08032023 01

Pozostawiając burżuazyjnym uczonym zainteresowanie problemem wyższości jednej płci nad drugą lub ważeniem mózgów i porównywaniem psychologicznej struktury mężczyzn i kobiet, zwolennicy materializmu historycznego w pełni akceptują naturalną specyfikę obu płci i żądają tylko, aby każda osoba, nieważne czy to mężczyzna, czy kobieta, mogła jak najpełniej i najbardziej swobodnie dążyć do samostanowienia oraz rozwijać wszystkie swoje upodobania. Zwolennicy materializmu historycznego odrzucają istnienie jakiejś szczególnej „kwestii kobiecej”, odrębnej od ogólnej kwestii społecznej naszych czasów. Szczególne czynniki ekonomiczne stały za podporządkowaniem kobiet, a naturalne cechy były drugorzędne w tym procesie. Tylko całkowite zaniknięcie tych okoliczności oraz ewolucja obecnie panujących sił, które w pewnym momencie w przeszłości doprowadziły do podporządkowania kobiet, jest w stanie w zasadniczy sposób wpłynąć na ich pozycję społeczną i ją zmienić. Innymi słowy, kobiety mogą stać się naprawdę wolne i równe tylko w świecie zorganizowanym według nowych zasad społecznych i gospodarczych. 

Nie oznacza to jednak, że częściowa poprawa warunków życia kobiety w ramach współczesnego systemu jest niemożliwa. Radykalne rozwiązanie kwestii robotniczej jest możliwe tylko po całkowitej przebudowie nowoczesnych stosunków produkcji, ale czy to musi uniemożliwić nam pracę nad reformami, które służyłyby zaspokojeniu najpilniejszych interesów proletariatu? Wręcz przeciwnie, każde nowe zwycięstwo klasy robotniczej stanowi krok prowadzący ludzkość do królestwa wolności i równości społecznej, dlatego też każde prawo, które zyskuje kobieta, przybliża ją do wyznaczonego celu – pełnej emancypacji. 

Socjaldemokracja [SPD, Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, przyp. tłum.] jako pierwsza uwzględniła w swoim programie żądanie zrównania praw kobiet z prawami mężczyzn. W przemówieniach i w druku partia zawsze domaga się zniesienia ograniczeń dotyczących praw kobiet i tylko jej wpływ zmusił inne organizacje i rządy do przeprowadzenia reform na rzecz kobiet. Z kolei w Rosji partia ta broni sytuacji kobiet na poziomie teoretycznym, a także zawsze i wszędzie przestrzega zasady równości płci. 

Co w takim przypadku przeszkadza naszym „równościowym bojowniczkom” w poparciu tej silnej i doświadczonej organizacji? To, że „radykalność” tych wojowniczek kończy się w momencie, kiedy trzeba okazać lojalność ich własnej burżuazji. Wolność polityczna jest obecnie niezbędnym warunkiem rozwoju rosyjskiej burżuazji, bez niej jej cały klasowy dobrobyt okaże się zbudowany na piasku. Żądanie równości politycznej jest dla tych kobiet koniecznością. 

Slogan „Dostęp do zawodów!” przestał wystarczać, tylko bezpośredni udział w rządzie obiecuje pomóc w podniesieniu sytuacji ekonomicznej kobiet. Stąd żarliwe u kobiet drobnomieszczańskich pragnienie zdobycia prawa wyborczego i płynąca z niego niechęć wobec nowoczesnego systemu biurokratycznego. 

Jednakże w swoich żądaniach równości politycznej nasze rodzime feministki są jak ich zagraniczne siostry – szerokie horyzonty otwarte przez socjaldemokratyczną naukę pozostają dla nich obce i niezrozumiałe. Feministki dążą do równości w ramach istniejącego społeczeństwa klasowego, w żaden sposób nie atakują podstaw tego społeczeństwa. Walczą o prerogatywy dla siebie, nie kwestionując istniejących przywilejów [klasowych]. Nie oskarżamy przedstawicielek burżuazyjnego ruchu kobiecego o niezrozumienie sprawy – ich stanowisko wynika bezpośrednio z pozycji klasowej. 

Walka o niezależność ekonomiczną

Przede wszystkim musimy zadać sobie pytanie, czy zjednoczony ruch kobiecy jest możliwy w społeczeństwie opartym na nierównościach klasowych. Fakt, że kobiety uczestniczące w ruchu wyzwoleńczym nie reprezentują jednorodnych interesów, jest jasny dla każdego bezstronnego obserwatora. 

Świat kobiet jest podzielony, podobnie jak świat mężczyzn. Istnieją w nim dwa obozy: burżuazji i proletariatu. To żądania drugiego z nich obejmuje pełne rozwiązanie kwestii kobiecej. Chociaż obie grupy podążają za ogólnym hasłem „wyzwolenia kobiet”, ich cele i interesy są różne. Każda z nich nieświadomie utożsamia swój punkt widzenia z własną klasą, co nadaje konkretną kolorystykę klasową celom i zadaniom, które sama sobie wyznacza. 

Jakkolwiek radykalne byłyby postulaty feministek, nie można zapominać, że emancypantki nie mogą, ze względu na swoją klasową pozycję, walczyć o tę fundamentalną przemianę współczesnej ekonomicznej i społecznej struktury społeczeństwa, bez której wyzwolenie kobiet nie może być całkowite. 

Na krótką metę interesy kobiet wszystkich klas mogą się pokrywać, ale ostateczny cel obu obozów jest inny, a to on długoterminowo wyznacza kierunek, w którym ma podążać ruch. Podczas gdy dla feministek osiągnięcie równych praw w ramach współczesnego świata kapitalistycznego stanowi wystarczająco konkretny cel, dla proletariuszek są one tylko środkiem do walki z ekonomicznym zniewoleniem klasy robotniczej. Feministki postrzegają mężczyzn jako głównego wroga, ponieważ mężczyźni niesprawiedliwie zagarnęli dla siebie wszystkie prawa i przywileje, pozostawiając kobietom jedynie łańcuchy oraz obowiązki. Chcą, aby „płci pięknej” został przyznany przywilej, którym wcześniej cieszyła się wyłącznie płeć męska. Kobiety proletariackie mają inne nastawienie. Nie postrzegają mężczyzn jako wrogów i ciemiężycieli, wręcz przeciwnie, myślą o nich jako o swoich towarzyszach, którzy dzielą z nimi codzienny trud i walczą ramię w ramię o lepszą przyszłość. Proletariuszka i proletariusz są zniewoleni przez te same warunki społeczne, te same znienawidzone łańcuchy kapitalizmu, które uciskają ich wolę i pozbawiają radości oraz uroków życia. Prawdą jest, że kilka specyficznych aspektów współczesnego systemu ma podwójne znaczenie dla kobiet, ponieważ warunki pracy najemnej zmuszają kobiety do rywalizacji z mężczyznami, ale jednocześnie klasa robotnicza rozumie, kto jest tak naprawdę temu winny. 

Pracownica, nie mniej niż jej nieszczęśliwy brat, nienawidzi tego nienasyconego potwora ze złoconą paszczą, który chcąc wyssać cały sok ze swoich ofiar i rosnąć kosztem milionów ludzkich istnień, rzuca się z równą chciwością na mężczyzn, kobiety i dzieci. Tysiąc łańcuchów przykuwa proletariuszkę do robotnika. Z kolei, aspiracje burżuazyjnej kobiety wydają się dziwne i niezrozumiałe. Nie docierają one do proletariackiego serca, nie obiecują proletariuszce świetlanej przyszłości, ku której zwrócone są oczy całej wyzyskiwanej ludzkości. 

Oczywiście ostateczny cel proletariuszek nie powstrzymuje ich przed dążeniem do poprawy swojego statusu w ramach obecnego systemu burżuazyjnego, ale realizacja tych pragnień jest stale utrudniana przez przeszkody wynikające z samej natury kapitalizmu. Kobieta może mieć równe prawa i być prawdziwie wolna tylko w świecie pracy kolektywnej, harmonii i sprawiedliwości społecznej. Feministki są niechętne i niezdolne do zrozumienia tej prawdy. Wydaje im się, że kiedy równość zostanie formalnie zaakceptowana przez literę prawa, będą mogły zdobyć dla siebie wygodne miejsce w starym świecie ucisku, zniewolenia, łez i niedostatku. I jest to prawdą do pewnego stopnia. Dla większości kobiet proletariackich zrównanie praw z mężczyznami oznaczałoby jedynie równy udział w nierówności, ale dla „nielicznych wybranych”, dla kobiet burżuazyjnych, otworzyłoby to rzeczywiście drzwi do nowych, bezprecedensowych praw i przywilejów, z których dotychczas korzystali tylko mężczyźni z klasy burżuazyjnej. Ale każde nowe ustępstwo zdobyte przez burżuazyjną kobietę umożliwiłoby jej tylko na kolejny sposób wyzyskiwać proletariuszki i powiększyłoby podziały między kobietami z dwóch przeciwległych klas społecznych. Ich interesy i aspiracje znalazłyby się w jeszcze ostrzejszym konflikcie. 

Gdzie zatem jest ta ogólna „kobieca kwestia”? Gdzie jest ta jedność zadań i aspiracji, o której feministki mają tak wiele do powiedzenia? Trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość pokazuje, że taka jedność nie istnieje i nie może istnieć. Na próżno feministki starają się zapewnić siebie nawzajem, że „kwestia kobieca” nie ma nic wspólnego z polityką i słowami jednej z radykalnych niemieckich feministek: „jej rozwiązanie jest możliwe tylko przy udziale wszystkich partii i wszystkich kobiet”. Logika zmusza nas jednak do odrzucenia tego uroczego złudzenia feministek. 

Warunki i formy produkcji podporządkowały kobiety i stopniowo zepchnęły je do pozycji ucisku oraz zależności, w których większość z nich istnieje do tej pory. 

Konieczny był ogromny przewrót w całej strukturze społecznej i gospodarczej, zanim kobiety mogły zacząć odzyskiwać znaczenie oraz niezależność, które utraciły. Problemy, które kiedyś wydawały się nawet najbardziej utalentowanym myślicielom zbyt trudne do rozwiązania, zostały teraz rozstrzygnięte przez nieożywione, ale wszechmocne warunki produkcji. Te same siły, które przez tysiące lat zniewalały kobiety, na dalszym etapie rozwoju prowadzą je do wolności i niezależności. 

Kwestia kobieca nabrała znaczenia dla kobiet z klas burżuazyjnych mniej więcej w połowie XIX wieku – długo po tym, jak proletariackie kobiety weszły na rynek pracy. Pod wpływem potwornych sukcesów kapitalizmu klasa średnia zaczęła zmagać się z wieloma nowoczesnymi problemami. Zmiany ekonomiczne sprawiły, że sytuacja finansowa drobnej i średniej burżuazji stała się niestabilna, a burżuazyjne kobiety stanęły przed dylematem: czy zaakceptować ubóstwo, czy też uzyskać prawo do pracy. Drobnomieszczańskie żony i córki zaczęły pukać do drzwi uniwersytetów, salonów sztuki, redakcji, biur, przejmując otwarte dla nich zawody. Pragnienie burżuazyjnych kobiet, aby uzyskać dostęp do nauki i wyższych korzyści płynących z kultury, nie było wynikiem nagłej dojrzałości i zmiany potrzeb, ale wypływało z przyczyn ekonomicznych. 

Burżujki spotykały się od samego początku z twardym oporem ze strony mężczyzn. Uporczywa walka toczyła się między profesjonalnymi mężczyznami, przywiązanymi do swojej „przytulnej pracy”, a kobietami, które były nowicjuszkami na rynku pracy. Ta walka dała początek „feminizmowi” – próbie burżuazyjnych kobiet, aby stanąć razem i przeciwstawić się wspólnym wrogom, mężczyznom. Wchodząc na rynek pracy, kobiety te z dumą nazywały się „awangardą ruchu kobiecego”. Zapomniały, że w sprawie niezależności ekonomicznej podążały, podobnie jak w innych dziedzinach, śladami swoich „młodszych sióstr” [czyli robotnic, przyp. tłum.] i karmiły się owocami pracy proletariuszek. 

Czy naprawdę można mówić o feministycznych pionierkach na rynku pracy, kiedy w każdym kraju setki tysięcy kobiet proletariackich zalało fabryki i warsztaty, przejmując jedną gałąź przemysłu po drugiej na długo przed tym, gdy narodził się burżuazyjny ruch kobiecy? Tylko dzięki temu, że praca robotnic zyskała uznanie na rynku światowym, kobiety burżuazyjne były w stanie zajmować niezależną pozycję w społeczeństwie, czym szczycą się feministki. 

Trudno nam wskazać chociażby jeden moment w historii walki o wyzwolenie proletariuszek, do którego ogólny ruch feministyczny rzeczywiście się przyczynił. Sposób, w jaki kobiety proletariackie podniosły swój standardu życia, jest wynikiem wysiłków klasy robotniczej jako ogółu oraz ich samych w szczególności. Historia walki kobiet pracujących o lepsze warunki zatrudnienia i godne życie jest historią walki proletariatu o jego wyzwolenie. 

Co, jeśli nie strach przed rodzącym się gniewem robotników, zmusza właścicieli fabryk do podniesienia wysokości płac, skrócenia zmian i wprowadzenia lepszych warunków pracy w zakładzie? Co, jeśli nie strach przed „powstaniem robotniczym”, przekonuje rząd do ustanowienia przepisów ograniczających wyzysk pracy przez kapitał? 

Nie ma ani jednej partii na świecie, która zajęłaby się obroną kobiet tak, jak zrobiła to Socjaldemokracja. Kobieta pracująca jest przede wszystkim członkinią klasy robotniczej, a im bardziej zadowalająca jest pozycja i ogólny dobrobyt każdego członka rodziny proletariackiej, tym, długoterminowo, większe korzyści dla całej klasy robotniczej. 

W obliczu narastających trudności społecznych, prawdziwa bojowniczka o sprawę musi zatrzymać się w smutnym oszołomieniu. Nie może nie dostrzec, jak niewiele ogólny ruch kobiecy zrobił dla proletariuszek, jak niezdolny jest do poprawy warunków pracy i życia klasy robotniczej. Przyszłość ludzkości musi wydawać się szara, ponura i niepewna dla tych kobiet, które walczą o równość, ale które nie przyjęły światopoglądu proletariackiego lub nie rozwinęły silnej wiary w nadejście doskonalszego systemu społecznego. Podczas gdy współczesny świat kapitalistyczny wydaje się niezmienny, wyzwolenie musi być dla nich czymś niedoskonałym i apolitycznym. Jaka rozpacz musi ogarnąć te czułe i wrażliwe kobiety. Tylko klasa robotnicza jest w stanie utrzymać morale we współczesnym, nierównościowym świecie. Mocnym krokiem posuwa się stale w kierunku swojego celu. Przyciąga pracujące kobiety do swoich szeregów. Proletariuszka odważnie wychodzi na niechętny jej rynek pracy. Jej nogi kuleją, a ciało jest rozdarte. Droga jest pełna niebezpieczeństw oraz bestii czyhających na każdym kroku na jej potknięcie. 

Ale tylko idąc tą drogą, kobieta jest w stanie osiągnąć ten odległy, ale pociągający cel – jej prawdziwe wyzwolenie w nowym świecie. Podczas tego trudnego marszu ku świetlanej przyszłości proletariuszka, do niedawna upokorzona, uciskana niewolnica bez żadnych praw, uczy się odrzucać mentalność niewolniczą, krok po kroku przekształcając się w niezależną robotnicę, niezależną osobowość, wolną w miłości. To ona, walcząc w szeregach proletariatu, zdobywa dla kobiet prawo do pracy. To ona, „młodsza siostra”, przygotowuje grunt dla „wolnej” i „równej” kobiety przyszłości. 

Z jakiego więc powodu robotnica powinna bratać się z burżuazyjnymi feministkami? Kto rzeczywiście mógłby zyskać w przypadku takiego sojuszu? Na pewno nie pracownica. Jest swoją własną zbawicielką. Jej przyszłość leży tylko w jej własnych rękach. Pracująca kobieta strzeże swoich interesów klasowych i nie daje się zwieść wielkim hasłom optującym za „światem, którym rządzą wszystkie kobiety”. Robotnica nie powinna zapominać, że podczas gdy celem kobiet burżuazyjnych jest zabezpieczenie własnego dobrobytu w ramach społeczeństwa antagonistycznego wobec nas, klasy robotniczej, naszym celem jest zbudowanie w miejsce starego, przestarzałego świata jasnej świątyni powszechnej pracy, braterskiej solidarności i radosnej wolności. 

Małżeństwo a problem rodziny

Zwróćmy uwagę na inny aspekt palącej „kwestii kobiecej”, pytanie o rodzinę. Znaczenie tej pilnej i złożonej kwestii dla emancypacji kobiet jest dobrze znane. Walka o prawa polityczne, o prawo do honorowania się doktoratami i innymi stopniami naukowymi oraz o równą płacę za równą pracę nie jest pełną sumą walki o równość. Aby stać się naprawdę wolną, kobieta musi zrzucić ciążące jej łańcuchy, które nałożył na nie przestarzały i opresyjny współczesny model rodziny. Dla kobiet rozwiązanie „kwestii rodzinnej” jest nie mniej ważne niż osiągnięcie równości politycznej i niezależności ekonomicznej. 

W dzisiejszej rodzinie, której struktura jest potwierdzona przez zwyczaj i prawo, kobieta jest uciskana nie tylko jako osoba, ale również jako żona i matka. W większości krajów cywilizowanego świata kodeks cywilny stawia kobiety w większej lub mniejszej zależności od męża i przyznaje mężowi nie tylko prawo do rozporządzania jej własnością, ale także prawo do moralnej i fizycznej dominacji nad nią. 

Tam, gdzie kończy się zalegalizowana niewola kobiet, zaczyna się siła, którą nazywamy „opinią publiczną”, która jest tworzona i popierana przez burżuazję w celu zachowania „świętej własności prywatnej”. Hipokryzja „podwójnej moralności” jest kolejną bronią. Społeczeństwo burżuazyjne miażdży kobietę ekonomicznie, płacąc za jej pracę bardzo niską stawką. Kobieta jest pozbawiona obywatelskiego prawa do podniesienia głosu w obronie własnych interesów, a zamiast tego otrzymuje tylko łaskawą alternatywę zniewolenia małżeństwem lub wejścia w prostytucję. Handel seksem jest pogardzany i wyśmiewany publicznie, a jednocześnie w tajemnicy sponsorowany i podtrzymywany. Czy konieczne jest podkreślenie ciemnych stron współczesnego życia małżeńskiego i cierpień, jakich doświadczają kobiety w związku ze swoją pozycją w obecnej strukturze rodziny? Wiele już napisano i powiedziano na ten temat. W literaturze znajdziemy wiele przygnębiających obrazków, ukazujących pułapki życia małżeńskiego i rodzinnego. Ileż psychologicznych dramatów rozgrywa się [pod naszym nosem]! Ile ludzkich istnień jest okaleczanych! Ważne jest, żeby zauważyć, że nowoczesna struktura rodziny w mniejszym lub większym stopniu uciska kobiety wszystkich klas i wszystkich warstw społecznych. Zwyczaje i tradycje prześladują młodą matkę niezależnie od klasy, do której należy — prawa umieszczają burżuazyjne kobiety, proletariuszki i chłopki pod opieką swoich mężów. 

Czyż nie odkryliśmy wreszcie tego aspektu „kwestii kobiecej”, pod którym kobiety wszystkich klas mogą się zjednoczyć? Czy nie mogą wspólnie walczyć z uciskającymi je warunkami? Czy nie jest możliwe, że smutek i cierpienie, które kobiety dzielą w tym przypadku, złagodzą antagonizm klasowy i zapewnią wspólne cele przedstawicielkom wszystkich klas? Czyż nie może być tak, że na podstawie wspólnych pragnień i celów współpraca między kobietami burżuazyjnymi a kobietami proletariackimi może stać się możliwa? Feministki walczą o bardziej wolne formy małżeństwa i o „prawo do macierzyństwa”, podnoszą głos w obronie prostytutki, osoby odrzucanej przez wszystkich. Zobaczcie, jak bogata jest literatura feministyczna pisana w poszukiwaniu nowych form relacji i entuzjastycznie żądająca „równości moralnej” dla obu płci. Czy nie jest prawdą, że podczas gdy w sferze wyzwolenia ekonomicznego burżuazyjne kobiety pozostają w tyle za wielomilionową, silną armią kobiet proletariackich, pionierek drogi ku „nowej kobiecie”, w walce o rozwiązanie kwestii rodzinnej, laury trafiają do feministek? 

Tutaj w Rosji drobnomieszczańskie kobiety – armia niezależnych pracowniczek najemnych rzuconych na rynek pracy w latach 60. XIX wieku – już dawno w praktyce zadomowiły się w swoich zagmatwanych „kwestiach małżeńskich”. Odważnie zastąpiły „skonsolidowane”, tradycyjne małżeństwo kościelne bardziej elastycznymi rodzajami relacji, które odpowiadają potrzebom tej warstwy społecznej. Ale indywidualistyczne rozwiązania nie zmienią ogólnej sytuacji kobiet i nie złagodzą ponurego obrazu życia rodzinnego. Jeśli jakakolwiek siła niszczy współczesną formę rodziny, to nie tytaniczne wysiłki pojedynczych jednostek, ale nieożywione i potężne siły produkcji, które bezkompromisowo ustanawiają warunki na nowych fundamentach. 

Bohaterska walka poszczególnych młodych kobiet świata burżuazyjnego, które rzucają wyzwanie społeczeństwu i domagają się prawa do „wolnej miłości” bez rozkazów i bez łańcuchów, powinna służyć za przykład wszystkim kobietom tkwiącym w łańcuchach rodzinnych. Taką prawdę głoszą bardziej wyemancypowane feministki za granicą i nasze postępowe, równościowe wojowniczki w domu. Innymi słowy, kwestia małżeństwa jest według nich rozwiązywana samoistnie bez odniesienia do sytuacji zewnętrznej i zmian w ekonomicznej strukturze społecznej. Odosobnione, bohaterskie wysiłki jednostek mają wystarczyć. Niech kobieta po prostu „odważy się”, a problem małżeństwa zostanie rozwiązany. 

Ale mniej bohaterskie kobiety kręcą głowami z nieufności, mówiąc: „Bohaterki powieści pobłogosławione przez roztropnego autora wielką niezależnością, bezinteresownymi przyjaciółmi i niezwykłym urokiem osobistym rzucają rękawicę społeczeństwu. Ale co z tymi, które nie mają kapitału, zarabiają niewystarczająco dużo, brakuje im przyjaciół i uroku?”. A kwestia macierzyństwa wciąż wisi nad kobietą, która walczy o wolność. Czy „wolna miłość” jest w ogóle możliwa? Czy można ją zrealizować jako zjawisko powszechne, jako ogólnie przyjętą normę, a nie indywidualistyczny wybór, jeżeli weźmiemy pod uwagę strukturę ekonomiczną naszego społeczeństwa? Czy można pominąć element własności prywatnej we współczesnym małżeństwie? Czy w świecie indywidualistycznym możliwe jest ignorowanie formalnej umowy małżeńskiej bez naruszania interesów kobiet? Ponieważ umowa małżeńska jest jedyną gwarancją, że wszystkie trudności macierzyństwa nie spadną tylko na kobietę. Czy to, co kiedyś przydarzyło się robotnikowi, teraz nie przydarzy się kobiecie? Usunięcie regulacji cechowych bez ustanawiania nowych reguł postępowania dla panów dało kapitałowi absolutną władzę nad robotnikami. Kuszące hasło „wolność umów o pracę i kapitału” stało się środkiem do nagiego wyzysku pracy przez kapitał. „Wolna miłość”, konsekwentnie wprowadzana do współczesnego społeczeństwa klasowego, zamiast uwalniać kobietę od trudów życia rodzinnego, z pewnością nałożyłaby na jej barki nowy ciężar – od teraz samodzielnie musiałaby utrzymywać dom i dzieci. 

Tylko cały szereg fundamentalnych reform w sferze stosunków społecznych – reform przerzucających obowiązki z rodziny na społeczeństwo i państwo – mógłby stworzyć sytuację, w której zasada „wolnej miłości” byłaby do pewnego stopnia spełniona. Ale czy naprawdę możemy oczekiwać, że nowoczesne państwo klasowe, jakkolwiek demokratyczne by nie było, weźmie na siebie obowiązki wobec matek i dzieci, które obecnie są podejmowane przez tę indywidualistyczną jednostkę, rodzinę? Tylko fundamentalna transformacja wszystkich stosunków produkcji może stworzyć warunki społeczne do ochrony kobiet przed negatywnymi aspektami formuły „wolnej miłości”. Czy nie zdajemy sobie sprawy z deprawacji i nieprawidłowości, które w obecnych warunkach pragną ukryć się pod tą wygodną etykietą? Pomyślmy o tych wszystkich dżentelmenach posiadających i zarządzających przedsiębiorstwami przemysłowymi, którzy zmuszają kobiety, rekrutowane wśród ich siły roboczej i personelu biurowego, do zaspokajania kaprysów seksualnych pod groźbę zwolnienia. Czy oni na swój sposób nie praktykują „wolnej miłości”? Czy ci wszyscy „panowie domu”, którzy gwałcą swoje służące i wyrzucają je na ulicę, gdy zajdą w ciążę, nie trzymają się formuły „wolnej miłości”? 

Zwolenniczki wolnego małżeństwa mogą powiedzieć: „My nie mówimy o tego rodzaju „wolności” Wręcz przeciwnie, domagamy się akceptacji „jednej moralności” równie wiążącej dla obu płci. Sprzeciwiamy się aktualnemu przyzwoleniu seksualnemu i uważamy za moralne jedynie wolną unię opartą na prawdziwej miłości”. Ale, moje drogie przyjaciółki, czy nie sądzicie, że wasz ideał „wolnego małżeństwa”, kiedy jest praktykowany w warunkach obecnego społeczeństwa, może przynieść rezultaty, które niewiele różnią się od zniekształconej praktyki wolności seksualnej? Tylko wtedy, gdy kobiety zostaną uwolnione od wszystkich materialnych ciężarów, które obecnie tworzą podwójną zależność – od kapitału i od męża – można wprowadzić w życie zasadę „wolnej miłości”, jednocześnie nie sprowadzając na kobiety nowych problemów. Kiedy kobiety wchodzą na rynek i osiągają niezależność ekonomiczną, pojawiają się pewne możliwości „wolnej miłości”, szczególnie dla lepiej opłacanych kobiet inteligenckich. Ale zależność kobiet od kapitału pozostaje i ta zależność wzrasta, ponieważ coraz więcej kobiet proletariackich sprzedaje swoją siłę roboczą. Czy hasło „wolna miłość” jest w stanie poprawić smutną egzystencję tych kobiet, które zarabiają tylko tyle, by utrzymać się przy życiu? Zresztą, czy „wolna miłość” nie jest już praktykowana wśród klas pracujących i to tak szeroko, że burżuazja niejednokrotnie podnosiła alarm i prowadziła kampanię przeciwko „deprawacji” i „niemoralności” proletariatu? Należy zauważyć, że kiedy feministki entuzjastycznie opowiadają się za współżyciem pozamałżeńskim jako tym, co powinna przyjąć wyemancypowana kobieta burżuazyjna, mówią o „wolnej miłości”, ale kiedy zagadnienie to dotyczy klasy robotniczej, omawiane relacje pogardliwie określa się jako „nieuporządkowane stosunki seksualne”. To idealnie podsumowuje ich podejście. 

Ale dla kobiet proletariackich wszystkie relacje, czy uświęcone przez Kościół, czy nie, mogą mieć surowe konsekwencje. Dla proletariuszki nieważne jest czy małżeństwo jest kościelne czy świeckie, ponieważ na nią większy wpływ mają społeczne i ekonomiczne warunki, w których przyszło jej funkcjonować – to one określają skomplikowane obowiązki domowe kobiety z klasy robotniczej. Oczywiście, nie bez znaczenia jest również to, czy jej mąż ma prawo do dysponowania zarobkami żony; czy może prawnie zmusić ją do życia z nim, kiedy ona tego nie chce; czy mąż może siłą zabrać jej dzieci itp. Jednakże to nie paragrafy kodeksu cywilnego decydują o pozycji kobiety w rodzinie ani nie one odpowiadają za istniejące problemy rodzinne. Kwestia związków przestałaby być tak bolesna dla większości kobiet tylko, gdyby społeczeństwo uwolniło kobiety od wszystkich drobnych obowiązków domowych, które są obecnie nieuniknione, biorąc pod uwagę istnienie indywidualnych, rozproszonych gospodarstw domowych. Państwo musiałoby przejąć odpowiedzialność za młodsze pokolenie, chronić [prawnie] macierzyństwo i oddać dziecko matce przynajmniej przez pierwsze miesiące po jego urodzeniu [1]. 

Przeciwstawiając się zalegalizowanej i świętej umowie małżeńskiej, feministki walczą z fetyszem. Z drugiej strony, proletariackie kobiety prowadzą wojnę przeciwko czynnikom, które stoją za nowoczesną formą małżeństwa i rodziny. Dążąc do zasadniczej zmiany warunków życia, wiedzą, że również pomagają zreformować relacje między płciami. Tutaj mamy główną różnicę między burżuazyjnym i proletariackim podejściem do trudnego problemu rodziny. 

Feministki i rozmaici reformatorzy społeczni z obozu burżuazji, naiwnie wierząc w możliwość tworzenia nowych form rodziny i nowych typów relacji małżeńskich w ramach współczesnego społeczeństwa klasowego, sami się podkopują. Jeśli samo życie nie wytworzyło tych form, to wydaje się im, że trzeba je wymyślić bez względu na koszty. Wierzą, że muszą istnieć nowoczesne formy relacji seksualnych, które są w stanie wewnątrz obecnego systemu społecznego rozwiązać złożonego problemu rodziny. A ideolodzy świata burżuazyjnego – dziennikarze, pisarze i wybitne kobiety walczące o emancypację – jeden po drugim przedstawiali swoje „panaceum na rodzinę”, swój nowy „wzór rodziny”. 

Jakże utopijnie brzmią te wszystkie modele małżeństwa. Jakże to słabe środki łagodzące, gdy rozpatruje się je w świetle ponurej rzeczywistości i jej nowoczesnej struktury rodzinnej. Zanim te formuły „wolnych związków” i „wolnej miłości” mogą stać się praktyką, konieczne jest przede wszystkim przeprowadzenie fundamentalnej reformy wszystkich relacji międzyludzkich. Ponadto normy moralne i seksualne oraz cała psychologia ludzkości musiałyby przejść gruntowną ewolucję. Czy w takim razie współczesny człowiek psychicznie byłby w stanie poradzić sobie z „wolną miłością”? A co z zazdrością, która zjada nawet najlepsze ludzkie dusze? I to głęboko zakorzenione poczucie własności, które wymaga posiadania nie tylko ciała, ale także duszy innego? A niezdolność do właściwego poszanowania odrębności drugiego człowieka? A co z nawykiem podporządkowywania siebie  ukochanej osobie albo podporządkowywania jej sobie? A gorzkie i rozpaczliwe uczucie opuszczenia, bezgranicznej samotności, którego doświadcza się, gdy ukochany przestaje kochać i odchodzi? Gdzie samotny człowiek, który jest indywidualistą do samego rdzenia swojej istoty, może znaleźć ukojenie? Kolektyw, ze wszystkimi związanymi z nim radościami, rozczarowaniami i pragnieniami, jest najlepszym ujściem dla emocjonalnej i intelektualnej energii jednostki. Ale czy współczesny człowiek jest w stanie pracować z tym kolektywem w taki sposób, aby odczuwać wzajemnie oddziałujące na siebie wpływy? Czy życie kolektywu jest obecnie w stanie zastąpić drobne osobiste radości jednostki? Bez „jedynej” bliźniaczej duszy nawet socjalista, kolektywista jest zupełnie sam w obecnym antagonistycznym świecie. Tylko w klasie robotniczej dostrzegamy blady przebłysk przyszłości, bardziej harmonijnych i społecznych relacji między ludźmi. Problem rodzinny jest tak złożony i wieloaspektowy jak samo życie. Nasz system społeczny nie jest w stanie tego rozwiązać. 

Przedstawiono inne modele małżeństwa. Kilka postępowych kobiet i myślicieli społecznych widzi w związku małżeńskim tylko funkcję reprodukcyjną. Według nich małżeństwo samo w sobie nie ma żadnej szczególnej wartości dla kobiety – macierzyństwo jest jej świętym celem jej życiowym zadaniem. Dzięki tak natchnionym obrończyniom jak Ruth Bray i Ellen Key [2] burżuazyjny ideał, który uznaje kobietę za kobietę, a nie osobę, zyskał szczególną aureolę progresywności. Literatura zagraniczna podchwyciła z entuzjazmem to hasło progresywnych kobiet. I nawet tutaj w Rosji w okresie przed burzą polityczną [przyp. tłum. tj. w 1905 r.], zanim wartości społeczne zostały poddane rewizji, kwestia macierzyństwa przyciągnęła uwagę prasy codziennej. Hasło „prawo do macierzyństwa” nie dotrze do większości kobiet. Tak więc, pomimo faktu, że feministki upatrywały rozwiązania tego problemu w utopii, problem ten był zbyt ważny i zbyt aktualny, aby nie przyciągnąć kobiet. 

„Prawo do macierzyństwa” to kwestia, która dotyczy nie tylko kobiet z klasy burżuazyjnej, ale także i to w jeszcze większym stopniu kobiet proletariackich. Prawo do bycia matką – to słowa, które idą prosto do „serca każdej kobiety” i wprawiają to serce w szybsze bicie. Prawo do karmienia „własnego” dziecka własnym mlekiem i uczestniczenia w pierwszych oznakach jego budzącej się świadomości, prawo do dbania o jego maleńkie ciałko i chronienia jego delikatnej duszy przed cierniami i cierpieniami pierwszych kroków w życiu – jaka matka nie poparłaby takich żądań? 

Wydaje się, że ponownie natknęliśmy się na problem, który mógłby służyć jako moment jedności między kobietami z różnych warstw społecznych, most łączący kobiety z dwóch wrogich światów. Przyjrzyjmy się bliżej, aby odkryć, co postępowe kobiety burżuazyjne rozumieją przez „prawo do macierzyństwa”. Zobaczymy wtedy, czy rzeczywiście proletariuszki mogą zgodzić się z rozwiązaniami problemu macierzyństwa przewidzianymi przez burżuazyjne bojowniczki o równe prawa. W oczach jego gorliwych apologetek macierzyństwo posiada niemal święty wymiar. Dążąc do rozbicia fałszywych uprzedzeń, które piętnują kobietę za angażowanie się w naturalną aktywność – rodzenie dziecka – ponieważ aktywność ta nie została uświęcona przez prawo, bojowniczki o prawo do macierzyństwa uznały je za cel życia kobiety. 

Oddanie Ellen Key obowiązkom macierzyńskim i rodzinnym zmusza ją do zapewnienia, że indywidualna rodzina będzie nadal istnieć w społeczeństwie przekształconym zgodnie z socjalistycznymi zasadami. Zmiana, jaką ona forsuje, zajdzie jedynie w tym, że elementy wygodnictwa lub korzyści materialnej zostaną wyłączone ze związku małżeńskiego, który będzie odtąd zawierany w zgodzie ze wzajemnymi skłonnościami bez rytuałów i formalności. Wówczas miłość i małżeństwo staną się naprawdę synonimami. Ale odizolowana rodzina jest wynikiem współczesnego indywidualistycznego świata, z jego wyścigiem szczurów, jego presją, jego samotnością, jest produktem potwornego systemu kapitalistycznego. A jednak Key ma nadzieję, że przekaże rodzinę społeczeństwu socjalistycznemu! Więzy krwi i pokrewieństwa często służą, to prawda, jako jedyne wsparcie w życiu, jako jedyne schronienie w czasach trudności i nieszczęść. Ale czy w przyszłości będzie to konieczne z punktu widzenia moralności czy społeczeństwa? Key nie odpowiada na to pytanie. Ma zbyt wielki szacunek dla „idealnej rodziny”, tej egoistycznej, drobnomieszczańskiej struktury, na którą patrzą z tak wielkim szacunkiem wyznawcy burżuazyjnego społeczeństwa. 

Ale nie tylko utalentowana, choć niekonsekwentna Ellen Key gubi się w społecznych sprzecznościach. Nie ma chyba innego problemu, co do której socjaliści są ze sobą tak mało zgodni, jak kwestia małżeństwa i rodziny. Gdybyśmy próbowali zorganizować ankietę wśród socjalistów, wyniki byłyby prawdopodobnie bardzo ciekawe. Czy rodzina obumiera? Czy istnieją podstawy ku temu, by sądzić, że obecne problemy rodzinne są tylko przejściowym kryzysem? Czy obecna forma rodziny zostanie zachowana w przyszłym społeczeństwie, czy też wymrze wraz z systemem kapitalistycznym? Są to pytania, na które możemy otrzymać bardzo różne odpowiedzi. 

Wraz z przeniesieniem funkcji wychowawczych z rodziny do społeczeństwa ostatni węzeł spajający współczesną, odizolowaną rodzinę zostanie poluzowany, a wówczas proces dezintegracji zacznie przebiegać jeszcze szybciej, a blade sylwetki przyszłych relacji małżeńskich wreszcie się ujawnią. Co możemy powiedzieć o tych niewyraźnych sylwetkach, ukrytych przed naszą wyobraźnią? 

Czy trzeba powtarzać, że obecnie obowiązujący model małżeństwa zostanie zastąpiony wolnym związkiem kochających się jednostek? Ideał wolnej miłości, tworzony przez głodną wyobraźnię kobiet walczących o emancypację, niewątpliwie odpowiada w pewnym stopniu normie stosunków między płciami, którą ustanowi nowe społeczeństwo. Jednak wpływy społeczne są tak złożone, a ich interakcje tak różnorodne, że nie można przewidzieć, jakie będą relacje w przyszłości, gdy cały system zostanie zasadniczo zmieniony. Ale powoli dojrzewająca ewolucja stosunków między płciami jest wyraźnym dowodem na to, że małżeństwo rytualne i indywidualistyczna rodzina są skazane na zniknięcie. 

Walka o prawa polityczne

Feministki odpowiadają na naszą krytykę, mówiąc: nawet jeśli argumenty stojące za naszą obroną praw politycznych kobiet wydają się błędne, to czy znaczenie samego żądania, które jest równie pilne dla feministek jak i przedstawicielek klasy robotniczej, ulega zmianie? Czy kobiety różnych klas ze względu na swoje wspólne aspiracje polityczne nie mogą pokonać barier antagonizmu klasowego, który je dzieli? Z pewnością są w stanie prowadzić wspólną walkę z wrogimi siłami, które je otaczają? Jeśli chodzi o inne kwestie, podział między burżuazją a proletariatem jest nieunikniony, ale w przypadku tego konkretnego problemu feministki wyobrażają sobie, że kobiety z różnych klas społecznych nie mają różnic. 

Feministki wracają do tych argumentów z goryczą i dezorientacją. Uznają za sekciarską lojalność odmowę przedstawicielek klasy robotniczej, kiedy te nie zgadzają przyłączyć się do nich w walce o prawa polityczne kobiet. Czy mają rację? 

Czy istnieją ponadklasowe aspiracje polityczne? Czy też antagonizm klasowy przeszkadza w stworzeniu zjednoczonej armii kobiet w tym przypadku jak i we wszystkich innych? Musimy odpowiedzieć na to pytanie, zanim będziemy mogli nakreślić taktykę, którą proletariackie kobiety będą stosować w zdobywaniu praw politycznych dla swojej płci. 

Feministki deklarują, że stoją po stronie reform społecznych, a niektóre z nich nawet twierdzą, że popierają socjalizm – oczywiście w dalekiej przyszłości – ale nie zamierzają walczyć w szeregach klasy robotniczej o realizację tych celów. Najlepsze z nich wierzą w swojej naiwności, że kiedy stołki poselskie znajdą się w ich zasięgu, będą w stanie wyleczyć rany społeczne, które ich zdaniem pojawiły się, ponieważ mężczyźni, egoiści z natury, byli u władzy. Jakkolwiek dobre są intencje poszczególnych grup feministek w stosunku do proletariatu, zawsze, gdy pojawia się kwestia walki klasowej, opuszczają one pole bitwy w przerażeniu. Uważają, że nie chcą ingerować w obce problemy i wolą zająć się burżuazyjnym liberalizmem, który jest im nawet zbyt dobrze znany. 

Nie, bez względu na to, jak bardzo burżuazyjne feministki starają się stłumić prawdziwy cel swoich pragnień politycznych, bez względu na to, jak bardzo zapewniają swoje młodsze siostry, że zaangażowanie w życie polityczne obiecuje niezmierzone korzyści kobietom z klasy robotniczej, feminizm jest wciąż przesiąknięty burżuazyjnym duchem. Przenika on cały ruch feministyczny i nadaje zabarwienie klasowe nawet żądaniu równych praw politycznych z mężczyznami, które przecież wydaje się być ogólnym postulatem kobiet. Różne cele i rozumienie tego, jak prawa polityczne mają być wykorzystywane, tworzą przepaść nie do pokonania między burżuazyjnymi i proletariackimi kobietami. Nie stoi to w sprzeczności z faktem, że bezpośrednie zadania obu grup kobiet pokrywają się w pewnym stopniu, ponieważ przedstawiciele wszystkich klas, którzy uzyskali dostęp do władzy politycznej, dążą przede wszystkim do dokonania przeglądu kodeksu cywilnego, który w każdym kraju w mniejszym lub większym stopniu dyskryminuje kobiety. Kobiety domagają się zmian prawnych, które stworzą im korzystniejsze warunki pracy, stoją ramię w ramię przeciwko przepisom legalizującym prostytucję itp. Jednak zbieżność tych krótkoterminowych zadań ma charakter czysto formalny. Interes klasowy bowiem decyduje o tym, że stosunek obu tych grup do reform jest zdecydowanie sprzeczny. 

Instynkt klasowy – niezależnie od tego, co mówią feministki – zawsze okazuje się silniejszy niż szlachetny entuzjazm „ponadklasowej” polityki. Tak długo, jak burżuazyjne kobiety i ich „młodsze siostry” są równe w swojej nierówności, te pierwsze mogą podejmować wielkie wysiłki w obronie ogólnych interesów kobiet. Ale gdy bariera zostanie pokonana i burżuazyjne kobiety uzyskają dostęp do działalności politycznej, niedawne obrończynie „praw kobiet” stają się entuzjastycznymi obrończyniami przywilejów swojej klasy, zadowalając się pozostawieniem młodszych sióstr bez żadnych praw. Tak więc, kiedy feministki rozmawiają z pracującymi kobietami o potrzebie wspólnej walki o realizację jakiejś „ogólnej zasady kobiecej”, kobiety z klasy robotniczej są z natury nieufne. 


ŹRÓDŁA

[1] Przyp. tłum. Na przełomie XIX i XX w. wśród klas wyższych wciąż pokutował zwyczaj odbierania niemowląt matkom i oddawanie ich mamkom i służącym, stąd jednym z najbardziej nośnych haseł pierwszej fali feminizmu było „prawo do macierzyństwa”. 

[2] Przyp. tłum. Ruth Bray i Ellen Kay (1849–1926) – feministki uznające małżeństwo za cel życiowy kobiet i jej sposób na samorealizację. 


Autorka: Aleksandra Kołłontaj, 1909 r.
Tłumaczenie: Aleksandra Bielska