W środę 10 lutego odbyła się akcja protestacyjna mediów pod hasłem „Media bez wyboru”, która polegała na nieemitowaniu programu przez stacje telewizyjne i radiowe oraz brak dostępu do treści na stronach internetowych, zamiast których wyświetlał się komunikat o przystąpieniu do protestu. Media, które do niego dołączyły to między innymi TVN24, Polsat oraz Onet. Przyczyną akcji jest chęć wprowadzenia przez rząd PiS nowego podatku nazwanego „składką z tytułu reklamy”, a będącą de facto podatkiem od przychodu z reklam. Zgodnie z projektem ustawy do uiszczania składki z tytułu reklamy zobligowani byliby dostawcy usług medialnych, nadawcy radiowi i telewizyjni, podmioty prowadzące kino, podmioty umieszczające reklamy na nośnikach zewnętrznych (tzw. bilbordach) oraz wydawcy prasy, uzyskujący przychody z tytułu:

1) nadawania reklamy w telewizji lub radiu, wyświetlania reklamy w kinie lub umieszczania reklamy na nośniku zewnętrznym – ponad kwotę 1 000 000 zł;
2) zamieszczania reklamy w prasie – ponad kwotę 15 000 000 zł.

Co istotne, „składka” byłaby naliczana dopiero od przychodów powyżej ww. progów i wynosiłaby 7,5% do 50 mln zł oraz 10% powyżej 50 mln zł.

Drugą z danin, jakie wprowadzić miałaby projektowana ustawa, byłaby „składka z tytułu reklamy internetowej. W tym wypadku opodatkowani byliby usługodawcy świadczący usługi reklamowe w internecie, a opodatkowaniu podlegałyby przychody osiągane globalnie w wymiarze co najmniej 750 mln euro, a dodatkowo tylko w Polsce co najmniej 5 mln euro obrotu. Składka z tytułu reklamy internetowej będzie wynosiła 5 proc. podstawy wymiaru składki, zaś podstawa wymiaru składki będzie wyliczana w oparciu o liczbę odbiorców reklam internetowych danego usługodawcy w Polsce.

Przewidywany zysk z nowego podatku to około 1 mld zł. Zakładając, że rząd przekaże część (deklarowane 50%) na służbę zdrowia, będzie to oznaczało wielki zastrzyk funduszy dla umierającego systemu opieki medycznej, który od dziesięcioleci jest niedofinansowany i znajduje się na skraju kompletnego załamania. Oczywistym jest, że te dodatkowe fundusze nie zlikwidują problemów, lecz dla wielu pacjentów może to oznaczać życie lub śmierć w postaci zakupów kolejnych respiratorów, lub innych urządzeń medycznych niezbędnych do poprawnego funkcjonowania danej placówki medycznej.

Media, które wzięły udział w proteście, przedstawiają go jako kampanię w obronie wolności słowa oraz wolności mediów. Protest nie jest jednak spowodowany jakimkolwiek ryzykiem naruszenia tej wolności, która w warunkach burżuazyjnej dyktatury jest zawsze fikcją, wolnością jedynie dla właścicieli kapitału; akcja została zorganizowana z powodu strachu kapitalistów sektora medialnego przed zmniejszeniem (niewielkim) ich zysków z reklam. Każdy z tych wielkich koncernów medialnych to nic innego jak kolejny trybik burżuazyjnej machiny, mającej na celu wyłącznie maksymalizację zwrotu z zainwestowanego kapitału. Prywatne media w kapitalizmie nie służą wolności słowa, a jedynie klasie panującej, która używa mediów do utwierdzania swojej dominacji, zarabiając przy tym ogromne pieniądze. Media nie posiadają swojej własnej opcji politycznej, stąd też wspierają tą, która jest dla nich najbardziej opłacalna. Przede wszystkim jednak media prywatne realizują polecenia i bronią interesów ich właścicieli – wielkich korporacji, milionerów i banków. Media w kapitalizmie mówią prawdę tylko wtedy, gdy się to opłaca kapitalistom.

Żaden z medialnych koncernów biorących udział w proteście nie upadnie z powodu nowego podatku. Ich zyski stabilnie rosną od wielu lat, w szczególności w epoce mediów internetowych, gdzie czerpanie zysków z reklam jest niesamowicie łatwe. Burżuazyjne elity, które tak licznie demonstrują swoje poparcie dla tego protestu, nie robią tego z poczucia zagrożenia wolności słowa, lecz ze strachu przed utratą zysków. Burżuazyjne elity są gotowe masowo protestować w obronie swoich zysków, ale nie są gotowe by bronić prawa kobiety do swojego ciała lub prawa proletariuszy do godnego zarobku i godnego życia.

Trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego rząd Prawa i Sprawiedliwości wystąpił właśnie teraz z taką inicjatywą. Nieudolna walka z pandemią koronawirusa oraz protesty społeczne w związku z zaostrzeniem prawa aborcyjnego osłabiły PiS. Ponadto konflikt wewnątrz koalicji rządzącej sprawia, że Kaczyński nie panuje w pełni nad własnym ugrupowaniem. Aby poprawić swoją sytuację, rząd PiS próbuje wprowadzić podatek, mający załatać dziurę finansową spowodowaną między innymi pandemią. Nie jest to ten sam byt, który burzył sądownictwo kadencję wcześniej. Na reformistycznej lewicy pojawiają się głosy jakoby PiS miał niczym Orban, przejąć media, co pozwoliłoby mu na uciszenie opozycji. Sytuacja wewnątrz PiS pokazuje jednak, że jest to próba podniesienia się z kolan. Kaczyński, niepewny dwóch największych koalicjantów – Ziobry i Gowina, nie jest w stanie pozwolić sobie na realizację scenariusza węgierskiego.

W obecnej sytuacji najbardziej ucierpią pracownicy. Branża dziennikarska jest przesiąknięta patologiami. Śmieciowe umowy to jej codzienność. Aby nie stracić zysków, koszty planowanego podatku zostaną przerzucone na szeregowych pracowników. Medialni bonzowie pokroju Solorza-Żaka i Adama Michnika nie odejmą sobie od ust. Ale czy powinniśmy z tego powodu uważać, że pomysł opodatkowania koncernów medialnych jest w swej istocie zły i nie należy go wprowadzać? Oczywiście, że nie, choć opodatkowywanie kapitału, dopóki istnieje kapitalizm zawsze przypominać będzie czerpanie wody sitem. Jest to jednak krok w dobrą stronę. Jedynym rzeczywistym rozwiązaniem byłoby uspołecznienie wszystkich koncernów medialnych i zorganizowanie jednolitych mediów publicznych pod demokratyczną kontrolą ze strony całego społeczeństwa oraz zatrudnionych w nich pracowników.

Czy oznacza to, że jesteśmy miłośnikami zdominowanych przez prawicę mediów publicznych? Oczywiście, że nie. One też są zakłamane i realizują interesy konserwatywnego odłamu polskiej burżuazji, brutalnie atakując mniejszości i umacniając wpływy kleru. Prywatne media kapitału nie są jednak żadną alternatywą. Tylko w ramach socjalizmu możliwa jest prawdziwa wolność słowa i prasy dla wyzyskiwanych i uciskanych mas. Nie łudźmy się, że tą wolność zapewnią nam TVN do spółki z Agorą.