Screenshot 20251217 201930
źródło: praca własna (Alan Woods)

„Ten intelektualny upadek osiągnął absolutne dno w osobach przywódców politycznych Europy. Poprowadzili oni ten niegdyś potężny kontynent prosto w bagno upadku gospodarczego, kulturowego i militarnego, redukując go do stanu całkowitej bezsilności.

Po dziesięcioleciach poświęcania wszystkiego na rzecz imperializmu Stanów Zjednoczonych i przyzwyczajenia się do upokarzającej roli służalczych sługusów Waszyngtonu, zostali teraz porzuceni przez swoich dawnych sojuszników i pozostawieni sami sobie.

Ich głupota została całkowicie obnażona przez porażkę na Ukrainie i upadek ich absurdalnych marzeń o pokonaniu Rosji i odebraniu jej statusu mocarstwa. Zamiast tego mają teraz do czynienia z potężną i odradzającą się Rosją, wyposażoną w ogromną armię, uzbrojoną w najnowocześniejszą broń i zahartowaną przez lata doświadczeń bojowych.

W tym krytycznym momencie zostają nagle porzuceni przez mocarstwo, które miało stanąć w ich obronie. Biegają teraz jak kurczaki bez głowy, potykając się w pośpiechu, aby wyrazić swoje niezmienne i niezachwiane poparcie dla Wołodymyra Zełenskiego.

Wściekają się i rzucają obelgi pod adresem gospodarza Białego Domu, którego uważają za jedynego odpowiedzialnego za katastrofę, która nagle ich dotknęła.

Ale cały ten histeryczny chór jest jedynie wyrazem paniki, która z kolei jest jedynie wyrazem strachu – czystego, ślepego, niczym niezmąconego strachu. Za fałszywą fasadą oporu, przywódcy ci są sparaliżowani strachem, jak królik oślepiony światłami nadjeżdżającego samochodu”.

Napisałem te słowa w artykule zatytułowanym „Znaczenie Donalda Trumpa: marksistowska analiza”, który opublikowaliśmy (redakcja marxist.com, przyp. tłum) 21 marca 2025 r. Dokładnie opisują one obecną sytuację. Nie muszę zmieniać ani jednego słowa ani przecinka.

Powodem powstania niniejszego artykułu była publikacja dokumentu dotyczącego bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych oraz przemówienie Pete’a Hegsetha, które wyraża w zasadzie to samo.

Potwierdziło to wszystko, co mówiliśmy, jeszcze zanim Trump doszedł do władzy, na temat jego strategii. Pisaliśmy (redakcja marxist.com, przyp. tłum) o tym obszernie dwanaście miesięcy temu i odsyłam do tych materiałów. Od tego czasu sytuacja uległa zmianie i osiągnęła obecnie decydujący punkt zwrotny. Jednak podstawowa strategia nie uległa zmianie.

Trump opisuje ten dokument jako „roadmapę”, która ma zapewnić, że Stany Zjednoczone pozostaną „największym i odnoszącym największe sukcesy narodem w historii ludzkości”. Jak dotąd wszystko wygląda alarmująco. Ale to była tylko przystawka – główne danie miało dopiero zostać podane. Było ono przyczyną bardzo poważnej niestrawności wśród pewnej klasy polityków.

Atak na Europę

Nowy dokument zawiera krytykę Europy Zachodniej – jej podejścia do migracji, czystej energii i wielu innych kwestii – która znacznie wykracza poza granice dyplomacji i podstawowych zasad dobrego wychowania.

Dokument wzywa do przywrócenia „zachodniej tożsamości”, zwalczania wpływów zagranicznych, zakończenia masowej migracji i skupienia się na priorytetach USA, takich jak „powstrzymanie karteli narkotykowych”.

Gospodarz Białego Domu uważa się za czołowego eksperta w takich działaniach, a jego subtelne metody obejmują zatapianie małych łodzi na Karaibach, zabijanie nieszczęsnych rybaków, którzy akurat znajdują się na wspomnianych statkach, a także, co nie mniej ważne, akty piractwa na pełnym morzu, polegające na przejmowaniu dużych tankowców i kradzieży ich ładunków w celu większego wzbogacenia Kraju Wolności.

W dokumencie tym z całą pewnością przewiduje się, że jeśli obecne trendy się utrzymają, zdegenerowana i upadająca Europa będzie „nie do poznania w ciągu 20 lat lub mniej”, a jej problemy gospodarcze zostaną „przyćmione przez realną i bardziej ponurą perspektywę zaniku cywilizacji”.

W tej sytuacji:

„Nie jest wcale oczywiste, czy niektóre kraje europejskie będą miały gospodarki i siły zbrojne wystarczająco silne, aby pozostać wiarygodnymi sojusznikami”.

W dokumencie stwierdzono, że „bardziej niż prawdopodobne” jest, iż w ciągu kilku dziesięcioleci niektórzy członkowie NATO staną się „w większości pozaeuropejscy” i „otwartą kwestią” pozostaje, czy będą oni postrzegać sojusz w ten sam sposób.

Zagrożenie dla demokracji

Dokument chwali rosnące wpływy „patriotycznych partii europejskich” i stwierdza, że „Ameryka zachęca swoich sojuszników politycznych w Europie do promowania tego duchowego odrodzenia”.

Co gorsza, dokument oskarża UE i „inne organy ponadnarodowe” o prowadzenie działań, które „podważają wolność polityczną i suwerenność”.

Stwierdza się w nim, że polityka migracyjna „wywołuje konflikty”, a inne kwestie obejmują „cenzurę wolności słowa i tłumienie opozycji politycznej, spadek liczby urodzeń oraz utratę tożsamości narodowej i pewności siebie”.

Jest to policzek dla wszystkich rządów w Europie, zwłaszcza Niemiec, gdzie administracja Trumpa nawiązała kontakty z AfD, którą niemieckie służby wywiadowcze określiły jako „skrajnie prawicową”. Niemieckie elity zrobiły wszystko, co w ich mocy, aby zdemonizować, wyizolować i, jeśli to możliwe, zdelegalizować AfD.

Administracja Trumpa nawiązała kontakty z AfD, którą niemieckie służby wywiadowcze określiły jako „skrajnie prawicową” / Zdjęcie: Lupus in Saxonia, Wikimedia Commons

W rzeczywistości zarzut, że Europa szybko zmierza w kierunku antydemokratycznych i autorytarnych rządów, jest uzasadniony. Coraz częściej obserwuje się tendencję do rażącej dyskryminacji i demonizowania partii, które nie pasują do idei i interesów „liberalnego” establishmentu.

Przypadek Rumunii jest pod tym względem pouczający. W tym kraju – rzekomo demokratycznym – najpopularniejszy kandydat według sondaży został pozbawiony możliwości startu w wyborach i aresztowany pod sfabrykowanymi zarzutami, których nikt nigdy nie zdołał udowodnić.

Władze rumuńskie posunęły się nawet do odwołania wyborów, tylko dlatego, że nie podobał im się ich wynik. To wyraźne naruszenie najbardziej podstawowych zasad demokracji nie zostało potępione przez Unię Europejską. Wręcz przeciwnie, uzasadniono je i pochwalono jako niezbędną „obronę demokracji”.

Minister spraw zagranicznych Niemiec Johann Wadephul skomentował to zjadliwie, mówiąc, że jego kraj nie potrzebuje „porad z zewnątrz”.

Dodał szybko, że dla Niemiec „Stany Zjednoczone są i pozostaną naszym najważniejszym sojusznikiem w sojuszu [NATO]”, ale stwierdził, że „sojusz ten koncentruje się jednak na kwestiach polityki bezpieczeństwa”.

„Uważam, że kwestie wolności słowa lub organizacji naszych wolnych społeczeństw nie powinny być uwzględniane [w strategii], przynajmniej w odniesieniu do Niemiec”.

Jest oczywiste, że władze niemieckie bardzo chciałyby pójść za przykładem Rumunii i zakazać działalności AfD. Niezależnie od tego, co można sądzić o partiach takich jak AfD, to z pewnością jest prawem niemieckiego społeczeństwa – i tylko jego – decydować, na którą partię chce głosować w wyborach.

Jest to podstawowe prawo demokratyczne, które dotychczas było uważane za święte przez europejskie demokracje. Ale tak już nie jest. Najwyraźniej zaangażowanie liberalnej elity w demokrację ma określone granice.

Opowiadają się oni za wyborami – ale tylko wtedy, gdy wybrana partia reprezentuje ich własną ideologię i interesy. Jeśli tak nie jest, nie widzą powodu, dla którego takie partie powinny w ogóle istnieć.

Z tych wszystkich powodów – i wielu innych – to, co dokument mówi o antydemokratycznych środkach w Europie, jest prawdą. Jednak dokument nie wspomina – a należy to powiedzieć – że dokładnie taka sama sytuacja ma miejsce również w Stanach Zjednoczonych. Donald Trump, lepiej niż większość ludzi, powinien zdawać sobie z tego sprawę.

Wrócimy jednak do tej kwestii później.

Panika w Europie

Dokument ten stanowi fundamentalne zerwanie z dotychczasową polityką zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Wywołał on głęboki szok wśród sojuszników USA w Europie.

Kiedy tekst ten trafił na biurka ich ministerstw spraw zagranicznych, wywołał tąpniecie na miarę wybuchu bomby atomowej. W każdej europejskiej kancelarii zaczęły dzwonić alarmy.

Europa jest przedstawiona jako kontynent w upadku, cywilizacja w upadku. Co gorsza, Unia Europejska jest postrzegana jako przeciwieństwo wzrostu, rozwoju i kreatywności.

Wynikające z tego wstrząsy nadal podważają fundamenty sojuszu zachodniego. Po raz kolejny politycy zaczęli biegać jak kurczaki, które właśnie odkryły, że na podwórku pojawił się lis.

I podobnie jak tych przerażonych kurczaków, wpatrujących się w pysk lisa, ich pierwszą reakcją był paraliż. Przez chwilę pozostawali w oszołomionej ciszy, powstrzymując gniew z obawy, że sprowokują zabójczego maniaka w Białym Domu do jeszcze bardziej ekstremalnych działań.

Kiedy w końcu nie byli już w stanie powstrzymać wewnętrznej wściekłości i frustracji, przywódcy Europy zaczęli głośno protestować przeciwko temu nieuzasadnionemu aktowi agresji wobec ich godności i honoru.

Wysoki rangą urzędnik Unii Europejskiej ostrzegł Stany Zjednoczone przed ingerowaniem w sprawy Europy i stwierdził, że „tylko obywatele Europy mogą decydować, które partie powinny nimi rządzić”.

Donald Tusk, jastrzębi premier Polski, z obsesją graniczącą z histerią powtarza, że istnieje coś takiego jak Zbiorowy Zachód, nawet jeśli jeden z jego głównych elementów, Stany Zjednoczone, właśnie publicznie ogłosił jego upadek.

Twierdzi on, że ten nieistniejący Zbiorowy Zachód jest najsilniejszy, gdy jest zjednoczony i gdy jest zjednoczony przeciwko wrogom i przeciwnikom (ma na myśli Rosjan, ale boi się nawet wymienić ich imię w grzecznym towarzystwie).

Inni europejscy przywódcy powtarzają dokładnie te same słowa, jak świetnie wyszkolone papugi. To sprawia, że można podejrzewać, iż jest to starannie przygotowany scenariusz, który wszystkie te panie i panowie mają obowiązek powtarzać, wychodząc z założenia, że jeśli coś się powtarza wystarczająco często, ludzie w to uwierzą.

Problem polega na tym, że nikt nie wydaje się ich słuchać. A nieszczęsny „Zbiorowy Zachód” pozostaje zimny niczym trup, tak jak i przed rozpoczęciem ich hałaśliwego skrzeczenia.

Niemniej jednak są oni pobudzani do gorączkowej aktywności (głównie niekończących się tajnych konferencji i pustej retoryki), zachęcani przekonaniem, że „trzeba coś zrobić!”. Niestety, to „coś” okazuje się być niczym.

Problem polega na tym, że przywódcy ci nagle uświadomili sobie, że ich wpływ na sprawy w Waszyngtonie nie jest tak duży, jak sobie wyobrażali. W rzeczywistości jest on nieistniejący.

trump europe ukraine Image own work
Nieszczęsny „Zbiorowy Zachód” pozostaje zimny niczym trup / Zdjęcie: praca własna (Alan Woods, przyp. tłum)

Przeglądają każde zdanie, każdą linijkę, każdą kropkę i przecinek tego przeklętego dokumentu, desperacko szukając jakichś okruchów pocieszenia. W zamian otrzymują tylko kolejne ciosy.

Jeden z europejskich dyplomatów, wypowiadając się pod warunkiem zachowania anonimowości, powiedział: „Ton wypowiedzi na temat Europy nie jest obiecujący. Jest jeszcze gorszy niż przemówienie Vance’a wygłoszone w Monachium w lutym”.

Europejscy politycy i urzędnicy są oburzeni tonem wypowiedzi Waszyngtonu, ale ponieważ spieszą się z odbudową zaniedbanych sił zbrojnych, aby sprostać postrzeganym zagrożeniom ze strony Rosji, nadal w dużym stopniu polegają na wsparciu militarnym Stanów Zjednoczonych. Dlatego muszą być bardzo ostrożni w swoich publicznych wypowiedziach, obawiając się, że mogą zirytować gospodarza Białego Domu, który jest znany z tego, że ma bardzo cienką skórę i nie toleruje krytyki.

Z tych wszystkich powodów w korytarzach władzy niemal każdego kraju w Europie zapanowała atmosfera głębokiej depresji, niczym gęsta czarna chmura. A tuż za tą chmurą zaczyna się pojawiać jeszcze bardziej niepokojący nastrój. Nazywa się on paniką – czystą, ślepą, niekontrolowaną paniką, która ostatecznie prowadzi do paraliżu woli.

Ostatecznie jednak Europejczycy będą musieli się pozbierać i opracować strategię odparcia planu pokojowego Trumpa na Ukrainie. Ich zdaniem jest to jedyny sposób, aby zapobiec zerwaniu przez Stany Zjednoczone więzi z Europą i pozostawieniu jej samej z kosztami wojny na Ukrainie.

Skąd taka gwałtowna reakcja?

Pierwsze pytanie, które nasuwa się na myśl, brzmi: jak wyjaśnić tę nagłą eksplozję szoku, gniewu i niedowierzania? W końcu publikacja takich dokumentów nie jest niczym nowym. Wręcz przeciwnie.

Formalna strategia bezpieczeństwa narodowego jest zazwyczaj ogłaszana przez prezydentów raz na kadencję. Może ona stanowić ramy dla przyszłej polityki i budżetu, a także sygnalizować światu, jakie są priorytety prezydenta.

Każda nowa administracja amerykańska publikuje zatem przegląd bezpieczeństwa. Jest to tak normalne jak kawa i poranna gazeta przy śniadaniowym stole.

Na pierwszy rzut oka otrzymanie takiego dokumentu powinno więc wywołać jedynie ziewnięcie i wyraz czystej nudy. Powód nie jest trudny do znalezienia.

Do tej pory każdy taki dokument, z niewielkimi zmianami, był zgodny z tą samą linią, tradycyjną linią amerykańskiego imperializmu: w istocie dominacją nad światem, ukrytą pod flagą tak zwanego „międzynarodowego porządku opartego na zasadach”. Powodem było to, że bywał on sporządzany w bardzo niewielkim stopniu przez nową administrację.

Jego prawdziwymi autorami byli członkowie faktycznego rządu Stanów Zjednoczonych, który nie jest wybierany przez nikogo i odpowiada wyłącznie przed samym sobą. Obok formalnych atrybutów demokracji zawsze istniała tajemnicza struktura, którą niektórzy określają mianem „deep state” („głębokiego państwa”, przyp. tłum). Niezależnie od tego, jak ją nazwiemy, stanowi ona prawdziwy i stały rząd USA.

Mężczyźni i kobiety tworzący ten tajny, stały rząd to między innymi generałowie i admirałowie kierujący Pentagonem i służbami bezpieczeństwa – CIA, FBI i Department of Homeland Security (Departamentem Bezpieczeństwa Krajowego, przyp. tłum) oraz innymi tego typu jednostkami biurokratycznymi.

Z drugiej strony ma bliskie powiązania z wielkim biznesem, bankami, Wall Street i wszystkimi innymi bogatymi magnatami, którzy tworzą tak zwany kompleks militarno-przemysłowy.

Jako ostatnią, ale nie mniej ważną część, mamy coś, co można luźno nazwać intelektualnym skrzydłem tej potężnej grupy. Nieprzebrane ilości rządowych i „niezależnych” think tanków, które roją się wokół Waszyngtonu jak osy.

One z kolei są ściśle powiązane z wynajętymi mediami, które dość komicznie nazywane są „wolną prasą”.

Obraz ten dopełniają profesorowie uniwersytetów Yale i Harvard. Należy podkreślić, że dla tych osób najmniej ważna jest obiektywność akademicka.

Każdy członek tej skrajnie prawicowej kliki jest produktem dziesięcioleci reakcyjnej propagandy, która została bezpośrednio odziedziczona z czasów zimnej wojny.

Całkowicie przesiąknięci duchem niegasnącej nienawiści do Rosji i Chin, zawsze podtrzymywali ideę amerykańskiej supremacji na świecie.

Nadal postrzegają Amerykę jako najpotężniejsze państwo na świecie, przed którym wszystkie inne narody muszą ugiąć kolana lub ponieść tragiczne konsekwencje.

Postrzegają swoich „sojuszników” w taki sam sposób, w jaki Rzymianie postrzegali swoich – jako zwykłe pionki w grze wielkiej dyplomacji, które można wykorzystać, a następnie wyrzucić jak bezużyteczne śmieci.

Przez kilka dziesięcioleci Stany Zjednoczone postrzegały NATO jako zagorzałego obrońcę „demokracji”. Jednak długoletnie doświadczenie nauczyło nas, że dla imperializmu amerykańskiego flaga „demokracji” jest jedynie słabo zamaskowaną próbą ukrycia ciągłych aktów agresji wobec innych krajów.

trump Image public domain
Przywódcy Europy ze swojej strony z zadowoleniem przyjęli przywództwo Stanów Zjednoczonych / Zdjęcie: domena publiczna

W ostatnich latach zaczęli oni uzasadniać te agresywne działania obroną tego, co nazywają „międzynarodowym porządkiem opartym na zasadach”. Rozumieją przez to wszelkie zasady, które Stany Zjednoczone starają się narzucić reszcie świata.

Ze swojej strony przywódcy Europy z zadowoleniem przyjęli przywództwo USA, wierząc (nierozsądnie), że Amerykanie zawsze będą bronić ich interesów i staną w ich obronie w razie potrzeby.

Przez długi czas ten krzepiący mit dawał radę się utrzymać. Dlatego przywódcy Europy mogli śmiało oczekiwać, że najnowsza strategia bezpieczeństwa narodowego USA będzie jedynie powtórzeniem tej samej doktryny.

Ale mylili się. Czasy się zmieniły. Podobnie jak koncepcja Waszyngtonu dotycząca własnego bezpieczeństwa narodowego.

Błędne założenia

Ten nowy dokument, odzwierciedlający oficjalne stanowisko amerykańskiego prezydenta i jego administracji, był czymś, czego do niedawna żaden z nich nie spodziewał się zobaczyć.

Zdają sobie sprawę, że pod powierzchnią [polityki] Stanów Zjednoczonych zachodzi głęboka zmiana. Coraz więcej osób podchodzi sceptycznie do amerykańskiej polityki zagranicznej prowadzonej w ciągu ostatnich 80 lat.

Rośnie niechęć wobec marnowania amerykańskich zasobów w niekończących się wojnach i zagranicznych przygodach. A wiadomości o korupcji na Ukrainie, które zaczynają przedostawać się do amerykańskich mediów, tylko potęgują podejrzenia i gniew.

Wszystko to napędza żądanie zmian w polityce zagranicznej USA. Ma to głębokie implikacje dla Europy. Przez co najmniej ostatnie 30 lat, od zakończenia zimnej wojny, główne rządy europejskie opierały swoją politykę na dwóch założeniach. Po pierwsze, istnienie „zbiorowego Zachodu” – wspólnego przedsięwzięcia, w którym Stany Zjednoczone są wiodącym partnerem, ale w którym wszystkie europejskie rządy i elity europejskie mają wspólny interes.

Drugim założeniem było to, że nie ma ograniczeń dla potęgi amerykańskiej, że Stany Zjednoczone mogą osiągnąć każdy wybrany przez siebie cel. Teraz, jednym pociągnięciem pióra, wszystkie te święte iluzje zostały bezceremonialnie wyrzucone do kosza historii.

I wtem, Stany Zjednoczone, dalekie od przychylnego nastawienia do rządów i przywódców Europy, coraz częściej postrzegają ich nie jako sojuszników i przyjaciół, ale jako przeciwników, a nawet wrogów.

To naprawdę szokująca sytuacja! Ale teraz na horyzoncie pojawiają się jeszcze bardziej groźne i przerażające wydarzenia.

Rola Ameryki w świecie

Wszystko to należy postrzegać jako tło dla dokumentu, który wywołał tak ogromne poruszenie, a którego przyczyny stały się teraz jasne.

Obecny dokument nie jest podobny do żadnego poprzedniego dokumentu, który pojawił się w Waszyngtonie od zakończenia II wojny światowej. Sprowadza się on do całkowitej rewizji roli Ameryki w świecie.

Donald Trump zrozumiał, że potęga Ameryki nie jest nieograniczona. Niedawne doświadczenia w Iraku i Afganistanie były tego wyraźnym dowodem. Teraz ta sama teza jest jeszcze wyraźniej formułowana na polach bitewnych Ukrainy.

zelensky Image UK Government Wikimedia Commons

Ukraina przegrała wojnę. Ameryka ani nikt inny nie może nic na to poradzić / Zdjęcie: Rząd Wielkiej Brytanii, Wikimedia Commons

W końcu został zmuszony do zmierzenia się z rzeczywistością. A rzeczywistość jest bardzo jasna. Ukraina przegrała wojnę. Ameryka ani nikt inny nie może nic na to poradzić.

Teraz wzywa Amerykę do porzucenia dążeń do dominacji nad światem. Podstawowym interesem bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych nie jest już dominacja nad całym światem, ale przede wszystkim wzmocnienie kontroli nad całą półkulą zachodnią, od Grenlandii po Ziemię Ognistą.

Jest to „wkład Trumpa” („Trump Corollary”, przyp. tłum)  do doktryny Monroe’a. Jego głównym celem jest usunięcie obcych elementów z kontynentu – aby półkula zachodnia była wolna od wrogich najazdów zagranicznych lub przejęcia kluczowych aktywów. Oznacza to przede wszystkim Chiny.

W ostatecznym rozrachunku sprowadza się to do pokazania nagiej siły, mającej na celu zmuszenie wszystkich rządów na południe od Rio Grande do podporządkowania się dominacji Stanów Zjednoczonych. Niedawne agresywne działania podjęte wobec Wenezueli są konkretnym przejawem prawdziwego znaczenia tej doktryny.

Aby osiągnąć ten cel, konieczne jest najpierw wzmocnienie Stanów Zjednoczonych pod względem militarnym, technologicznym, przemysłowym i gospodarczym. Warunkiem wstępnym jest uwolnienie USA od zbędnych zobowiązań zagranicznych, w szczególności od wojny na Ukrainie. Jak jednak odkrył, łatwiej to powiedzieć niż zrobić.

Trump wykracza poza granicę

Bezsilność Trumpa ujawniły jego ciągłe wahania, przechodzenie od jednego stanowiska do drugiego, niczym pijany człowiek zataczający się od jednej latarni do drugiej, nie mogąc odzyskać równowagi.

Po prawie roku rządów pracownicy nie widzą poprawy swojego standardu życia. Nie ma żadnych oznak ożywienia gospodarczego. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że Stany Zjednoczone zmierzają w kierunku recesji – o ile już się ona nie rozpoczęła.

Już teraz jego zwolennicy z ruchu MAGA stają się niecierpliwi z powodu braku postępów na kilku różnych frontach. Jego polityka zagraniczna jest pełna kolejnych porażek.

A poczucie porażki potęguje absurdalna retoryka i bezsensowne przechwałki prezydenta, tworzące wielkie iluzje, które kończą się jeszcze większym rozczarowaniem.

Trumpa można krytykować za wiele rzeczy. W szczególności jego znajomość dyplomacji jest wyjątkowo słaba. Umiejętności, które nabył dzięki doświadczeniu na nowojorskim rynku nieruchomości, najwyraźniej nie wystarczyły, aby poprowadzić go przez zdradliwe bagno stosunków międzynarodowych.

Poleganie na własnym instynkcie zamiast na zimnej, racjonalnej kalkulacji utorowało drogę do kolejnych błędów. W dziedzinie dyplomacji nie przypomina raczej słonia w składzie porcelany, ale raczej pijanego nosorożca, szarżującego w tę i z powrotem, nie osiągając żadnego ze swoich celów.

Jego ekstrawaganckie przechwałki dotyczące zawarcia pokoju okazują się pustą retoryką. Twierdzi, że położył kres wojnie w Strefie Gazy i że teraz nastąpi boom inwestycyjny, który zapewni dobrobyt wszystkim w świecie pokoju i szczęścia.

Jednak wydarzenia pokazują, że tak zwane porozumienie w Strefie Gazy wisi na włosku. Netanjahu nie chce pokoju i odmawia wycofania swoich sił z zniszczonych ruin tej nieszczęśliwej ziemi. Z drugiej strony Hamas odmawia rozbrojenia, ponieważ nie ma ochoty zgadzać się na samobójstwo.

Również w innych częściach świata inicjatywy pokojowe Trumpa nie odniosły większego sukcesu. Po krótkiej przerwie wznowiono działania wojenne między Kambodżą a Tajlandią, a obie strony atakują się rakietami i ostrzałem artyleryjskim.

I pomimo niedawnego rozgłosu w mediach, prawda jest taka, że jego plany pokojowe na Ukrainie jak dotąd nie przyniosły żadnych rezultatów.

Było to nieuniknione od samego początku, ponieważ jego negocjacje opierały się na fałszywym założeniu – mianowicie, że możliwe jest osiągnięcie kompromisu między żądaniami Rosji a żądaniami reżimu w Kijowie.

Ameryka wydała ogromne kwoty na wsparcie reżimu Zełenskiego w Kijowie. Poważnie uszczupliła swoje zapasy broni, dostarczając ogromne ilości broni i amunicji, aby kontynuować wojnę, która obecnie jest ewidentnie przegrana. Dlatego Trump musi położyć kres wojnie na Ukrainie i musi to zrobić natychmiast, jeśli nie wcześniej.

Kryzys na Ukrainie

Po rozważeniu wszystkich opcji Donald Trump doszedł do wniosku, że główną przeszkodą na drodze do pokoju na Ukrainie jest właśnie systematyczna kampania sabotażu przeciwko jego planowi pokojowemu, prowadzona przez Zełenskiego i Europejczyków.

To założenie jest całkowicie słuszne. Zełenski nie chce pokoju. Wręcz przeciwnie, potrzebuje kontynuacji wojny, nawet jeśli musi być teraz świadomy, że jest ona przegrana. Kontynuacja bezsensownego konfliktu będzie oznaczała śmierć tysięcy, prawdopodobnie dziesiątek tysięcy ludzi. Ale to go nie obchodzi.

Dla Zełenskiego znacznie ważniejsze od śmierci i cierpienia jego narodu jest to, że koniec wojny oznaczałby wybory, które bez wątpienia przegrałby. Oznaczałoby to koniec jego kariery politycznej i całkiem prawdopodobne oskarżenie o korupcję.

Skandal korupcyjny na Ukrainie osiągnął rozmiary epidemii. Dotyczy on ogromnych sum pieniędzy przekazanych rzekomo na cele wojenne, które ostatecznie trafiły na konta bankowe bogatych oligarchów i urzędników na Karaibach.

Jest to kolejny wyraźny sygnał rozpadu i zbliżającego się upadku. Najbliżsi współpracownicy Zełenskiego są w to zamieszani i uciekają z kraju, aby uniknąć aresztowania.

destruction Image Presidential Brigade Wikimedia Commons
Biedna, krwawiąca, zniszczona Ukraina jest na kolanach, jej armia jest systematycznie niszczona, tracone są niezliczone życia / Zdjęcie: Brygada Prezydencka, Wikimedia Commons

Ostatnią ofiarą jest jego zastępca, Andrij Borysowycz Jermak. Jednak fala skandalu nie słabnie, a jej fale zaczynają rozpryskiwać się na samego prezydenta. Nic dziwnego, że większość czasu spędza on odwiedzając swoich przyjaciół w Europie, którzy mogą mu zaoferować pewną pociechę w obliczu jego licznych problemów.

W samym środku tego kolosalnego skandalu korupcyjnego Starmer, Macron, Merz, Ursula von der Leyen i inni członkowie tej samej grupy nadal domagają się ogromnych sum pieniędzy, aby przedłużyć zbrodniczą i krwawą wojnę.

Biedna, okaleczona Ukraina jest na kolanach, jej armia jest systematycznie niszczona, bezsensownie tracone są niezliczone życia, próbując zapobiec upadkowi Donbasu, który jest teraz tylko kwestią czasu.

Ukraińscy żołnierze coraz częściej odmawiają wykonywania rozkazów, które oznaczają wysłanie ich na rzeź. Wielu dezerteruje lub poddaje się. Sto tysięcy młodych ludzi uciekło z kraju, aby uniknąć poboru do wojska.

Każdej nocy ukraińskie miasta są niszczone przez ataki ponad 500 rosyjskich dronów i rakiet, przed którymi nie ma prawie żadnej obrony. System energetyczny został zniszczony, w wyniku czego wiele ukraińskich rodzin spędza szesnaście godzin dziennie w ciemności, bez ogrzewania i możliwości gotowania.

Nieważne! Kogo obchodzi, że ludzie giną, a miasta są niszczone? Kogo obchodzi, że ludzie cierpią z powodu mrozów? Kogo obchodzi, że armia ukraińska jest systematycznie dziesiątkowana? Najważniejsze to walczyć dalej! Wystarczy tylko przedłużyć wojnę jeszcze trochę, a Ukraina w końcu na pewno wygra!

Stany Zjednoczone i Rosja

Przegląd bezpieczeństwa stanowi fundamentalną zmianę w stosunku Ameryki do Rosji. Nie mówi on o Rosji jako o przeciwniku lub rywalu, ale jako o kraju, z którym Stany Zjednoczone muszą przywrócić stabilność stosunków i z którym muszą współpracować w celu ustabilizowania sytuacji w Europie.

Ale dlaczego Europejczycy są tak zdeterminowani, aby sabotować wysiłki Trumpa zmierzające do negocjacji z Rosjanami? Jak wyjaśnić osobliwą obsesję (nie znajduję innego słowa) europejskich przywódców na punkcie Rosji? Dlaczego okazują jej tak intensywną nienawiść?

Na pierwszy rzut oka wydaje się to dość irracjonalne. Niezależnie od tego, co można sądzić o słuszności wojny na Ukrainie, dla wszystkich, z wyjątkiem najbardziej ślepych, jest absolutnie jasne, że Rosjanie wygrywają, a Ukraińcy przegrywają.

W tej sytuacji logicznym rozwiązaniem jest podjęcie próby wynegocjowania jakiegoś porozumienia, a to oznacza nieuchronnie rozpoczęcie negocjacji z Rosjanami, którzy są prawdziwie decydującym elementem w tej sytuacji.

Bez takich negocjacji, bez uznania uzasadnionych obaw Rosji i zaakceptowania faktu, że wszelki pokój będzie musiał być w dużej mierze zgodny z warunkami Rosji, pokój nie będzie możliwy.

Dlatego sprzeciwianie się negocjacjom między Amerykanami a Rosjanami wydaje się, delikatnie mówiąc, irracjonalne. Europejscy przywódcy demonizują Rosję, którą ogłaszają krajem, który z nigdy nie wyjaśnionych dokładnie powodów jest z natury agresywny i ekspansjonistyczny. Najwyraźniej uważają to za coś głęboko zakorzenionego w DNA Rosjan!

W tej sytuacji, jeśli Rosjanom uda się zająć Ukrainę, nieuchronnie ruszą na zachód, aż ich armie pojawią się przed Pałacem Westminsterskim, a czołgi zaparkują nad brzegiem Sekwany.

Celem ludzi z Kremla jest oczywiście podbój i zajęcie całej Europy. A jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ta dziecinna bajka jest nieustannie powtarzana nawet w gazetach, które uważają się za poważne. Fakt, że nie ma ona absolutnie żadnego uzasadnienia w rzeczywistości, jest zupełnie przypadkowy. W końcu po co pozwolić, aby fakty zepsuły dobrą historię?

W jakim stopniu ta rusofobia ma rzeczywiste podstawy? To interesujące pytanie, na które odpowiedzieć mógłby wykwalifikowany psychiatra. Oczywiście w całej tej propagandzie jest ogromna dawka cynizmu i egoistycznych kalkulacji.

Jednak w przypadku osób takich jak Kaja Kallas i Ursula von der Leyen wydaje się, że poziom ślepego fanatyzmu w ich podejściu do Rosji i wszystkiego, co rosyjskie, ma przynajmniej w pewnym stopniu podłoże patologiczne.

Istnieje jednak całkiem racjonalny powód ich pozornie irracjonalnego zachowania. Jak napisał Szekspir: „w tym szaleństwie jest metoda”.

Stany Zjednoczone informują Europejczyków, że zwycięstwo nad Rosją na Ukrainie nie jest już możliwe i że słusznym rozwiązaniem jest dążenie do stabilnych stosunków Europy z Rosją.

Wynika z tego, że celem administracji jest doprowadzenie do sytuacji, w której Stany Zjednoczone będą mogły stopniowo zmniejszać swoją obecność w Europie, koncentrując się na innych, pilniejszych i ważniejszych kwestiach, w szczególności na konflikcie z Chinami.

putin trump Image public domain
Stany Zjednoczone nie mają już ochoty kontynuować wojny na Ukrainie / Zdjęcie: domena publiczna

Oznacza to nie tylko, że Stany Zjednoczone nie mają już po prostu ochoty kontynuować wojny na Ukrainie. Kierując się własnymi interesami narodowymi, Stany Zjednoczone będą zatem musiały dążyć do pewnego zbliżenia, a przynajmniej do pewnego rodzaju stabilizacji stosunków z Rosją.

To najgorszy i najbardziej przerażający koszmar przywódców Europy. Zrobią oni wszystko, co w ich mocy, aby zapobiec realizacji tego planu. To wyjaśnia ich gorączkowe wysiłki mające na celu sabotowanie wszystkich inicjatyw Trumpa zmierzających do zakończenia wojny na Ukrainie.

W tej kwestii zawsze napotyka on ten sam nierozwiązywalny problem.

Zełenski i Europejczycy

Negocjacje między Amerykanami a Rosjanami trwają, ale jest oczywiste, że Zełenski i Europejczycy są temu przeciwni. Trump jest wyraźnie wściekły z powodu ciągłego sabotażu prowadzonego przez Ukraińców i ich europejskich sojuszników i zwiększa presję na Zełenskiego, którego obecnie atakuje publicznie.

Pozycja Zełenskiego z dnia na dzień staje się coraz słabsza i coraz bardziej nie do utrzymania. Ogromny deficyt budżetowy Ukrainy oznacza, że kraj ten jest bankrutem. A pieniądze na przyszły rok, które może zapewnić tylko Unia Europejska, zależą wyłącznie od zajęcia zamrożonych rosyjskich aktywów, czemu sprzeciwia się Belgia.

Jeśli w ciągu najbliższych kilku tygodni nie uda się znaleźć tych pieniędzy, Ukraina nie będzie miała budżetu na przyszły rok – nie będzie miała pieniędzy na prowadzenie wojny, a nawet na utrzymanie się na powierzchni.

Sytuacja osiąga punkt kulminacyjny. Co gorsza, skandal korupcyjny osiąga punkt kulminacyjny, w który zamieszanych jest wielu kluczowych zwolenników i współpracowników Zełenskiego. To tylko kwestia czasu, zanim skandal dotknie samego prezydenta.

Trump dał niezbyt subtelną wskazówkę, mówiąc, że uważa, iż przeprowadzenie wyborów na Ukrainie byłoby „dobrym pomysłem”. Zełenski, który boi się perspektywy wyborów jak diabeł święconej wody, nie spieszył się z podjęciem tej sugestii.

Ale teraz, stojąc pod ścianą, nagle mówi, że nie jest przeciwny przeprowadzeniu wyborów, o ile Amerykanie mogą „zagwarantować warunki”. Cokolwiek to znaczy!

W rzeczywistości wybory się nie odbędą. Zełenski widzi, że ziemia usuwa mu się spod nóg. Coraz więcej osób nagle wychodzi z ukrycia, aby się mu sprzeciwić – nawet niektórzy z jego własnej frakcji.

Najwyraźniej w Kijowie trwają walki o władzę. W niejasnych zakamarkach władzy dyskutują szeptem, że ich przywódca przestał być użyteczny i nadszedł czas, aby znaleźć kogoś, kto mógłby go zastąpić.

Ale to też łatwiej powiedzieć niż zrobić. Czas na usunięcie go upłynął prawdopodobnie dwanaście miesięcy temu. Jednak w ostatnim okresie podjął on kroki w celu wzmocnienia swojej władzy państwowej. Przynajmniej na razie wydaje się, że ma on silną kontrolę nad armią i służbami wywiadowczymi. Jednak w miarę jak traci poparcie Waszyngtonu, a dopływ pieniędzy zaczyna się wyczerpywać, sytuacja ta może ulec zmianie. Seria poważnych niepowodzeń na froncie może łatwo wywołać kryzys rządowy, prowadzący do upadku Wołodymyra Ołeksandrowicza Zełenskiego.

Złudzenia dotyczące Ukrainy

„Zarządzanie stosunkami Europy z Rosją będzie wymagało znacznego zaangażowania Stanów Zjednoczonych” – czytamy w dokumencie, w którym dodano, że zakończenie działań wojennych na Ukrainie leży w podstawowym interesie USA. Ton dokumentu jest niezwykle pewny siebie. Jednak jego treść jest całkowicie pusta.

W dokumencie stwierdzono, że Europa nie ma „pewności siebie” w stosunkach z Rosją. To absurdalne niedopowiedzenie. Nie chodzi o to, że europejscy przywódcy nie mają pewności siebie w kontaktach z Rosją.

Faktem jest, że w ogóle nie mają oni żadnych kontaktów z Rosją. Nie chcą żadnych relacji z Rosją, krajem, do którego żywią jawną nienawiść, strach i podejrzliwość. Przede wszystkim nie chcą, aby Stany Zjednoczone miały jakiekolwiek relacje z Rosją.

To jest główna siła napędowa wszystkich ich obecnych rozważań. Stanowi to fatalną piętę achillesową wszystkich obecnych negocjacji między Rosją a Zachodem.

Jakie są fakty?

Administracja Trumpa zaproponowała plan zakończenia wojny, którego pierwotna wersja zakładała przekazanie przez Ukrainę części terytorium pod faktyczną kontrolę Rosji.

Jednak Moskwa wielokrotnie powtarzała, że wojska ukraińskie muszą wycofać się z regionu Donbasu, w przeciwnym razie Rosja osiągnie wszystkie swoje cele siłą.

A prawda jest taka, że to Rosjanie mają teraz wszystkie karty w ręku w negocjacjach, z tego prostego powodu, że wygrywają wojnę. W związku z tym nie widzą powodu, aby iść na jakiekolwiek ustępstwa. Żadne groźby, zastraszanie ani przekupstwo nie zmienią ich zdania.

Ze swojej strony Zełenski uparcie odrzuca wszelkie sugestie dotyczące jakichkolwiek kompromisów. Opowiada się za zwycięstwem Ukrainy na polu bitwy i jest entuzjastycznie wspierany w swoim szaleństwie przez lunatyków, klaunów i półgłówków, którzy obecnie trzymają w swoich rękach losy Europy.

Od wielu miesięcy strony zachodnich gazet są pełne doniesień o dyplomatycznych przepychankach dotyczących Ukrainy. Publikuje się i analizuje szczegółowo mnóstwo anonimowych dokumentów, choć nikt nie jest w stanie powiedzieć, kto je napisał i co one oznaczają.

Każdy komentarz Donalda Trumpa, każde przypadkowe spotkanie z tym czy innym europejskim przywódcą oraz nieustanne, nużące i całkowicie bezowocne spotkania komicznie nazwanej „koalicji chętnych” są analizowane w najdrobniejszych szczegółach.

A ten niekończący się strumień pustych słów jest przedstawiany jako najwyższy przejaw współczesnej dyplomacji publiczności, która już dawno przestała zwracać na nią najmniejsza uwagę.

Natomiast prawie nic nie mówi się o rzeczywistych wydarzeniach na polu bitwy, które są dalekie od bezsensownych wybryków fikcyjnej dyplomacji. O losach wszystkich wojen nie decydują słowa, ale bomby, kule, czołgi i pociski artyleryjskie. A wykonalność lub niewykonalność wszelkich rozwiązań dyplomatycznych zależy ostatecznie od wydarzeń na polu bitwy, a nie od niczego innego.

Decydującą kwestią, która warunkuje wszystko inne, jest sytuacja na froncie, która z punktu widzenia Ukrainy pogarsza się. New York Times opublikował niedawno artykuł, w którym wskazano na załamanie się niektórych odcinków frontu. Oczywiście sytuacja szybko się pogarsza.

Prawie nic nie mówi się o rzeczywistych wydarzeniach na polu bitwy, które są dalekie od bezsensownych wybryków fikcyjnej dyplomacji / Zdjęcie: mvs.gov.ua, Wikimedia Commons

Z racjonalnego punktu widzenia Zełenski powinien teraz pilnie skontaktować się z Rosjanami, aby spróbować wynegocjować najkorzystniejsze (lub najmniej niekorzystne) warunki, jakie może uzyskać w tych okolicznościach.

Jednak Zełenski nie kieruje się żadnymi racjonalnymi względami. Nadal domaga się, aby Rosjanie – którzy wygrywają wojnę – natychmiast poddali się i oddali wszystkie zajęte terytoria (w tym Krym!) Ukraińcom, którzy ją przegrywają.

Byłby to pierwszy i jedyny przypadek w historii, kiedy armia przegrywająca wojnę dyktuje warunki zwycięzcom! To tak, jakby człowiek stojący pod ścianą z pistoletem przyłożonym do głowy, poproszony o oddanie portfela, odpowiedział: „Nie! Daj mi swój portfel!”.

Oczywiście taka osoba byłaby albo kimś, kto niedawno uciekł ze szpitala psychiatrycznego, albo człowiekiem bardzo zmęczonym życiem i pragnącym popełnić szybkie samobójstwo.

Zełenski i jego klika wydają się całkowicie stracić kontakt z rzeczywistością. Prezydent, który obecnie wykazuje wszystkie oznaki skrajnej niestabilności psychicznej, wydaje się żyć w świecie marzeń.

W obliczu narastającej groźby porażki ze wszystkich stron, on i jego naczelny wojskowy, Ołeksandr Stanisławowycz Syrski, nieustannie wydają zbrodnicze rozkazy do walczących oddziałów, które są otoczone przez przeważające siły rosyjskie, aby nie wycofywały się ani nie oddawały ani milimetra terytorium.

Wydali oni rozkazy do wielokrotnych kontrataków mających na celu zapobieżenie upadkowi Pokrowska, co doprowadziło do bezsensownej ofiary tysięcy istnień odważnych ludzi, aby ocalić miasto, którego upadek był absolutnie nieunikniony.

Takie sytuacje nie są nieznane w historii. Kiedy reżim jest skazany na zagładę, jego główni zwolennicy uciekają się do wszelkiego rodzaju szalonych złudzeń. Zamykają oczy na rzeczywistość i zamykają się w zamkniętej bańce, otoczeni służalczymi sługusami i pochlebcami.

Taki był los Adolfa Hitlera. W 1943 roku stało się jasne, że Niemcy przegrały wojnę, a Armia Czerwona ZSRR była bliska rozpoczęcia ofensywy, której nie dało się zatrzymać.

Zamiast szukać jakiegoś dyplomatycznego porozumienia z Amerykanami (jak chcieli niektórzy czołowi naziści), Hitler zaszył się w swoim berlińskim bunkrze, skąd przemieszczał fantomowe, nieistniejące dywizje i wydawał niemożliwe do wykonania rozkazy dotyczące ofensyw, które nigdy nie mogły się odbyć.

Skutkiem tego była druzgocąca porażka i zniszczenie niemieckich miast. Hitler wybrał jedyną drogę, jaka mu pozostała, i popełnił samobójstwo.

Często mówi się, że można wyciągnąć wnioski z historii. Jednak Hegel zwrócił uwagę, że każdy, kto studiował historię, mógł dojść tylko do jednego wniosku: nikt nigdy nie wyciągnął żadnych wniosków z historii.

Obecnie widzimy prawdziwość tego stwierdzenia na przykładzie Ukrainy. Naród ukraiński płaci straszliwą cenę za szalone postępowanie przywódców, a jeszcze bardziej przerażające, niemoralne, okrutne i nieludzkie zachowanie tak zwanych cywilizowanych przywódców Europy.

Upadek Pokrowska

W międzyczasie wojna trwa. Zachodnie media pełne są najbardziej przerażających przekłamań dotyczących wojny na Ukrainie. W obliczu niepowstrzymanego postępu Rosjan i nieuchronnej porażki Ukrainy gazety chowają się za gradem propagandy, starając się minimalizować postępy Rosjan i wyolbrzymiać rzekome (i często fikcyjne) historie o heroicznych kontratakach Ukraińców.

Najnowsza narracja głosi, że Rosjanie nadal osiągają jedynie niewielkie postępy. Posuwają się naprzód krok po kroku, ponosząc ogromne straty. Na tej podstawie twierdzą, że zajęcie pozostałej części Donbasu zajmie im lata. Ale nic z tego nie jest prawdą.

W rzeczywistości rosyjski postęp, który od pewnego czasu stale przyspiesza, będzie przebiegał jeszcze szybciej po upadku Pokrowska – co zachodnie media próbowały zignorować, ale było to wydarzenie o wielkim znaczeniu.

Upadek Pokrowska oznacza ważną zmianę sytuacji. Stanowi katastrofalną porażkę sił ukraińskich i otwiera poważną lukę w ukraińskiej linii obrony.

Następnie, jedno po drugim, wszystkie główne miasta Donbasu dość szybko przypadną Rosjanom. Otworzy to drogę do szybszego postępu w Zaporożu, który już się rozpoczął.

Kolejnym celem będą kluczowe miasta Słowiańsk i Kramatorsk, po których droga do Dniepru będzie otwarta.

Armia ukraińska poniosła tak ogromne straty, że obecnie boryka się z poważnym kryzysem kadrowym. Nie ma wystarczających sił, aby pokryć bardzo długą linię frontu, podczas gdy Rosjanie dysponują więcej niż wystarczającą liczbą żołnierzy, aby atakować w dowolnym miejscu.

Zmusza to Ukraińców do ciągłego przemieszczania swoich sił z jednego obszaru do drugiego, utrzymując ich w stanie ciągłej gotowości i zwiększając ich wyczerpanie.

vz Image public domain
Armia ukraińska poniosła tak ogromne straty, że obecnie boryka się z poważnym kryzysem kadrowym / Zdjęcie: domena publiczna

Liczba dezercji stale rośnie, podobnie jak liczba ukraińskich żołnierzy, którzy poddają się Rosjanom. Nawet w ukraińskiej prasie regularnie pojawiają się doniesienia odzwierciedlające niskie morale żołnierzy na froncie.

Reżim stosuje brutalne taktyki przymusu, aby zmusić mężczyzn do wstąpienia do armii. Są oni wysyłani na front, słabo uzbrojeni i z niewielkim przeszkoleniem. Nie chcąc ponosić bezsensownej śmierci w Donbasie, dezerterują przy pierwszej okazji.

Wszystkie symptomy zbliżającego się upadku ukraińskiej obrony są już widoczne. Jest to tylko kwestia czasu, zanim do niego dojdzie. Początkowe oznaki pojawiają się stopniowo, ale ostatecznie przyspieszają, aż do momentu krytycznego, w którym ilość przekształca się w jakość.

Ostateczny upadek może zatem nastąpić w dowolnym momencie i będzie nagły i nieoczekiwany, wywołując katastrofalny kryzys reżimu. Wszystko wskazuje na to, że Zełenski jest bardzo niepopularny. Jego upadek również może nastąpić nagle w dowolnym momencie.

Wszystko to jest dobrze znane poważnym obserwatorom wojny na Ukrainie. Jest to również znane administracji amerykańskiej i stanowi główny powód nagłej zmiany polityki Trumpa.

Tylko Europejczycy uparcie pozostają w stanie zaprzeczenia. Oślepieni obsesyjną identyfikacją z tak zwanym Projektem Ukraina, podobnie jak kapitan nieszczęsnego Titanica, wydają się niezdolni do rozważenia zmiany kursu.

Zainwestowali tak wiele w tę katastrofalną politykę i tak ściśle powiązali swój los z losem Zełenskiego, że nie są w stanie zmierzyć się z faktami ani spojrzeć prawdzie w oczy i wyciągnąć niezbędnych wniosków.

Czy negocjacje mogą zakończyć się sukcesem?

Jedynym, nadrzędnym i najważniejszym celem przywódców Europy jest pokrzyżowanie planów Trumpa poprzez podjęcie wszelkich możliwych działań w celu przedłużenia i rozszerzenia wojny.

Europejczycy namawiają Ukraińców, aby nie szli na żadne kompromisy i walczyli do końca. O tak! Są gotowi walczyć do ostatniego Ukraińca. Tak więc mamy to!

Ci politycy (przynajmniej większość z nich) muszą teraz zdać sobie sprawę, że wojna jest beznadziejnie przegrana, a jeśli Ukraińcy będą nadal walczyć, zakończy się to nieuchronnie całkowitym zniszczeniem Ukrainy jako suwerennego państwa narodowego.

Fakt, że twierdzą oni, iż popierają prawo Ukrainy do istnienia jako suwerennego kraju, stoi w jawnej sprzeczności z tymi działaniami. Ale nie tylko nie przejmują się tym faktem. W rzeczywistości nawet z zadowoleniem przyjęliby taki wynik.

Dałoby im to doskonały pretekst, aby powiedzieć Amerykanom: „Spójrzcie! Jesteśmy teraz w poważnym niebezpieczeństwie. Armia rosyjska posuwa się na zachód i nie zatrzyma się na granicach Polski. A to wszystko wasza wina, że nie pomogliście nam pokonać Rosjan!”.

„Teraz musicie przyjść nam z pomocą, wspierając swoich sojuszników z NATO i wchodząc w bezpośredni konflikt z Rosją”. Fakt, że doprowadziłoby to do trzeciej wojny światowej, w którą zaangażowałyby się dwie największe potęgi nuklearne na świecie, nie wydaje się ich w najmniejszym stopniu niepokoić. Nawet nie myślą o takich rzeczach. Ale przecież ci ludzie już jakiś czas temu przestali o czymkolwiek myśleć.

Rosyjskie aktywa

Wskazówką co do poziomu ich szaleństwa jest ich zachowanie w związku z zamrożonymi rosyjskimi aktywami. Początkowa decyzja o zamrożeniu miliardów rosyjskich aktywów w zachodnich bankach była od samego początku niezwykle wątpliwa z prawnego punktu widzenia.

putin Image Kremlin.ru Wikimedia Commons
Początkowa decyzja o zamrożeniu miliardów rosyjskich aktywów w zachodnich bankach była od samego początku niezwykle wątpliwa / Zdjęcie: Kremlin.ru, Wikimedia Commons

Jednak Starmer, Macron, Merz i Ursula von der Leyen domagają się obecnie podjęcia działania, które jest zdecydowanie niezgodne z prawem. Sprowadza się ono do przejęcia zamrożonych aktywów, które następnie zostaną wykorzystane jako „zabezpieczenie” nieoprocentowanej pożyczki dla Ukrainy w wysokości 140 mld euro.

Byłaby to największa kradzież w całej historii. Fakt, że jest to nic innego jak kradzież, przyznaje publicznie wiele osób, w tym rząd belgijski, Europejski Bank Centralny, MFW, City of London i Bank Anglii.

Wszystkie te organy ostrzegają przed podjęciem takich działań, które słusznie uznają za niezgodne z prawem. Wydaje się jednak jasne, że Ursula von der Leyen i jej wspólnicy nie słuchają tych ostrzeżeń.

Co niezwykłe, pomimo wszystkich ostrzeżeń, wywierają oni silną presję na Belgię, aby wycofała swoje zastrzeżenia, i zamierzają powołać się na specjalne uprawnienia nadzwyczajne, aby zmusić wszystkie państwa Europy do udziału w tej kradzieży i pełnienia roli poręczycieli skradzionych pieniędzy, które Rosjanie bez wątpienia będą chcieli odzyskać w przyszłości na drodze prawnej.

Sprowadza się to do wymuszonej pożyczki, którą będą zmuszone zaakceptować nawet te kraje, które nie zgadzają się z całym postępowaniem. Byłoby to zupełnie nowe podejście, dyktatorski środek, lekceważący wszelką istniejącą legalność i najbardziej podstawowe zasady demokracji.

Jeśli do tego dojdzie, będzie to miało katastrofalne konsekwencje dla samej Unii Europejskiej. Co więcej, stanowi to potężne uzasadnienie dla oskarżeń Amerykanów, że Europa zmierza w kierunku coraz bardziej autorytarnych i antydemokratycznych rządów.

Szczególnie trudno jest zrozumieć motywy takiego przerażająco surrealistycznego zachowania. Jaki sens ma przekazywanie miliardów euro reżimowi, który już tonie pod górą niespłaconych długów i szybko pogrąża się w bagnie korupcji sięgającej najwyższych szczebli państwa i rządu?

Gdzie podziały się wszystkie pieniądze?

Nigdy nie zadaje się pytania: kto kontroluje ogromne sumy pieniędzy przekazywane corocznie reżimowi w Kijowie? Gdzie podziały się wszystkie te pieniądze? Jak to się stało, że po otrzymaniu w ostatnich latach niezliczonych miliardów dolarów i euro Ukraina znajduje się obecnie w stanie całkowitej bankructwa, nie będąc w stanie nie tylko sfinansować wojny, ale nawet pokryć kosztów normalnego funkcjonowania rządu?

W normalnych okolicznościach żaden odpowiedzialny bank nie udzieliłby kredytu osobie lub firmie o takiej historii. Jednak w przypadku przekazywania dużych sum pieniędzy Zełenskiemu wszelka ostrożność wydaje się znikać.

Jest całkowicie oczywiste, że nawet jeśli 140 mld euro zostanie ostatecznie przekazane (co wydawało się mało prawdopodobne, ale obecnie wydaje się coraz bardziej pewne), to nie wystarczy to na więcej niż sześć miesięcy – o ile w ogóle.

Duża część tych środków będzie musiała zostać przeznaczona na spłatę jego zaległych długów. Kolejna ogromna kwota trafi na konta bankowe na Karaibach, gdzie skorumpowana banda w Kijowie gorączkowo napełnia swoje kieszenie przed ucieczką z kraju.

To, co zostanie, zostanie przejęte przez amerykańskich producentów broni, którzy obecnie oczekują zapłaty za każdą kulę i pocisk wysłany na Ukrainę.

W każdym razie żadna kwota pieniędzy ani importowana broń nie zmieni ostatecznego wyniku wojny na Ukrainie. Jeśli Rosjanie uda się zawrzeć porozumienie, które zaspokoi ich podstawowe żądania, wojna może zakończyć się bardzo szybko. Możliwość tę można jednak bezpiecznie wykluczyć.

Wszystkie wysiłki Donalda Trumpa, aby pogodzić sprzeczne interesy, nieuchronnie zakończą się niepowodzeniem. Każdy krok, jaki podejmie on w celu zawarcia porozumienia z Rosjanami, będzie sabotowany przez opozycję, nie tylko ze strony Ukraińców i Europejczyków, ale także przez zakorzenioną reakcyjną elitę, która za kulisami pociąga za sznurki władzy w Waszyngtonie.

To, co wcześniej opisaliśmy jako „głębokie państwo”, ma się dobrze w Ameryce. Nie ma dla nich znaczenia, która osoba lub partia zostanie wybrana. Za kulisami anonimowi mandaryni będą nadal sprawować kontrolę.

A ci ludzie nie są absolutnie zainteresowani ani pokojowym rozwiązaniem konfliktu na Ukrainie, ani poprawą stosunków między USA a Rosją. Donald Trump rzucił im wyzwanie. Ale oni po prostu je podniosą i odrzucą mu je w twarz.

Mogą wykorzystać całą swoją władzę i wpływy, aby zdobyć większość w Kongresie, która zablokuje i sabotuje wszystkie plany Trumpa. Mogą zmobilizować media do zorganizowania głośnej kampanii, oskarżając go o zdradę Ukrainy i sprzeciwianie się tradycyjnym wartościom Ameryki.

Czy będzie w stanie oprzeć się tej presji? Wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne. Ostatecznie negocjacje nie przyniosą żadnych rezultatów.

W każdym razie Rosjanie już wykluczyli wszystkie te możliwości. Pozostają niezwykle pewni, że wygrają wojnę, niezależnie od tego, czy Ameryka zdecyduje się wstrzymać wsparcie dla Ukrainy, czy nie.

Jedyna różnica polegać będzie na przedłużeniu wojny o kilka miesięcy, ale nie zmieni to jej wyniku. Konsekwencje przedłużenia wojny dla mieszkańców Ukrainy będą oczywiście straszne. Zginie wiele więcej osób. Miasta ulegną dalszemu zniszczeniu. I po co to wszystko?

Jednak Starmer, Macron, Merz i ich wspólnicy nie przejmują się tym wcale. Spotykają się w przytulnym otoczeniu siedziby premiera przy Downing Street 10, tysiące kilometrów od rzeźni w Donbasie, i z niezwykłą pewnością siebie informują nas, że porażka w wojnie jest lepsza niż „zły pokój”.

Jednak nieszczęśni ukraińscy żołnierze, otoczeni, przeważeni liczebnie i uzbrojeni w Donbasie, nie podzielają tego poglądu. Podobnie jak tysiące ukraińskich rodzin, drżących w ciemnościach w mroźnych temperaturach.

Ciężkie doświadczenia uczą ich, że nigdy nie było dobrej wojny ani złego pokoju. Jednak ich głos zagłuszają odgłosy wybuchów. To głos kłamców i hipokrytów dociera do mas poprzez kolumny naszej wspaniałej „wolnej prasy”.

Cynizm europejskich przywódców w kwestii Ukrainy jest absolutnie oburzający. Podobnie jak tchórzliwe milczenie ze strony tak zwanej lewicy. A przecież wszyscy ci hipokryci ośmielili się nazywać siebie „przyjaciółmi Ukrainy”!

Kategorie: Analizy