Włodzimierz Lenin wskazywał, że imperializm to najwyższe stadium kapitalizmu. Jest tak bez cienia wątpliwości – cały rozwój kapitalizmu prowadzi nieuchronnie do niepodzielnego panowania kapitału finansowego, do rozprzestrzenienia się na cały świat choroby chronicznego chaosu produkcji, do wojen i konfliktów, do akumulacji jeszcze większego bogactwa w ręku jeszcze mniejszej garstki burżuazji największych potęg świata. Z kolei Marks tłumaczył, jak taka akumulacja kapitału na jednym biegunie społeczeństwa prowadzi do analogicznego nagromadzenia nędzy i rozpaczy na drugim biegunie. Dodając dwa do dwóch, nieuchronna jest sytuacja, w której interesy kapitalistów wyłaniają się jako odwrotnie proporcjonalne do dążeń większości społeczeństwa.
Tam, gdzie potrzebny jest chleb, tam imperializm wywołuje klęskę głodu. Tam, gdzie potrzebne jest racjonalne planowanie produkcji, tam kapitalizm dumnie wprowadza anarchię gospodarki rynkowej. I wreszcie tam, gdzie potrzebny jest pokój i oddech, tam imperializm prowadzi nieprzerwaną, nieustanną i nieubłaganą wojnę. Przy chórze zawodowych hipokrytów, przy kamiennych twarzach organizacji międzynarodowych, przy akompaniamencie tworzących przerażającą harmonię ataków rakietowych ze wszystkich niemal stron – tak imperializm „ratuje” teraz wyniszczoną ponad dekadą wojny domowej Syrię. Akumulacja ogromnych zysków w kapitalistycznym centrum skutkuje stoczeniem się kolejnej ofiary imperializmu w otchłań barbarzyństwa.
Co rzeczywiście reprezentował reżim Asada?
Historia nowoczesnej Syrii to historia kolejnych zdrad światowych mocarstw, wojskowych biurokratów i skorumpowanych nepotów, których ofiarą zawsze padały syryjskie masy pracujące. Na fali „dekolonizacji” po II wojnie światowej, kiedy władzę kolonialną zamieniano zgodnie z logiką imperializmu w panowanie finansowe, lokalna burżuazja szeregu krajów okazywała się zbyt słaba i zbyt blisko związana klasowo z imperialistami, by móc dokonać demokratycznego przekształcenia społeczeństwa. Z drugiej strony klasa pracująca, pozbawiona perspektyw i kierownictwa, nie mogła odegrać tej roli, co w 1917 r. pod przewodnictwem bolszewików w Rosji. W takich warunkach kierowniczą rolę w zadaniu rozwiązania narosłych sprzeczności w wielu krajach zaczęły odgrywać klasy pośrednie, inteligencja, a najczęściej wojsko.
W Syrii seria zamachów stanu w latach 60-tych i inspiracja zdegenerowanym państwem robotniczym, jakim wówczas był Związek Radziecki, zaowocowała szeregiem reform wprowadzających daleko idące upaństwowienie produkcji energii, transportu, głównych gałęzi przemysłu, z silną rolą państwa w handlu zagranicznym i finansach. Na tej podstawie kraj mógł dokonać ogromnego kroku naprzód i stać się najbardziej rozwiniętym państwem w regionie. Jednocześnie, podobnie jak w pozostałych krajach centralizmu biurokratycznego, demokracja robotnicza nie istniała. Niezależne organizacje robotnicze nie mogły wzrastać na jałowej pustynnej glebie państwowej kontroli, a reżim opierał się na szeregach wojskowych administratorów i sile militarnej.
Nieuchronnym wynikiem istnienia takiego bonapartystycznego reżimu był klasowy podział w łonie biurokracji. W ostatecznej analizie armia odbija wyłącznie klasowy charakter społeczeństwa, w ramach którego wyrosła. Miejsce synów chłopów i robotników zajęła kasta oficerska, drobnomieszczańska i organicznie prawicowa. To prawe skrzydło, na którego czele stanął Hafiz al-Asad, ojciec Baszszara, coraz śmielej prywatyzowało kolejne sektory gospodarki, na wzór i podobieństwo pokrewnego procesu w ZSRR. Empiryczne i krótkowzroczne podejście zaowocowało także kopiowaniem modelu dengistowskiej „chińskiej drogi”, to jest rozpostarcia czerwonego dywanu przed gospodarką kapitalistyczną i zaproszenie jej do żerowania na sektorze uspołecznionym.
Po upadku ZSRR ten proces jedynie przyspieszył. Podobnie jak Polskę, Syrię ogarnęła gorączka spekulacji, żonglowania ogromnymi ilościami kapitału fikcyjnego, a także finansowego uzależnienia się od libańskiego sektora bankowego. Biurokracja miała wybór między dalszą egzystencją jako pasożyt żerujący na resztkach gospodarki państwowej, a uwłaszczeniem się i przejściem w szeregi klasy kapitalistycznej. Akumulacja kapitału w rękach prywatnych poskutkowała jednak kolejny raz akumulacją nędzy i rozpaczy na drugim biegunie.
To właśnie reprezentował reżim Baszszara al-Asada – gospodarkę rynkową, własność prywatną, bogactwo dla nielicznych, a biedę i głód dla większości. Gniew na podobne warunki społeczne narastał przez dekady w całym regionie. Trzeba było jedynie iskry, by masy wystąpiły przeciwko kapitalizmowi. Samospalenie Mohameda Bouaziziego w Tunezji podłożyło ogień pod tę beczkę prochu. W rok 2011 Syria wchodziła jako państwo z gospodarką kapitalistyczną, a więc również i z masą robotników, których interesy stały w sprzeczności z interesami burżuazyjnej mniejszości.
Apatia i niemoc
Jednak rewolucja syryjska w znacznie większym stopniu, niż siostrzane rewolucje sąsiednich państw, padła ofiarą pielęgnowanego przez reżim sekciarstwa religijnego. Następujący chaos pozwolił imperializmowi na obstawienie pionków w grze o grabież całego regionu.
Początkowo państwa zachodnie wspierały „umiarkowaną” opozycję, z której w miarę czasu powstały absolutnie reakcyjne ugrupowania dżihadystyczne. Wspierani przez USA i Turcję bojownicy z ISIS czy al-Nusry zgotowali Syryjczykom piekło na ziemi, w efekcie wzmacniając pozycję Asada, mniej lub bardziej popieranego przez większość klasy pracującej. Ten z kolei ogłosił się obrońcą mniejszości religijnych, co w kontraście do całego dobrodziejstwa „opozycji” stanowiło dla mas namiastkę nadziei. Jaskrawym przykładem cynizmu USA był fakt, że w pewnych okresach konfliktu Ameryka prowadziła na ziemi syryjskiej wojnę przeciwko własnym siłom. Kurdowie, cynicznie wspierani przez Pentagon i Izrael, bronili się przed atakami finansowanych przez CIA i Turcję islamistów. Rosyjskie wsparcie dla Asada czy organizowane przez Iran milicje szyickie również dokładały się do wszechobecnego chaosu, chociaż ich rola w porównaniu z zaangażowaniem imperializmu amerykańskiego była znikoma.
Między wojskami reżimu, „rebeliantami” z rodzaju tych „umiarkowanych” i tych z ISIS i al-Kaidy, między Turcją a Kurdami, między Rosją, Iranem i Stanami Zjednoczonymi nie było miejsca na klasową niezależność Syryjczyków. Jak w kalejdoskopie zmieniały się sojusze, linie frontu i odbiorcy sprzętu wojskowego. Przez ponad dekadę walk nędzarze rozsadzanego przez imperializm kraju strzelali do siebie nawzajem z broni dostarczanej przez tych samych imperialistów. Klasa pracująca została pozbawiona jakiejkolwiek reprezentacji i formy politycznej.
Tak okrutna i barbarzyńska kradzież rewolucji syryjskiej przez imperializm nie mogła nie odbić się na masach. Lata równania z ziemią zarówno największych miast, jak i najmniejszych wiosek, chaos, niepewność i niewyobrażalna przemoc z każdej strony poskutkowały postępującą apatią. Koniec końców co za różnica, czy dziś lub jutro wystrzela nas armia syryjska, amerykański lub rosyjski nalot, czy jedna z wielu grup „rebeliantów”? W efekcie w 2016 uzyskano „zawieszenie broni”, czy raczej odłożenie nieuchronnej rzezi na później. Tak właśnie kończy się każde „zawieszenie broni” w dobie imperializmu. Oczywiście nie mogło się obyć bez nagrody pocieszenia w postaci sankcji ze strony kapitalistycznych państw, jeszcze pogłębiających nędzę syryjskich mas. Jednocześnie efektem wycofania się Ameryki z Syrii było wzmocnienie Rosji i Iranu. Oba te kraje są jednak obecnie skutecznie angażowane przez amerykański imperializm i jego pomocników gdzie indziej.
To właśnie imperialistyczne barbarzyństwo uratowało w 2016 r.reżim Asada, przeciwko któremu 5 lat wcześniej wystąpili robotnicy Syrii. Tej ogromnej zdradzie towarzyszyły stosy niezliczonych martwych ciał. Ale pomimo utrzymania przy władzy Asada i powierzchownego uspokojeniu sytuacji, wojenne poparcie mas dla reżimu słabło, islamiści nie zostali pokonani, a imperializm skutecznie uniemożliwiał (poprzez sankcje) jakąkolwiek odbudowę.
Tym należy tłumaczyć zwycięską ofensywę Hajat Tahrir asz-Szam, które w praktycznie parę dni i niemalże nie napotykając oporu obaliło niezwykłe wątły reżim Asada i „wyzwoliło” Syrię. Jedynym, co udało się jednak „wyzwolić”, jest kolejny rozdział imperialistycznej wojny, jeszcze bardziej perfidnej, nieludzkiej i pełnej wywołującej mdłości hipokryzji.
Człowiek wielu talentów
Dżihadysta, terrorysta, bojownik o wolność, przyjaciel Ameryki i syryjski mąż stanu wchodzą do baru. Barman pyta – co podać, panie al-Dżaulani? Ten kiepski żart wymyśliliśmy my, ale nie jest on daleki od prawdy.
Wydawało się, że po blamażu akcji Timber Sicamore, w ramach której administracja Obamy de facto dostarczała broń reakcyjnym islamskim bojownikom, Stany Zjednoczone będą nieco bardziej ostrożne w tym, kogo popierają. A jednak! Dla kapitalizmu nie ma niczego niemożliwego.
Były przywódca al-Nusry dziś jest bohaterem, który wygnał „ruskiego” Asada z kraju. Media głównego nurtu szeroko podają jego zapewnienia o tym, że Syria musi być „otwarta dla wszystkich” – traktowane nie jak niesmaczny żart, lecz poważna deklaracja.
W interesie europejskiego i amerykańskiego imperializmu jest osłabienie wpływów Rosji w regionie. Jeżeli kosztem tego żałosnego przedsięwzięcia ma być dojście do władzy islamistów i nie tyle dolanie oliwy do ognia, co wrzucenie do niego garści granatów – to tak się stanie. Dla niepoznaki amerykańskie wojsko rozpoczęło naloty na pozycje Państwa Islamskiego. Najwyraźniej Dżaulani, jako „pragmatyk”, potrzebuje nieco imperialistycznego wsparcia, by jego pozycja wśród reakcyjnych bojowników pozostała niezachwiana.
Pytania o to, dlaczego ataków nie przeprowadzono wcześniej, lepiej chyba nie zadawać. Dość powiedzieć, że przecież do końca nie było wiadomo, która z „rebelianckich” grup zdobędzie się ostatecznie na marsz w stronę Damaszku.
I tak kolejny raz amerykański imperializm stosuje zasadę zbrojenia tych, z którymi potem walczy tylko po to, by się z nimi ostatecznie dogadać. „Zadziałało” w Afganistanie, skutkując nie tylko żałosną porażką i blamażem amerykańskiego wojska, ale również stoczeniem się kraju z powrotem w reakcyjne barbarzyństwo. Czemu więc po raz kolejny nie zrobić tego samego w Syrii? Tym razem stawką są już nie jankescy jarheads, a „wyłącznie” syryjskie masy, a więc waluta dla imperialistów zupełnie bezwartościowa.
Kurdyjski kalejdoskop
Kolejnym przejawem imperialistycznego cynizmu jest traktowanie sił kurdyjskich w regionie jako amerykańskiego pionka do zadań specjalnych, gotowych do śmierci w imię Wujka Sama. Od „wsparcia” w walce z ISIS, przez bierność w obliczu ataków tureckich, aż do cichego przyzwolenia na realizację odwiecznego marzenia Erdogana – stworzenia z północnej Syrii strefy zupełnie pozbawionej kurdyjskiego żywiołu.
Spróbujmy zgłębić tę logikę imperializmu, która jak gaz bojowy zawiewa również na „lewą” stronę polityki, nie tyle po prostu pozbawionej marksistowskiej, klasowej perspektywy, co prezentującej niesamowity wprost poziom politycznego analfabetyzmu.
Otóż przy okazji bohaterskiej walki „pragmatycznych” dżihadystów z imperializmem rosyjskim i irańskim w Syrii, siły „bojowników o wolność waszą i naszą” zaatakowały demokratyczne, lewicowe i progresywne oddziały kurdyjskie (wspierane przez USA) w mieście Manbidż i to przy pomocy „faszystowskiej” Turcji – członka NATO. Jaką logikę tu zastosować? Czy kurdyjscy cywile są bohaterami, gdy zabija ich nalot turecki, a zdrajcami wspierającymi Rosję i Asada, o ile giną z rąk „rebeliantów”?
Otóż sprawa jest bardzo prosta. Nieważne, kto i do kogo strzela, ważne, że giną robotnicy, a zarabiają kapitaliści. Hipokryzja imperializmu w tym wypadku ma wyraźny zapach białego fosforu zmieszanego z wonią świeżo wydrukowanych dolarów.
Prawa człowieka tymczasowo zawieszone
Ostatnie dni dały nam niesamowity i jaskrawy przykład, jak na dłoni ukazujący, jakie zdanie o poziomie bezpieczeństwie w kraju opanowanym przez dżihadystów ma Europa. I nie chodzi tu nawet o „prawo międzynarodowe” czy rzekome zasady „niezawisłości” i „niepodległości” danych państw. W dzisiejszych czasach nikt w te imperialistyczne bajki nie wierzy, a nawoływanie do obalenia rządu kraju, na który w planach imperialistów nie ma miejsca, jest jak najbardziej na porządku dziennym.
Chodzi mianowicie o to, że po zdobyciu w Syrii władzy przez dżihadystów zniesiono w szeregu krajów europejskich… prawo do azylu dla Syryjczyków. Nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że reżim syryjski, broniąc najpierw przywilejów biurokracji, a potem zysków rodzącej się burżuazji, stosował terror wobec własnej ludności. Jednak równie jasnym jest to, że al-Nusra, ISIS czy al-Kaida nie są bynajmniej klubami tolerancyjnych pacyfistów.
A jednak imperializm ogłasza całkiem jasno – „nasza pragmatyczna polityka każe nam rozumieć barbarzyńskie, reakcyjne rządy islamistów za krok naprzód. Syryjczycy nie zasługują na nic więcej. Wracajcie do siebie”!
To imperializm wywołał zarówno barbarzyńskie lata wojny domowej, jak i obecną grabież Syrii. Teraz w nagrodę Syryjczycy przestali być traktowani jak ludzie. Ten fakt masy syryjskie z pewnością zapamiętają na długo, gdy opadnie kurz, a zza flagi syryjskiej opozycji zacznie wychylać się czarny sztandar z szahadą – lub niepozorny gwiaździsty sztandar. Tak, jak w roku 2011, tak i dziś droga naprzód dla syryjskich mas będzie oznaczać walkę na śmierć i życie z porucznikami profesjonalnej imperialistycznej hipokryzji.
Element studzący nastroje fundamentalistyczne
W cywilizowanym społeczeństwie, gdy w sąsiedztwie pojawia się osoba stanowiąca zagrożenie dla otoczenia, stosująca wobec sąsiadów przemoc, groźby, a nawet morderstwa, to jest oczywistym, że trzeba jej uniemożliwić dalsze terroryzowanie okolicy. Ale imperializm nie ma nic wspólnego z cywilizacją i wobec tego Izrael dostał zielone światło na wzięcie udziału w masowym niszczeniu Syrii, z którego ochoczo skorzystał.
W ramach – a jakże – „obrony”, Izrael postanowił zająć strefę buforową przy granicy z Syrią, przeprowadzić prawie 500 ataków na terytorium syryjskie, a także doszczętnie zniszczyć syryjską flotę wraz z portem, w którym stacjonowała. Udało się też, podobnie jak w Libanie, zaangażować siły ONZ w ramach kolejnej próby prowokacji.
Dlaczego miałoby być inaczej? Tak zwane „zawieszenie broni” w Libanie oznaczać mogło tylko jedno – próbę wymuszenia od ofiary jak największej współpracy w ramach jej dalszego nękania. Izrael zyskał chwilę oddechu, by ponownie uderzyć na sąsiada, ma więc dość sił, by już nie tylko ostrzeliwać Damaszek z daleka, ale wejść na terytorium syryjskie jak do własnego przedpokoju.
Gra, na którą liczy imperializm amerykański, jest dość prosta. Zniszczyć resztki rosyjskiego imperializmu w Syrii wraz z reżimem Asada rękoma dżihadystów, a potem niezwłocznie napuścić na nich swojego największego przyjaciela – ludobójczy reżim izraelski. I niech sobie jedni tłumaczą, że trzeba zdobyć Jerozolimę dla islamu, a drudzy, że to walka Dawida z Goliatem. Im więcej w regionie podziałów, tym lepiej dla imperializmu. A że w ten sposób otwiera się nowy krąg piekła, który pochłonie całe pokolenia – to już się wliczy w koszty operacyjne.
Bilans zysków i strat
Nie możemy z żadną dozą pewności przewidzieć, kto ostatecznie zyska na obecnej grabieży Syrii. Na tę chwilę najdogodniejszą pozycję, kontynuując swoją regionalną politykę imperialistyczną i lawirowanie między starszymi braćmi – USA i Rosją – wygryzła sobie Turcja. Stany Zjednoczone uzyskały tymczasowe osłabienie wpływów Rosji i Iranu w regionie. Interesy tureckie i amerykańskie mogą jednak szybko okazać się sprzeczne. Izrael z kolei liczy na zmianę sytuacji przynajmniej w regionie Wzgórz Golan, rzucając wyzwanie siłom ONZ w strefie buforowej. Arabscy sąsiedzi pozostają tradycyjnie bierni. Bezpośrednim przegranym, o ile sytuacja nie ulegnie diametralnej zmianie, są natomiast bez cienia wątpliwości syryjskie masy.
Klasa pracująca Syrii ma przed sobą teraz chwilę wytchnienia, po której nieuchronnie będzie zmuszona walczyć dalej. Obecna sytuacja oznacza jedno – wojnę wszelkiego rodzaju imperialistów z całym przekrojem mas pracujących. Jednocześnie wśród Syryjczyków panuje obecnie euforia zmieszana z niepewnością. Jest to naturalna reakcja – coś się w końcu zmienia, ale czy na lepsze?
Obecna atmosfera zwycięstwa bardzo szybko zderzy się ze ścianą islamistycznego barbarzyństwa, amerykańskich nalotów i izraelskich czołgów. Wówczas powstanie sprzeczność, której rozwiązaniem będzie postawienie rewolucyjnego pytania o władzę, jak to miało miejsce w roku 2011. Z dotychczasowych doświadczeń klasa pracująca Syrii wyciągnie wnioski, które dzisiaj próbuje zagłuszyć kanonada największych kapitalistycznych bandytów.
Masy syryjskie uczą się bardzo szybko, przechodząc przez kolejną szkołę imperializmu, dżihadyzmu i syjonizmu. To, co było Syrii potrzebne w latach 60-tych, w roku 2011 i dziś, to rewolucyjne przywództwo. Rewolucyjne właśnie, a nie wyłącznie „opozycyjne”. Takie, które będzie w stanie wytłumaczyć potrzebę obalenia nie tego czy innego reżimu, ale całego systemu kapitalistycznego w kraju i całym regionie.
Precz z imperializmem! Precz z militaryzmem!
Co jednak my możemy zrobić dla Syrii? Imperializm nie jest zjawiskiem regionalnym. Jego wpływy są widoczne na całym świecie, cała kapitalistyczna gra toczy się właśnie na zasadach imperializmu. Naszym zadaniem jest więc dać opór imperialistycznej hipokryzji na naszym podwórku. Od wspólnego wyśmiewania skrajnie głupawych wypowiedzi pana Sikorskiego, który tak głośno mówi o „międzynarodowym uznaniu” syryjskich granic, że nie słyszy poruszających się w głąb Syrii czołgów izraelskich, aż po bardzo realną walkę o prawa polskiego robotnika, którego życie jest sukcesywnie podporządkowywane logice imperialistycznych zbrojeń.
W budżecie na rok 2025 uchwalono bowiem wydatki na „obronność” w wysokości 4,7 proc. PKB. Jest to absolutny rekord, który wpisuje się w sankcjonowaną przez imperializm amerykański i interesy polskiego burżuja politykę budowy przemysłu militarnego w kraju nad Wisłą. W końcu tyle się na świecie otwiera dziś rynków do inwestycji!
Jednocześnie 6,6 proc. populacji Polski żyje w skrajnym ubóstwie – co nie oznacza powszechnej, prostej biedy, lecz chroniczne niedożywienie, nieleczone przez lata choroby, brak pieniędzy na ogrzewanie (o ile w ogóle ma się co ogrzewać). Z roku na rok, tak jak wzrastają wydatki na zbrojenia, tak wzrasta odsetek skrajnej, polskiej, narodowej nędzy.
Jeżeli profesjonalni handlarze śmiercią i zniszczeniem dopną swego, to polski robotnik będzie płacić w podatkach, w cięciach na ochronę zdrowia, w spadku realnej płacy za to, by równie biedny, równie zniszczony przez kapitalizm, równie zgięty w pół robotnik syryjski, ukraiński, rosyjski, irański, libański czy izraelski mógł ginąć w imię „swojej” burżuazji i „swojego” imperializmu.
W imieniu polskiej młodzieży, robotników i wszystkich tych, których imperialistyczna agresja napełnia nie „nadzieją na przyszłość”, lecz klasowym gniewem, deklarujemy, że zrobimy wszystko, by uwolnić ludzkość od horroru bez końca, jakim jest kapitalizm. Zapraszamy was do tej wspólnej walki, w ramach której musimy dziś powiedzieć tak głośno, jak tylko się da:
Nie dla grabieży Syrii!
Precz z imperializmem na Bliskim Wschodzie i na całym świecie!
Stop agresji imperialistycznej na Gazę, Liban i Syrię!
Nie dla wzrostu wydatków na zbrojenia!
Mieszkania zamiast bomb! Jedzenie zamiast nabojów! Edukacja zamiast czołgów!
*
Autor: Marcel Ostrowski