Data 13 czerwca 2019 r. przejdzie do historii jako dzień, w którym Polska ostatecznie stoczyła się do kręgu państw autorytarnych. Państw, które pozbawiają swoich obywateli podstawowych praw demokratycznych, takich jak wolność słowa i myśli, wolność badań naukowych; które karzą za poglądy.

Tego dnia polski Sejm uchwalił ostatecznie ustawę nowelizującą Kodeks karny, zmieniając brzmienie art. 256 – wprowadzając zakaz głoszenia idei komunistycznych pod groźbą kary więzienia.

W Polsce skończył się komunizm”

Raptem tydzień wcześniej – w dniu 4 czerwca – obchodzono w Polsce 30 rocznicę tzw. „wyborów kontraktowych” – pierwszego od 1947 r. głosowania powszechnego, w którym Polacy mogli wybierać kandydatów z innej listy niż lista partii rządzącej, i pierwszego od 1928 r., którego wyniki nie były zmanipulowane przez władze. Wybory czerwcowe zostały przez historyków nowej, burżuazyjnej Polski uznane za cezurę – oddzielającą „komunistyczną” Polską Rzeczpospolitą Ludową od kapitalistycznej III Rzeczpospolitej. Aktorka Joanna Szczepkowska w październiku 1989 r. na antenie telewizji publicznej podsumowała wybory słowami: „Proszę Państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm.”

Głosowanie 4 czerwca 1989 r. stanowiło efekt uzgodnień poczynionych podczas obrad „Okrągłego Stołu” między przedstawicielami „komunistycznej” biurokracji z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej a liderami „demokratycznej” opozycji, skupionymi w „Solidarności”, na mocy których to ustaleń oba obozy miały podzielić się władzą i wpływami w rodzącej się burżuazyjnej Polsce. Wybory dramatycznie przyspieszyły transformację ustrojową, a pzprowscy biurokraci w oszałamiającym tempie zmienili się w kapitalistów.

Tak jak to przewidział ponad pół wieku wcześniej Lew Trocki w swojej pracy „Zdradzona rewolucja” – partyjni dygnitarze, którzy jeszcze wczoraj rozprawiali o budowie socjalizmu, nagle stali się właścicielami środków produkcji. Uwłaszczyli się na majątku narodowym, z takim trudem odbudowanym po zniszczeniach II wojny światowej i w kolejnych dekadach pomnażanym zbiorowym wysiłkiem polskich robotników i chłopów. Z potężnej, liczącej kilka milionów członków partii „komunistycznej” – PZPR – nie pozostał kamień na kamieniu. Z popiołów dawnej partii rządzącej wyłoniła się zaledwie kilkudziesięciotysięczna Socjaldemokracja RP – w swoim programie odwołująca się do najgorszych wzorów zachodnioeuropejskiego reformizmu i całkowicie odrzucająca marksizm. Nieliczna grupa działaczy PZPR, którzy pozostali wierni marksizmowi, nawet jeśli w jego wykoślawionej przez lata stalinizmu wersji, utworzyła marginalny Związek Komunistów Polskich „Proletariat”. Jak się okazało, w „komunistycznym” kraju komunistów była zaledwie garstka.

Wraz z kapitalistyczną kontrrewolucją na polski proletariat spadły nie znane mu w okresie PRL plagi: bezrobocie, bezdomność i nędza. Tryumfujący kapitalizm nie tylko zniszczył jednak uspołecznioną gospodarkę – przystąpił także do zmasowanej ofensywy ideowej. Wszystko co związane z komunizmem musiało zostać zohydzone i wyszydzone. Wraz z „końcem historii” nadejść miał kres koncepcji socjalistycznych – a zapanować na wieki wieków miały liberalizm do spółki z konserwatyzmem, pobłogosławione przez Kościół katolicki.

Antykomunistyczne represje

Pomimo, że komunizm jako idea w Polsce praktycznie przestał istnieć, nowa burżuazja nie ustawała w podejmowanych przeciwko niemu atakach. W uchwalonej w 1997 r. Konstytucji wprowadzono artykuł 13, zakazujący istnienia partii politycznych i organizacji odwołujących się do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu. W najważniejszej z ustaw oficjalnie uznano komunizm za totalitarny i umieszczono go w jednym szeregu ze zbrodniczymi ideologiami nazizmu i faszyzmu. Fakty historyczne, takie jak diametralne różnice między okupacją hitlerowską, w ramach której dążono do planowej eksterminacji polskiego narodu, a radziecką – nie miały dla burżuazyjnych legislatorów znaczenia. Znamienne, że pod tekstem Konstytucji podpis złożył, jako ówczesny prezydent Polski, były działacz PZPR – Aleksander Kwaśniewski.

Również w 1997 r. uchwalony został nowy Kodeks karny, zawierający niesławny artykuł 256, wprowadzający zakaz publicznego propagowania ustrojów totalitarnych.

Obok działań na polu prawodawstwa, burżuazja przez 30 lat „wolnej Polski” prowadziła zmasowaną ofensywę ideologiczną przeciwko marksizmowi i lewicy w ogóle, zalewając rynek wydawniczy tysiącami antykomunistycznych książek i tytułów prasowych. Nie było takiej zbrodni jakiej nie dałoby się przypisać komunizmowi. Antykomunistyczna histeria prawicy doszła do tego stopnia, że zaczęto wybielać ugrupowania kolaborujące z hitlerowskim okupantem (jak Narodowe Siły Zbrojne, NSZ), sławić faszystowskie dyktatury, takie jak Franco, Pinocheta czy Mussoliniego, i pochwalać mordy dokonywane przez reakcję na komunistach. Agresywną agitację antykomunistyczną włączono do programów szkolnych, próbując zaszczepić młodym Polakom wrogość do socjalizmu we wszelkich jego odmianach, a w marksistowskiej w szczególności.

W 2010 r. prawicowi posłowie podjęli kolejne działania przeciwko komunistom. Uchwalono nowelizację art. 256 Kodeksu karnego, wprowadzając do niego § 2, a wraz z nim karalność sprzedawania, nabywania, a nawet tylko posiadania przedmiotów lub druków (w tym książek), zawierających treści totalitarne albo symbolikę faszystowską lub komunistyczną. Jednakże zanim na komunistów spaść mogły represje za Dzieła Lenina na półce czy też koszulkę z podobizną Che Guevary na piersi, na wniosek grupy posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej (partii wywodzącej się z ww. Socjaldemokracji RP – spadkobierczyni PZPR) Trybunał Konstytucyjny orzekł o uznaniu § 2 artykułu 256 KK za niezgodny z Konstytucją, co wyłączyło go ze stosowania.

Przede wszystkim jednak ze względu na praktyczne nieistnienie w Polsce ugrupowań komunistycznych (z wyjątkiem mającej marginalne znaczenie powstałej w 2002 r. Komunistycznej Partii Polski, KPP, wywodzącej się z ww. ZKP „Proletariat” i nawiązującej do przedwojennej partii komunistycznej) rygorystyczne przepisy prawne pozostawały martwe. Stanowiły jedynie straszak, którym prawicowcy i antykomuniści grozili działaczom lewicowym. Wszelkie próby skazania działaczy komunistycznych kończyły się dotychczas fiaskiem, z uwagi na wysoce nieprecyzyjny charakter przepisów (o czym więcej powiemy niżej). Także i KPP zdołała zachować legalność, omijając ograniczenia wynikające z artykułu 13 Konstytucji w ten sposób, że nie odwoływała się do totalitarnych metod i praktyk działania komunizmu, cokolwiek by to miało znaczyć, ale do samej idei komunistycznej.

Represje wobec radykalnej lewicy i dążenia do delegalizacji wszelkich organizacji na lewo od socjaldemokracji nasiliły się po dojściu w 2015 r. do władzy jadowicie antykomunistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS). Dotychczasowy „demokratyczny” antykomunizm liberałów przybrał drastyczny, skrajnie prawicowy charakter. PiS od początku swojej kadencji podjął agresywne działania wymierzone w pozostałości poprzedniego ustroju. Uchwalona została tzw. ustawa dekomunizacyjna, na mocy której zmianie miały ulec nazwy ulic, obiektów publicznych, instytucji, związane z okresem PRL, usunięte miały zostać również pomniki i tablice pamiątkowe „gloryfikujące komunizm”. W wielu miastach Polski uchowały się bowiem wciąż miejsca noszące imiona działaczy socjalistycznych i komunistycznych, wiele zostało również pamiątek po minionym ustroju.

W swoim zacietrzewieniu inkwizytorzy z PiS i ich pomagierzy we władzach samorządowych poszli jednak znacznie dalej, atakując także miejsca związane z zasłużonymi bojownikami ruchu robotniczego, występującymi przeciwko caratowi, miejsca związane z ludźmi kultury i nauki, którzy „zhańbili” się członkostwem w PZPR, czy ulice Dąbrowszczaków – polskich ochotników walczących przeciwko faszyzmowi w hiszpańskiej wojnie domowej.

Kierowane przez PiS państwo burżuazyjne podjęło również ofensywę przeciwko żyjącym działaczom lewicy. W 2016 r. grupa redaktorów związanego z KPP komunistycznego pisma „Brzask” została skazana w trybie nakazowym (zaocznie) na kary ograniczenia wolności oraz grzywny za „propagowanie ustroju totalitarnego” (w domyśle – komunizmu). O wyroku dowiedzieli się z mediów, zaoczny tryb procedowania nie dawał im bowiem szansy na ustosunkowanie się do zarzutów. Do mieszkania administratora trockistowskiego portalu „Władza Rad” (www.1917.net.pl) wkroczyła policja, odbierając komputer, telefon, przenośne dyski – i nie oddała ich do dzisiaj, nie przedstawiając równocześnie żadnych zarzutów. Wreszcie, zorganizowaną przez Związek Marksistów Polskich konferencję naukową, poświęconą osobie i twórczości Karola Marksa, przerwała interwencja policji, która spisała uczestników wydarzenia.

Jednakże redaktorzy pisma „Brzask” odwołali się od wyroku. Po trzech latach walki z represyjnymi organami ścigania w styczniu 2019 r. zapadł ostatecznie wyrok uniewinniający. Prokuratura złożyła apelację, nie mogąc pogodzić się z porażką, nie ulega jednak wątpliwości, że doszło do kompromitacji burżuazyjnego państwa, które pomimo zbierania przez lata dowodów rzekomej „działalności przestępczej” nie zdołało udowodnić winy działaczy lewicy.

PiS nie osiągnął swoich celów także na polu dekomunizacji przestrzeni publicznej. W szeregu przypadków sądy administracyjne uchylały decyzje lokalnych władz, odbierających prawo do upamiętnienia działaczom lewicy. Udało się (przynajmniej na razie) obronić wiele historycznych monumentów. Prawicowych inkwizytorów musiało to doprowadzić do wściekłości.

Należy zaznaczyć również, że uniewinnienie redaktorów „Brzasku” stanowiło tylko kolejny przypadek, gdy nie udało się skazać komunistów na podstawie obowiązujących przepisów Kodeksu karnego.

Dlatego też w obozie PiS już od dłuższego czasu dojrzewał pomysł zmiany artykułu 256 KK w taki sposób, by można było wreszcie zapełnić więzienia socjalistami. W dniu 13 czerwca 2019 r. Sejm wreszcie taką zmianę uchwalił.

Zmiany w prawie

W tym miejscu pochylmy się nad brzmieniem owego niesławnego artykułu 256 KK. Dotychczas wyglądał on następująco:

Art. 256 KK

§ 1 Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§ 2 Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.

Aby uznać, iż doszło do przestępstwa nie wystarczy „propagować” (a więc, zgodnie z poglądami doktryny prawniczej – upowszechniać, zachwalać, przekonywać do, zachęcać do wprowadzenia, podkreślając zalety i przemilczając wady) i to „publicznie”(a więc zwracając się do szerokiego, bliżej nieokreślonego kręgu osób), ale przedmiotem tego „publicznego propagowania” musi być „totalitarny ustrój państwa”. Sądy słusznie interpretowały ten przepis w ten sposób, że głoszenie poglądów komunistycznych nie jest równoznaczne z propagowaniem ustroju komunistycznego. Na tej podstawie chociażby zapadł wyrok uniewinniający w procesie redaktorów „Brzasku”.

Zupełnie inną kwestią jest brak ustawowej definicji totalitaryzmu, choć w praktyce sądy odwołują się do poglądów historyków, a ci są w Polsce w zdecydowanej większości skrajnie antykomunistyczni – stąd w orzecznictwie sądowym ustrój państw Bloku Wschodniego zakwalifikowano jednoznacznie jako totalitarny.

Należy mieć na uwadze również to, że § 2 został, jak wspominano wyżej, zakwestionowany przez Trybunał Konstytucyjny z uwagi na niemożność dokładnego zdefiniowania symboliki, jaka miałaby być zabroniona.

Takie brzmienie przepisów stało na przeszkodzie skazywaniu komunistów. Jak się okazało w praktyce, nikt nie propaguje ustrojów państw totalitarnych, ale jedynie poglądy komunistyczne. Na tej podstawie zrodził się projekt nowelizacji artykułu 256 KK – potrzebna była tylko okazja, aby ją uchwalić. Taka okazja nadarzyła się w maju 2019 r.

Walka z demokracją pod pozorem walki z pedofilią

W dniu 11 maja w serwisie Youtube został zamieszczony film „Tylko nie mów nikomu”, autorstwa dziennikarzy – braci Tomasza i Marka Siekielskich. Film ten porusza problem pedofilii w polskim Kościele katolickim, opowiadając o przypadkach wykorzystywania dzieci przez księży oraz o tuszowaniu takich spraw przez kościelną hierarchię. Film w ciągu zaledwie kilku dni obejrzało kilka milionów Polaków i wywołał on, zupełnie słusznie, powszechne oburzenie na fakt zamiatania przestępstw pod dywan i braku reakcji biskupów jak i organów ścigania na mrożące krew w żyłach zbrodnie katolickiego kleru.

Na fali wzburzenia, jaka przetoczyła się przez polskie społeczeństwo po emisji filmu, rząd PiS zapowiedział zmiany w prawie zaostrzające kary za przestępstwa pedofilskie. Nowelizację Kodeksu karnego przygotowano w błyskawicznym tempie. Już 14 maja rządowy projekt ustawy został przedstawiony w Sejmie, a 16 maja nowelizację uchwalono i przekazano do izby wyższej polskiego parlamentu – Senatu. Przy okazji zmian w przepisach dotyczących przestępstw seksualnych na szkodę małoletnich PiS przepchnął jednak ogromną liczbę zmian do obowiązującej ustawy, w tym także artykułu 256. Poważnie zaostrzono kary za przeróżne przestępstwa, wprowadzając m.in. karę bezwzględnego dożywocia (bez możliwości przedterminowego zwolnienia).

Senat, również zdominowany przez PiS, oczywiście uchwalił ustawę, wprowadzając przy tym drobne poprawki, które dla swojego zatwierdzenia musiały być raz jeszcze przegłosowane przez Sejm. I tak w godzinach wieczornych 13 czerwca Sejm zatwierdził wszystkie z wyjątkiem jednej poprawki Senatu, ostatecznie uchwalając nowelę Kodeksu karnego.

Dla wejścia w życie nowelizacja potrzebowała tylko podpisu prezydenta. Mógł on jednak zawetować ustawę – wtedy wróciłaby do Sejmu, który musiałby przyjąć ją ponownie kwalifikowaną większością ⅗ głosów (tej PiS z pewnością by nie osiągnął) lub skierować ustawę do Trybunału Konstytucyjnego dla zbadania jej zgodności z konstytucją – i z tego prawa skorzystał. Nie oznacza to, że prezydent nie zgadza się ze zmianami. Wręcz przeciwnie – jak sam zaznaczył nie zawetował ustawy, gdyż musiałby mieć być przeciwny jej treści. Skierował ją do badania przez TK, bo miał jedynie zastrzeżenia do trybu procedowania. Gdyby TK uznał nowelizację za konstytucyjną – prezydent będzie zmuszony ją podpisać. Zaś w sytuacji gdyby Trybunał zakwestionował zmiany – cały proces ustawodawczy musiałby rozpocząć się od nowa.

A o to, jak ma brzmieć artykuł 256 KK po nowelizacji:

Art. 256 KK

§ 1 Kto publicznie propaguje nazistowski, komunistyczny, faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość,

podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 1a Tej samej karze podlega, kto publicznie propaguje ideologię nazistowską, komunistyczną, faszystowską lub ideologię nawołującą do użycia przemocy w celu wpływania na życie polityczne lub społeczne.

§ 2 Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, zbywa, oferuje, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 lub 1a albo będące nośnikiem symboliki nazistowskiej, komunistycznej, faszystowskiej lub innej totalitarnej, użytej w sposób służący propagowaniu treści, określonej w § 1 lub 1a.

Jak widać, w § 1 wyraźnie wymieniono komunizm pośród „totalitarnych ustrojów państwa”. Co jednak szczególnie niebezpieczne, dodano wcześniej nieobecny § 1a, penalizujący także propagowanie samej ideologii komunistycznej. Prokuratura nie będzie musiała więc gimnastykować się przy wykazywaniu, czy oskarżony pochwalał rozwiązania ustrojowe, które można uznać za totalitarne, czy tylko wzdychał do „królestwa wolności”, marząc o bezklasowym i bezpaństwowym społeczeństwie. Teraz takie „westchnienie” może zakończyć się wyrokiem skazującym. Na dokładkę ponownie uchwalono (wcześniej uchylony przez Trybunał Konstytucyjny) zakaz posługiwania się symboliką komunistyczną.

Poważne konsekwencje ma również zmiana w zakresie wymiaru kary, należnej za przestępstwa opisane w art. 256 KK. Dotychczas kara więzienia do 2 lat była ostateczną, sąd mógł, i powinien w pierwszej kolejności, wymierzać kary grzywny lub ograniczenia wolności (np. prac społecznych). Teraz zaś jedyną karą, jaką można zasądzić, jest kara więzienia, wydłużona do 3 lat.

Nowe przepisy budzą poważne obawy, że represje dotknąć mogą działaczy szeroko pojętej lewicy. Zdarzało się już wcześniej, że prawica zarzucała propagowanie komunizmu nawet umiarkowanym socjaldemokratom z Partii Razem. Teraz takie oskarżenie może skończyć się prokuratorskim dochodzeniem, zatrzymaniem przez policję, przeszukaniem mieszkania w poszukiwaniu „zakazanych materiałów”.

Ograniczeniu ulegnie swoboda prowadzenia badań naukowych. Już za poprzedniego stanu prawnego policja nachodziła organizowaną przez marksistów konferencję naukową. Teraz za przychylną marksizmowi publikację czy artykuł grozić będzie więzienie.

Co z posiadaniem dzieł Marksa, Engelsa czy Lenina? Czy będzie się za to pozbawiać ludzi wolności? A książki palić?

Przede wszystkim jednak państwo burżuazyjne i jego aparat represji wyciągają łapy w kierunku polskich komunistów, pragnąc ich wszystkich umieścić za kratami. PiS niewątpliwie nawiązuje tutaj do „najlepszych wzorców”, zaczerpniętych od swoich idoli – przedwojennego reżimu Piłsudskiego, który prześladował i więził działaczy lewicy, utworzył dla nich nawet owiany złą sławą obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej.

Politycy PiS idą w ślady sanacji. I tak jak ona skończą na śmietniku historii.

Niekonstytucyjność ustawy

Po uchwaleniu nowelizacji Kodeksu karnego od razu podniosły się głosy ekspertów z dziedziny prawa karnego, wskazujące na niekonstytucyjność ustawy. Została ona bowiem uchwalona niezgodnie z Regulaminem Sejmu, przewidującym specjalny, ostrożny tryb dla prac przy zmianach w kodeksach, zamiast błyskawicznego tempa, w jakim zdominowany przez PiS parlament uchwalił nowelę. Podnosi się również, że zaostrzenie kar za szereg przestępstw ze względu na swoją surowość sprzeczne jest z międzynarodowymi konwencjami wiążącymi Polskę, w szczególności z Europejską Konwencją Praw Człowieka. PiS wprowadził bowiem do porządku karnego karę bezwzględnego dożywocia, która uważana jest za niehumanitarną, jako niedająca sprawcy nadziei na to, że kiedyś wyjdzie na wolność. Pojawiły się również opinie, że zmiany w przepisach dotyczących przestępstw korupcji umożliwią uniknięcie odpowiedzialności skorumpowanym prezesom i dyrektorom państwowych spółek. Apel do prezydenta o zawetowanie ustawy wystosował Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar oraz profesorowie renomowanego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W odpowiedzi na zarzuty Ministerstwo Sprawiedliwości kierowane przez Zbigniewa Ziobrę zapowiedziało pozew przeciwko krnąbrnym prawnikom o naruszenie dobrego imienia rządu. Eksperci prawniczy mieliby bowiem szerzyć kłamstwa, oczerniając kryształowo przecież czysty rząd, który próbuje odważnie walczyć z przestępczością. Komunikat na ten temat opublikowano na stronie internetowej Ministerstwa. Jest to jaskrawy przykład tego, jak PiS nie znosi swobodnej dyskusji i jak silne są w nim autorytarne, antydemokratyczne tendencje do zamykania ust przeciwnikom. Pod wpływem głosów oburzenia na takie postępowanie Ministerstwo wycofało się z zapowiadanego pozwu, ale nie ze słów o rzekomo kłamiących profesorach prawa.

Prezydent Andrzej Duda jest jednak wiernym żołnierzem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Również Trybunał Konstytucyjny został w minionym okresie obsadzony sędziami związanymi z partią rządzącą. Także w Sądzie Najwyższym, jak i w sądach wszystkich instancji PiS zaprowadza nowe porządki, karząc niepokornych sędziów, obsadzając swoimi ludźmi stanowiska prezesów sądów, wywierając presję na treść wyroków, jakie mają zapadać w ważnych z punktu widzenia PiS sprawach.

Klasa robotnicza nie ma co liczyć na aparat burżuazyjnego państwa. Także tzw. liberalna opozycja nie oferuje polskim ludziom pracy żadnej alternatywy. Ani jeden z polityków opozycji, nawet Sojuszu Lewicy Demokratycznej, nie zająknął się na temat zmiany artykułu 256 KK, choć żaden inny przepis nie podważa wolności demokratycznych polskich obywateli jak ten właśnie.

Jedyny sojusznik, na jakiego liczyć może polska klasa robotnicza w walce o zachowanie z trudem wywalczonych praw demokratycznych, wolności słowa i głoszenia poglądów – to proletariat całego świata. W tym miejscu zwracamy się więc do towarzyszy z wszystkich krajów o wyrażenie solidarności z polskimi komunistami, na których już niedługo spaść mogą poważne represje. Apelujemy również, by towarzysze uważnie śledzili rozwój sytuacji w Polsce i byli gotowi przyjść z pomocą swoim klasowym braciom i siostrom.

Nie dla represji za poglądy i odbierania swobód demokratycznych!

Nie dla prześladowania komunistów!

Precz z art. 256 Kodeksu karnego!

Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!

Autor: tow. Jan Żarski