszy godzinę jej upadku.

Wojna obali wiele rzeczy i wiele osób. Podstępy, fałszerstwa i zdrady nie pozwolą na uniknięcie surowego sądu. Ale mój artykuł byłby bardzo źle zrozumiany, gdyby prowadził do wniosku, że wszystko, co nowe, wprowadzone przez Rewolucję Październikową do życia ludzkości, zostanie odrzucone. Jestem głęboko przekonany, że jest odwrotnie. Nowa forma gospodarcza, uwolniona od nieznośnych więzów biurokracji, nie tylko wytrzyma tę próbę ognia, ale także posłuży jako podstawa nowej kultury, która, miejmy nadzieję, zakończy wojnę na zawsze.

Coyoacan,

2 września 1939