Poles Ukrainians Wheat Field Image own work

Od tłumacza: poniższy tekst został opublikowany na międzynarodowej stronie IMT (marxist.com) 14 października, dzień przed wyborami, o których mowa w tekście.


Wojna przybyła do Polski! Jednak nie tak, jak straszyli od lat medialni panikarze i najemni kłamcy, w postaci czołgów Putina wysłanych na podbój kraju nadwiślańskiego i przywrócenia rosyjskiego imperium. Zamiast tego, granic należy dziś strzec przed taborami zboża z Ukrainy, które zagrażają rzeczy równie ważnej dla każdego kapitalisty jak niepodległość — rynkom. 

Ostatnia awantura wokół zboża z Ukrainy jest jedynie drugą rundą w sparingu między Polską i czterema innymi krajami Unii (Bułgarią, Rumunią, Węgrami i Słowacją) a Ukrainą. Poprzednio, gdy w maju ta piątka wprowadziła (nielegalnie) zakaz importu ukraińskiego zboża, Komisja Europejska wkroczyła aby ograniczyć konflikt między obiema grupami „partnerów”. Sprowadziło się to jedynie do formalnego, tymczasowego embarga na import ukraińskiego zboża do całej Unii Europejskiej, w miejsce unilateralnego embarga wprowadzonego przez te kraje.

Nie mając tak naprawdę żadnego rozwiązania, Unia schowała głowę w piasek z nadzieją, że problem rozwiąże się sam. Jednak niezależnie od umiejętności negocjacyjnych ludzi obu obozów, finalnie musiała zostać podjęta decyzja — kto straci? Ostatecznie, decyzja w kwestii zniesienia embarga leżała w rękach tych samych krajów granicznych, które kilka miesięcy temu je wprowadziły. Nie powinno więc nikogo szczególnie zaskoczyć, że od razu gdy zakończyło się embargo unijne, wróciły embarga nałożone przez same rządy.

Zełeński pośpieszył wprost na zgromadzenie ONZu aby wyrazić swoje (z pewnością udawane) zaskoczenie, i dać do myślenia swoim europejskim „przyjaciołom”.  „Niektórzy w Europie,” powiedział – bez wskazywania palcem i bez takiej potrzeby – odgrywają w teatrze politycznym solidarność, „robiąc thriller ze zbożem”. Rządzący Polską nie mieli zamiaru przyjąć karcenia od Zełeńskiego. W końcu, to on potrzebuje ich, a nie na odwrót. Była premier Szydło nazwała przemówienie Zełeńskiego „insynuacjami niegodnymi tak poważnego polityka”, a Marcin Prydacz, doradca prezydenta „zdumiewającym i niesprawiedliwym”. Prezydent Duda poszedł nawet dalej, porównując Ukrainę do „tonącego człowieka”, który jak tłumaczył, „każdy, kto kiedykolwiek brał udział w ratowaniu tonącego, wie o tym, że człowiek tonący jest niesłychanie niebezpieczny; że może pociągnąć w głębiny”.

Na słowach się nie skończyło — Ukraina złożyła skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO) i zapowiedziała możliwość wprowadzenia własnego embarga na polskie pomidory, cebule, kapusty i jabłka, premier Morawiecki z kolei ostrzegł, że takie embarga spowodują eskalację ze strony Polski, oraz ogłosił koniec dostaw broni dla Ukrainy.

Ale coraz mniej obchodzi to rozgorączkowanych polityków PiSu, zmierzających do wyborów 15 października ze świadomością, że stracą większość. W tym momencie szukają oni rozpaczliwie dodatkowych kilku procent poparcia, aby w powyborcze manewry i negocjacje wejść z lepszą pozycją przetargową. I rzeczywiście, aż dwie trzecie polaków popiera rząd w jego wojnie handlowej, a sondaże pokazują wzrost poparcia, jakkolwiek drobny (w okolicach 2-3 pp.).

Wybory

Ukraińskie zboże, zagrażając bytowi wielu drobnych rolników w Polsce, wywołuje niezadowolenie z wojny wśród kluczowego konserwatywnego, wiejskiego elektoratu PiS. 

W porównaniu z resztą Europy, polskie rolnictwo znacznie bardziej opiera się na drobnych posiadaczach — jedynie 11% użytków rolnych należy do dużych i średnich gospodarstw (powyżej 20 ha). Na dodatek, nawet one są w zdecydowanej większości uprawiane przez osoby które je posiadają.

Te drobne gospodarstwa, wraz z włączeniem Polski do europejskiego rynku, są systematycznie wyciskane przez konkurencję — w 10 lat po 2010 roku ubyło aż 200 tysięcy małych gospodarstw. W tym kontekście dodatkowa konkurencja ze strony ukraińskich molochów rolniczych, które są w stanie produkować o wiele taniej, dla wielu gospodarstw byłaby ostatnim gwoździem do trumny.

Ceny produktów rolnych we wschodniej Polsce były niskie już w kwietniu tego roku, a od tego czasu wciąż spadały, pomimo embarga. O ile w kwietniu tonę rzepaku można było sprzedać za 2525 złotych a zboże po 700 złotych, we wrześniu za tonę rzepaku można było dostać najwyżej 1960 złotych (sic!), a za zboża tak niewiele jak 500. Dla około półtorej miliona polaków pracujących w rolnictwie i kolejnym milionom członków ich rodzin rozluźnienie handlu z Ukrainą było kwestią życia i śmierci.

W obliczu zbliżających się wyborów jest to problem dla partii rządzącej, która walczy z rosnącą popularnością skrajnie prawicowej Konfederacji, żywiącej się antyukraińskimi nastrojami i pozującej na lepszego obrońcę katolickich, konserwatywnych drobnych rolników, niż PiS.

Z takimi przyjaciółmi kto potrzebuje wrogów?

Prezydent Duda, jakby w przebłysku geniuszu, zauważył sedno problemu: „Ja rozumiem, że dla wielkich oligarchów przemysłowego rolnictwa w Ukrainie […] najprościej jest sprzedać zboże na pierwszym z brzegu rynku – a ten pierwszy z brzegu to jest polski, bo to jest najbliżej, najtańszy transport, najłatwiej. No ale my sobie nie możemy na to pozwolić, bo my także mamy swoje interesy”.

Duda, na swój sposób, powtórzył tę prawdę o narodowych podziałach klasy kapitalistycznej, którą znacznie wymowniej wyraził lord Palmerston: „Nie mamy wiecznych sojuszników i nie mamy wiecznych wrogów. Nasze interesy są wieczne i niezmienne, a ich realizacja jest naszym obowiązkiem”.

Ten ostatni zwrot wydarzeń jest dość niezwykły. Polska, wraz z USA, Wielką Brytanią i krajami bałtyckimi, była jednym z najbardziej zagorzałych zwolenników działań wojennych NATO mających na celu wykrwawienie Rosji w Ukrainie. Mówiło się o bezwarunkowym wsparciu dla Ukrainy aż do zwycięskiego zakończenia wojny, do odzyskania Donbasu, Krymu, a nawet do obalenia „szaleńca” Putina, kiedy to rosyjscy „barbarzyńcy” zostaną zmuszeni do zaakceptowania „demokracji”. Prezydent Duda wydawał się nawet skłonny do rozważania trzeciej wojny światowej, wzywając NATO do omówienia uruchomienia artykułu 4 w odpowiedzi na zabłąkaną rakietę, która wylądowała na terytorium Polski, rzekomo z Rosji (choć później udowodniono, że została wystrzelona przez Ukrainę).

Przede wszystkim „bezwarunkowe” poparcie polskiej klasy rządzącej dla Ukrainy miało jeden bardzo twardy warunek: wara od naszych rynków! W miarę jak wojna idzie coraz gorzej dla Zachodu, ukraińska ofensywa przeciąga się, a rządy stoją w obliczu społecznych i gospodarczych skutków wojny, w „zachodnim sojuszu” szybko pojawiają się pęknięcia.

W czasie, gdy miliardom ludzi brakuje żywności, a nawet w „bogatych” krajach ceny żywności dramatycznie rosną, miliony ton żywności czekają na granicach, ponieważ zagrażają politycznym interesom kapitalistycznych klik. Te pasożytnicze gangi muszą zostać zmiecione. Tylko na tej podstawie będziemy w stanie wyżywić każdą osobę na Ziemi i zapewnić stabilną, godną egzystencję zwykłym ludziom.


Autor: Filip Baranowski