Niedawno polskie serwisy medialne zostały po raz kolejny zalane falą doniesień o pedofilii w Kościele katolickim, o jej tuszowaniu przez najwyższych hierarchów, chronieniu sprawców i zastraszaniu ofiar. Jak się okazało, zamieszany w ten proceder był Stanisław Dziwisz – prawa ręka tzw. Jana Pawła II. Sam Dziwisz, przez całe życie znajdując się w cieniu „papieża-Polaka”, po jego śmierci urósł do rangi symbolu – niemalże żywej relikwii – jako ten, który przez lata trwał przy Wojtyle. Tym większy efekt wywiera wiadomość, że Dziwisz wiedzieć musiał o niezliczonych przypadkach wykorzystywania seksualnego i innych nadużyć popełnianych przez katolickich duchownych, a nawet przyjmował łapówki, by kryć sprawców i zamykać usta ofiarom.

Co więcej, ujawniony w tym samym czasie kościelny raport ws. kardynała Theodore’a McCaricka rzuca cień na rolę samego Karola Wojtyły w kwestii tuszowania kościelnej pedofilii. Papież, nie tylko przez swoich wyznawców (bo nie ma co ukrywać, że jeszcze zanim został ogłoszony świętym urósł do rangi obiektu kultu), ale też przez tzw. liberalne media był uważany za wielkiego intelektualistę, wspaniałego mówcę i pisarza, męża stanu, który „obalił komunizm”. I ten „wybitny człowiek” miałby przez kilkadziesiąt lat nie wiedzieć nic o pedofilii wewnątrz rządzonej przez siebie instytucji? Miałby, niczym małe dziecko, być oszukiwanym przez wszystkich kościelnych dostojników i naiwnie wierzyć w kłamliwe tłumaczenia sprawców (takich jak McCarrick)?

Dlatego chyba nikt, poza najbardziej religijną częścią polskiego społeczeństwa, nie wierzy już w niewinność papieża. Nie trzeba być takim jak on tytanem intelektu by rozumieć, że Karol Wojtyła musiał doskonale wiedzieć o przestępstwach popełnianych przez przedstawicieli katolickiego kleru. Znać musiał skalę tego zjawiska, zdawać sobie musiał sprawę, że osoby, które powołuje na najwyższe stanowiska, powinny zostać surowo ukarane. A jednak zachował tę wiedzę dla siebie.

Można zadać pytanie: dlaczego?

Naczelnym celem pontyfikatu tzw. Jana Pawła II była walka z „komunizmem”, tj. z blokiem radzieckim. Papież był wiernym sojusznikiem Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, ale nie miał też nic przeciwko osobom takim jak Augusto Pinochet czy Jorge Rafael Videla. Wobec takiego zadania wszystko, co mogłoby podważyć wiarygodność Kościoła, byłoby wodą na młyn „komunistycznej” propagandy. Szczególnie w Polsce, gdzie Kościół odgrywał kluczową rolę w antykomunistycznej opozycji, jego pozycja musiała pozostać niezachwiana.

Pomimo załamania się systemu „realnego socjalizmu” Kościół nie przestał toczyć walki – w obronie tego, co miał do stracenia. A miał wiele: zgromadzone przez wieki ogromne bogactwa i wpływy, rola poważnego gracza światowej polityki oraz posiadany w wielu krajach „rząd dusz” (nie tylko w Polsce, ale też w Irlandii, Hiszpanii, Ameryce Łacińskiej). Karol Wojtyła robił co mógł, by zapobiec spadkowi znaczenia Kościoła, nawet za cenę ukrywania najgorszych zbrodni dokonywanych przez przedstawicieli kleru.

Skala przestępczej działalności katolickich klechów była jednak tak ogromna, tak przerażająca, że zerwała wszelkie tamy, a brudy wypłynęły na wierzch. Skandale zdruzgotały pozycję Kościoła w Stanach Zjednoczonych czy w Irlandii. Społeczeństwa dawniej uważane za pobożne i „posłuszne bożym przykazaniom” nagle przechodziły przyspieszony proces laicyzacji. Zjawisko to póki co omijało Polskę, choć pewnym było, że stan taki nie może trwać wiecznie.

Po upadku PRL-u utrzymanie statusu Kościoła było na rękę polskiej burżuazji, która z nim współpracowała w celu zabezpieczenia własnego interesu klasowego i uspokojenia, wciąż niepewnej, sytuacji w kraju. Po odzyskaniu władzy przez kapitalistów i nieludzkich reformach Balcerowicza, Kościół uspokajał coraz bardziej spychane w nędzę społeczeństwo, utrzymując je w duchowym ucisku. Na wiele lat znalazł się w komfortowej sytuacji, gdyż nawet postkomunistyczne elity skupione w SLD padały przed klerem na kolana i spełniały każdą jego zachciankę. Jednym z przejawów dominacji kleru było odebranie prawo do wykonywania aborcji na żądanie w 1993 r., dzięki naciskom Kościoła,co jednocześnie sprawiło, że polskie prawo aborcyjne już przed obecnymi zmianami było najbardziej rygorystycznym w Europie.

ce5917fc035f56d988a880f7e7e772b1

Coś zaczęło się zmieniać się pod koniec drugiej dekady XXI wieku. W 2018 r. w kinach popularnością cieszył się film „Kler” Wojciecha Smarzowskiego, który podjął próbę napiętnowania niektórych negatywnych zjawisk w polskim Kościele. Można przypuszczać, że jeszcze 10 lat wcześniej taki film nie miałby szans na emisję w multipleksach dla masowego odbiorcy, tymczasem okazał się niezwykle popularny. W weekend otwarcia (28–30 września 2018 r.) obejrzało go 935 357 widzów, co jest najlepszym wynikiem w historii polskiego kina od 1989 roku. Rok później poważniejszą krytykę Kościoła podjął film dokumentalny braci Siekielskich „Tylko nie mów nikomu” – poświęcony pedofilii i kryciu sprawców przez struktury kościelne. Film ten opublikowany został w serwisie Youtube, co może dawać do myślenia – że żadne „poważne” media nie chciały zająć się takim „kontrowersyjnym” tematem. Film ten okazał się być najczęściej oglądanym na polskim „youtubie” w całym 2019 roku. W bieżącym, 2020 roku, ukazał się kolejny film o przestępstwach seksualnych polskiego kleru katolickiego pt. „Zabawa w chowanego”, kilka dni temu zaś dokument stacji TVN24 – „Don Stanislao”, poświęcony właśnie roli Stanisława Dziwisza w procederze ukrywania przestępstw pedofilskich w Kościele.

Filmy te trafiły nie bez powodu na podatny grunt. Polskie społeczeństwo laicyzuje się w coraz szybszym tempie. Dotychczas Polacy obserwowali bulwersujące skandale w Kościele w innych państwach – od kilku lat dowiadują się o nich we własnym kraju. Ponadto Kościół – będąc jednym z filarów kapitalistycznej kontrrewolucji – utożsamiony został z władzą i bogactwem, z przekrętami Komisji Majątkowej i z wtrącaniem się w każdy aspekt życia Polaków. Pociągając przez lata za sznurki z tylnego siedzenia – ołtarz wreszcie otwarcie sprzymierzył się z tronem: Kościół bez ogródek opowiedział się za Prawem i Sprawiedliwością. Klechy liczyły, że w ten sposób przypieczętują swoją kontrolę nad życiem (i śmiercią) Polaków.

W zginaniu karków swoim poddanym stali się jednak tak bezczelni, posunęli się tak daleko, że wywołali nieunikniony wybuch gniewu. Gdy zgodnie z wytycznymi Kościoła PiS i podporządkowany mu Trybunał Konstytucyjny praktycznie odebrały Polkom prawo do aborcji – na ulice spontanicznie wyległy dziesiątki tysięcy ludzi. Doszło do przypadków zakłócania mszy i dewastacji budynków kościelnych – co kiedyś byłoby nie do pomyślenia.

Obecna sytuacja wywołała silny oddźwięk w społeczeństwie, znajdując wyraz w badaniach opinii publicznej. W listopadowym sondażu IBRiS dla dziennika „Rzeczpospolita” na pytanie: „Jak oceniasz działania Kościoła katolickiego w sprawie wyjaśniania przypadków pedofilii i tuszowania pedofilii wśród księży?” aż 54 % ankietowanych odpowiedziało, że „zdecydowanie źle” (!), a 28 %, że „raczej źle”. Tylko 4 % udzieliły odpowiedzi, że „zdecydowanie dobrze” (!!). Szczególnie jaskrawie wyniki tego badania wyglądają w grupie osób od 18 do 29 lat. Wśród nich nikt nie odpowiedział, że ocenia aktywność Kościoła w tej kwestii „zdecydowanie dobrze” czy „raczej dobrze” (!!!).

Również tzw. Jan Paweł II nie uniknął negatywnych ocen. Ponad 40 % ankietowanych uważa, że tzw. Jan Paweł II wiedział o wykorzystywaniu seksualnym dzieci przez księży. 33 % uważa, że o tym nie wiedział. Ponad połowa jest zdania, że podjęte przez papieża działania by temu zapobiec były niewystarczające, 31 % twierdzi zaś, że nie podjął żadnych działań (!). Ogólnie tylko 35 % badanych określiło swój stosunek do Kościoła jako „pozytywny”, przy czym w grupie poniżej 29 lat ten wynik to mniej niż 10 % (!!!).

Kryzys Kościoła jest jednym z przejawów kryzysu polskiego kapitalizmu. Na naszych oczach wali się jedna z podstaw panowania burżuazji w naszym kraju – jej duchowe ramię i strażnik moralności. Młodzież nie chce słuchać starych klechów, którzy mówią im jak mają żyć. Dość tego! Naszym zadaniem jest dać robotnikom i młodzieży odpowiedzi na ich pytania i wątpliwości, których nie będzie już dłużej rozwiewał kler katolicki.

Jako marksiści jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami oddzielenia religii i związków wyznaniowych od państwa. Religia, nie tylko katolicka – ale żadna – nie powinna być nauczana w publicznych placówkach edukacyjnych, a związki wyznaniowe nie powinny mieć żadnych przywilejów podatkowych, nie mówiąc już w ogóle o skandalicznym procederze finansowania Kościoła z publicznych pieniędzy. Nie pragniemy jednak – wbrew temu jak się nas przedstawia – krwi ludzi wierzących. Stoimy na stanowisku, że każdy ma prawo do swojej wiary, do jej praktykowania i życia zgodnie z nią. Nie może to jednak naruszać praw innych osób – czy to wyznawców innej religii czy też osób niewierzących. Religia nie może również w żaden sposób ingerować w sferę publiczną. Zdaniem marksistów wiara winna pozostać wyłącznie sprawą prywatną każdego człowieka.

Lenin pisał: „Żądamy, aby religia była sprawą prywatną w stosunku do państwa, ale w żadnym razie nie możemy uważać religii za sprawę prywatną w stosunku do naszej własnej partii. Państwo nie powinno mieć nic wspólnego z religią, stowarzyszenia religijne nie powinny być związane z władzą państwową. Należy pozostawić każdemu zupełną swobodę wyznawania takiej religii, jaka mu odpowiada, albo niewyznawania żadnej religii, tzn. pozostawania ateistą, jakim zazwyczaj też bywa każdy socjalista. Różnicowanie obywateli w ich prawach w zależności od przekonań religijnych jest absolutnie niedopuszczalne. (…) Całkowity rozdział kościoła od państwa oto żądanie, jakie stawia socjalistyczny proletariat współczesnemu państwu i współczesnemu kościołowi. ”

Sprawą prywatną nie może jednak pozostać kwestia obrzydliwych przestępstw kleru. Wszyscy sprawcy gwałtów i molestowania winni być ukarani z całą surowością. Nie tylko oni jednak: każdy przedstawiciel Kościoła, który pomagał w tuszowaniu tych przestępstw i chronił sprawców – winien ponieść odpowiedzialność. Kościół zaś musi zadośćuczynić krzywdom ofiar, wypłacając im godne odszkodowania. Z pewnością jednak nie uczyni tego z własnej woli; kościelni prawnicy będą ciągać nieszczęsne ofiary po sądach, pytać o najbardziej osobiste szczegóły, odnawiać traumę i szargać godność tych, którzy nie byli w stanie się bronić. Dlatego należy wywłaszczyć bez odszkodowania ogromne kościelne majątki: niezliczone nieruchomości i udziały w przedsiębiorstwach – i wykorzystać je dla zapłaty za wszelkie krzywdy wyrządzone przez klechów. Tylko tak możemy uczynić zadość sprawiedliwości.

Ukarać klechów winnych przestępstw i tych, którzy im pomagali!
Wywłaszczyć majątek Kościoła na godne odszkodowania dla ofiar!
Wyprowadzić Kościół i religię z życia publicznego!
Nie dla przywilejów Kościoła!
Nie dla religii w szkołach!

Jan Żarski