[tekst ukazał się pierwotnie pod adresem: http://www.marxist.com/explaining-the-coming-crisis-of-capitalism.htm]

Nagłówki w serwisach gospodarczych „krzyczały” ostatnio o wystąpieniu inwersji rentowności obligacji w szeregu krajów, jako rzekomym zwiastunie zagłady i zniszczenia. Wielu ludzi z klasy robotniczej drapało się w głowę, zastanawiając się co to u licha znaczy. W 10 lat po rozpoczęciu się „Wielkiej Recesji” wielu osobom można wybaczyć myślenie, że recesja jest czymś stałym i nie może być już gorzej. Rzeczywistość jest jednak taka, że chociaż w większości państw świata sprawy nie układają się zbyt dobrze, sytuacja wciąż może się znacząco pogorszyć. W tym artykule wyjaśnimy dlaczego.

Czym jest inwersja rentowności obligacji i dlaczego ma to znaczenie?

Obligacja jest papierem wartościowym, stanowiącym dowód zakupu długu innej osoby (faktycznie obligacja stanowi potwierdzenie, że jej nabywca udzielił pożyczki podmiotowi emitującemu obligację na określony okres czasu i za określonym wynagrodzeniem w postaci oprocentowania – przyp. tłum.). Innymi słowy, jeśli kupujesz obligację, pożyczasz komuś pieniądze (najczęściej rządowi lub dużej korporacji). Obligacje różnią się od akcji, gdyż te ostatnie dają posiadaczowi udział w zyskach firmy, która je emituje.

Obligacje mogą być krótko lub długoterminowe. Odnosi się to do czasu, na jaki zgadzasz się pożyczyć komuś swoje pieniądze (tzw. okres zapadalności, zwany też okresem wykupu; wraz z jego upływem podmiot emitujący obligacje, czyli emitent, musi je wykupić za cenę nominalną powiększoną o odsetki – przyp. tłum.). W normalnych czasach im dłuższy jest ten okres, tym wyższe oprocentowanie. Powiedzmy, że pożyczasz komuś pieniądze na dwanaście miesięcy – możesz spodziewać się wtedy dwuprocentowej stopy zwrotu; ale jeśli pożyczasz pieniądze na pięć lub dziesięć lat, możesz otrzymać cztery lub pięć procent. Naturalnym jest oczekiwanie wyższego oprocentowania za dłuższy okres wykupu, ponieważ z dłuższym czasem oczekiwania wiąże się większe ryzyko. Wartość pożyczonych pieniędzy może ulec erozji z powodu inflacji, a nawet możesz stracić całą kwotę, jeśli firma zbankrutuje lub rząd ogłosi niewypłacalność (odmówi spłaty swojego zadłużenia). Innym terminem określającym stopę procentową jest „rentowność obligacji”. Inwersja (czyli „odwrócenie”) rentowności obligacji jest dziwnym i niebezpiecznym zjawiskiem, które występuje wtedy, gdy oprocentowanie pożyczek długoterminowych jest niższe niż pożyczek krótkoterminowych.

Dlaczego stopy procentowe obligacji długoterminowych miałyby być niższe niż krótkoterminowe? Jest to inny sposób stwierdzenia, że życie na krótką metę jest znacznie bardziej ryzykowne niż życie w długim okresie (nawet jeśli bierze się pod uwagę ryzyko inflacji i bankructwa).

Wyobraź sobie, że jesteś miliarderem i próbujesz wymyślić, co zrobić z górami pieniędzy, które wycisnąłeś ze swoich pracowników. Jeśli kapitalizm wydaje się być w dobrej kondycji, zainwestujesz te pieniądze w akcje, aby uzyskać udział w zyskach pochodzących z wyzysku robotników. Jest to ryzykowne, ale daje najlepszy potencjalny zwrot. Ale jeśli uważasz, że nastąpi kryzys, zabierzesz swoje pieniądze z giełdy, zanim wszyscy inni zrobią to samo i stracisz miliony z powodu spadku wartości akcji. Taki biedny miliarder musi w takim wypadku znaleźć inne miejsce, by ulokować swoje środki. Może kupić obligacje krótkoterminowe, ale to go nie urządza, ponieważ termin wykupu wypadnie w samym środku kryzysu. Zatem jego jedyną opcją (jeśli nie chce tych pieniędzy „trzymać w szufladzie” ani kupować złota) jest zakup obligacji długoterminowych.

Rentowność obligacji długoterminowych obniża się, gdy wiele osób chce je kupić. Wynika to z faktu, że obligacje sprzedaje się w drodze aukcji. Rząd może powiedzieć: „Chcę pożyczyć milion dolarów według stawki jednoprocentowej, kto jest zainteresowany?” Jeśli nikt nie się nie zgłosi, jak miało to miejsce gdy nikt nie chciał kupować greckiego długu, wówczas rząd będzie musiał podnieść stopę procentową, aby przyciągnąć więcej chętnych. Natomiast gdyby to rząd Niemiec był emitentem, a wiele osób byłoby zainteresowanych długiem z jednoprocentową rentownością, być może mógłby zaproponować nawet jedynie 0,5 procent, albo i zero procent, i nadal uzyskać potrzebne pieniądze.

Niskie stopy długoterminowe są symptomem tego, że kapitaliści przestają wierzyć w kapitalizm. Nie zawracajmy sobie głowy wysłuchiwaniem płatnych propagandystów kapitału, którzy jak nakręceni powtarzają, że „gospodarka wolnorynkowa” jest najskuteczniejszym sposobem alokacji zasobów; zamiast tego patrzmy, co tak naprawdę bogacze robią ze swoją kasą. Zbyt troszczą się o pieniądze, jakie wydarli robotnikom, aby choć przez sekundę wierzyć we własną propagandę. Woleliby tylko ze spuszczoną głową czekać i mieć nadzieję, że zanim dojdzie do wykupu ich długoterminowych obligacji, kryzys przeminie. Nie zależy im na produktywności ich działalności i zdecydowanie nie są zainteresowani zapewnianiem miejsc pracy osobom z klasy robotniczej. Bogaci dbają tylko o swoje pieniądze.

Sytuacja wymknęła się spod kontroli w takim stopniu, że na rynku występują nawet obligacje o ujemnej rentowności! Oznacza to, że za pożyczanie komuś pieniędzy się płaci, a pożyczkobiorca zarabia na tym, że zaciąga dług. Logika tego jest taka, że chociaż pożyczkodawca straci trochę pieniędzy, wciąż będzie to kwota mniejsza, niż gdyby zainwestował w coś innego. Może się to wydawać szalone, ale na chwilę obecną zainwestowano 16 bilionów dolarów w te aktywa, które gwarantują pewną stratę. Jeden duński bank oferuje nawet hipotekę o ujemnym oprocentowaniu, w ramach której płaci ludziom za to, że zaciągają kredyty na zakup domów. Chyba nikt już nie ma wątpliwości, że system kapitalistyczny stanął na głowie.

Z perspektywy historycznej, od czasu II wojny światowej za każdym razem, gdy zwrot z 10-letnich amerykańskich obligacji rządowych spadał poniżej tego z amerykańskich 2-letnich obligacji, wkrótce potem następowała recesja. Oczywiście możliwym jest, by rentowność uległa odwróceniu bez następczej recesji, każdy kryzys poprzedzony jest wystąpieniem tego zjawiska.

Dezorientacja burżuazji

Jednakże jeśli ktoś szuka wyjaśnienia, dlaczego obecnie zbliża się kolejny kryzys, natrafi na wiele sprzecznych informacji. Liberalni politycy mówią o „załamaniu Trumpa” (ang. Trump slump – przyp. tłum.) i podkreślają, że perspektywa wojny handlowej na linii USA-Chiny spowoduje globalną recesję. W podobny sposób „Brexit Borisa” (od imienia obecnego premiera Wielkiej Brytanii – przyp. tłum.), a więc bez żadnego porozumienia, służyć będzie powstaniu dodatkowych barier w handlu. Nawet protesty w Hongkongu wywołały wstrząsy na rynkach ze względu na możliwość rozprzestrzeniania się ruchu poza Hongkong oraz z uwagi na fakt, że miasto to samo w sobie jest ważnym centrum finansowym.

Prawicowi populiści tacy jak Donald Trump myślą, że mogą wygrać wojnę handlową. Inteligentnych przedstawicieli burżuazji, który spędzili ostatnie 80 lat próbując rozszerzyć handel i zlikwidować protekcjonistyczne bariery, wprawia to w osłupienie. Ich zdaniem protekcjonizm spowodował przeniesienie krachu na giełdzie w 1929 r. na trwające dekadę recesję „brudnych lat trzydziestych” (ang. Dirty Thirties; autor ma na myśli Wielki Kryzys lat 30. XX wieku – przyp. tłum.). Mają tutaj rację, ponieważ protekcjonizm dusi kapitalistyczną gospodarkę. Bariery celne i konkurencyjne dewaluacje walut narodowych oznaczają, że zamiast kupować bardziej wydajnie wytwarzane (a przez to tańsze) towary zagraniczne, jesteś zmuszony kupić mniej wydajnie produkowany (a więc droższy) produkt krajowy. Jeśli jesteś jedynym, który stosuje środki protekcjonistyczne, to z powodzeniem eksportowałeś swoje bezrobocie do innego kraju, ale kiedy wszyscy to robią, cała gospodarka światowa staje się mniej wydajna. W takiej sytuacji włożyć musisz więcej pracy, aby uzyskać mniej rzeczy. Właśnie dlatego wielki biznes sprzeciwia się wojnom handlowym i opowiada się za wolnym handlem.

Samozwańcza „wspólnota narodów” narzeka, że Trump narusza „oparty na prawie międzynarodowy porządek”. Czy znaczy to, że robotnicy powinni wspierać tych liberałów przeciwko Trumpowi? „Międzynarodowy porządek” promowany przez kraje takie jak Niemcy, Francja czy Kanada to eufemizm. Te piękne słowa skrywają prawdę: porozumienie złodziei co do tego, jak podzielić się łupem powstałym z wyzysku klasy robotniczej całego świata. Trump, największy z gangsterów, próbuje po prostu zmienić warunki tego porozumienia na swoją korzyść. Nasza opinia na temat tej walki jest taka sama, jak nasza opinia na temat różnic między mafią nowojorską, londyńskimi gangami a tokijską yakuzą.

Ale chociaż wojna handlowa może zaostrzyć nadchodzący załamanie, podobnie jak dług subprime pogorszył je w 2008 r., bańka internetowa w 2000 r. a szok naftowy w 1973 r., żaden z tych gwałtownych czynników tak naprawdę nie wyjaśnia przyczyny pojawienia się samego kryzysu. Minęło ponad 10 lat od ostatniego globalnego krachu, jeden z najdłuższych okresów wzrostu w historii kapitalizmu, a ogólne procesy wymagają uogólnionego wyjaśnienia. Być może najlepsze wytłumaczenie źródeł kryzysu kapitalizmu pochodzi z Manifestu Komunistycznego:

„W czasie kryzysów wybucha epidemia społeczna, która wszystkim poprzednim epokom wydałaby się niedorzecznością – epidemia nadprodukcji. Społeczeństwo zostaje gwałtownie cofnięte do stanu nagle powstałego barbarzyństwa, jak gdyby klęska głodowa, powszechna niszczycielska wojna pozbawiły je wszelkich środków utrzymania; przemysł, handel wydają się unicestwione, a dlaczego? Dlatego, że społeczeństwo posiada zbyt wiele cywilizacji, zbyt wiele środków utrzymania, zbyt wiele przemysłu, zbyt wiele handlu. Siły wytwórcze, którymi ono rozporządza, nie służą już więcej rozwojowi burżuazyjnych stosunków własności; przeciwnie, stały się one nazbyt dla tych stosunków potężne, są przez nie hamowane; skoro zaś tylko zaporę tę przezwyciężają, wprawiają całe społeczeństwo burżuazyjne w stan nieładu, zagrażają istnieniu burżuazyjnej własności. Stosunki burżuazyjne stały się zbyt ciasne dla wchłonięcia wytworzonego przez nie bogactwa.”

Oczywistość kryzysu nadprodukcji staje się coraz wyraźniejsza. Jedna z kluczowych statystyk ekonomicznych, która to pokazuje, nazywa się „wykorzystaniem mocy produkcyjnych”. Mierzy ona ile potencjału produkcyjnego maszyn i fabryk jest faktycznie wykorzystywanych do wytwarzania towarów. W skali świata wartości te spadały w przeciągu ostatnich 50 lat. Na przykład w USA wykorzystanie mocy produkcyjnych w latach siedemdziesiątych XX wieku regularnie przekraczało 85 %. Jednak po tym, jak spadło do niecałych 65 % podczas ostatniego kryzysu, nie doszło do odbicia. Obecnie od 20 do 25 % maszyn stoi bezczynna, pomimo że znajduje się w okresie tzw. „ożywienia gospodarczego”. To ewidentne marnotrawstwo potencjału produkcyjnego, stanowiące zarzut pod adresem kapitalizmu w XXI wieku, Marks i Engels opisali już w czasach wiktoriańskich. Z drugiej strony, opisane zjawisko pokazuje równocześnie potencjał społeczeństwa, opartego na zaspokajaniu potrzeb zamiast chciwości. Z miejsca moglibyśmy zwiększyć produkcję o 20 %, wykorzystując już istniejące siły wytwórcze. Przeznaczylibyśmy te zasoby w kierunku rzeczywistych ludzkich potrzeb, aby zakończyć kryzys mieszkaniowy, zbudować ekologiczną infrastrukturę transportową, szkoły i szpitale itp.

Innym przykładem kryzysu nadprodukcji są narastające zasoby korporacyjnych „martwych pieniędzy”. Mark Carney, wcześniej stojący na czele Banku Kanady, a teraz szef Banku Anglii (zarówno Bank Kanady jak i Bank Anglii to banki centralne, tak jak polski NBP – przyp. tłum.), trafił na pierwsze strony gazet w 2015 roku, kiedy skarcił korporacje za to, że siedzą na górach pieniędzy i nie inwestują. Ten brak inwestycji doprowadził do stagnacji wydajności. W tym czasie w Kanadzie „martwe pieniądze” szacowano na prawie 700 miliardów dolarów. Kapitaliści odpowiedzieli oburzeniem na tę krytykę, wysuniętą przez „jednego z nich”. Zapytywali, dlaczego mieliby inwestować w zwiększanie wydajności, skoro gospodarkę toczy kryzys wykorzystania mocy produkcyjnych. Po co wydawać pieniądze na produkcję większej ilości towarów, skoro już teraz możliwe jest wytworzyć więcej towarów, niż rynek jest w stanie wchłonąć? Carney spokojnie przeszedł nad tym do porządku dziennego, podobnie jak dziennikarze, ale problem nie zniknął.

Od tego czasu kanadyjskie „martwe pieniądze” rosły o 65 miliardów dolarów rocznie, do łącznej sumy 950 miliardów dolarów obecnie. Zjawisko to można obserwować także w innych krajach. Klasa miliarderów zachowuje się jak smok z powieści Tolkiena, siedząc na zazdrośnie strzeżonej górze złota. Ale jeśli robotnicy odważyliby się poprosić o wykorzystanie tego skarbu dla stworzenia miejsc pracy, zbudowania domów lub zagwarantowania darmowej edukacji, odpowiedzią bogatych będzie ogień i dym. Stanowi to kolejny rażący dowód na to, dlaczego ludzkość nie może dłużej funkcjonować w ramach tego potwornego systemu, całkowicie niezdolnego do rozwoju społeczeństwa, który musi zostać unicestwiony, aby ludzkość mogła przetrwać.

Podstawową sprzecznością kapitalizmu jest fakt, że robotnicy nie otrzymują w formie wynagrodzenia pełnej wartości swojej pracy (wartość sprzedanego na rynku towaru jest większa niż koszty poniesione przez kapitalistę na wynagrodzenia i materiały – różnica ta stanowi wartość dodatkową, zagarnianą przez kapitalistę; jest ona równa nieopłaconej pracy robotników – przyp. tłum.). Dlatego robotnicy nie są w stanie odkupić wyprodukowanych przez siebie przedmiotów. Ale chociaż siła konsumpcyjna klasy robotniczej jest ograniczona przez cały szereg czynników, indywidualni kapitaliści nadal planują produkcję, jakby takie ograniczenia nie istniały. To nieuchronnie prowadzi system kapitalistyczny do powtarzających się kryzysów nadprodukcji.

Kapitaliści mogą czasowo pokonywać ten problem, i to na wiele sposobów. Mogą reinwestować uzyskaną wartość dodatkową w poszerzenie produkcji. Ale działanie takie tylko pogarsza sytuację, jako że zwiększona wydajność pracy na dłuższą metę prowadzi do wyprodukowania jeszcze większej liczby towarów, których pracownicy nie są w stanie kupić. W tej chwili jednak, jak widzieliśmy w związku z kryzysem wykorzystania mocy produkcyjnych i problemem „martwych pieniędzy”, korporacje przestały reinwestować. Kapitaliści mogą również eksportować wartość dodatkową (w formie inwestycji zagranicznych – przyp. tłum.), ale w ten sposób budują potencjał produkcyjny innych krajów i odtwarzają ten sam kryzys nadprodukcji. Obecnie wojna handlowa, wszczęta przez Trumpa, zamyka drzwi tej metodzie odroczenia recesji. Wreszcie kapitaliści mogą sztucznie pobudzać rynek za pomocą kredytu, udzielany pracownikom, korporacjom i rządom. Ten sposób może również działać przez pewien czas, ale ostatecznie wszystkie długi muszą zostać spłacone, i to wraz z odsetkami. Ponownie Manifest Komunistyczny wyjaśnia czarno na białym:

„W jaki sposób przezwycięża burżuazja kryzysy? Z jednej strony przez przymusowe niszczenie masy sił wytwórczych; z drugiej strony, przez podbicie nowych rynków i gruntowniejszą eksploatację dawnych. W jaki więc sposób? W ten sposób, że przygotowuje kryzysy bardziej wszechstronne i potężne, i zmniejsza środki zapobiegania kryzysom.”

W 2009 r. rządy ratowały banki publicznymi pieniędzmi i znacznie zwiększyły zadłużenie. Dług ten nie zniknął – konsumencki, korporacyjny jak i rządowy – a nowy kryzys jest już na horyzoncie. Klasa kapitalistyczna wykorzystała prawie każde dostępne narzędzie, aby uniknąć kolejnego załamania. Wykorzystała wszystkie swoje drogi ucieczki i nie wie, co robić dalej. Desperacko obawia się społecznych konsekwencji „przymusowego niszczenia masy sił wytwórczych”, które doprowadziłoby do masowych zwolnień i powszechnej nędzy. Dziesięć lat temu zdegenerowana biurokracja związkowa zdołało przekonać robotników do powstrzymania się od walki. Ale w międzyczasie idee socjalizmu zdobyły popularność w skali niespotykanej od pokoleń. System polityczny w poszczególnych krajach jest bliski upadku w naszych czasach skromnego wzrostu gospodarczego. Wyobraźmy sobie, co się będzie działo podczas ogólnego kryzysu.

Jeden komentator polityczny z CBC (kanadyjski publiczny nadawca radiowo-telewizyjny – przyp. tłum.) powiedział rzecz następującą: „Jesteśmy na nieznanym terytorium, minęliśmy znak >>tu żyją potwory<<. Żaden z nas nie ma pojęcia, jak to się skończy, nawet ekonomiści. Jak widzieliśmy w 2008 r., rozmiar szkód, gdy sprawy zaczną iść źle układać, może być katastrofalny. Osobiście mam złe przeczucia.”

Teoretycznie nie ma czegoś takiego, jak „ostateczny kryzys” kapitalizmu. Kapitaliści zawsze znajdą wyjście z sytuacji, w ten czy inny sposób. Ale nie mają pojęcia, gdzie to wyjście się znajduje, i my też nie. Jedno jest pewne: bez względu na to, jakie rozwiązanie wymyślą, odbędzie się to kosztem robotników i biednych. Burżuazja nie potrafi już posuwać społeczeństwa naprzód i stoi na krawędzi otchłani. Dlatego musimy budować siły, które mogą stworzyć społeczeństwo socjalistyczne, będące jedyną alternatywą dla katastrofy kapitalizmu.