Rosnące długi, brak pieniędzy na czynsz, długi czas pracy przy niskich zarobkach, zanieczyszczone środowisko,  listy grożące eksmisją, samobójstwa naszych znajomych i koszmar borykania się z uzależnieniami – wszyscy znamy te i inne dramaty naszego życia codziennego. Także perspektywa jutra – wzrostu popularności prawicy w Polsce i na świecie, widocznego już na horyzoncie kolejnego kryzysu finansowego na skalę tego z 2008 roku (przed którym Polska się tak łatwo nie ustrzeże) i ciągłe przeszkody finansowe odczuwane w naszym życiu osobistym sprawiają, że czasem brakuje nam sił nawet na wstanie z łóżka.

Dramat jest powszechny: 1,5 mln Polaków cierpi na depresję. Dla zobrazowania tej liczby: jest to nieco mniej niż populacja Warszawy; dwukrotność populacji Krakowa. Statystyka ta oczywiście nie odzwierciedla pełnej skali zjawiska: wciąż mamy w Polsce problem z podejściem do chorób psychicznych, często zamiast udać się do lekarza zaglądamy do kieliszka, albo słyszymy żeby “wyjść z domu, to nam przejdzie”.

Alkohol na pozór pomaga nam na krótką metę, lecz tak naprawdę przyczynia się do innego problemu. Liczbę osób uzależnionych od alkoholu w Polsce Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA) szacuje na 600 do 800 tys. ludzi. W tej samej statystyce PARPA podaje, że wskutek nadmiernego spożycia alkoholu 2 mln ludzi padają ofiarami przemocy domowej, przyczyniając się często do pogłębienia problemów zarówno dla ofiar jak i sprawców. Według raportu EMCDDA, w 2017 roku alkoholu używało 89,7% ludności Polski w wieku 15-64 lat – na równi ze Szwecją – wśród badanych krajów wyżej uplasowała się jedynie Austria. Polacy sięgają także w jeszcze większej liczbie po mocne alkohole, takie jak wódka. W litrach czystego alkoholu na osobę, jak podaje GUS, wypijamy 3,3 litra rocznie. W 2016 były to jedynie 2,5 litry.

Dramatyczny stan naszego zdrowia psychicznego znajduje swoje zwieńczenie w zatrważającej liczbie Polaków odbierających sobie życie. W 2018 roku 11.139 osób targnęło się na swoje życie – wzrost o 13% w stosunku do roku ubiegłego. 5.275 z nich już z nami nie ma. Największy wzrost liczby samobójstw widzimy wśród młodzieży: Polska jest obecnie krajem drugim w Europie pod względem liczby osób poniżej 19 r.ż. które próbują odebrać sobie życie. W Polsce więcej osób popełnia samobójstwo niż ginie w wypadkach drogowych. Według danych Komendy Głównej Policji, co 47 minut ktoś próbuje zakończyć swoje życie. Zapewne tak jak w innych krajach duży udział w tej liczbie ma młodzież LGBT. Biorąc pod uwagę skalę homo-/bi-/transfobii w Polsce, oraz prawodawstwo zupełnie ignorujące istnienie osób LGBT, możemy przypuszczać, że odsetek ten jest zdecydowanie wyższy niż w innych krajach.    

Nawet z tych niepełnych statystyk (obowiązek notowania prób samobójczych w szpitalach został wprowadzony dopiero w 2018 roku) widać, że żyjemy w warunkach ogromnego kryzysu w naszym powszechnym zdrowiu psychicznym. Skąd ten kryzys się bierze?

W środowiskach medycznych jak i farmaceutycznych wysuwa się naprzód teorię, że depresja jest rezultatem utraty równowagi chemicznej w mózgu. Nie zadaje się jednak zazwyczaj pytania, skąd ten brak równowagi się bierze. Negowanie  wpływu czynników społecznych i ekonomicznych na nasze zdrowie psychiczne jest oczywiście bardzo wygodne dla burżuazyjnego establishmentu.

Średnia pensja w Polsce to rzekomo 5.164 zł brutto, większość z nas jednak takich pieniędzy nigdy nie widziała na oczy. Pensja minimalna to często pensja głodowa, w dodatku pożerana przez inflację. Porównując nasze zarobki na tle Europy możemy jedynie zaśmiać się przez łzy. W Hiszpanii i w Słowenii płaca minimalna jest dwukrotnie wyższa, podobnie jest z płacą średnią. Ta jest nawet trzykrotnie niższa niż niemieckiego czy brytyjskiego pracownika.

W sytuacji, gdy po opłaceniu czynszu i opłat zostają nam grosze, za które musimy jakoś przeżyć miesiąc, nie ma mowy o dobrym samopoczuciu. Dochodzi do tego stres w pracy i choć jesteśmy robotnikami i praca nam niestraszna, to gdy musimy łączyć ją ze studiami albo wychowywaniem dziecka, a nie przynosi nam ona ani satysfakcji ani dobrych pieniędzy – łatwo stracić ochotę do życia.

Jakie odpowiedzi dla zarysowanego wyżej problemu mają siły liberalne? Otóż dla liberałów nasze zdrowie psychiczne nie jest poważnym problemem. „Zadbaj o siebie”, „wyjdź z domu, do ludzi”, „wiesz, mi joga pomogła.” W przypadku gdy z powodu biedy i długów człowiek myśli o odebraniu sobie życia, dobrze wiadomo, że joga nie pomoże.

A co proponuje polska lewica? Głośnym echem odbił się w internecie artykuł z Krytyki Politycznej, o tym jak to „Kapitalizm jest obrzydliwy i doprowadza mnie do płaczu” Artykuł został wyśmiany, wielu ludzi (także na lewicy) krytykowało autora, że „nie chce mu się pracować” czy że „rodzice mu płacą za studia a on jeszcze narzeka”.

Punktem wyjścia krytyki powinno być jednak indywidualistyczne nastawienie autora do problemu, tak częste zresztą w środowiskach lewicy postmodernistycznej. Rozumiemy personalne rozterki autora, jednakże należy do nich podejść nie od strony jednostkowego wołania o pomoc, a od strony szerszej, społecznej, i połączyć postulaty walki o nasze zdrowie z postulatami całej klasy robotniczej pod sztandarem marksizmu.

Bo jedyną drogą do rozwiązania naszych problemów jest właśnie marksizm i jego filozofia działania. I nie mówimy tu o wykastrowanym marksizmie w wydaniu Varoufakisa czy Žižka, a o marksizmie Marksa, Engelsa, Lenina i Trockiego. Do poprawy naszego zdrowia psychicznego doprowadzić może tylko demokratyczna kontrola pracowników nad wszystkimi owocami ich pracy, a po zmniejszeniu udziału dyrektorów największych korporacji, banków i monopoli w ich konsumowaniu, znajdą się i środki na zaadresowanie naszych problemów i ogólną poprawę naszego dobrostanu.

Marksizm to filozofia optymizmu i nadziei. Niesłychanej nadziei i głębokiego przekonania, że ten świat można urządzić inaczej i lepiej. Patrząc na obecny stan pogłębiającego się kryzysu kapitalizmu na skalę światową jesteśmy przekonani, że jeszcze za naszego życia będziemy świadkami rewolucyjnych wydarzeń, także i w Polsce. I mimo tego, że wielu z nas cierpi i boryka się z depresją, jesteśmy pełni rewolucyjnego optymizmu.

Lew Trocki, pisząc w Meksyku na wygnaniu, zakończył swój testament słowami: „Życie jest piękne. Niech przyszłe pokolenia oczyszczą je z wszelkiego zła, ucisku i przemocy i korzystają z niego w pełni.” To my jesteśmy tym pokoleniem. Do dzieła!