czechy protest krtek krecik

W sobotę 3 września między 70, a 100 tysięcy osób zebrało się na Placu Wacława w Pradze, wzywając do dymisji prawicowego rządu koalicyjnego premiera Petra Fiali; wśród innych postulatów protestujących znalazł się sprzeciw wobec wysokich, wciąż rosnących kosztów utrzymania. Czescy demonstranci wyrażali też swoją opozycję wobec zaangażowania Czech w wojnę zastępczą NATO z Rosją na Ukrainie.

Masowa skala tej demonstracji, w której uczestniczyli przedstawiciele wszystkich środowisk (w tym reakcyjnych), zaskoczyła każdego: rząd, partie opozycyjne, biurokratów ze związków zawodowych – nawet samych organizatorów! Był to niekontrolowany wybuch wściekłości, kipiący z głębi czeskiego społeczeństwa. To znak ostrzegawczy przed falą walki, która szykuje się do przetoczenia przez kontynent europejski.

Skutki kryzysu energetycznego są szczególnie dotkliwe w Czechach, które wcześniej były uzależnione od Rosji w 98 procentach od gazu ziemnego i w 50 procentach od ropy naftowej. Mimo to Fiala jest gorącym zwolennikiem prowadzonej przez USA wojny z Rosją na Ukrainie, wysyłając duże ilości pomocy wojskowej i angażując się w ogólnoeuropejskie sankcje na import rosyjskiego gazu i ropy. Chociaż czeski rząd i spółka energetyczna ČEZ próbują zmniejszyć zależność od rosyjskiej energii, zabezpieczając terminal skroplonego gazu ziemnego w Holandii, zgromadzone rezerwy mają się wyczerpać w marcu 2023 roku. W międzyczasie czeskie masy borykają się z najwyższymi w Europie cenami energii po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej. 

Jak można było się spodziewać, z mroźną zimą na horyzoncie, zaczynamy dostrzegać słabnący entuzjazm dla czeskiego udziału w tym przedłużanym przez NATO konflikcie. Po inwazji Rosji na Ukrainę w lutym, rząd rozpętał szaleństwo wojennej histerii i narodowego szowinizmu. W kwietniu sondaże wykazały najwyższe od 1994 roku 78-procentowe poparcie dla NATO, a 80 procent poparło sankcje gospodarcze wobec Rosji. Sondaż z sierpnia ujawnił jednak istotną zmianę w podejściu do wojny. Okazało się, że 45 procent badanych Czechów sprzeciwia się lub zdecydowanie sprzeciwia się działaniom rządu mającym na celu wsparcie Ukrainy. Inny sondaż przeprowadzony w tym samym miesiącu wykazał, że 79 procent uważa, że najważniejszym zadaniem rotacyjnej prezydencji UE (która przeszła do Czech) jest „rozwiązanie społecznych skutków kryzysu energetycznego”, w porównaniu z około jedną trzecią, która stwierdziła, że jest to wspieranie Ukrainy.

Wśród zmieniających się nastrojów, rząd Fiali cynicznie zmniejszył wsparcie dla ukraińskich uchodźców. Tak wygląda mityczna jedność europejska!

Grom z jasnego nieba

Koalicja Fiali przetrwała głosowanie nad wotum nieufności w piątek 2 września. Zostało ono zwołane przez partie opozycyjne, które zarzucają rządowi, że nie robi wystarczająco dużo, aby rozwiązać kryzys energetyczny. Po tej żałosnej porażce, i biorąc pod uwagę całkowity brak wytyczenia kierunku przez kierownictwo związków zawodowych i partii komunistycznej (KSČM), frustracja generowana przez nieznośne położenie mas szukała jakiejkolwiek formy ujścia.

Małe, reakcyjne ugrupowanie nacjonalistyczne, zorganizowane pod szyldem „Czechy na pierwszym miejscu”, zwołało w sobotę demonstrację, której głównym żądaniem jest natychmiastowa dymisja rządu. Organizatorzy wezwali również Czechy do wyjścia z NATO, zakończenia wszelkiego wsparcia dla Ukrainy, zaprzestania sankcji i zawarcia porozumienia z Rosją w sprawie eksportu gazu, zapewnienia każdemu obywatelowi 3 MW/h darmowej energii elektrycznej rocznie, zakończenia spekulacji na rynku energetycznym, ochrony wolności słowa (obecnie otwarte popieranie Rosji jest nielegalne) oraz „zaprzestania mieszania narodów” z ukraińskimi uchodźcami. Przebywa ich obecnie w Czechach aż 400 tysięcy (kraj zamieszkiwany jest zaś przez nieco ponad 10 milionów obywateli), a organizatorzy demonstracji chcą ich odesłać na Ukrainę „jak tylko sytuacja na to pozwoli”.

Pomimo otwarcie reakcyjnego charakteru organizatorów demonstracji, niektóre z ich antyrządowych postulatów dotyczących kryzysu energetycznego i wojny na Ukrainie spotkały się z uznaniem czeskich mas. Organizatorzy zorganizowali wcześniej kilka antyszczepionkowych demonstracji podczas pandemii, określanych jako „powstania narodowe”, które rzadko gromadziły więcej niż kilkaset osób. Chociaż wokół sobotniej demonstracji było trochę szumu w mediach społecznościowych, nikt nie spodziewał się, że pojawi się więcej niż kilka tysięcy osób.

Gdy stało się jasne, że frekwencja może być znacznie większa niż wszystko, co widzieliśmy wcześniej, KSČM pośpiesznie zorganizował mały blok, co oznacza, że niektóre czerwone flagi były zmieszane z czeskimi flagami narodowymi. Skrajnie prawicowa partia Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD) również interweniowała w demonstracji, mając nadzieję na demagogiczne wykorzystanie gniewu wobec rządzącej krajem Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS). Tymczasem niewielka kontrmanifestacja 50-100 liberałów zebrał się, aby „bronić ukraińskiej flagi” wiszącej przed Muzeum Narodowym znajdującym się na Placu Wacława.

Rzeczywista frekwencja zaskoczyła wszystkich, a ogromne tłumy uderzyły w ulice Pragi niczym meteoryt. Tłum był tak gęsty, że ludzie nie byli w stanie się poruszać, niektórzy mdleli z wyczerpania i odwodnienia. Klasowy i polityczny charakter demonstracji był bardzo niejednorodny. Ale mimo obecności elementów nacjonalistycznych, drobnomieszczańskich, proputinowskich, a nawet faszystowskich, elementy reakcyjne nie odgrywały decydującej roli. W istocie nie można powiedzieć, by jakiekolwiek ugrupowanie polityczne kontrolowało demonstrację, w której wzięły udział wszystkie warstwy czeskiego społeczeństwa, co odzwierciedla narastający oddolnie gniew.

Zdrada przywódców ruchu robotniczego

Od ostatnich wyborów nie minął nawet rok, a Fiala i jego ludzie zdążyli udowodnić swoją całkowitą pogardę dla klasy robotniczej i jej pogarszających się warunków bytowych. W obliczu 17,5-procentowej inflacji i gwałtownie rosnących kosztów energii jedyną radą, jaką dali czeskim pracownikom, jest to, że powinni nosić dodatkowe swetry, aby ogrzać się w domu. Wezwali też Czechów do znoszenia „pokojowych cierpień” za sprawę ukraińską, a także do ścigania osób i mediów oskarżanych o poglądy, które uważają za „zbyt prorosyjskie”.

Oczywiście cierpienie, o którym mówią, nie dotyczy ich i ich sojuszników ze świata wielkiego biznesu. Podczas gdy zwykłym ludziom każe się marznąć i głodować, rząd dąży do zwiększenia wynagrodzeń posłów i pokrycia z budżetu publicznego prawie 70 procent kosztów energii w prywatnych firmach. Tymczasem szefostwo ochoczo wykorzystuje ukraińskich uchodźców jako tanią siłę roboczą. Cała ta hipokryzja i niesprawiedliwość spowodowały masowe nagromadzenie frustracji pośród mas.

Do czasu tej demonstracji klasa robotnicza była w większości nieaktywna politycznie, uciszona skandalicznymi sztuczkami biurokracji związkowej. Ale masowy udział rozwścieczonych robotników w tym proteście zaszokował rząd i jego pachołków. Obawiają się, że jest to iskra, która wywoła pożogę.

Po tym, jak zarówno Komunistyczna Partia Czech i Moraw (KSČM), jak i Czeska Partia Socjaldemokratyczna (ČSSD)nie dostały się do parlamentu w wyborach jesienią ubiegłego roku, komentatorzy polityczni, akademiccy „eksperci”, liberałowie, a nawet niektórzy tak zwani lewicowcy twierdzili, że Republika Czeska weszła w „nową erę”. Mówili, że „era postkomunistyczna” dobiegła końca, a teraz ludzie są wreszcie „wystarczająco mądrzy”, by zaufać burżuazyjnemu porządkowi i kapitalistycznym partiom. W rzeczywistości nastąpiło coś dokładnie odwrotnego.

Po pierwsze, należy przyznać, że zarówno KSČM, jak i ČSSD zasłużyły na swoją porażkę. Od wyborów w 2013 roku ČSSD straciła 75 procent swoich wyborców, a KSČM 80 procent. Głównym powodem tego była ich karygodna współpraca z kapitalistyczną oligarchią. Od 2013 do 2021 roku ČSSD współrządziła z partią ANO, której właścicielem był drugi najbogatszy wówczas Czech Andrej Babiš, który pełnił funkcję ministra finansów, a następnie premiera od 2017 roku.

Przez cały ten okres Babiš wykorzystywał swoją pozycję w rządzie do kontrolowania i dofinansowywania własnych przedsiębiorstw. Na przykład sfałszował strukturę własności swoich firm, aby uzyskać z Unii Europejskiej dotacje przeznaczone dla małych przedsiębiorstw. Jednym z właścicieli gospodarstwa Čapí Hnízdo był jego syn, który później został uznany za psychicznie chorego przez psychiatrę związanego z rządem Babiša, co oznaczało, że był zwolniony z możliwości występowania przed sądem.

W 2018 roku Andrej Babiš junior wysłał nawet maila do czeskiej policji, twierdząc, że ojciec pozwolił mu uciec na Krym, by uniknąć odpowiedzialności za swe przestępstwa. Babiš jest też wymieniany w Pandora Papers w związku z licznymi przypadkami jego uchylania się od płacenia podatków.

Ale mimo tej burzy skandali ČSSD i KSČM pozostawały aktywnymi obrońcami Babiša. Tylko dzięki nim jego rząd przetrwał tak długo. Babiš od początku przedstawiał się jako obrońca ludu i sprawny menedżer, który wyrówna rachunki z prawicowcami, którzy rządzili przed nim. Tak zwane partie lewicowe odegrały godną pożałowania rolę w budowaniu tych złudzeń, przez co zostały słusznie ukarane przez czeski naród.

Biurokracja związkowa, pod przewodnictwem Josefa Středuli, przewodniczącego Czeskiej Konfederacji Związków Zawodowych (ČMKOS) – który obecnie kandyduje na prezydenta w nadchodzących wyborach – podjęła ogromny wysiłek, aby zachować kontrolę nad masami. Przez cały okres pandemii COVID-19 Středula był głównym zwolennikiem tzw. kurzarbeit – w którym państwo wypłacało pracownikom pensje, a prywatni właściciele zatrzymywali swoje zyski. Ilekroć wybuchały niepokoje, jak na przykład w kopalni Liberty Ostrava w 2021 roku, związkowi biurokraci przychodzili na ratunek burżuazji: przekierowywali gniew klasy robotniczej ku bezsilnym kanałom demonstracji, odciągając ochoczo robotników od idei strajków. 

Teraz głównym hasłem ČMKOS jest: „pokój społeczny”. Jesteśmy świadkami przerażającego spektaklu, w którym biurokracja związkowa walczy o utrzymanie „pokoju społecznego” w sytuacji 17,5-procentowej inflacji, która niweluje płace robotników. Do tego dochodzi obciążający masy kryzys energetyczny wraz ze swoimi konsekwencjami. Nie tak dawno temu Středula, podczas swojej kampanii o ponowny wybór na przewodniczącego ČMKOS, odwiedził nawet osobiście kongres rządzącej partii ODS, gdzie pogratulował jej liderowi i premierowi Fiali oraz wyraził nadzieję na owocną współpracę w przyszłości.

Rosnące napięcie

Całkowita kapitulacja kierownictwa organizacji robotniczych nie stworzyła trwałego klimatu pokoju społecznego. Doprowadziła jednak do tego, że klasa robotnicza straciła wszelkie zaufanie nie tylko do tzw. partii lewicowych, ale do wszystkich partii, parlamentu i pozostałych instytucji burżuazyjnych. Rząd Babiša upadł w zeszłym roku i został zastąpiony przez starych prawicowców z ODS, tej samej partii, która przeprowadziła w kraju katastrofalną falę prywatyzacji w latach 90. Ludzie nie głosowali na ODS i ich koalicję SPOLU, ponieważ im ufali i popierali program tej partii. Głosowali oni w głównej mierze przeciw Babišowi. Z tego samego powodu wiele osób głosowało na skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych demagogów z Wolności i Demokracji Bezpośredniej (SPD), a młodsi na Partię Piratów.

Niektóre bardziej inteligentne warstwy burżuazji widzą, że ta sytuacja jest niebezpieczna. Zaraz po wyborach w 2021 roku obecny minister spraw wewnętrznych Rakušan powiedział, że ma nadzieję, że do parlamentu wróci socjaldemokracja. Burżuazja rozpaczliwie potrzebuje „rozsądnych” partii robotniczych, które może wykorzystać, aby nadać „ludzką twarz” swoim kapitalistycznym rządom. Partie takie miałyby na celu powstrzymywanie klasy robotniczej poprzez przekierowanie jej energii na tory reformistyczne. 

Od jesiennych wyborów w 2021 roku wydawało się pozornie, że nowy rząd ma sytuację pod kontrolą, nawet pomimo wojny na Ukrainie. Nie doszło do strajków ani poważnych protestów, a partie lewicowe zostały wymazane z głównego nurtu polityki. W obliczu gwałtownego pogorszenia się warunków pracy biurokracja związkowa rozważa zwołanie jesiennych demonstracji, aby dać upust swojej energii, ale ze względu na głębokość kryzysu obawia się, że może szybko stracić kontrolę nad wydarzeniami. Rośnie oddolna presja, by prowadzić walkę o prawa pracownicze z prawdziwego zdarzenia, a wśród niektórych warstw rośnie pragnienie strajku generalnego.

Jak na razie jedyną rzeczą, jaką ČMKOS zdołał zorganizować, jest wiec w poniedziałek 5 września za murami Forum Karlín, gdzie wstęp mają tylko członkowie związku. Biorąc pod uwagę całkowity brak inicjatywy ze strony przywódców robotniczych, trudno się dziwić, że masowy gniew w czeskim społeczeństwie wyraża się w tak specyficznej i zagmatwanej formie jak miało to miejsce w przypadku niedawnych demonstracji. 

Faszystowska demonstracja?

W przeszłości siły obecnie rządzące organizowały jeszcze większe demonstracje, żądając rezygnacji Babiša. Przedstawiały się wówczas jako „blok demokratyczny” przeciwko „totalitaryzmowi” Babiša. Teraz ludzie nie mają żadnego zaufania do tego tak zwanego „bloku demokratycznego”, ani do poprzedniego premiera, i coraz częściej odrzucają cały system. To, co szczególnie martwi klasę rządzącą, to fakt, że masy na ulicach w sobotę nie były pod kontrolą żadnej frakcji burżuazyjnej, tak jak to miało miejsce w dużej mierze podczas odbywających poprzednio demonstracji przeciwko Babišowi.

Burżuazyjni komentatorzy na całym świecie mówią o faszystowskich bandytach i rosyjskich agentach zbierających się w Pradze. Znany brytyjski „marksistowski” akademik, obecnie liberalny renegat, Paul Mason, histerycznie krzyczał w mediach społecznościowych o „stalinowsko-faszystowskim czerwono-brązowym czeskim proteście proputinowskim”. Burżuazyjne media były również bardzo wybiórcze, starannie wybierając zdjęcia w swoich relacjach, skupiając się na ludziach noszących koszulki z twarzą Putina lub podkreślając błędy ortograficzne i gramatyczne na transparentach, aby sugerować, że wszyscy protestujący są zacofanymi analfabetami. Fiala i Rakušan początkowo mówili o prorosyjskich siłach w Pradze, ale w miarę jak tłumy w ciągu dnia się powiększały, złagodzili swój język, zamiast tego przedstawiając tych ludzi jako nieszczęśliwe ofiary rosyjskiej propagandy.

KSČM była jedyną partią na lewicy, która nie odrzuciła demonstracji jako jakiegoś rodzaju „faszystowskiego zgromadzenia”. Oprócz zorganizowania bloku, zaplanowali własną kontynuację demonstracji w tym samym miejscu na 17 września. Jest to po części próba odzyskania utraconego zaufania klasy robotniczej przed wyborami samorządowymi, które odbędą się pod koniec miesiąca. Prawdopodobnie liczą na to, że zdobycie masowego poparcia utrudni czeskiemu państwu zdelegalizowanie ich, tak jak to miało miejsce w niektórych innych krajach Europy Wschodniej (przykładowo na Ukrainie). Ale jeśli mają nadzieję stać się jakimkolwiek biegunem przyciągania i zabezpieczyć swoje przetrwanie, przywódcy partii musieliby również przyjąć prawdziwie komunistyczny program i strategię, aby odpowiedzieć na palące pytania klasy robotniczej. Do tej pory wspierają partie burżuazyjne, a ich stanowisko w sprawie wojny na Ukrainie bezsilnie wzywa do „dyplomacji”.

W przeciwieństwie do histerycznych burżuazyjnych i liberalnych komentatorów, marksiści rozumieją, że ta demonstracja nie była ani faszystowską napaścią, ani rosyjską psychozą, ale spontaniczną falą gniewu, wynikającą z ciężkich warunków milionów ludzi. Fakt, że znalazło to swój wyraz na ulicach Pragi, po wezwaniu do protestu przez garstkę drobnomieszczańskich szarlatanów, jest raczej odzwierciedleniem braku przywództwa ze strony lewicy i ruchu robotniczego. W tych warunkach desperacja mas, by znaleźć wyjście z sytuacji, zaprowadzi je na wszelkiego rodzaju osobliwe ścieżki. To dopiero początek.

Zbliżająca się jesień będzie w Czechach bardzo gorąca, szczególnie przez nadchodzące wybory. Pozbawiony przywódców i zdezorientowany ruch protestacyjny może pójść w dowolnym kierunku, w lewo i w prawo. Może też całkowicie wygasnąć. Nie można jednak wykluczyć potencjału wybuchu walki klasowej w warunkach obecnego kryzysu.. Jakiekolwiek złagodzenie konfliktu między klasami byłoby tylko chwilowym uspokojeniem dla klasy rządzącej. Niebywała presja kryzysu w krótkim czasie wywoła kolejne wybuchy. Polityczny establishment upada na naszych oczach, robotnicy tracą wiarę we wszystkie tradycyjne partie i instytucje, co otwiera drogę do rewolucyjnych zmian w przyszłości.

Oczywiście reakcyjny raban, który pierwotnie wezwał do protestu w sobotę, nie ma odpowiedzi dla klasy robotniczej, podobnie jak szowinistyczni nacjonaliści z SPD. Obecnie brakuje prawdziwego, proletariackiego przywództwa, które mogłoby pokierować klasą robotniczą w walce z prawdziwym wrogiem: klasą czeskich kapitalistów i ich podżegającymi do wojny, imperialistycznymi panami.

W tym celu czescy robotnicy muszą odrzucić swoich zgniłych przywódców i walczyć o przekształcenie mających ich reprezentować organizacji od góry do dołu. Czeska klasa robotnicza, pomimo obecnego przywództwa, znajdzie w końcu sposób na czerpanie ze swoich rewolucyjnych tradycji. Niezbędnym krokiem w tym procesie będzie powstanie i rozwój prawdziwie rewolucyjnej organizacji bolszewickiej z radykalnym, internacjonalistycznym programem zerwania z kapitalizmem i budowy socjalizmu. Tylko rewolucyjny zryw klasy robotniczej przeciwko kapitalistycznemu wyzyskowi może zaoferować narodowi czeskiemu przyszłość pełną nadziei i godności, stając się latarnią dla robotników Europy Wschodniej i świata.


Autor: Mirko Honcović
Tłumaczenie: tow. Cezary Karpiński
Oryginalny tekst: https://www.marxist.com/czech-republic-ground-shakes-with-mass-demonstration-in-prague.htm