autobusy na zajezdni kraków

W nocy z 18. na 19. listopada Rada Miasta Krakowa przegłosowała podwyżki cen biletów w komunikacji miejskiej. Cena biletu 20-minutowego wzrośnie z 3,40 zł do 4 zł, bilet, 90-minutowego z 6 zł na 8 zł, 50-minutowy, kosztujący dotychczas 4,60 zł, ulegnie zamianie na 60-minutowy za 6 zł, zaś bilet miesięczny podrożeje z 69 zł na 80 zł dla płacących podatki w mieście i z 128 na 148 zł dla pozostałych osób.

Należy dodać, że zaledwie półtora roku temu np. bilet 20-minutowy kosztował 2,80 zł, a 50-minutowy 3,80 zł. Dodatkowo wprowadzono III strefę taryfową, zaostrzając patologiczne zjawisko suburbanizacji, wynikające z kapitalistycznego braku planowania przestrzennego. Obecna cena najtańszego biletu normalnego, ważnego przez 20-minut, wynosi 4 zł, a mały samochód zasilany gazem LPG jest w stanie pokonać za te pieniądze około 20 km. Wielu mieszkańców oświadczyło, że ta decyzja zmotywowała ich do przesiadki na samochód.

Aglomeracja krakowska jest regionem borykającym się z ogromnym problemem smogu, co jest częścią szerszego problemu, na który składają się: ubóstwo energetyczne oraz wykluczenie komunikacyjne, przez co 80% z 40 miast w Europie z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem znajduje się w Polsce. Jaką receptę na ten problem ma miasto zarządzane przez neoliberałów? Zakaz ogrzewania mieszkań paliwami stałymi, co pogłębiło gentryfikację, gdyż wiele starych kamienic jest obecnie ogrzewanych prądem, mogącym kosztować do pół tysiąca złotych w zimie. Jednocześnie przez nieudolność prywatnych właścicieli kamienic bardzo często posiadają one kiepską izolację termiczną. A prąd będzie jeszcze droższy, gdyż zarówno rządy PiS-u jak i PO przez ostatnią dekadę, od kiedy podjęto decyzję o budowie elektrowni jądrowej w Polsce, nie zrobiły nic w tej kwestii. Wręcz przeciwnie: wszystkie działania tych partii wskazują kierunek, na jaki jesteśmy skazani: coraz droższy prąd pozyskiwany z węgla. Pokazuje to nieudolność polskiej burżuazji w realizowaniu tak elementarnych usług publicznych jak energetyka. Jej sprawne funkcjonowanie powinno być również na rękę klasie panującej, bowiem bez tego jej fabryki nie będą działać sprawnie. Jednakże polska burżuazja w dalszym ciągu upiera się przy energii z paliw kopalnych i technologii z ubiegłego stulecia.

Oprócz zastoju w rozwoju energetyki atomowej od lat zaniedbywane są także sieci przesyłowe – część z nich nie była modernizowana od lat 70., co powoduje straty przy przesyle na poziomie 60%! Można podejrzewać, że oficjalnym wytłumaczeniem już zawsze będzie, że to dlatego, że „zbudowała je komuna”, a jedynym rozwiązaniem tej sytuacji będzie ich prywatyzacja, oznaczająca jeszcze większą cesję niepodległości Polski na rzecz wielkich korporacji.

Wracając do kwestii transportowych: podczas gdy Polacy tracą czas i zdrowie w korkach oraz z powodu związanego z nimi smogu, przy średnio 539 samochodach na 1000 mieszkańców miast na prawach powiatu przy tendencji wzrostowej (dla porównania: Hamburg – 402 samochody na 1000 mieszkańców w 2009 r. i 331 w 2018 r., Berlin – 365 w 2002 r. i 289 w 2018 r.), rząd w Warszawie planuje wyrzucać miliardy złotych na efekciarskie, niepotrzebne i często bardzo szkodliwe dla środowiska naturalnego projekty jak żegluga śródlądowa (głównie potrzebna by sprawniej transportować z portów nad morzem do elektrowni importowany z zagranicy węgiel), Centralny Port Komunikacyjny, czy przekop Mierzei Wiślanej. W przypadku tego ostatniego, Elbląg mógłby wtedy stać się kolejnym punktem odbioru zagranicznego węgla. Rząd opowiada bajki o tym, że dzięki temu Rosja utraci monopol na kontrolę nad Zalewem Wiślanym. Tyle że biorąc pod uwagę saldo wymiany handlowej naszego kraju nie będzie to żadne uniezależnienie, a prezent dla krajów wysyłających do Polski swoje kontenerowce, dzięki czemu obca burżuazja jeszcze bardziej zwiększy swoje zyski.

W Polsce przez ostatnie dwie dekady długość dróg szybkiego ruchu zwiększyła się ośmiokrotnie, podczas gdy pomiędzy 1990 a 2016 r. rozebrano lub wyłączono z eksploatacji 7096 km linii kolejowych, co stanowi zmniejszenie o ponad ¼. Jakiekolwiek opóźnienia w realizacji dróg szybkiego ruchu wiążą się z regularną krytyką i nagłaśnianiem ze strony mediów. Tymczasem na kolei mamy patologie takie jak modernizacja linii Katowice–Kraków, trwająca od 20 lat, gdzie większość podróżnych wybierze prywatny autokar, pokonujący tę trasę w godzinę, zamiast pociągu, któremu zajmuje to dwa razy dłużej. W kapitalistycznej Polsce dogodny transport dalekobieżny zarezerwowany jest dla ludzi z odpowiednio zasobnym portfelem. Co prawda polskie autostrady nie są najdroższe w Europie, jednak średnia cena 34 gr/km uwzględniając trzykrotnie niższą płacę minimalną, czyni je proporcjonalnie dwukrotnie droższymi od najdroższego w Europie odcinka Lyon-Grenoble, kosztującego 55 gr/km. Jeśli chodzi o transport kolejowy, to przykładowo w poniedziałek 23 listopada z dwudziestu dostępnych połączeń między Krakowem i Warszawą aż osiem to Express Intercity Premium (Pendolino), przy czym między 15:33 a 20:00 nie ma żadnych połączeń TLK/IC. Integracja europejska zaś, oparta na kapitalistycznym, neoliberalnym traktacie z Maastricht, wygląda tak, że podczas gdy bilet z Krakowa do Katowic kosztuje około 10 zł, to już dalsza podróż do Ostrawy wyniesie nas minimum 50 zł, mimo iż odległość między Katowicami a Ostrawą jest podobna jak między Katowicami a Krakowem. Do tego dochodzą m.in. problemy z honorowaniem dokumentów uprawniających do przejazdów ulgowych między krajami członkowskimi. Tak wyglądają otwarte granice w świecie rządzonym przez burżuazję – otwarte dla ich towarów i najemnych niewolników, swobodne do przekraczania przez tych, których na to stać.

Zamiast inwestycji w drogi, należy postawić na zapewnienie darmowego, przynajmniej dla najbiedniejszych, autobusu, odchodzącego co pół godziny w każdym miejscu o gęstości zaludnienia powyżej 100 osób/km²; co najmniej 4 par połączeń do każdej miejscowości, rozwój kolei regionalnej i miejskiej, parkingów P+R. Do tego trzeba wziąć się za modernizację ulic w miastach, tak by zwiększyć bezpieczeństwo pieszych, dla których polskie drogi są wyjątkowo niebezpieczne, z 4. najwyższą liczbą wypadków z ich udziałem w 2019 roku (5932 w tym 656 śmiertelnych, prawie dwukrotny wzrost udziału w ogóle wypadków śmiertelnych przez ostatnią dekadę). Najbardziej niebezpieczny typ samochodów dla pieszych to oczywiście ukochane przez rodzimą drobną burżuazję SUV-y, a dodać do tego należy, że do tej pory nie wprowadzono postulowanego od lat przystosowania mandatów drogowych do poziomu dochodów. Klasa panująca, jeśli próbuje w jakikolwiek sposób zwiększyć bezpieczeństwo drogowe, robi to będąc całkowicie ślepą na materialne uwarunkowania tzw. kultury jazdy. Polska to drugi po Malcie kraj z najdłuższymi godzinami pracy w Europie, ze średnią 2028 godzin rocznie w 2017. Tak długi czas pracy z pewnością przyczynia się do zmęczenia, pośpiechu i frustracji (często pogłębianej przez mobbing – 17% pracowników w badaniu CBOS stwierdziło, że w ciągu ostatnich pięciu lat doświadczyli szykanowania, a 5% – systematycznego gnębienia).

Zamiast liczyć na lokalne i ignorujące systemowy charakter problemu postulaty aktywistów miejskich, walczmy o socjalistyczną Polskę i świat! Dopiero w kraju o zrównoważonym rozwoju regionów, zamiast koncentracji większości życia społecznego i miejsc pracy w kilku dużych ośrodkach; w kraju gdzie czas pracy ulegnie skróceniu; gdzie gospodarka będzie funkcjonować nie z nastawieniem na prywatne zyski miliarderów, a zaspokojenie potrzeb ogółu społeczeństwa; w kraju gdzie zamiast drogiej i niewydolnej patodeweloperki oraz suburbanizacji będą powstawać darmowe mieszkania na dobrze zaprojektowanych osiedlach; gdzie walka z monokulturą samochodową i smogiem nie będzie się opierać na zasadzie kija i marchewki; coraz wyższych opłat uderzających głównie w najuboższych i jednocześnie coraz droższej komunikacji zbiorowej – dopiero w takim kraju będzie można rozwiązać wymienione wcześniej problemy.

Socjalizm, oparty na władzy rad pracowniczych nigdy nie dopuściłby do sytuacji, gdzie rząd centralny próbuje szantażować w większości niebędące pod władzą partii rządzącej samorządy, odbierając im wpływy budżetowe. Pandemia nie byłaby tak dotkliwa dla takich miast jak Kraków, gdyż demokratyczne socjalistyczne planowanie nie pozwoliłoby oprzeć gospodarki miasta głównie na turystyce, na której zarabia niewielka część lokalnej społeczności, podczas gdy warunki pracy i płace w gastronomii i hotelarstwie urągają ludzkiej godności, a centrum miasta wyludnia się, zamieniwszy się w skansen dla zamożnych turystów z Zachodniej Europy.

Do wyboru mamy: socjalizm i demokratyczne planowanie albo barbarzyństwo w postaci utonięcia miast w korkach i smogu, braku bezpieczeństwa na drogach, wykluczenia komunikacyjnego, upadku mniejszych ośrodków, chaosu przestrzennego, degradacji i prywatyzacji usług publicznych oraz katastrofy ekologicznej! Jako Czerwony Front zdecydowanie opowiadamy się za pierwszą z tych dwóch opcji!

Marcelina Nowotko