IMG 4768

Janusz Waluś – zabójca lidera Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej wrócił do Polski. Na lotnisku w Warszawie został powitany między innymi przez Grzegorza Brauna oraz mniej znanych gangsterów związanych z neonazistowską grupą (czy jak podają niektóre media – gangiem motocyklowym) Bad Company, z którą notabene ma powiązania kandydat PiS na prezydenta i prezes IPN – Karol Nawrocki.

Polak zasłynął dzięki morderstwu Chrisa Haniego. Za ten czyn dostał początkowo wyrok kary śmierci, ostatecznie zamieniony na dożywocie. Po trzydziestu latach i zrzeczeniu się obywatelstwa południowoafrykańskiego mógł zostać deportowany do Polski za państwowe pieniądze. Komitet powitalny i pokrycie kosztów przelotu to nie wszystko, ponieważ podczas odbywania kary więzienia w RPA, Waluś niejednokrotnie otrzymywał prezenty od konsula. Jak widać, odbywanie kary za zabójstwo może być traktowane z przymrużeniem oka. To samo tyczy się wyroków sądowych – otóż, gdy pochwalamy zabójstwo komunisty, dokonane przez zagorzałego rasistę, członka neonazistowskiej organizacji, to sąd problemu nie dostrzega. Co jest bardziej moralne w tej kwestii? Dla pana burżuja zabicie komunisty zmazuje grzech bycia neonazistą. 

Początki antykomunistycznego zabójcy

W rodzinie Walusiów dominowały antykomunistyczne poglądy. Jego ojciec był przedsiębiorcą, który wyemigrował do RPA w połowie lat 70. Syn podążył w ślady ojca w 1981 roku. Jeszcze mieszkając w PRL-u, utożsamiał się z reakcyjną Konfederacją Polski Niepodległej, jednak polityką „poważnie” zajął się już na kontynencie afrykańskim. Tam dołączył do terrorystycznej i neonazistowskiej grupy Afrykanerski Ruch Oporu, gdzie mógł rozwijać swoje skrajnie nienawistne poglądy. Samo ugrupowanie stworzone zostało z chęci przywrócenia ziem RPA potomkom europejskich imigrantów z XVII i XVIII wieku. Poza popieraniem segregacji, podżeganiem do rasistowskich ataków i kultywowaniem białej supremacji, organizacja nie kryła swojej sympatii do nazistowskiego NSDAP, zarówno na gruncie estetycznym, jak i ideologicznym. Janusz Waluś odnalazł się tam na tyle, że w przyszłości dokonał zbrodni motywowanej chęcią utrzymania apartheidu oraz uratować RPA – w jego mniemaniu – od krwiożerczego komunizmu. Chociaż do samego popełnienia przestępstwa namówił go członek Partii Konserwatywnej, do której Waluś również wstąpił, nie ulega wątpliwości, że Afrykanerski Ruch Oporu miał swój udział w pielęgnowaniu i wzmacnianiu go w najbardziej podłych i nienawistnych ideach. Jakby tego było mało, wspomniany członek Partii Konserwatywnej był również zaciekłym antykomunistą, a także twardogłowym rasistą, który za wszelką cenę dążył do utrzymania segregacji. Perspektywa rewolucji socjalistycznej w RPA była nie do przyjęcia dla skrajnej prawicy, zwolenników segregacji rasowej i klasy kapitalistycznej. 

Czasy Apartheidu

Gloryfikowanie takich postaci jak Janusz Waluś, to jak chodzenie z wielkim transparentem z napisem: „jestem dumnym rasistą”. Żeby zrozumieć, dlaczego powinniśmy się temu sprzeciwiać, musimy przypomnieć, jak wyglądał Apartheid w RPA. Dla czarnej ludności oznaczał poruszanie się tylko po wydzielonym terenie. Osoby czarne nie mogły przebywać w tym samym miejscu co białe. Specjalne znaki informacyjne wydzielały strefy rasowe, dodatkowo wszystkie instytucje publiczne również temu podlegały. Czarni pracownicy byli traktowani o wiele gorzej, jako tania siła robocza. Musieli dojeżdżać do miejsca pracy z dalekich przedmieść. W kwestii podejmowania pracy segregacja również dyktowała warunki – czarni mogli wykonywać tylko prace fizyczne. Poza tym niemożliwe były małżeństwa mieszane, a czarni mieszkańcy kraju często nie mieli nawet obywatelstwa RPA. To wszystko, a dodatkowo rosnący kryzys, stworzyły warunki, w których gniew klasy robotniczej osiągnął punkt wrzenia. 

Lata 70. XX wieku zaznaczyły się w historii wielkim, światowym kryzysem kapitalizmu i robotniczą odpowiedzią na niego, w postaci masowych ruchów i rewolucji. Republika Południowej Afryki odczuła to wszystko dobitnie. Recesja, a za nią wzrost bezrobocia i inflacja doprowadziły do masowych strajków. Klasa robotnicza zaczęła organizować się w związkach zawodowych i wysuwać coraz śmielsze żądania. Jak często w historiach rewolucyjnych powstań bywało, punktem zapalnym – warstwą, która roznieciła bunt w klasie robotniczej była młodzież. Powstanie uczniów w Soweto w 1976 roku zostało brutalnie spacyfikowane przez reżim Apartheidu, który zabił około tysiąc protestujących osób. Powstanie dało jednak kapitalistom do myślenia i zmusiło ich do wprowadzenia zmian w dotychczasowej polityce. Segregacja rasowa oczywiście nadal była w mocy, ale obsadzony tylko przez białych rząd RPA, stworzył stanowiska-wydmuszki dla czarnych, aby stworzyć pozory ich reprezentacji we władzy. W rzeczywistości reformy, mające rzekomo poprawiać los czarnych mieszkańców RPA nie zmieniły nic, poza umacnianiem istnienia gett – Bantustanów. Rządzący tam, korumpowani przez władzę czarni liderzy byli wykorzystywani jako narzędzie do dzielenia klasy robotniczej. 

Jednak obudzona w czarnej klasie robotniczej świadomość wyrosła już na tyle, że szczególnie zaczęła się ona masowo organizować przeciw reżimowi. Strajki i protesty ogarnęły cały kraj, wprawiając klasę rządzącą w przerażenie. Na czele strajków, poza Afrykańskim Kongresem Narodowym, stali komuniści. Klasie robotniczej RPA komunizm kojarzył się słusznie z walką o wolność. 

Mord polityczny

Chris Hani był charyzmatycznym liderem partii komunistycznej. Cieszył się poparciem mas. Dla skrajnej prawicy i kapitalistów Hani stanowił zagrożenie, ponieważ dążył nie tylko do obalenia apartheidu, ale reprezentował również komunistyczne idee. 10 kwietnia 1993 omamiony nienawiścią Waluś dokonał zabójstwa Haniego, strzelając mu w głowę. Na chwile sny rakcyjnych ekstremistów spełniły się – świat, a przynajmniej RPA została uratowana przed totalitarnym systemem, a przyszły dyktator wyeliminowany. Niestety dla zwolenników segregacji rasowej, nacjonalizmu i wszelkiej maści reakcji, radość nie trwała długo, ponieważ dla obywateli RPA Chris Hani stał się symbolem walki z rasistowskim reżimem, który ostatecznie i tak upadł. Niestety rewolucja nie poszła dalej. Powstająca do walki czarna klasa robotnicza została ostudzona przez Nelsona Mandelę, dążącego do porozumienia z klasą rządzącą. Po negocjacjach z władzami reżimu zorganizowano wybory, w których wygrał Afrykański Kongres Narodowy, a prezydenturę objął właśnie Mandela. Czarna klasa robotnicza osiągnęła cel, jakim było obalenie apartheidu, jednak warunki jej życia pod względem ekonomicznym nie uległy znacznej poprawie. Po latach Chris Hani nadal stanowi dla afrykańskich mas wzór. Janusz Waluś natomiast słusznie zapisał się w pamięci klasy pracującej RPA jako rasistowski zbrodniarz

Jak Polska traktuje rasistowskiego mordercę?

W naszym kraju opinie o Januszu Walusiu znajdują się na dwóch przeciwległych biegunach. Prawicowi radykałowie, zwykli parlamentarni politycy i pseudo-centrowe media traktują go jak bohatera walczącego z komunizmem. Czasem niedosłownie, bo nie zawsze wypada chwalić mordercę, jednak zawsze można wskazać na niejednoznaczność moralną. Liberalni wolnomyśliciele mówią: z jednej strony źle, bo zabił człowieka, z drugiej dobrze, bo to był komunista. Tak właśnie powiedzą „umiarkowani”. Wśród nacjonalistów, ultrakonserwatystów i zwykłych rasistów opinia jest jednoznaczna oraz wyrażana głośno i wyraźnie: Janusz Waluś to bohater. W tej (ale nie tylko tej) kwestii, nasi politycy mogą podać sobie rękę z kibolami i neonazistami, tyle że ci drudzy przynajmniej nie boją się otwarcie gloryfikować i uznawać za bohatera rasistowskiego mordercę. 

Na szczęście nie dla wszystkich Waluś jest bohaterem. Nie jest nim z pewnością dla młodzieży otwartej na świat i wolnej od uprzedzeń. Nie jest nim dla ludzi nieotumanionych ślepym antykomunizmem. Nie jest nim dla czarnej klasy robotniczej, zmagającej się z klasowym wyzyskiem i rasizmem, który jest bronią w rękach klasy panującej na całym świecie. Przyjdzie czas, że i jego postać wyrzucona będzie na śmietnik historii, razem z resztą rasistów, faszystów i innych podnóżków elit.

Agenci kapitalistycznej propagandy pracowali i pracują w pocie czoła nad obrzydzeniem klasie robotniczej komunizmu. Gloryfikowanie Waluśa jest na to tylko jednym z wielu przykładów. Jest to jednak miecz obosieczny, ponieważ gdy zagłębimy się już w te historie, nie sposób nie dostrzec pewnego dysonansu. Dlaczego bohaterem ma być rasistowski zabójca człowieka, działającego na rzecz poprawy losu uciskanych ludzi? Skoro Chris Hani był komunistą, dlaczego nie chciał wsadzić wszystkich do obozów pracy, gułagów, albo po prostu zagłodzić, jak powtarzają nam o komunistach na każdym kroku? Gdy trochę podrążymy okazuje się, że komuniści od zawsze dążyli i będą dążyć do świata wolnego od ucisku i opresji na jakimkolwiek tle  – świata, w którym każdy będzie mógł żyć godnie, pracując dla dobra całego społeczeństwa.

*

Autor: Laura Nowak

Kategorie: Komentarze