20 stycznia w wielu miastach w Polsce (Katowice, Wrocław, Poznań, Kraków, Łódź, Warszawa i inne) odbywały się demonstracje przeciwko zmianom w prawie proponowanym przez Solidarną Polskę, według których nie będzie można odmówić przyjęcia mandatu, a karę pieniężną należałoby uiścić niezwłocznie, ewentualne nieścisłości wyjaśniając później na drodze sądowej. Projekt, opracowany w łonie „twardogłowej” frakcji rządowej koalicji pod przewodnictwem Zbigniewa Ziobry, spotkał się ze sprzeciwem frakcji „obywatelskiej” – „Porozumienia” Jarosława Gowina – a także liberalnej opozycji. W efekcie propozycja została na chwilę obecną zamrożona, ale z doniesień medialnych można wywnioskować, że jest to raczej zawieszenie broni, niż wywieszenie białej flagi, a cała armia prawników głowi się teraz, jakie poprawki wprowadzić, żeby projekt można było przedstawić jako wspólną platformę Zjednoczonej Prawicy.
Protesty z 20 stycznia organizowane były przez aktyw drobnomieszczański lewicowych reformistów, które podnosiły, że zmiany uderzą głównie w uczestników Strajku Kobiet i innych demonstracji. W istocie, nietrudno zauważyć polityczny wymiar tej decyzji, rozumiany tutaj jako kolejne wykorzystanie przez burżuazyjną władzę narzędzia policyjnego i administracyjnego nacisku w celu tłumienia ruchów społecznych, co dodatkowo charakteryzuje frakcję Ziobry. W tym wymiarze należy zauważyć, że takie bezpośrednie chwyty ze strony obozu rządzącego są przeważnie wynikiem wewnętrznych prób szukania sojuszników wśród mundurowych lub paniki, jaką u politycznych figurantów wywołują masowe protesty. Jako marksiści zauważyliśmy rzecz jasna drugie dno, które poruszyliśmy w treści naszego krótkiego przemówienia wygłoszonego na środowej demonstracji w Krakowie.
Protest krakowski miał dość chaotyczny charakter ze względu na ciągłą możliwość przemocy policyjnej, którą dobrze znamy z ostatnich miesięcy. Po krótkim zebraniu na krakowskim rynku demonstranci ruszyli w stronę siedziby PiSu na ul. Retoryka. Po drodze, w klasycznie nieudolnym stylu, mundurowi starali się przeszkadzać protestującym, utrudniając przejście najpierw po ulicy, później nawet po chodniku. Demonstrujący byli jednak na tyle liczni, że udało się policyjny kordon przy Plantach ominąć i w nieustającej obstawie policjantów dojść pod siedzibę partii rządzącej, gdzie czekały już znaczne siły małopolskiej policji. Tutaj też zaczęły się przemówienia.
Po krótkim i klasycznie rozczarowującym spektaklu liberalnej ekwilibrystyki w wykonaniu aktywu drobnomieszczańskiego i lewicowych reformistów z tzw. „opozycji” głos zabrał jeden z naszych towarzyszy. W przeciwieństwie do liberałów nie hołdował pracowitości przedsiębiorców czy drobnomieszczańskich ekologów, ale pokrótce przedstawił marksistowską analizę sytuacji, wyjaśniając, że nowelizacja jest w istocie kolejną kartą w historii wielowiekowej walki klas; że prawo uderzy w najbiedniejszych oraz że jest to kolejny policzek wymierzony w całość klasy pracującej, która powinna zorganizować opór wobec coraz śmielszych ataków kapitalistów.
Rzecz jasna środowiska bliższe prawicy będą krótkowzrocznie zauważać wyłącznie legalistyczny i obywatelski wymiar proponowanych zmian. Owszem, projekt godzi w zasadę domniemania niewinności, a mandaty otrzymują również przedsiębiorcy. Jednakże oczywiste jest, że każde prawo, za którego złamanie grozi kara finansowa, de facto obowiązuje wyłącznie klasę pracującą. Jest to szczególnie widoczne w dobie pandemii, gdzie opracowano kilka programów „ochrony gospodarki” (tzw. tarcze antykryzysowe), które w całości zorientowane są na kapitalistów. Nie zapominajmy, że to klasa robotnicza wypracowuje wartość i dźwiga zarówno krajową, jak lokalną ekonomię. Liberalna władza nie jest jednak w stanie wyjść poza swój wąski interes klasowy. Jak zwykle też przerzuca koszty kryzysu na barki pracowników, których szeregi i tak dziesiątkuje nieudolnie zarządzana sytuacja pandemiczna, unaoczniająca chroniczną patologię systemu ochrony zdrowia czy rynku pracy. Dialektyka procesów historycznych w jasny sposób pokazuje jednak, że nacisk na klasę robotniczą i próby jej zastraszania posłuszną kapitałowi policją i sądownictwem ma swoje granice, a w momencie ich przekroczenia robotnicy podnoszą pięść. Naszym zadaniem jako marksistów jest takie organizowanie robotników, by móc finalnie obalić barbarzyński system kapitalistyczny, który kolejny raz sięga nam do kieszeni tylko po to, by dalej móc istnieć i okradać nas z owoców naszej pracy. Nasze rozważania nie są czysto teoretyczne – w obliczu pandemii i nadchodzącego kryzysu klimatycznego walka klas nie jest problemem abstrakcyjnym, lecz kwestią naszego dalszego istnienia. Nie możemy dalej ignorować wciąż rozrastającego się, złośliwego nowotworu, jakim jest pasożytnicza klasa posiadająca.
Musimy doprowadzić do sytuacji, gdzie każdy zamach na klasę pracującą, taki jak ostatni projekt Solidarnej Polski, spotka się z silnym oporem i kontratakiem. Zamiast płacić mandaty – organizujmy się i walczmy!