Projekt bez nazwy

10 lutego premier Donald Tusk uznał, że czas zerwać z polskiego państwa szatę niezawisłości wobec istniejących klas i obywatelskiego obiektywizmu oraz obnażyć jego prawdziwą naturę – komitetu wykonawczego burżuazji, którego jedynym zadaniem jest wykonywać jej wolę. W gmachu Giełdy Papierów Wartościowych premier snuł wizje wzrostu gospodarczego, inwestycji i dobrobytu, jednocześnie otwarcie i dość żenująco kokietując króla paczkomatów, Rafała Brzoskę.

Nasuwają się porównania z sytuacją zza oceanu, gdzie „genialny” Elon Musk nie tylko wykonuje dziwne skoki i gesty, ale też wszedł półformalnie do rządu i odgrywa rolę „racjonalnego” biznesmena przywracającego w USA „normalność”. W relacji Tusk-Brzoska nie chodzi jednak o kopiowanie komicznej fasady, jaką przyjmuje gnijący amerykański imperializm, lecz raczej dojście do podobnych wniosków na podstawie podobnych przesłanek materialnych. Odpowiedź na głęboki kryzys kapitalizmu jest jedna – państwo burżuazyjne jest zmuszone grać swoją rolę otwarcie i ratować zyski bogatych w bezpośredni sposób. Bardzo szybko okaże się jednak, że logika kapitalizmu pokrzyżuje plany naszych zbawicieli. Jak więc rozumieć obecny zwrot?

Koalicja Biznesowa

Program ekonomiczny Koalicji Obywatelskiej oraz części parlamentarnych partnerów (Polska 2050) opierał się na powrocie do „normalności” po latach pisowskiego protekcjonizmu – koniec z rozdawnictwem i państwowymi subwencjami, polski kapitał miał zerwać pisowskie kajdany i ruszyć na podbój Europy. Na przeszkodzie marzeniom europejskich technokratów stanęła jednak kapitalistyczna rzeczywistość.

Od 2008 roku Europa zmaga się z regularnymi konwulsjami gospodarczymi. COVID i następująca po nim inflacja tylko zaogniły ten proces. Europa boryka się z postępującą deindustrializacją, kryzysem energetycznym, niskim poziomem eksportu, penetracją kapitału amerykańskiego i chińskiego, spadkiem inwestycji, wysokimi cenami żywności i produktów pierwszej potrzeby, chaotycznym reshoringiem, zaburzeniem łańcuchów dostaw. W takiej sytuacji nie ma miejsca na wolny rynek – bo to właśnie wolny rynek doprowadził do obecnego kryzysu.

Po pijanym widzie powojennego boomu nie został ślad, a kraj po kraju uczy się na nowo keynesizmu i jego organicznych granic. Nie ma na całym świecie miejsca na globalizację. Również Europa zamienia się z wspólnego, ogromnego rynku w prowincję na łasce rosyjskiej energii, chińskich technologii i amerykańskiego przemysłu. By polski kapitał mógł w ramach tej nowej układanki grać jakąkolwiek rolę, potrzebna jest interwencja państwa.

Ostatnia decyzja Trumpa, jak realna groźba nałożenia wysokich ceł nie tylko na bezpośrednich sąsiadów, ale również Europę, jest tego niezbitym dowodem. Nasz rodzimy Donald zrozumiał potrzebę chwili i pod płaszczykiem „deregulacji” proponuje jej odwrotność – czyli protekcjonizm. Polska burżuazja dobrze żyła pod ochronnym parasolem rządu PiS, a teraz Tusk z wymuszonym uśmiechem na twarzy został wezwany do dokończenia swojej podstawowej roli – głównego księgowego wielkiego biznesu.

To dlatego jego plan budowy „nowej Polski” opiera się na rozwoju rodzimego transportu i planu zamiany kraju w wielki hub przewozowy. Wystarczy wspomnieć piruety rządu w kwestii CPK, by zrozumieć, że Tusk nie ma innego wyboru, jak tylko kontynuować procesy rozpoczęte przez PiS. I dokładnie tak samo jak „rozdawnictwo” obecnej opozycji, tak działania dzisiejszego rządu są obliczone na transfer publicznych pieniędzy do kieszeni prywatnego biznesu. W kapitalizmie sektor państwowy to wyłącznie konto oszczędnościowe burżuazji.

Widzialna ręka rynku

Dlaczego jednak mówimy o protekcjonizmie, skoro premier wyraźnie podkreśla deregulację? Decyzja o powołaniu Rafała Brzoski na nowego Balcerowicza, podobnie jak działania Elona Muska, są najlepszym dowodem obnażającym prawdziwą twarz tych decyzji.

Jaki interes miałby monopolista pokroju Muska w tym, żeby dawać konkurencji naładowaną broń do ręki? Pierwszą ofiarą takiej polityki byłby sam Musk. Przeciwnie, jego zbliżenie do establishmentu ma na celu uratowanie rodzimego przemysłu motoryzacyjnego przed naporem chińskich inwestycji i produktów. Jednocześnie zgrzyt pojawił się w drugiej z poważnych sfer amerykańskiej i chińskiej rywalizacji – technologii sztucznej inteligencji. Musk, niezadowolony ze wsparcia, jakie Trump niemal na wyłączność udzielił OpenAI i Samowi Altmanowi w ramach projektu Stargate, postanowił tę nierentowną, ale wysoko cenioną na giełdzie firmę kupić. Oto prawdziwa rola podobnych „doradców” – jeszcze więcej monopoli, jeszcze większa koncentracja kapitału pod ochroną państwa, jeszcze więcej środków, które z kieszeni robotnika trafiają na konto bajecznie bogatych krezusów. Jeśli chodzi o Brzoskę, jego „wolnorynkowe” nastawienie najlepiej pokazuje batalia o samą nazwę „paczkomat”. Nasz rodzimy magnat usług przewozowych dostał za zadanie ukręcić łeb zarówno konkurencji, jak i klasie pracującej, z której siły roboczej korzysta. Prawdziwe InPost First!

Dlaczego jednak stawiać wszystko na jedną kartę usług transportowych? Po ostatnich decyzjach Bidena Polska nie ma szans na rozwój rodzimego przemysłu sztucznej inteligencji, a jedyną odpowiedzią na spadający eksport części samochodowych do Niemiec to wiraże w kwestii Izery – samochodu tak bardzo „polskiego”, że w jego produkcji miała mieć udział firma Geely, ta sama, którą Polska postanowiła objąć frontem wojny celnej. Brzmi to może żałośnie, ale kolejnym z Wunderwaffe polskiego kapitału ma być transport, a zatem… paczkomaty! W czasie konferencji Tusk nie szczędził pochwał dla łatwości, z jaką InPost z Brzoską na czele podbija europejskie rynki. Drugimi drzwiami jednak, przez budowę sieci dystrybucyjnej, otwiera się droga do jeszcze większej penetracji przez kapitał chiński. Jeśli miałoby dojść do starcia między chińskim smokiem a polskim paczkomatem, stawiamy na tego pierwszego. I tak przecież zapłacą polscy robotnicy.

Tusk jednak nie byłby sobą, gdyby przy okazji budowy „silnej Polski” nie próbował wyżebrać nieco amerykańskich dolarów, jako równowagi dla kapitału chińskiego. Stąd pomysł, by zapowiedziany fundusz inwestycyjny zainteresował również Google i Microsoft, z którymi premier już rzekomo rozmawiał. W ostatecznej analizie Donald zza oceanu ma w tej kwestii decydujący głos, a premier szybko się przekona, że USA pomimo zmiany administracji nie będzie skłonne chować pod własnym skrzydłem potencjalnego konkurenta.


A więc prawdziwym celem „deregulacji” jest właśnie mariaż państwa z monopolem, ułatwienie konkurencyjności nie w ramach polskiej rzeczywistości gospodarczej, lecz próba znalezienia niszy na polu europejskim. Skojarzenia z pisowską wizją pokrycia Europy stacjami Orlen, którą zresztą konsekwentnie stara się realizować również obecny rząd, nasuwają się same. Jak zwał, tak zwał, panie premier, cała sprawa jest dziecinnie prosta.

Kto płaci?

Podstawowym pytaniem, które musimy zadać jako marksiści, jest – kto za to wszystko zapłaci? W logice kapitalizmu podstawą jest zysk, który stoi w jaskrawej sprzeczności z płacą robotnika. Tu leży sedno sprawy.

Konferencja Tuska to kolejny krok po budżecie, który oznacza jedno – cięcia dla robotników, zyski dla wielkiego biznesu. Wynika to z logiki samego kapitalizmu – do zwiększenia zysków burżuazja może zastosować dwie podstawowe metody – pierwszą jest zwiększenie produktywności produkcji, do czego potrzebne są nowe maszyny i technologie. Ten punkt to dla polskiego kapitału poważny problem, bo w ramach zwijania globalizacji te technologie mają pozostać w głównych centrach światowego imperializmu, a nie w zaściankowym kraju z wielkimi europejskimi ambicjami. Pozostaje więc bezpośredni atak na poziom życia robotnika celem zmiany stosunku płacy roboczej do nieopłaconej pracy tak, by kapitalista mógł mieć jeszcze więcej, a robotnik jeszcze mniej.

Budżet zakładał ogromny wzrost wydatków na zbrojenia – również dotkniętych bidenowskim nacjonalizmem technologicznym – kosztem na przykład ochrony zdrowia. Teraz pieniądze, które cynicznie zabierze się ukraińskim dzieciom, przeznaczy się na paczkomatowe imperium Brzoski. Ale ktokolwiek myśli, że koalicyjny zwrot na prawo – tuż na brunatną granicę ograniczania prawa do azylu i nacjonalistycznych resentymentów – dotknie wyłącznie obcokrajowców, ten nie zrozumiał podstawowej prawdy – społeczeństwa dzielą się przede wszystkim na klasy. Po „leniwych” Ukraińcach, Tusk z Brzoską pójdą po polskiego robotnika bez żadnych sentymentów.

Król jest nagi

W kapitalizmie mamy dwie podstawowe klasy – burżuazję i robotników – więc również i w tym równaniu warto się przyjrzeć drugiej stronie. Przede wszystkim decyzje Tuska to zerwanie listka figowego z polskiego państwa. Giełda, przedsiębiorcy, amerykańskie technologie, europejski rynek i chińska dystrybucja – oto, w którą stronę jednoznacznie zwraca się Tusk jako twarz polskiego państwa. Polska klasa pracująca, ta pozbawiona reprezentacji ogromna większość społeczeństwa, została pominięta milczeniem.

Cały ten pokaz odbywa się na tle rosnącego ruchu strajkowego. Tusk, wspominając o OZE czy atomie, nie przedstawił żadnego planu dla polskiego robotnika. Tymczasem 9 stycznia w Warszawie to właśnie brak pomysłu na transformację górnictwa był głównym postulatem strajkującej Solidarności. Sprawa jest tak paląca, że doszło nawet do strajku głodowego w lubelskiej Bogdance. To bezpośrednie ofiary rządowej „ekologii”, których – w przeciwieństwie do udziałowców i przedsiębiorców pokroju Brzoski – do dyskusji nie zaproszono. Ale to przecież zdaniem Brzoski to właśnie z kapitalistami rząd „nie rozmawiał”!

Ani błagalne prośby pod adresem amerykańskich technologii, ani komiczne próby budowy polskiego dobrobytu przez stawianie paczkomatów w austriackiej prowincji nie uratuje polskiego kapitału przed narastającymi sprzecznościami. W świecie, gdzie Stany Zjednoczone konsekwentnie izolują się od świata, a Unię Europejską rozrywa siła odśrodkowa, nie ma miejsca na powtórkę z polskiej „zielonej wyspy”. Jedyne, czego możemy być pewni, to coraz śmielszych i zdecydowanych ataków na polskiego pracownika.

Rezultatem tak jawnego przedstawienia przez Tuska rzeczywistego charakteru polskiego państwa burżuazyjnego i nieuchronnego ataku na płace będzie bez żadnych wątpliwości zasianie w polskim robotniku ziarna świadomości klasowej. Gdy ta wzrośnie, plon zbierać będziemy my – komuniści, stojący ramię w ramię nie z Brzoskami, Muskami i Tuskami tego świata, lecz każdym z was – młodych robotników.

Zostawieni sami sobie, stanowimy dla kapitału wyłącznie surowiec do wyzysku. Jednak zjednoczeni mamy siłę dowieść, że polski i europejski dobrobyt rzeczywiście jest możliwy – ale nie będzie zbudowany przy dźwiękach Ody do radości, lecz Międzynarodówki!

*

Autor: Marcel Ostrowski

Kategorie: Komentarze